Blokada kopiowania!

sobota, 31 października 2015

~52 Strefa P

Imagin dedykowany dla - Tami G. Mam nadzieje, że się podoba. ;3


24 sierpnia
Dwudziestoczteroletni chłopak siedział samotnie na kanapie, a w telewizji leciał przypadkowy serial. Kendall nie zwracał uwagi na to, co ogląda. Jego myśli ciągle otaczały jedną osobę i nie pozwalały mu skupić się na czymś innym. Wciąż odtwarzał sobie przed oczami uśmiech Spencer, kiedy robiąc z siebie idiotę, starał się ją rozbawić, bo miała zły dzień lub gorzej się czuła. Jej uśmiech dodawał mu chęci do dalszego życia i dalszego błaznowania. Wiedział, że dla niej jest w stanie poświęcić wszystko, nawet siebie samego.
Chwycił leżący obok laptop i szybko go uruchomił. Po krótkiej chwili wyszukiwania odpowiedniej strony, zaczął wypełniać potrzebne formularze i po pięciu minutach walczył z własnymi myślami. Jego jedna strona bardzo chciała wysłać zgłoszenie, ale druga kategorycznie tego zabraniała. Podświadomie wymieniał sobie każde za i przeciw, choć tych drugich było o wiele więcej, ale mimo tego nie umiał się powstrzymać. Lekko wcisnął przycisk, a mail został wysłany. Decyzja zapadła. Teraz już nie ma odwrotu.
– Jesteś idiotą – powiedział sam do siebie w momencie, gdy zaczął żałować czynu, który wykonał.
Wyłączając laptopa, odłożył go na poprzednie miejsce i pierwszy raz tego dnia spojrzał przed siebie. W telewizji właśnie leciał serial, do którego minutę temu wysłał zgłoszenie, a dziewczyna, która zorganizowała spotkanie, dostała mocnego kosza.
– Tak będzie ze mną. – Westchnął i wyłączył telewizor, po czym położył się i zasnął, śniąc o dziewczynie z pięknym uśmiechem i zielonymi oczami.

23 września
– Spence, zgłosiłem się do Strefy P i nakręcą ze mną odcinek – oznajmił z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym dodał: – I z tobą też. Będziesz ostatnią osobą, którą zobaczę przed randką.
– Kendall, jaka randka? – Spojrzała na niego, i mimo że na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, serce wyrażało zupełnie inne emocje.
Przez chwilę panowała cisza, a chłopak stał tyłem do Spencer i przygotowywał kanapki. Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć jej prawdę, czy ukryć fakt, że to ona będzie dziewczyną, z którą pójdzie na randkę i ostatecznie wygrała drugą opcja. Energicznie się obrócił i ścisnął usta w cienka linię, dając Spencer do zrozumienia, że nie powie ani słowa. Dziewczyna westchnęła i podeszła do niego, po czym zabrała jedną kanapkę i szybko ją nagryzła, z nadzieją, że to powstrzyma Kendalla przed odebraniem jej jedzenia.
– Jesteś dupkiem – powiedziała z pełną buzią, głośno się śmiejąc.
– Ty za to jesteś pożeraczem wszystkiego, co nie jest jeszcze gotowe. Życzę ci, żebyś miała dziś problemy gastronomiczne i, żebyś nie opuszczała łazienki. – Spencer uderzyła go lekko w ramię, gdy jego głośny śmiech rozszedł się po całym pomieszczeniu.
Oboje przeszli do salonu, gdzie włączyli na laptopie przypadkowy film. Pierwsze piętnaście minut minęło spokojnie i w całkowitej ciszy, ale Spencer wciąż zadręczała się faktem, że chłopak, którego lubi bardziej niż powinna, idzie na randkę z kimś innym. To było dla niej jak mocny cios w serce, który od razu doprowadza do śmierci... ale była tylko przyjaciółką i musiała udawać, że wszystko jest okej, i że wcale jej to nie dotknęło.
Kendall co jakiś czas spoglądał na Spence, starając się odczytać emocje, jakie w niej siedzą, ale zamiast tego dostrzegał jedynie jak bardzo skoncentrowana jest na filmie. Wiedział, że jest świetną aktorką, a talent, który w sobie skrywa nie raz podziwiał na scenie teatru, w którym pracowała, więc domyślał się, że teraz też udaje, nie chcąc, żeby Kendall poznał prawdę.
– Gapisz się – burknęła, gdy sięgając po szklankę z drinkiem, Kendall szybko odwrócił wzrok w inną stronę.
– Lubię się na ciebie gapić – odpowiedział i cicho się zaśmiał. Spencer spojrzała na niego i delikatnie pokręciła głową.
– Twoja dziewczyna nie będzie zadowolona, gdy się o tym dowie. – Odwróciła głowę, by ponownie skupić się na filmie, ale Kendall wciąż na nią spoglądał.
– Jeszcze nie jest moją dziewczyną...

15 października
Kendall od samego rana krzątał się po pokoju, zastanawiając się, jak Spencer odbierze całe to spotkanie zaaranżowane tylko i wyłącznie dla niej. Bał się odrzucenia i tego, że może zostać wyśmiany. Ale jeszcze bardziej bał się braku jakiejkolwiek reakcji. Nie wiedział, czego powinien się spodziewać. Jedyne czego był pewny to, że musi w końcu powiedzieć jej co czuje. Musi to z siebie wyrzucić, inaczej uczucia zjedzą go od środka.
Spencer powoli szła chodnikiem, kierując się w stronę domu chłopaka. Uśmiechała się do mijanych ludzi, tak jak miała to w zwyczaju. Jej długie rude włosy powiewały w tyle za każdym razem, gdy mocniej uderzył w nie wiatr. Wyglądała zwyczajnie, jak większość nastolatek w jej wieku, ale dla Kendalla wcale nie była zwyczajna. Była kimś ważnym i wyjątkowym... choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.
Energicznie zapukała w drzwi, czekając aż zjawi się chłopak i je otworzy. Szeroko się uśmiechnęła, kiedy ujrzała przyjaciela przed sobą. Miał lekko podkrążone oczy, a jego włosy wyglądały tak, jakby dopiero wstał, ale tej nocy Kendall nie przespał ani minuty. Jego myśli wciąż krążyły wokół dziewczyny, sprawiając, że czuł się teraz bardziej spięty niż powinien.
Ruchem dłoni zaprosił Spencer do środka i wspólnie usiedli w salonie. Rudowłosa uważnie przyglądała się chłopakowi, a jej serce z każdą sekundą płakało coraz bardziej, mimo że twarz wcale nie zdradzała tych emocji. Dzisiaj była tylko przyjaciółką, która przygotuje go do randki z idealną dziewczyną.
– Więc... – zaczęła mówić, jednak Kendall uniósł ku górze palec, skutecznie ją tym uciszając.
– Pomóż mi – powiedział, cicho się przy tym śmiejąc. – Wyglądam jak wyjęta z pralki koszulka. – Spencer głośno się zaśmiała i przejechała dłonią po jego włosach, które od razu właściwie się ułożyły. Kendall podszedł do lustra i z pełnym podziwu spojrzeniem powrócił do dziewczyny.
– Gdzie ją zabierzesz? – Wstała z kanapy i kierując się do kuchni z zamiarem zrobienia kawy, zatrzymała się jeszcze na chwilę w rogu, by spojrzeć na chłopaka, gdy będzie odpowiadał.
– Nad jezioro – odpowiedział, po czym spuścił głowę w dół.
Spencer od razu zrozumiała, w jakie miejsce Kendall zabierze obcą dziewczynę. Odwróciła się, żeby zamaskować smutek, który pojawił się na jej twarzy, kiedy po raz kolejny zrozumiała, że kto inny zajmie miejsce, na którym ona bardzo chciała być. Wolno przygotowywała kawę, starając się jak najbardziej unikać Kendalla, jednak on od razu pobiegł do pokoju, by przebrać się w odpowiedni strój na randkę. Kiedy przyszedł do kuchni, Spencer trzymała kubek w dłoni i brała małe łyki.
– Chyba jestem gotowy – powiedział, spoglądając na wiszący po lewej stronie zegarek.
Za oknem zaczęło robić się coraz ciemniej, co tylko bardziej denerwowało Kendalla. Wiedział, że teraz musi zrobić kolejny krok, którym będzie wyznanie Spencer prawdy i zaproszenie jej na randkę. Jego serce z każdą sekundą biło coraz bardziej, a oddech robił się nierównomierny. Najbardziej jak umiał, spowalniał wyjście z domu, ale był w pełni świadomy tego, że nie może już cofnąć czasu. To musi się wydarzyć.
– Poczekaj. – Złapał Spencer lekko za ramię, przez co dziewczyna omal nie wpadła na niego. Oboje zachichotali, ale nie był to szczery chichot. Ten był przepełniony stresem, bólem i smutkiem.
– Nie możesz kazać jej na siebie czekać – powiedziała i ponownie ruszyła przed siebie.
– Nie rozumiesz. – Dorównał jej kroku, a po chwili zatrzymał ją, tarasując dalszą drogę. – Chodzi o to, że... – rozpoczął, a po chwili ciszy dodał – Nie ma żadnej dziewczyny, kłamałem, bo...
Odwrócił głowę, nie chcąc widząc rozczarowania malującego się na twarzy Spencer. Jeszcze nigdy w życiu jej nie skłamał, a teraz nawet nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Spence chwyciła go za rękę, delikatnie ją masując. Jej oczy lekko zaszły łzami, ale nie tymi spowodowanymi przez smutek. W tej chwili jej serce wywijało fikołki, a ona ledwo powstrzymywała się przed pokazaniem prawdziwych emocji, które w niej siedziały.
– Więc po co to wszystko... Kendall, spójrz na mnie. – Dotknęła lekko jego podbródka i odwróciła twarz chłopaka tak, że ponownie patrzyli sobie w oczy.
– Pójdziesz ze mną na randkę? – Zapytał, a kiedy dostrzegł rozpromienioną twarz Spencer i nieme kiwnięcie głową, głośno odsapnął i zrozumiał, że nie było to tak trudne, jak sądził, że będzie.
Wspólnie wsiedli do czekającej na podjeździe taksówki i w milczeniu jechali w miejsce, w którym często spędzali ze sobą czas. Spencer bardzo się cieszyła, że to właśnie ona będzie jedyną dziewczyną, którą Kendall kiedykolwiek tam zabrał.
– Więc... jesteś kłamcą – stwierdziła, cicho się śmiejąc, gdy Kendall kończył wiązać opaskę na jej oczach.
Chłopak szedł obok niej, mocno trzymając ją w biodrach. Spencer co chwilę chichotała, gdy zimne palce Kendalla dotykały jej nagiej skóry na ramieniu lub szyi. Kiedy wreszcie się zatrzymali, jej dłonie od razu poderwały się do ściągnięcia opaski, jednak zręczne palce Kendalla jej to uniemożliwiły. Skrzyżowała ręce na piersi i stała, czekając na rozwój wydarzeń.
Kendall podszedł do rozłożonego na mostku koca i ze stojącego na nim koszyka wyjął szampana, starając się go otworzyć bez robienia większego hałasu. Szybko napełnił oba kieliszki i ponownie podszedł do dziewczyny, cicho szepcząc do jej ucha, że może zdjąć opaskę z oczu. Chwilę później zaczął głośno śpiewać, przez co policzki Spencer mocno się zarumieniły.
– Myślałam, że...
– Nigdy nie zapominam o twoich urodzinach – przerwał jej, zanim mogła cokolwiek powiedzieć.
Wspólnie opróżnili kieliszki do dna i przytuleni do siebie usiedli na kocu. W tym momencie nie liczyło się nic innego oprócz nich. Kendall mocno obejmował Spencer, która z uśmiechem na twarzy przyglądała się gwiazdom.
– Spełniłeś moje dwa marzenia – powiedziała, przekręcając lekko twarz w jego kierunku, by móc swobodnie przyglądać się prawemu profilowi chłopaka.
– Jakie jest drugie? – Spojrzał na nią z lekko uniesionymi brwiami.
– Randka z wyjątkowym chłopakiem – szepnęła, po czym złożyła szybkiego całusa na jego ustach.

16 października
Kendall od kilku godzin niespokojnie leżał na łóżku, podpierając głowę na skrzyżowanych rękach. Jego myśli wciąż krążyły wokół wczorajszego wieczora. Cieszył się, bo doskonale wiedział, że Spencer od tamtego momentu jest już jego dziewczyną, mimo że wcale nie zdeklarowali związku. Oboje zdawali sobie sprawę z uczuć, jakimi siebie darzą i wcale nie musieli tego sobie mówić, żeby wiedzieć, że 15 października jest pierwszym dniem ich związku.
Spencer siedziała w ogrodzie, zastanawiając się, jak wiele rzeczy ulegnie teraz zmianie. Jej relacja z Kendallem od dawna była na wyższym poziomie, a fakt, że oboje to wczoraj potwierdzili, był dla niej jak wiadomość o czymś pięknym i niespodziewanym. Cieszyła się z możliwości napisania do niego smsa, w którym słowa „Kocham Cię" nie będą znaczyły tylko przyjacielskiej miłości. Cieszyła się, bo od teraz są już tylko dla siebie, nie dla innych.

______
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!


wtorek, 27 października 2015

~51 Setback

Imagin dedykowany dla - Madzialenka. Mam nadzieję, że się podoba. ;3


*


Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że ja i Kendall Schmidt będziemy razem współpracować, najpierw bym go wyśmiała, a potem kazała puknąć się w czółko, i to nie dlatego, że go nie lubię, po prostu byliśmy z dwóch różnych światów. Nie zwracaliśmy na siebie większej uwagi, w szkole byliśmy tylko na "Cześć". On był z tej górnej warstwy społecznej, grał w szkolnej drużynie piłki nożnej, natomiast ja byłam zwykłą Brie, która nie przywiązywała zbyt wielkiej uwagi do nauki czy popularności. To z przywiązaniem do nauki zmieniło się, kiedy dostałam kolejną jedynkę z matematyki, a złośliwy uśmiech matematyczki sprawił u mnie odruch wymiotny. Dlatego niemal od razu zgodziłam się na propozycję Schmidta, który oznajmił mi, że zaraz na kolejnej lekcji włamie się do gabinetu dyrektora i poprawi nasze oceny.
– Z minuty na minutę zdaje mi się, że będziemy mieć przesrane – wyszeptałam najciszej jak tylko mogłam. Chowaliśmy się w schowku na miotły, który znajdował się na przeciw sekretariatu. Kendall który stał za mną, z całej siły napierał na mnie swoim ciałem.
– Jakby co to mów, że to był mój pomysł. Gdyby cię teraz złapali, to by cię wyrzucili, moja sytuacja nie jest taka zła jak twoja. – Jego ciepły oddech łaskotał płatek mojego ucha, kiedy dokładnie wypowiadał każde słowo. Blondyn oparł swój podbródek o moje ramię, a ja momentalnie się spięłam.
– Czy mi się zdaję, czy ty własnie się zaczerwieniłaś, Brie? – Dołeczki w jego policzkach z każdą sekundą się powiększały, a ja czułam jak coraz mocniej pieką mnie policzki.
– Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie, Schmidt – sapnęłam i zagryzłam mocno dolną wargę, kiedy drzwi od sekretariatu się otworzyły.
– Spokojnie. – Owinął ramiona wokół mojego brzucha i jeszcze bliżej przycisnął mnie do siebie. Zapach jego perfum zmieszał się z wonią tytoniu. Poczułam przyjemne ciepło, kiedy wtuliłam się jeszcze bardziej w jego umięśnioną klatkę.
– Teraz ja wchodzę do jego gabinetu, a ty czekasz na korytarzu. Jak tylko kogoś zobaczysz od razu zapukasz w szybkę, okej? – Kiwnęłam głową i otworzyłam drzwi od schowka. Dla pewności rozejrzeliśmy się po korytarzu, było pusto. Kendall wszedł do środka gabinetu i zniknął mi z oczu. Wpatrywałam się cały czas w okienko, gdy nagle poczułam jak czyjaś ręka zaciska się na moim nadgarstku, podniosłam wzrok i momentalnie zamarłam. Serce biło mi coraz szybciej, w gardle urosła wielka gula, a na czole pojawiły się pierwsze kropelki potu.
– Wpadka. – Ciarki przeszły mi po plecach, gdy usłyszała jakim tonem to wypowiedział. Przełknęłam głośno ślinę, gdy w drzwiach pojawił się zniesmaczony Kendall. Dyrektor mierzył go karcącym wzrokiem, a blondyn nie był mu dłużny i żeby dolać oliwy do ognia, wyszarpał mnie z jego uścisku.
– To moja wina, ja ją do tego zmusiłem. -  Nigdy nie widziałam Kendalla tak wkurwionego. Jedną dłonią trzymał mój nadgarstek, a drugą zaciskał w pięść, jego knykcie pobladły a oczy pociemniały.
– Nie wierzę ci, Schmidt. Kłamiesz cały czas. – Wszystkie mięśnie Kendalla się spięły, a ja z przerażeniem obserwowałam dalszy przebieg wydarzeń. Kendall może czasem bywał agresywny, ale nie jest taki głupi, żeby atakować dyrektora.
– Gówno o mnie wiesz! – Nagły wybuch blondyna spowodował, że odsunęłam się na kilka kroków. Puścił mój nadgarstek i biegiem popędził w stronę wyjścia. Okej, gdybym ja odezwała się tak do dyrektora, wyleciałabym na zbity pysk, po za tym zauważyłam, że blondyn od dłuższego czasu ma na pieńku z naszym dyrektorem. Mężczyzna przeklną pod nosem i wszedł do swojego gabinetu mocno trzaskając drzwiami. Wyciągnęłam komórkę z tylnej kieszeni spodni i spojrzałam na godzinę. Nie zdążę na lekcję, więc z nieczystym sumieniem mogę pójść śladami Schmidta. Wyszłam na dwór i mrużąc powieki, zaczęłam rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu burzy blond włosów. Zeskoczyłam po schodkach i ruszyłam na tył szkoły, gdy poczułam jak ktoś ciągnie mnie za nogę.
– Boże! – krzyknęłam, gdy zorientowałam się, że to tylko Schmidt siedzący na ziemi. Chłopak parsknął śmiechem i skrzyżował ramiona na piersi.
Kucnęłam obok niego i oprałam brodę o kolana. Przyjrzałam się jego tęczówkom, które zawsze roześmiane, teraz stały się szare i bez wyrazu. Nie było tych słodkich dołeczków w policzkach, ani tego sławnego uśmiechu, pod którym nogi się uginały. Muszę przyznać, że nigdy w życiu nie widziałam smutnego Kendalla. Nie wiedziałam za bardzo, co mam zrobić czy powiedzieć.
– Kiedy miałem siedem lat, matka odeszła ze swoim kochankiem, rok później ojciec oddał mnie pod opiekę dziadków i spieprzył.
Chciałam się odezwać, ale chłopak podniósł dłoń, żeby mnie uciszyć.
– Nie mówię tego, żebyś powiedziała jak bardzo jest ci przykro z tego powodu, bo nie jest ci wcale, nie przeżyłaś tego i nie wiesz, co ja czuję. Czułem się jak śmieć, kiedy każdy pozbywał się mnie jak jakiegoś przedmiotu, ale ja, byłem tylko dzieckiem i potrzebowałem tego pieprzonego poczucia bezpieczeństwa. – Chłód jego głosu przeciął powietrze.
– Czułam się jak gówno, kiedy zabrali mnie do domu dziecka od mojej matki dziwki i ojca ćpuna, Kendall. – Przerwałam mu. Chłopak zdziwiony spojrzał na mnie i chyba za bardzo nie wiedział, co ma powiedzieć, bo wpatrywał się tak we mnie przez dłuższą chwilę. – I nie potrzebuję twojego współczucia, Schmidt. Nie będę też się buntowała, bo życie kopnęło mnie w dupę. Zepnę się i zrobię losowi na złość, pójdę na studia, spełnię swoje marzenia i będę szczęśliwa. A na końcu wszystkim, którzy we mnie zwątpili, wystawię środkowy palec.
Chłopak dalej siedział i wpatrywał się we mnie jakby słowa, które przed chwilą wypowiedziałam do niego nie dotarły. Po chwili na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
– Jesteś taka słodka i naiwna, Brie. Dyrektor jest kochankiem mojej matki. – Zmrużyłam powieki i tak jak on przed chwilą, nie wiedziałam, co mam powiedzieć
– Mam cię w geście pocieszenia pocałować w czółko?
– W czółko? To słodkie z twojej strony. –  Chłopak pociągnął mnie za dłoń tak, że wylądowałam na jego nogach. Otworzyłam szeroko oczy, gdy przed twarzą miałam szeroki uśmiech Kendalla. Chłopak chwycił moje policzki i zachłannie wpił się w moje usta. Przegryzł moją dolną wargę, a ja poczułam milion motylków w moim podbrzuszu. Jego usta delikatnie ocierały się o moje, stan euforii ogarnął mój umysł, dreszcze obsypały moje ciało.
– Chyba wpadliśmy. – Odsunął się ode mnie, wciąż trzymając mnie za policzki.
– Lubie wpadać z tobą w kłopoty, Schmidt – szepnęłam i ponownie wpiłam się w jego usta.


_____________________

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!


piątek, 23 października 2015

~50 School Star

Blond włosy, duży biust i małe IQ. Nie przepadałam za nimi. One były okropne, ale w sumie mogłam powiedzieć, że jestem podobna. Tyle, że brunetka. Należałam do tych „fajniejszych” osób. Nie ma się czym chwalić, ale może… Każdy chciał chociaż przez chwilę z nami pogadać. To było coś. Zadawać się z najfajniejszymi dziewczynami w college’u. Sama tak nie myślałam, nie czułam się tak. Byłam całkiem inna i zdecydowanie się od nich różniłam. Tylko oni tego nie wiedzieli. Przy nich, nie byłam do końca sobą, musiałam grać. Tak, aby im zaimponować.
- Pyszna sałatka, dla mojego skarba. - Uśmiechnął się.
Zróbmy pauzę. Tak jak na filmach. Tayler Carter – mój chłopak. Wysoki brunet, kapitan szkolnej drużyny i obiekt westchnień wielu dziewczyn. Sama nie wiedziałam, dlaczego z nim jestem. Był w stosunku do mnie chamski i nie liczył się z moim zdaniem. Jednak czasami naprawdę potrafił zaskoczyć, ale tylko czasami. Jesteśmy razem już dwa lata, cholernie dużo. Wiem.
- Mówiłam ci, że chce tamtą szarlotkę. – Skrzywiłam się.
- Będziesz gruba. – Zaśmiał się. – To też jest całkiem niezłe.
I jak tu nie mieć kompleksów przez takiego idiotę? Czasami było mi cholernie przykro, ale nie mogłam liczyć na jego wsparcie. Dla Taylera liczyła się tylko dobra zabawa i to, że ma z kim się wyszaleć. A tym kimś, byłam ja, Beatrice Eaton, znana jako Tris. Dziewczyna na ostatnim roku w college’u. Dobre stopnie i świetlana przyszłość. Każdy wyobrażał mnie sobie, jako jeden wielki ideał. Niestety, nie byłam nim. Wyobrażenia innych na mój temat były, wyssane z palca. Nikt mnie dobrze nie znał, nawet mój chłopak i przyjaciółki. Tamara i Natalie. Teraz może trochę o nich. Dwie zrzędliwe suki, z drużyny cheerleaderek. Kochałam je jak siostry, ale czasami miałam ich po prostu dosyć. Jedna blondynka, a druga…też blondynka. Były do siebie bardzo podobne, ale Tamara była bardziej dojrzała. Tak sądzę. Natalie, zaś nie podobało się to, że jestem z Taylerem. Na każdym kroku dawała mi to do zrozumienia.
- Tris, w co się ubierasz? – Usłyszałam zza pleców.
- Na pewno będzie wyglądać dobrze, zresztą jak zawsze. – Ktoś udzielił odpowiedzi za mnie. I to było wkurzające.
- Podobno ma grać super zespół.
- I tak nie będzie tam lepszych ciach od nas. – Brunet się zaśmiał i przybił piątkę z Donnym. Najlepszy jego kolega i znawca kobiet. Akurat. Jego dziewczyny można liczyć na palcach i wcale nie był tak dobry jak się chwalił. Natalie przekonała się na własnej skórze.
- Tak skarbie, od ciebie na pewno. – Zaśmiałam się.
Siedzieliśmy tam jeszcze z pół godziny. Potem wsiadłam do samochodu Taylera, który odwiózł mnie do akademika. Pożegnałam się z nim i popędziłam prosto do swojego pokoju. Miałam kilka godzin, aby się ogarnąć i zrobić na bóstwo. Musiałam wyglądać najlepiej ze wszystkich. W końcu to ostatnia impreza z tymi ludźmi. Wczoraj był koniec roku, a dzisiaj każdy musiał zaszaleć. Pokazać prawdziwego siebie i zrobić coś tak, aby każdy go zapamiętał.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać strony internetowe. Inne dziewczyny pewnie już panikowały, że lakier na paznokciach im nie wyschnie. Zaś ja nie miałam, tego problemu. Chciałam się odprężyć i zacząć się szykować w odpowiednim czasie.

****
Szorty, czarny crop top, rozpuszczone włosy i lekki makijaż. Nic nadzwyczajnego. Przed samym wyjściem nałożyłam czerwone lity i mogłam iść. Do akademika przyszedł po mnie Carter. Jak zawsze uprzejmie mnie przywitał, ale czepiał się mojego mało skąpego ubrania. No cóż, nie zamierzam wyglądać jak dziwka.
- Tyler! – Brunet podbiegł do gospodarza imprezy, a ja zaczęłam się z niego śmiać. Wyglądał jak jakaś małpka. – I oczywiście, Tris. Miło was widzieć.
- Pójdę poszukać dziewczyn. – Cmoknęłam go w policzek i odeszłam. Nie miałam zamiaru słuchać jego rozmów na temat tych wszystkich gorących lasek na tej imprezie. Wszystkie wyglądały tak samo. Większość z nich miała na sobie tylko bikini.
Złapałam za pierwszego lepszego drinka i ruszyłam w tłum. Każdy na mnie spoglądał i mierzył mnie wzrokiem. Nikt nie raczył nawet podejść i cokolwiek powiedzieć.
Stanęłam na balkonie i zaczęłam obserwować każdego po kolei. Bawili się jak w jakiejś dziczy. Każdy miał na swojej twarzy pełny uśmiech. W niektórych miejscach siedziały pary i bezczelnie się obmacywały. Norma.
- Nie wyglądasz na taką, co nie ma przyjaciół. – Odwróciłam się, a przede mną stanął tajemniczy chłopak. Roztrzepane blond włosy i cudowny uśmiech. Nigdy wcześniej go nie widziałam.
- A na jaką wyglądam? – Uśmiechnęłam się.
- Dziewczyna, która potrafi się zabawić. – Mrugnął. – Jestem Kendall, a ty pewnie Beatrica.
- Skąd znasz moje imię? – Trochę się zdziwiłam.
- Po prostu znam. – Oparł się o balustradę i bacznie obserwował wszystko dookoła. – Jesteś typem dziewczyny, która jest marzeniem każdego faceta. Nie widzisz, jak na ciebie patrzą?
- Może i widzę. Tylko, że mam chłopaka.
- Ahh… tak. – Zaśmiał się. – Tayler. Co u niego słychać? Dalej jest taki chamski?
- Wiesz co, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. – Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w stronę kuchni. Tam ostatnio widziałam mojego chłopaka i to właśnie do niego chciałam teraz iść.
- Zaczekaj. – Złapał mnie za nadgarstek. – Oboje dobrze wiemy jaki on jest. Więc nie rozumiem twojego zachowania.
- A ja nie rozumiem twojego. Nie znasz mnie, ani Taylera.
- Jak poznasz jego przeszłość to pogadamy. – Parsknął. – Powiedz mu tylko, że… - Urwał. – Albo sam mu to powiem.
- Tayler! – Zaczął się drzeć. – Gdzie jesteś dupku?!
- Co ty do cholery robisz? – Pisnęłam. – Jesteś jakiś nienormalny.  
- Chce cię tylko uratować, przed największym błędem twojego życia.
- Co ty pieprzysz? – Zmrużyłam oczy. – Jakim błędem?!
Gapił się na mnie z poczuciem winy. Nie miałam pojęcia kim jest i dlaczego tu przyszedł. Staliśmy na środku wielkiego salonu, a ludzie zaczęli coś między sobą szeptać. Nie dziwiłam się, to była idealna okazja do plotkowania.
- Schmidt?! – Odwróciłam się w drugą stronę. Tayler stał z butelką piwa i gapił się na nieznajomego. Jednak sądząc po jego przywitaniu, musiał go znać. Tylko skąd?
- Cześć! – Na twarzy Kendalla pojawił się wielki uśmiech. – Jak tam twoje życie seksualne? Dalej tak ponętne jak kilka miesięcy temu?
- Zamknij się. – Brunet wysyczał przez zęby. – Spadaj stąd!
- Ohh… nie chcesz o tym mówić? – Zaśmiał się. – Może opowiesz wszystkim, to co mówiłeś nam we Włoszech?
- Jeszcze jedno słowo… - Urwał.
- A co? Powiesz swojej dziewczynie jak ją bardzo kochasz? Jak to byłeś jej wierny?
- Tayler? – Szepnęłam. – O czym on mówi?
Staliśmy w takim kółku. Nasza trójka i pełno ludzi dookoła. Serce biło mi jak oszalałe, a sama nie wiedziałam co mam zrobić. To była cholernie dziwna sytuacja. Oni gadali cały czas i wiedzieli o czym mówią. Zaś ja, stałam jak ten kołek i nie miałam pojęcia, o czym prowadzą rozmowę.
Carter zaczął się rozglądać i nagle rzucił się na Kendalla. Ludzie zaczęli krzyczeć i domagać się więcej. Zaś ja próbowałam ich rozdzielić.
- Przestań! – Wrzeszczałam. – Tayler!
Blondyn upadł na stół, który się pod nim załamał. Nie wierzyłam własnym oczom. To wyglądało strasznie. Jednak on jak gdyby nigdy nic wstał i się otrzepał. Miał tylko rozwaloną wargę, ale nic poza tym.
- Powiesz jej w końcu? – Spytał. – Tris, on cię zdradził.
Stałam i wpatrywałam się w jeden punkt. Nie doznałam szoku, ani bólu. Dlaczego to w ogóle we mnie nie trafiło? Tak jakby mnie to nie obchodziło.
- Kochanie. – Zaczął się do mnie zbliżać. – Jesteś lepsza od Natalie.
- Przespałeś się z Natalie? – Spytałam z pogardą.
- Tak, ale to nie miało znaczenia. Tak jak te Włoszki. Napiłem się i jakoś samo wyszło.
- Powiedziałbyś mi… no wiesz gdyby nie Kendall? – Spojrzałam prosto w jego zakłamane oczy.
- Nie. Ale to dla twojego dobra. – Uśmiechnął się.
- Spieprzaj! – Z całej siły kopnęłam go w czułe miejsce. Zgiął się w pół i zaczął jęczeć. Zaś wszyscy gapie zaczęli bić mi brawo. To było dziwne uczucie.
- Nic ci nie jest? – Podeszłam bliżej blondyna.
- Nie. – Uśmiechnął się. - Przepraszam, że musiałaś się o tym dowiedzieć w taki sposób.
- Nie chce o tym rozmawiać. – Skrzywiłam się. – Napijesz się ze mną?
Jego odpowiedź brzmiało twierdząco. Złapał mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. Trochę mnie to zdziwiło, ale nic nie mówiłam. Szliśmy dróżką przez jakiś lasek. Zaczynałam się bać. Nie znałam Kendalla, a co jeśli miał złe zamiary? Zatrzymałam się, a on na mnie dziwnie spojrzał.
- Co jest? – Spytał.
- Mieliśmy iść się napić.
- Przecież idziemy. – Zaśmiał się. – Boisz się mnie?
- Nie. – Zaprzeczyłam. – Tylko cię nie znam, a ciągniesz mnie do jakiegoś lasu.
- Przysięgam, że cię nie zgwałcę. – Zaśmiał się.
Doszliśmy do jakiegoś domku, gdzie także odbywała się impreza. Ludzie byli tu nieźle wstawieni, a niektórzy chodzili nago. To było dosyć dziwne. Usiedliśmy na kanapie, a blondyn podał mi drinka. Nie sądziłam, że zna to miejsce.
- Jeszcze raz cię przepraszam. – Mruknął. – Głupio wyszło.
- Teraz widzę jaki z niego dupek. Zresztą Natalie też nie jest święta. – Upiłam trochę alkoholu. – Skąd widziałeś, że mnie zdradza?
- Był na jednym koncercie. Cały czas się do niej przyklejał, a potem… zresztą nie muszę kończyć.
- A tak w ogóle, skąd się znacie? – Pytałam dalej.
- Trzy lata temu spał z moją kuzynką.
- Rozumiem. – Skrzywiłam się.
- Koniec tematu. – Uśmiechnął się. – Zaczynasz nowe życie.
- Tak. Nie mam chłopaka i idę na studia. – Zaśmiałam się. – Jest co świętować.
Schmidt okazał się całkiem miłym chłopakiem. Polubiłam go od razu. Rozśmieszał mnie i nie zostawił samą nawet na chwilę. Jego oczy cały czas błyszczały, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Nie miałam pojęcia, skąd taki chłopak jak on się wziął.
- Pora na mnie. – Wstał z miejsca. – Muszę iść do pracy.
- Pracy? – Powtórzyłam. – Wypiłeś drinka. Jak zamierzasz pracować?
- Pokaże ci. – Złapał mnie za rękę i wyszliśmy z domku. Nie miałam pojęcia gdzie mnie ciągnie, ale byłam cholernie ciekawa. Zobaczyłam, jak ludzie gromadzą się na podwórku organizatora imprezy. Stali przed wielką sceną, na której stał sprzęt. Tam pewnie miał wystąpić ten cały zespół. Byłam ciekawa kto ma zagrać. Zatrzymaliśmy się przed tłumem, a Kendall kazał mi zaczekać. Zrobiłam o co prosił. Nie ruszałam się z miejsca.
- Dzięki, że przyszliście na największą imprezę w tym roku! – Rocky darł się przez mikrofon. To on odpowiadał za to wszystko, co tutaj się działo.
- Przykro mi. – Tamara mnie przytuliła i zaczęła coś gadać. Jak to sobie poradzę i znajdę kogoś, kto na mnie zasługuje.
- Już dawno powinnam z nim zerwać. – Mruknęłam.
- Tak. – Uśmiechnęła się. – Szukałam cię wcześniej, ale nie mogłam cię znaleźć.
- Byłam z Kendallem. – Moje policzki zaczęły się czerwienić. Szybko zasłoniłam je dłońmi, ale one dalej były nagrzane.
- Widzę, że to rozstanie wychodzi ci na dobre. – Zaśmiała się.
Czekałam zniecierpliwiona na Kendalla. Nie miałam pojęcia gdzie poszedł i kiedy wróci. Zostawił mnie i uciekł? Nie, to raczej nie było podobne do niego. Nawet jeśli znałam go te kilka godzin, wiedziałam, że nie mógł się tak zachować. Był naprawdę w porządku.
Zaczęła grać muzyka. Odwróciłam się w stronę sceny i zobaczyłam na niej jednego chłopaka. Gadał coś o udanej imprezie… bla, bla. Potem do niego dołączył blondyn. Zaczęłam podchodzić bliżej i dopiero wtedy dostrzegłam, kto stoi przy gitarze. Kendall. Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. A więc to była ta jego praca. Zaczęli grać, a ludzie dobrze się bawili. Razem z Tamarą zaczęłyśmy skakać i tańczyć. Atmosfera była niesamowita.
Po kilku piosenkach chłopcy zeszli ze sceny. Od razu do nich podbiegłam. Blondyn zaczął się uśmiechać i kiedy mnie zobaczył od razu mnie uściskał.
Wszyscy mieli racje. Zakończyłam felerny związek, ale na pewno tego nie żałuję. W końcu dzięki temu frajerowi poznałam Schmidta. Chłopaka z ciekawą pracą.

________________________________________
Witam wszystkich :) Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o tym blogu, bo ja jak widać nie. Przywędrowałam do was z nowym imaginem, mam nadzieję że się podoba :) x
To raczej wszystko, do zobaczenia :) xx

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!

niedziela, 18 października 2015

~49 No Matter What

Po długiej drodze ze szkoły, wreszcie dotarłam do domu. Otworzyłam drzwi i na progu wpadłam w kogoś. Spojrzałam do góry i ujrzałam kolegę mojego starszego brata, Kendalla. Moją twarz automatycznie oblał rumieniec, na co chłopak wybuchnął śmiechem. Złapał mnie za ramiona i odsunął od drzwi; kolana mimowolnie się pode mną ugięły.
- Do jutra - pożegnał kumpla. - Pa, Alex.
- H-hej - odparłam, załamującym się głosem.
Posłał mi uśmiech, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Już chciałam iść na górę, do swojego pokoju, ale brat zagrodził mi drogę. Stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi i kręcił przecząco głową. Chciałam go ominąć, lecz nie miałam takiej możliwości.
- Oj, nie ładnie, siostrzyczko - zachichotał. - Od jak dawna podkochujesz się w moim koledze?
- Spadaj! - syknęłam w odpowiedzi.
Nie miałam ochoty na kontynuowanie tej bezsensownej rozmowy; szturchnęłam brata i wbiegłam po schodach. Zamknęłam szczelnie drzwi od pokoju, żeby nie wszedł do niego żaden nieproszony gość. Wreszcie mogłam spokojnie położyć się na łóżku i odpocząć od całego dnia w szkole. Spojrzałam w sufit, lecz wcale nie poczułam ulgi. W moich myślach nieustannie krążył obraz Kendalla, uśmiechniętego, jak zawsze, od ucha do ucha.
Dlaczego nie mogłam przestać o nim myśleć?
Położyłam sobie poduszkę na twarzy, jakby to miało pomóc w oczyszczeniu umysłu. Niestety ten sposób okazał się nieskuteczny.
Niespodziewane burczenie w brzuchu przypomniało mi o tym, jak bardzo jestem głodna. Spełzłam z łóżka i, powłócząc nogami, poszłam do kuchni. Tam zastałam Dustina, siedzącego przy stole; mieszał łyżką herbatę. Ignorując go, otworzyłam lodówkę, w poszukiwaniu czegoś do jedzenia; chwyciłam pierwszy jogurt z brzegu.
- Usiądziesz ze mną? - usłyszałam.
Nie odpowiedziałam, po prostu wyszłam z kuchni i wróciłam do swojego azylu. W nawet najmniejszym stopniu nie miałam ochoty na jego złośliwe docinki.

Piątkowego wieczoru, wracałam od przyjaciółki; robiłyśmy projekt, żeby cały weekend mieć wolny. Myśl, że przez całe dwa dni mogłam robić co tylko chciałam, bardzo podnosiła mnie na duchu. Na dodatek rodzice wyjechali do ciotki, pozostawiając mnie samą z bratem.
W drodze powrotnej towarzyszył mi dobry humor, który zniknął od razu po tym, jak weszłam na ulicę, przy której stał nasz dom. Usłyszałam głośną muzykę; nie zwiastowało to nic dobrego. Wpadłam do domu z impetem, a przywitał mnie tłum obcych ludzi. Wszyscy trzymali w rękach kubki albo pizzę; wszędzie unosił się zapach alkoholu. Zaczęłam nerwowo przeszukiwać po kolei każdy pokój, w poszukiwaniu winnego. Znalazłam go, siedzącego na kanapie, w salonie. Na widok otaczających go dziewczyn, miałam odruch wymiotny.
- Co tu się, do cholery, dzieje?! - wrzasnęłam do brata, przekrzykując muzykę.
- Nie przeklinaj, młoda - odparł, a jego towarzyszki zachichotały; ciśnienie momentalnie mi podskoczyło. - Siadaj z nami, bo inaczej wkopię cię rodzicom.
Wytrzeszczyłam na niego oczy w niedowierzaniu.
- Chcesz mnie wrobić w coś, co sam zrobiłeś?
- Tak, więc siadaj.
Nie chcąc mieć później kłopotów, usiadłam posłusznie na fotelu. Miałam ochotę od razu zadzwonić do mamy i powiadomić ją o całym zajściu, ale coś mnie powstrzymywało. Wtem podeszło do mnie dwóch podpitych gości. Jeden z nich trzymał w ręku otwartą butelkę wódki, której zapach mnie obrzydzał.
- Napij się - zachęcił drugi, podsuwając mi plastikowy kubeczek.
- Nie chcę - odmówiłam bez zastanowienia.
Ten, jakby wcale nie słuchał co mówię, nalał alkoholu do pustego kubka i wcisnął mi do ręki. Wzięłam go, ale nic nie wypiłam; chciałam, żeby sobie poszli. Jak na złość, zaczęli mnie szturchać i dosłownie na siłę wlewać ciecz do ust, głośno się przy tym śmiejąc. Brat, siedząc kilka metrów dalej, kompletnie nie zwracał uwagi na to, co miało miejsce. Dopiero po chwili zdecydowałam się na odepchnięcie chłopaków, co skończyło się wielką plamą wódki na mojej koszulce i spodniach. Pierwszy wstał z podłogi i ponownie usadził mnie na fotelu, przytrzymując przy tym ramiona. Szarpałam się, ale był o wiele silniejszy, niż mogłam przypuszczać.
- Zostawcie ją - warknął ktoś poza zasięgiem mojego wzroku.
Ci, jak na zawołanie, odsunęli się ode mnie i poszli. Wtem zobaczyłam Kendalla; nie miałam pojęcia o jego obecności na tej przeklętej imprezie. Ten widok zdecydowanie mnie ucieszył, mimo że miałam na sobie wylane pół litra śmierdzącego alkoholu. Chłopak pomógł mi wstać z fotela.
- Dzięki - bąknęłam, nie wiedząc co więcej mogę powiedzieć.
- Nie ma sprawy - odparł, szczerząc zęby. - To frajerzy...
- Zauważyłam.
- Nie chcesz się przebrać? - zapytał, patrząc na poplamioną koszulkę.
Skinęłam głową, po czym od razu ruszyłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Słyszałam za sobą jego kroki; nie protestowałam. Gdy otworzyłam drzwi, odetchnęłam z ulgą, gdyż nikt nie przesiadywał w mojej sypialni. Zaczęłam grzebać w szafie, w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Wzięłam pierwszy lepszy kolorowy T-shirt i od razu się przebrałam. Kiedy się odwróciłam i gdy ponownie zobaczyłam Kendalla, poczułam rumieńce na twarzy. Bez krępacji, usiadł wygodnie na moim łóżku, rozglądając się po pokoju. Podążałam za jego wzrokiem, wciąż stojąc w miejscu jak słup soli. Po chwili spojrzałam na niego; wyglądał jakby piękniej, niż zazwyczaj. Może to światło nocy tak działało, ale nie byłam do końca pewna jak to wytłumaczyć. Nieśmiało podeszłam bliżej i usiadłam na skraju łóżka. Dopiero wtedy poczułam, bijący od niego, zapach piwa oraz dostrzegłam wypieki na jego policzkach.
- Ładnie tu masz - powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ah, dzięki.
Nagle przestał błądzić wzrokiem po pomieszczeniu i spojrzał mi prosto w oczy. Pierwszy raz w życiu widziałam go z taką poważną miną, której nie towarzyszył szeroki uśmiech. Naszła mnie niekontrolowana ochota pocałowania go. Zapewne bym to zrobiła, gdyby ktoś mi nie przeszkodził.
- Gdzie jest łazienka? - zapytała dziewczyna, niespodziewanie wchodząc do pokoju.
- Na dole - syknęłam.
Uśmiechnęła się, zamykając za sobą drzwi. Zacisnęłam zęby w złości. Wtem Kendall wstał z łóżka i ruszył w stronę wyjścia.
- Zbieram się - oznajmił. - Jestem zmęczony. Do zobaczenia.
- Dobranoc - odparłam bezwiednie.
Wyszedł, pozostawiając mnie samą.
Cholera z tym wszystkim.
Położyłam się i wtuliłam twarz w poduszkę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Po wyjściu ze szkoły, ujrzałam Kendalla, opartego o murek. Stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi i ewidentnie kogoś szukał. Przeczesywał wzrokiem tłum ludzi, a gdy nagle zobaczył mnie, zaczął iść przed siebie. Błagałam w myślach, żeby mnie ominął i poszedł dalej, do kogoś innego. Niestety odległość między nami się zmniejszała, a serce biło mi coraz szybciej.
- Co tu robisz? - zapytałam, kiedy się zatrzymał.
- Pomyślałem, że sprawdzę jak się masz - odpowiedział. - Nie chciałbym, żeby znowu ktoś cię do czegoś zmuszał.
- Dzięki, ale dam sobie radę.
Wolałam wracać sama; obawiałam się, że zaczniemy rozmawiać na jakieś poważne tematy albo palnę jakąś głupotę. Prosiłam w myślach, aby mnie zostawił, ale on był nadzwyczaj uparty.
- Dobrze, więc cię odprowadzę - dodał, ignorując moje słowa.
Przez pewien czas szliśmy w milczeniu, co było dość krępujące, przynajmniej dla mnie. Natomiast Kendall nie wyglądał na zawstydzonego. Zerkałam na niego co chwilę.
Cholera. To na pewno wygląda żałośnie. Na dodatek, ta cisza mnie dobijała.
Nagle Kendall westchnął ciężko, jakby się do czegoś przygotowywał. Z nadzieją, czekałam, aż w końcu coś powie.
- Alex? - zaczął.
- Tak?
Wtem złapał mnie za nadgarstek, przez co, mogłam uważnie przyjrzeć się jego oczom. Mogłam przysiąc, że słyszałam bicie serca, lecz tym razem nie swojego.
- Pewnie uznasz mnie za wariata, ale muszę ci to powiedzieć - kontynuował, a ja nie miałam odwagi, by mu przeszkodzić. - Twój brat mnie za to zabije.
- Za co? - dociekałam; wciąż nie rozumiałam o co chodzi. - Co takiego?
Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Wyglądał jakby w środku toczył walkę z samym sobą. Wstrzymałam oddech, oczekując na to, co powie dalej, lecz nic już nie mówił. Puścił moją rękę, po czym przeczesał palcami włosy. Marzyłam o tym, żeby choć na chwilę móc czytać w myślach.
Zastanawiałam się, co zrobił takiego, że mój brat miałby go pozbawić życia. Nie wyglądał na kryminalistę; byłam zdezorientowana.
Staliśmy w miejscu, wciąż nic nie mówiąc. Czekałam.
Właśnie wtedy, Kendall stanął niebezpiecznie blisko mnie. Posłał mi wymowne spojrzenie jakbym przez to miała zrozumieć wszystko, ale nawet to nie pomogło. Wyraźnie zirytowany moim zachowaniem, bez ostrzeżenia, przelotnie mnie pocałował. Osłupiałam.
Zastanawiałam się, czy coś mu się nie pomyliło, ale nic nie wskazywało na nieporozumienie. Podziwiałam nicość, a tym razem on czekał na jakąś reakcję z mojej strony. Problem w tym, że kompletnie nie wiedziałam co zrobić, byłam zaskoczona.
- Już chyba rozumiesz... - powiedział cicho. - Teraz coś powiedz.
Kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Jedyne na co miałam ochotę to popłakać się ze szczęścia.
Zniecierpliwiony, ponownie stanął bliżej. Tym razem ujął moją twarz w dłonie i ponownie pocałował.
Byłam pewna, że śnię, więc pozwoliłam by emocje mnie poniosły. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pozwoliłam by dalej mnie całował. Dopiero po chwili, oderwaliśmy się od siebie. Na usta uśmiech wpełzał bez pytania. Zakryłam twarz w dłoniach, nie dowierzając w to, co się stało. Poczułam dłonie Kendalla na swoich biodrach. Wtuliłam twarz w jego pierś i objęłam go w pasie.
- Chyba nie muszę nic mówić - odpowiedziałam na jego prośbę.
W odpowiedzi, zaśmiał się pod nosem i zaczął głaskać moje włosy.
- Już nie musisz się niczego bać - szepnął. - Nieważne co, jestem przy tobie.
Wcale się nie bałam, ale chciałam, żeby mógł poczuć się jak bohater, bo przecież nim był. Nie potrzebowałam już niczego więcej, gdy on był przy mnie.


____
Witam po długiej przerwie na blogu! Powracam z świeżym imaginem! Mam nadzieję, że się spodoba :) Do zobaczenia wkrótce z nowym imaginem! xx

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.