Blokada kopiowania!

piątek, 28 sierpnia 2015

~44 Wake Up Beside An Angel

Imagin dedykowany dla - MagicDreams. Mam nadzieję, że się podoba :)

*

Pierwsza kreska.
Ręka Kendalla nieco się trzęsła, a łzy stróżkami spływały po jego policzkach. Fala paniki i obrzydzenia przeszła przez jego kruche ciało, kiedy zobaczył niewielki potok krwi z płytkiego nacięcia. Nie był to dla niego nowy widok, jednak zawsze wywoływał on u niego odrazę do samego siebie. Zamiast radzić sobie z problemami po raz kolejny uległ im i pogrążył się w bólu.
Druga kreska.
Słone łzy zaczęły w bardzo powolnym tempie wysychać, choć jego ciało wciąż drżało. Kolejny raz zaszlochał, spoglądając na srebrną, teraz zakrwawioną żyletkę. Uznał ją za znak swojej bezradności, dlatego po każdej porażce brał ją w dłoń. Spojrzał w lustro i powiedział sobie prosto w twarz kilka nowych obelg, które tego dnia usłyszał, po czym znowu przyłożył ostrze do skóry.
Trzecia kreska.
Nagle poczuł, że część tych wszystkich emocji gdzieś uciekła, znalazła ujście. Poczuł się dobrze z każdą blizną i świeżą raną, do tej pory czuł w stosunku do nich jedynie wstyd i wstręt. Niewielki uśmiech wkradł się na jego twarz, chociaż nie powinien i chłopak doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Czwarta kreska.
Coraz więcej krwi plamiło koszulkę Schmidta, jednak on starał się nie zwracać na to uwagi. Starał się skupić zadawaniu sobie cierpienia, aby dać swej osobie chwilę przerwy od codziennej melancholii. Mimo iż nie chciał robić tego w ten sposób, nie znalazł innego, który by mu ulżył w takim stopniu.
Piąta kreska.
Pierwsza tak pewna, pierwsza tak głęboka.
Fala wściekle-czerwonej krwi spłynęła wzdłuż jego ręki na umywalkę. Nastolatek stracił jej na tyle dużo, że zaczęło mu się kręcić w głowie. Rzucił sobie ostatnie, nienawistne spojrzenie w lustrze i padł na kolana.
Gardził sobą, tak samo jak gardzili nim rówieśnicy. Wyzywali go, popychali, bili, śmiali się z niego. Na początku walczył, utrzymywał się na powierzchni, jednak w końcu skończył. Skutecznie go niszczyli, aż w końcu jego samoocena spadła do zera i sięgnął po metalowe ostrze.
Szósta, siódma, ósma kreska.
Z każdą z nich bolesne słowa, które kiedykolwiek usłyszał, przybierały na sile i w końcu popchnęły go do okropnej decyzji. Wydawało mu się, ze to najlepsze wyjście, oraz że jest świadomy, że nie ma od niej powrotu.
Z każdą kolejną zadawaną raną myślał tylko o tym, aby mu się udało. Jego myśli kręciły się wokół tego, że nie zniesie tych szyderczych uśmiechów, gdy wróci do szkoły i każdy będzie mówił o jego nieudanej próbie samobójczej. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ludzie otworzą oczy i zobaczą swój błąd. Właśnie dlatego za każdym razem wbijał metal coraz mocniej, głębiej. Jego głowa pulsowała od tych wszystkich głosów, które szeptały coraz nowsze obelgi na jego temat, skutecznie utwierdzając go w przekonaniu, że podjął poprawną decyzje.
Nagle przez te wszystkie szepty przebił się jeden, słodki, donośny głos, który był dla niego jak kubeł zimnej wody.
Był tak zajęty sobą, że zapomniał o Evie Nelson, osobie dla której powstrzymywał się od tej decyzji miesiącami.
Dziewczyna nawoływała przyjaciela, odrzucając od siebie wszystkie czarne scenariusze. Znała go, znała jego historie i wiedziała, że się okalecza, dlatego pośpiesznie wbiegła do jego pokoju. Nie zobaczyła go, przez co całe jej ciało ogarnął niepokój.
Szukała go, jednak przez jej głowę nawet nie przeszła myśl, że Kendall może brać ostatnie oddechy i wykrwawiać się w łazience.
Zrezygnowana usiadła na łóżku przyjaciela, a spod jej powiek uciekło kilka łez. Bała się, bardzo się bała tego, że to co właśnie działo się z nim dopiero się zdarzy.
Ocierała słone stróżki z kącików jej oczu, kiedy usłyszała cichy głos. Słaby, zmęczony szept, który ją wołał.
Weszła do łazienki i momentalnie padła na kolana. Kendall Schmidt, jej najbliższy, ukochany przyjaciel, leżał na podłodze. Jego ubrania były pokryte czerwoną cieczą, a w jego dłoni błyszczała żyletka. Nelson zrobiło się słabo. Szybko chwyciła biały ręcznik i owinęła nim nadgarstki chłopaka. Wyciągnęła z kieszeni komórkę i spanikowana zadzwoniła na pogotowie.
Kendall chciał zaprotestować. Oczami wyobraźni widział już całą szkolną elitę wyśmiewającą się z tego, że nie potrafi się pożądanie zabić i wciąż marnuje powietrze. Nie potrafił już walczyć, znosić tego i ukrywać. Nawet dla Evie, która mu pomagała, broniła go.
Jego powieki stawały się coraz cięższe. Cieszył się z tego, był przekonany, że w ten sposób odciąży wszystkich- rodziców, którzy byli zmęczeni chodzeniem do dyrektora, bo ich syn został pobity czy zamknięty w szkolnym składziku i nie mógł się obronić przed napastnikami; Evie, która w jego oczach była już zmęczona bronieniem go, choć tak wcale nie było; braci, którzy wstydzili się, że mają brata-nieudacznika.
Nelson za to próbowała nie dopuścić do tego, by odszedł. Mocniej zaciskała rozerwany ręcznik na jego rękach, delikatnie biła jego blade policzki, próbując go ocucić, patrzyła wprost w jego zielone oczy i szeptała mu jak ważny jest dla niej.
Kendall w końcu zamknął oczy, a jego serce przestało bić. Ratownicy próbowali go reanimować, a roztrzęsiona Evie patrzyła na to z boku. Pomoc nadeszła zbyt późno.


•••


Niebo było wręcz czarne od chmur, a ziemia przesiąknięta deszczem. Z czarnej kurtki Nelson spływały kropelki wody, a z porcelanowej twarzy łzy. Stała ona właśnie nad grobem najlepszego przyjaciela i obwiniała się o jego śmierć. Nastolatka beształa siebie w myślach za to, że nie weszła do łazienki wcześniej, że pozwoliła mu wierzyć w bzdury wygadywane pod jego adresem. Żałowała również, że nie zdołała mu pomóc, jak i tego, że nie powiedziała mu tych dwóch, prostych słów, którymi mogła go ocalić.
Kochała go, jednak nie potrafiła się do tego przyznać nawet przed samą sobą, a zrobiła to dopiero teraz, kiedy jego sztywne, pozbawione życia ciało, odziane w czarny garnitur leżało w drewnianej trumnie. To ją aż zniszczyło. Musiała go stracić, żeby uświadomić sobie ile dla niej znaczył.
Każdą słoną stróżkę na jej policzkach traktowała jak swój błąd, swoją porażkę, przez które w końcu najbliższy jej chłopak odebrał sobie życie.
Pierwsza to była nienawiść do samej siebie.
Nienawidziła siebie za to, że nie była przy nim tego dnia. Bo gdyby z nim była, teraz prawdopodobnie patrzyłaby w jego zielonkawe oczy, on grałby jej na gitarze po raz kolejny jedną z tych ukochanych jej piosenek, a pod jej bacznym okiem rumieniłby się, gubił słowa i chwyty oraz spuszczał głowę z zawstydzenia. Uwielbiała to w nim i pragnęła, żeby tak łatwo jak granie na instrumencie, przychodziło mu znoszenie szkolnych prześladowców, choć wiedziała, że jest to mało możliwe z jego niespotykanie wrażliwą osobowością.
Druga to był żal.
Żal, że jedynie odganiała tych jego wszystkich szkolnych prześladowców i pytała czy nic mu nie zrobili. Mimo iż mówiła mu, że jest świetnym chłopakiem, pocieszała go i przytulała, nie zdołała się przebić przez te wszystkie słowa od reszty, nie słyszał ich, gdy podcinał sobie żyły.
I tego żałowała. Wpajała sobie, że mogła mu więcej razy powiedzieć, że jest silny i da radę, zdobyć się na odwagę i powiedzieć mu „kocham cię” i być bliżej. Nie była świadoma tego, że był zbyt delikatny na to wszystko, co go spotkało i to jedynie odwlekłoby w czasie jego decyzję.
Trzecia i każda następna to były te wszystkie chwile, które spędzili razem. Wspomnienia, których było zbyt mało w pryzmacie każdego oszczerstwa, które usłyszał. Ganiła siebie w myślach za to. Całkowicie bezpodstawnie, wpierała sobie, że gdyby się postarała jego los potoczyłby się inaczej.
Rozejrzała się po osobach, które przyszły pożegnać się z Kendallem Francisem Schmidtem.
Była tam jego matka, która bezwstydnie szlochała w ramie swojego męża. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego? Dlaczego nie zauważyła tego, że jej syn się ranił, że to w szkole to nie były głupie żarty, że nie pytała go codziennie „jak w szkole” i myślała, że każdy dzieciak musi przez to przejść. Jej starsi synowie byli w tym wieku raz kochani przez dziewczyny, a raz tłuczeni na kwaśne jabłko przez szkolnych łobuzów. Liz myślała, że on również tak ma.
Byli tam jego bracia. Bardzo się powstrzymywali, by nie ronić łez, mimo iż powieka i jednemu i drugiemu niebezpiecznie drżała. Wspominali go jako nieśmiałego nastolatka, przy odpowiednich osobach duszę towarzystwa, spokojnego i rozmarzonego chłopaka i świetnego słuchacza. Potrafił wysłuchać każdego i jeśli było to potrzebne, sypał radami jak z rękawa. Kevinowi i Kennethowi nigdy nawet nie przeszło przez myśl, że ich młodszy braciszek jest nieudacznikiem. Kochali go, jak na rodzinę przystało.
Był tam również Alex, główny inicjator ataków na Kendalla. Gdy Evie go zobaczyła była bardzo zmieszana.
Z jednej strony go nienawidziła, bo to on, wraz ze swoją świtą, pozbawił życia jej aniołka. To jego - zaraz po sobie - obwiniała najbardziej o jego śmierć.
Jednak z drugiej strony cieszyła się, że przyszedł tu. Chciała, żeby zobaczył co narobił i gorzko zapłakał nad krzywdą, którą mu wyrządził.
Chłopak za to był zmieszany. Nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jego „niewinne żarty” zmieniły się w tragedię. Łzy zielonookiego traktował zawsze jako powód do śmiechu, jego słabość. A teraz sam miał ochotę płakać jak dziecko nad tym do czego się przyczynił.
Ona jednak tego nie widziała. Nie potrafiła dostrzec jego skruchy i życzyła mu, żeby któregoś dnia poniósł taką stratę.
Nie było tam nikogo więcej, co u Evie wywoływało złość.
Gdyby ci wszyscy tchórze, przez których nie żyje przyszli tu to byłoby tu dziesiątki osób - pomyślała, ocierając policzki ze słonych łez.


•••


Jej ręce niebezpiecznie drżały, tak samo jak każda inna część jej drobnego ciała. Łzy spływały po jej czerwonych policzkach, jednak było ich coraz mniej i szybko wysychały. Strach zastąpiła determinacja i odwaga, a w tamtej sytuacji były jej one bardzo potrzebne, a wręcz niezbędne.
Evie wyciągnęła z torebki małe opakowanie tabletek i przez chwilę obracała je w palcach. Wpatrywała się w etykietkę na wierzchu pudełka, myśląc nad tym co chciała zrobić. Szybko przeanalizowała wszystkie „za” i „przeciw”, po czym otworzyła tekturową paczkę.
Wzięła do ust pierwszą tabletkę.
Wciąż się bała, z trudem przeszła jej ona przez gardło, jednak nie miała zamiaru się poddać. Postawiła sobie jasny cel, do którego bardzo konsekwentnie dążyła. Wiedziała, że ta decyzja zmieni nie tylko jej życie, ale nie miała w planach wycofania się z tego nawet na krok.
Druga tabletka była dla niej łatwiejsza do połknięcia. Nieco się rozluźniła w tej absurdalnej sytuacji, chociaż w oczach ludzi, którzy byliby na jej miejscu, byłoby to co najmniej nieodpowiednie. Właśnie wydawała na siebie wyrok, którego nawet najgorsi przestępcy już nie otrzymują.
Włożyła do buzi trzecią tabletkę.
Nieprzyjemny, gorzkawy posmak rozniósł się po jej języku, więc szybko zapiła to wodą. Jeszcze nie czuła zmęczenia, powieki jej nawet nie ciążyły, więc znowu sięgnęła po blaszkę z lekiem nasennym.
Do jej ust trafiła czwarta tabletka.
Nastolatka zaczęła wspominać pierwsze spotkanie z zielonookim Schmidtem.
To było jakieś dwa lata temu, kiedy nauczyciel muzyki kazał zaśpiewać mu przed całą klasą. Chłopak speszył się i wybiegł z klasy, a ona pobiegła za nim.
Uśmiechnęła się na to wspomnienie, bo od tamtego dnia spędzali razem dość dużo czasu i go bardzo polubiła. Wręcz imponowało jej to jaki był delikatny, inny od wszystkich.
Piątą pastylkę przez chwilę trzymała w palcach. Zawahała się, przez moment bała się tego do czego dążyła. Jeszcze raz zliczyła w myślach wszystkie plusy i minusy, a wnioski, które wyciągnęła były zupełnie inne niż na początku. Przed jej oczami pojawili się rodzice Kendalla. Kathy i Kenet bardzo cierpieli, a ona w tamtej chwili dążyła do tego, aby zrobić to samo swojej rodzinie.
Gorzkie łzy znowu zaczęły spływać po jej twarzy. Zapuchniętymi oczami spojrzała na etykietę opakowania po tabletkach. Z jeszcze większym bólem wywnioskowała, że tak naprawdę dzieliło ją kilka, może kilkanaście minut od zapadnięcia w śpiączkę i zatrzymania się jej krwawiącego serca.
Uświadomiła sobie, że właśnie kończyła swoje życie i nie miała już nic do stracenia.
Włożyła do ust kolejną tabletkę. Nastolatka była już całkiem spokojna. Wsunęła się na łóżko i oparła głowę o zagłówek. Była coraz bardziej zmęczona i otępiała, co uznała za - w pewnym sensie - dobry znak.
Połknęła jeszcze dwie, albo trzy tabletki. Jej powieki zaczynały być coraz cięższe, wręcz ważyć tony, każdy oddech brała coraz wolniej, a jej ruchy ograniczały się do skurczy palców. Pozbawiona sił wypuściła z ręki opakowanie leków nasennych, które z głuchym łoskotem upadło na drewniane panele. Już po kilku minutach nie miała siły, a oddychanie sprawiało jej niemało trudności.
Była zadowolona, bo wszystko szło tak, jak pragnęła. Nie chciała czuć bólu czy cierpienia, patrzeć na krew. Chciała to zrobić bezboleśnie, a przynajmniej ograniczyć ból. I udało jej się.
Nie czuła większego strachu, nie cierpiała. Myślała tylko o tym, aby zamknąć oczy. Zasnąć i obudzić się obok aniołka, jej aniołka.

___________________



Napisanie imagina trwa kilka godzin, dni, tygodni… a napisanie komentarza nie więcej niż dwie minuty. Uszanuj moją ciężką pracę i zostaw komentarz. Dla autora to ważne jest wiedzieć, że ktoś czyta i szanuję jej pracę. Pamiętaj, że każdy komentarz to motywacja. :)

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!

18 komentarzy:

  1. Boski! Cudowna jesteś <3 Ja komentuje wszystko co udostępnisz bo tak się składa, że wszystko mi się podoba. Uwielbiam ♥

    //Tami G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny imagin! Zresztą jak każdy :)
    Popłakałam się przy jego czytaniu. Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twoje imaginy, jak żadne inne. Są świetne piszesz genialnie, i to co robisz jest niesamowite! Idealnie dobierasz słowa i zdania! Świetna praca! Genialnie!
    <3 .

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny! Popłakałam się <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny! Popłakałam się.Z niecierpliwością czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  6. Imagin smutny ale bardzo mi się spodobał. Dużo weny życzę ;** ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Imagin świetny, aż się łezka w oku kręci ��
    Powodzenia w dalszym pisaniu ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Super jeszcze raz wow 😲. Brak słów, żeby to opisać a poprzedniczki mnie uprzedziły

    OdpowiedzUsuń
  9. Rycze, przepiękny imagin :) trzeba pamiętać o takich osobach aby nie zostawali sami w swoim życiu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. cudowny, wzruszyłam się, czytając go.
    weny na dalsze imaginy x

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem co napisać.
    Dobra robota czy coś?

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG cudny �� aż się popłakałam ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Omg! *.* Popłakałam się <33
    Masz talent *-*

    OdpowiedzUsuń
  14. Płaczę
    Kocham Kendalla i proszę o więcej one shotow takich z nim ,błagam *-*
    Jesteś cudowna!!!! Pozazdrościć talentu skarbie :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Smutny, ale bardzo mi się podobał i oby takich więcej. powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie potrafisz opisywać emocje ^^

    OdpowiedzUsuń
  17. Boski,ryczę jak małe dziecko

    OdpowiedzUsuń
  18. Jeju taki smutny ale boski :')) czekam nn :))

    OdpowiedzUsuń

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.