Blokada kopiowania!

wtorek, 28 lipca 2015

~29 Gaystory

Imagin dedykowany dla - sh4yt


*

Przetarłem wciąż zaspane oczy, by mieć lepszy widok podczas rozglądania się po pomieszczeniu. Wydawało się, jakby wszystko było na swoim miejscu, ale wiedziałem, że coś jest nie tak... właściwie – nie wiedziałem, czułem to. Podparłem się na łokciu, myśląc, że to zapewni mi jeszcze lepszy widok, ale nic się nie zmieniło. Okno wciąż było w tym samym miejscu, rozrzucone ciuchy wciąż walały się po podłodze, a ja wciąż nie zamierzałem ich sprzątnąć. Przewrócone krzesło ani śniło o tym, by stanąć na czterech nogach. Warto też wspomnieć o w połowie zsuniętej rolecie, która w dodatku wisi krzywo, bo jej lewa strona jest zepsuta. Wszystko jest na swoim miejscu. Cały pokój wygląda tak samo jak wieczorem, gdy upity kładłem się spać.
Zrzuciłem z siebie kołdrę i powoli wygramoliłem się z łóżka. Rozciągając się, zrozumiałem, co takiego sprawiło, że mój ósmy zmysł wyjątkowo dzisiaj zamierzał się uaktywnić. Przekręciłem lekko głowę i dopiero wtedy zauważyłem, że druga strona łóżka jest pusta. Stałem chwilę w bezruchu, zastanawiając się, co zmusiło Lilly do opuszczenia ciepłej przestrzeni o szóstej rano. To ona jest tą osobą, która po upiciu śpi do południa a potem jeszcze narzeka na ból głowy. To niemożliwe, że wstała wcześniej ode mnie. Musiałaby nie być sobą.
Przeszedłem do kuchni, która ku mojemu zdziwieniu była pusta. Szybko chwyciłem pustą i w dodatku brudną szklankę, po czym zapełniłem ją przypadkowym napojem. Nie obchodziło mnie, co trafi do mojego gardła, nawet jeśli ponownie byłaby to wódka. Potrzebowałem czegoś, co zaspokoi moje pragnienie, a w tym przypadku zwykła ślina nie wystarczyła. Kiedy opróżniłem szklankę do samego dna, odstawiłem ją w poprzednie miejsce i poszedłem pod drzwi łazienki. Początkowo tylko w nie zapukałem, by oznajmić, że w ciągu dwóch sekund drzwi zostaną otworzone i już za chwilę dam malutki kroczek, dzięki któremu znajdę się w jednym pomieszczeniu z moją ukochaną. Wiedziałem, że to ostatnie miejsce, w które brunetka by się udała, więc tym większe było moje zdziwienie, gdy po otworzeniu drzwi, zastałem jedynie palące się światło i puste pomieszczenie.
– Lilly, nie podoba mi się ta zabawa – powiedziałem, wracając do pokoju.
Przez chwilę po prostu siedziałem na łóżku, zastanawiając się, co takiego ważnego sprawiło, że moja wciąż pijana dziewczyna opuściła dom. Zacząłem nawet myśleć, że wciąż śpię... popieprzony pijacki sen, ale szczypanie w ręce utwierdziło mnie w jak beznadziejnej rzeczywistości się znajduję. Z całych sił uderzyłem pięściami w stolik, potem odreagowałem kopaniem w krzesło, które od razu znalazło się po drugiej stronie pokoju. Marzyłem o tym, by je złamać, ale wiedziałem, jak zła będzie Lilly, gdy wróci i zobaczy, co zrobiłem.
Mój ósmy zmysł ponownie dał o sobie znać, gdy do moich uszu dobiegł dźwięk przychodzącej wiadomości. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu telefonu, ale znalezienie małej rzeczy w tak wielkim bałaganie jest jak mission impossible. Nawet nie pamiętam, gdzie rzuciłem go po powrocie z nocnej imprezy. Moja podświadomość zaczęła sobie ze mnie drwić, jednocześnie tworząc wizje leżącej na ulicy Lilly... w wielkiej plamie krwi, która oczywiście jest jej krwią.
Krzyknąłem opadając na kolana. W tej chwili liczyło się tylko odnalezienie telefonu. Znałem swoją dziewczynę i byłem już prawie w stu procentach pewny, że nie opuściła mieszkania sama. Ponownie usłyszałem ten sam dźwięk, tym razem był bliżej mnie. Zacząłem przerzucać ciuchy w inne miejsce. Odrzucałem wszystko, co znalazło się w zasięgu moich rąk, aż wreszcie znalazłem szukany przedmiot. Szybko odblokowałem ekran i otworzyłem okienko rozmowy... z Lilly.
~ Lilly: S.O.S.
Poczułem jak moje ręce powoli robią się gumowate. Wiedziałem, że nie napisała tego bez powodu. Wiedziałem, że musiało stać się coś poważnego, ale dziwiło mnie, jakim cudem ma przy sobie telefon. Przetarłem oczy i odczytałem kolejną wiadomość, która zmroziła krew w moich żyłach.
~ Lilly: Twojej dziewczynie nic się nie stanie, jeśli tylko Ty pojawisz się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Zasady są proste. Ty się zjawiasz, ona przeżyje. Nie będzie Cię, nie będzie jej. Zastanów się, czy chcesz ocalić jedno życie, czy dwa. Masz aż godzinę, żeby przyjść do magazynu na obrzeżach miasta. I lepiej będzie dla Ciebie, jeśli nikt się o tym nie dowie. Tik tak, czas leci.
– Pierdolony gnojek – burknąłem, czując wzrastający przypływ gniewu.
Szybko chwyciłem byle jakie spodnie i pierwszą lepszą bluzkę, nie zwracając uwagi na to, czy śmierdziały papierosami i alkoholem, czy drogimi perfumami, które niedawno Lilly postanowiła mi kupić. Wiążąc buty, rozglądałem się po pokoju w poszukiwaniu kluczyków do samochodu i ku mojemu szczęściu, leżały na samym wierzchu małej komody w korytarzu. Szybko je chwyciłem i zbiegłem w dół budynku, nie fatygując się, by zakluczyć drzwi mieszkania. Jest zbyt wcześnie, by ktokolwiek chciał się tam włamywać, a nawet jeśli jest inaczej, nie mamy nic cennego do zabrania... nawet głupiego telewizora.
W biegu nacisnąłem mały kwadratowy przycisk na pilocie od samochodu, dzięki czemu od razu wsiadłem do środka i odpaliłem silnik. Wyjeżdżając na ulicę, nie przejmowałem się tym, że ponownie nie zapiąłem pasów. Jest mi wszystko jedno co się stanie. Mogą mnie zatrzymać i spisać, ale pierw musieliby mnie złapać, co jest o wiele trudniejsze do wykonania. Jestem już przyzwyczajony do szybkiej jazdy i tym razem również jest to przydatna umiejętność.
Nie obchodziło mnie to, że kilka razy wjechałem komuś w zielone światło, gdy moje było czerwone. Liczył się czas, którego miałem coraz mniej. Dotarcie na magazyny nie jest czymś, co można zrobić równie szybko, co tosty. Otworzyłem okno, by wpuścić do pojazdu trochę świeżego powietrza. Byłem już wystarczająco wstrząśnięty faktem, że ktoś porwał moją dziewczynę, a promile alkoholu, które wciąż krążyły w moim organizmie, działały na mnie bardziej pobudzająco. Wiedziałem, że spotkanie z tym dupkiem nie będzie należało do najmilszych i skończy się lekkim pobiciem lub ewentualną darmową przejażdżką do szpitala.
~ Lilly: Jeszcze tylko dwadzieścia minut. Mam nadzieję, że nie zdążysz. Twoja dziewczyna wygląda bardzo pociągająco w samej bieliźnie... ciekawe jak wygląda bez niej.
– Pierdolony zboczeniec – warknąłem, mocniej ściskając kierownicę, gdy odczytując wiadomość, wjeżdżałem na teren magazynów.
~ Kendall: Który magazyn?
~ Lilly: Rozejrzyj się. Jest tylko jeden, który znasz.
Opuściłem samochód z lekkim mindfuckiem na twarzy. Przypomniałem sobie czasy, jak przychodziłem tu kilka lat wstecz z przyjaciółmi, by brać udział w nielegalnych wyścigach. Było to dla nas super przeżycie. Nigdy niespodziewanie nie zjawiła się policja. Wszystko było idealnie od samego początku aż do końca, a ja nie przegrałem ani jednego wyścigu, w którym brałem udział, dzięki czemu szybko zyskałem sławę wśród mieszkańców Los Angeles i oczywiście – dzięki tym wyścigom poznałem Lilly. Często się na nich pojawiała z grupką innych dziewczyn. Wyróżniała się wśród nich. Jako jedyna nie wyglądała bezczelnie. Potrafiła założyć na siebie ciuchy, które nie odsłaniały jej ciała i wciąż wyglądała idealnie. Reszta jej koleżanek musiała świecić cyckami i tyłkiem, żeby nadrobić braki w twarzy.
Spojrzałem przed siebie i automatycznie przed moimi oczami ukazał się widok pędzącego w moją stronę samochodu. Szybko odskoczyłem na bok, mając nadzieję, że to mi jakoś pomoże, ale pojazd wciąż skierowany był w moją stronę. Zacisnąłem powieki i zamrugałem kilka razy, uświadamiając sobie, że to tylko wspomnienie mojego ostatniego pobytu w tym miejscu. Przeszedłem kilka metrów i znalazłem się obok magazynu, w którym razem z Loganem naprawialiśmy swoje samochody i okazjonalnie popijaliśmy piwo. Ogarnęła mnie złość, gdy zrozumiałem, że to on może być osobą, która sprowokowała całe to popieprzone zamieszanie.
Mocnym kopnięciem w drzwi umożliwiłem sobie wejście do magazynu. Od razu zauważyłem przywiązaną do krzesła brunetkę z zaklejoną buzią. Szybko do niej podbiegłem i delikatnie zerwałem materiał z ust. Kciukami starłem cieknące z jej oczu łzy. Poczułem wielki ból. Widok, który zastałem nie należał do najlepszych. Nigdy nie sądziłem, że to moja dziewczyna znajdzie się w takiej sytuacji i to ja będę osobą, która ją odnajdzie. Czuję się jak śmieć. Nie byłem wystarczająco dobry, by ją dopilnować. Gdybym tylko mniej wypił i był bardziej czujny, nikt nigdy nie zabrałby jej z mojego łóżka.
– Henderson! – krzyknąłem, gdy wreszcie udało mi się odwiązać nogi Lilly.
Przekazałem dziewczynie kluczyki samochodu, pozwalając jej na ucieczkę. Nie chciałem, żeby była świadkiem tego, co zamierzało się wydarzyć. Miała już wystarczająco dużo przeżyć jak na jeden dzień, więc kolejne w zupełności nie są jej potrzebne. Poza tym, nie chcę, żeby moja dziewczyna widziała, jak obijam twarz człowiekowi, który jeszcze jakiś czas temu uważany był przeze mnie za przyjaciela.
– Nie sądziłem, że ci się uda.
– Nie sądziłem, że jesteś takim śmieciem – odpowiedziałem, gdy usłyszałem głos chłopaka za swoimi plecami.
Obróciłem się w jego stronę i zadałem pierwszy cios. Moja pięść uformowała się dopiero w momencie zderzenia z jego policzkiem. Cieszyłem się z bólu, jaki mu zadałem. Podziwiałem jak chłopak przyciska wnętrze swojej dłoni do miejsca, w które uderzyłem. Ponowiłem cios, tym razem dodając trochę siły i celując w nos. W ciągu kilku sekund krew zaczęła się szybko sączyć z jego nosa, a Henderson coraz bardziej się kulił, co oczywiście wykorzystałem. Mocno kopnąłem go w brzuch, sprawiając, że lekko podskoczył i opadł na kolana. Wiedziałem, że dla niego pierwszy cios był już wystarczająco mocny, ale nie zamierzałem przestać. Kopnąłem go jeszcze kilka razy, aż wreszcie jego całe ciało przygwożdżone było do podłogi. Pochyliłem się nad nim, łapiąc go za włosy. Przez chwilę przyglądałem się jego twarzy, by potem na nią splunąć, dając mu do zrozumienia, kim dla mnie jest.
– Umarłeś – powiedziałem, puszczając jego włosy. – Jesteś dla mnie trupem – dodałem po chwili.
– Kiedyś mówiłeś coś innego – wyjęczał przez zaciśnięte zęby. Spojrzałem się na niego, głośno się przy tym śmiejąc.
– Kiedyś uważałem cię za przyjaciela, teraz widzę w jak wielkim byłem błędzie. – Wstałem i powoli zacząłem podchodzić w stronę wyjścia. Chciałem jak najszybciej znaleźć się obok Lilly i zapewnić jej bezpieczeństwo... jeszcze większe niż dotychczas.
– Nie pamiętasz już jak mówiłeś, że zawsze będziesz mnie kochał, nieważne co się stanie... ty i ja! – powiedział, a raczej krzyknął, myśląc, że zwróci tym moją uwagę. Ostatni raz obróciłem się w jego stronę i przyjrzałem się jak leży w plamie krwi.
– Ty naprawdę jesteś gejem – powiedziałem, lekko się przy tym śmiejąc.
– Też nim byłeś. Przypomnij sobie, kogo całowałeś zanim poznałeś Lilly. Przypomnij sobie, kogo, kurwa, pieprzyłeś zanim ona się pojawiła.
Logan próbował skleić kilka dobrych zdań, jednocześnie chciał przy tym wstać, ale prawdopodobnie mógł mieć uszkodzone któreś z żeber, więc ból rozchodził się po jego całym ciele, uniemożliwiając mu wykonanie najmniejszej czynności. Zaśmiałem się, widząc jak wielki ma problem, jednak na dłuższą chwilę skupiłem się na wypowiedzianych przez niego słowach. Miał rację, oboje wiedzieliśmy jak było zanim poznałem Lilly, ale oboje też wiedzieliśmy i umówiliśmy się na taki układ, coś jak friends with benefits, ale między chłopakami. Nie sądziłem, że to on będzie tym, który weźmie to na poważnie.
– Nigdy więcej nie zbliżaj się ani do mnie, ani do mojej dziewczyny. W innym przypadku skończysz o wiele gorzej niż dzisiaj – powiedziałem, po czym opuściłem magazyn.
Zobaczyłem stojący wciąż w tym samym miejscu samochód i szybko udałem się w jego stronę. Dziewczyna siedziała z tyłu skulona i byłem całkiem pewny, że była zbyt roztrzęsiona, by teraz prowadzić, więc od razu wsiadłem na miejsce kierowcy i odebrałem od niej kluczyki, by jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu.


____________
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!


sobota, 25 lipca 2015

~28 ...How Much They Need Each Other

Imagin dedykowany dla - Zuza


*


“Czasami dwie osoby muszą się rozstać, aby sobie uświadomić, jak bardzo siebie potrzebują.”


Siedziałam w ogrodzie na miękkim leżaku. Na moje ciało świeciło słońce, a ja sama czułam się jak grzanka. Może to było śmieszne porównanie, ale innego nie byłam w stanie wymyśleć. Rozpoczynałam swój urlop, a to był najlepszy sposób, aby tego dokonać. Opalałam się już dwie godziny, a w moich uszach nadal rozbrzmiewała się ta sama stacja radiowa. Uwielbiałam słuchać ich audycji. Nigdy nie były nudne, a piosenki odpowiednie do mojego nastroju.
Poczułam zimną dłoń na swoim ramieniu i drgnęłam. Dobrze znana mi postać podeszła bliżej, a jej wysoka postura była cała przede mną. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a potem nachylił, aby złożyć pocałunek na moich ustach.
–  Ślicznie wyglądasz – skomplementował mnie, Zack. – Ktoś się do ciebie dobija.
–  Pewnie z pracy – westchnęłam. – Nie mam ochoty odbierać od nich telefonów, przecież jestem na urlopie.
–  Wiem, skarbie – uśmiechnął się. – Ten ktoś cały czas dzwoni i może jednak powinnaś sprawdzić.
Z wielką niechęcią wstałam z leżaka i skierowałam w stronę domu. Niektórzy ludzie nie szanowali tego, że mam wolne. Wielu z nich nie radziło sobie z obowiązkami i woleli zwalić je na mnie. Kiedy podeszłam do telefonu, on nadal dzwonił. Nie patrząc na nadawcę, od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
–  W końcu odebrałaś – usłyszałam. – Bałem się, że dostałem zły numer.  –  Kojarzyłam głos, który dochodził ze słuchawki. Znałam ta osobę, ale za nic w świecie nie mogłam skojarzać z kim rozmawiam. – Jess? Jesteś tam?
–  Tak – potwierdziłam. – Ale nie wiem, kim ty jesteś.
Usłyszałam ciche westchnięcie po drugiej stronie słuchawki, a potem ta osoba zamilkła. Moje serce biło coraz szybciej, tak jakbym bała się odpowiedzi.
–  Dustin. Dustin Belt – odpowiedział cicho.
Przed moimi oczami znalazł się wysoki chłopak, który zawsze wiedział, jak ze mną rozmawiać. To dzięki niemu nabrałam pewności siebie i to on pomagał mi w potrzebie. Dustin był moim przyjacielem odkąd pamiętam. Tylko, że to wszystko było w czasie przeszłym. Nasze drogi dawno temu się rozeszły, a wszystko, co było z nim związane odrzuciłam w zapomnienie.
–  C –  coś się stało, że dzwonisz? – Powinnam się cieszyć, że się odezwał. Jednak coś mi nie grało. Dlaczego po tylu latach dopiero dzwonił? Coś się musiało stać.
–  Właściwie to tak – przytaknął, a ja byłam coraz bardziej spanikowana. – Chodzi o Kendalla.
–  Dustin, ja…  –  Chciałam mu powiedzieć, że to nie ma znaczenia. Schmidt dla mnie nie istniał i naprawdę nie zamierzałam o nim słuchać. Jednak zanim zdążyłam wypowiedzieć się na ten temat, Belt mi przerwał i nie był najmilszy na świecie.
–  Gówno mnie obchodzi, co pomiędzy wami zaszło. Może i rozstaliście się z hukiem parę ładnych lat temu, ale powinnaś spiąć tyłek, schować dumę i mnie wysłuchać – zrobił małą przerwę, upewniając się, że jego słucham. – Kendall miał wypadek, leży teraz w śpiączce i naprawdę nie jest z nim dobrze. Jeśli cokolwiek dla ciebie kiedyś znaczył, przyjedź do szpitala. A jeśli nie… po prostu to olej.
Usłyszałam pikanie w słuchawce, które oznaczało, że rozmówca zakończył rozmowę. Usiadłam na jednym z krzeseł i nie do końca wiedziałam, co się przed chwilą stało. Krótka rozmowa, Dustin, Kendall… Nie mogłam w to uwierzyć, ale z drugiej strony musiałam coś postanowić.
Schmidt był dla mnie wszystkim, a ja dla niego. Kochaliśmy się, ale to była naiwna miłość. Oboje z nas nie wiedziało, co ich czeka i żyliśmy chwilą. Potem musieliśmy się rozejść, a to nie było łatwe. Przynajmniej, dla mnie.
–  Jessie? – Usłyszałam nad sobą głos mojego narzeczonego. – Wytłumaczyłaś im, że masz wolne?
–  Wolne?
–  No tak…  –  zmarszczył brwi. – Dzwonili z pracy, tak?
–  Ehmm, tak – skłamałam. Nie chciałam wtajemniczać go w świat, moich dawnych znajomych. To nie miało najmniejszego sensu, a poza tym to było nic nieznaczące. Teraz liczył się tylko Zack i wspólna przyszłość z nim.
–  Co się stało? Jesteś jakaś nieobecna.
–  Ja…  –  Ledwo mogłam zebrać myśli, a co dopiero mu odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić, a przed oczami miałam obraz Kendalla w szpitalnym łóżku. Tak naprawdę nie wiedziałam, co się z nim stało, ale z drugiej strony pragnęłam się dowiedzieć i sprawdzić, czy wszystko z nim dobrze. Martwiłam się o niego, a przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu kiedyś byłam w stanie oddać za niego życie, a teraz całkiem o nim zapomniałam. To było takie nie sprawiedliwe, jak czas, który jest pomiędzy nami może wszystko popsuć. Relacje z najbliższą ci osobą, stają się tylko głupim wspomnieniem, które nic nie znaczą. – Muszę jechać.
Wstałam z krzesła najszybciej, jak umiałam. Moje nogi skierowały się w stronę garderoby, a tam zaczęłam się przebierać w normalne ubrania. Moje bikini zastąpiła zwykła czarna bielizna, a na nią narzuciłam zwiewną sukienkę w kwiatki. Na stopy, założyłam biszkoptowe baleriny, a mój koński ogon zostawiłam w spokoju. Szybkim ruchem zabrałam torebkę w której były ważne dokumenty oraz wrzuciłam do niej telefon. Zack nadal stał w tym samym miejscu i bacznie mnie obserwował. Nie wyglądał na szczęśliwego, ale co ja mogłam zrobić?
–  Załatwię to z nimi i zaraz do ciebie wracam – uśmiechnęłam się.
–  Ta praca cię wykończy.
–  Obiecuję, że więcej nie odbiorę od nich telefonu – moje usta złączyły się z jego wargami. – Jak wrócę, wynagrodzę ci to.
–  I to mi się podoba – jego wargi musnęły moją skórę nad obojczykiem, a potem po raz ostatni ucałował mnie w usta. – Już nie mogę się doczekać.
Skierowałam się w stronę garażu, gdzie zaparkowany był mój samochód. Wsiadłam do białego Range Rovera i odetchnęłam z ulgą. Denerwowałam się przed drogą, ale im szybciej mogłam wyjechać, tym szybciej mogłam się z nim zobaczyć i dowiedzieć się, co się stało. Na moim nosie znalazły się pilotki, a w stacyjce przekręciłam kluczyk. Z każdą minutą jazdy, moje dłonie, drżały coraz bardziej, a serce biło coraz mocniej. Skoro nie czułam nic do niego, dlaczego powodował we mnie takie emocje? Czułam się tak, jakbym miała się spotkać z nim wtedy w barze. Byłam tak samo zdenerwowana, jak teraz. Od tamtego momentu, wszystko zaczęło się psuć. Powiedział mi o zdradzie, przez którą zwariowałam. Do tej pory nie mogę wybić sobie tego z głowy – jego ochrypniętego głosu i oczu, które unikają mojego spojrzenia. To bolało, a on nie wiedział, jak bardzo.
Zaparkowałam na szpitalnym parkingu, a sama wysiadłam zaraz po wyłączeniu silnika. Szłam chodnikiem i co chwilę wypuszczałam powietrze z moich ust. Denerwowałam się. Po otworzeniu szpitalnych drzwi, od razu poczułam nieprzyjemny zapach. Kojarzył mi się z tym miejscem aż za dobrze, a mój żołądek zaciskał się. Nienawidziłam szpitali, ale kto lubił? Chyba nie było takiej osoby. Skierowałam się w stronę wind. Z SMS – a Belta wynikało, że chłopak leży na piątym piętrze. Po otworzeniu się metalowych drzwi, nacisnęłam odpowiedni przycisk, a winda ruszyła do góry. Na całe szczęście nie zatrzymywała się na każdym piętrze, jak to miała w zwyczaju. Po kilku minutach byłam na piątym piętrze, a od razu po wyjściu z niej dostrzegłam znajomą twarz.
–  Hej – Dustin od razu podniósł się z kanapy. Wyglądał nieco inaczej niż za starych, dobrych czasów. Jego włosy nie były aż tak długie. Był wyższy niż go zapamiętałam, a jego strój był nadzwyczaj dziwny. Miał na sobie garnitur, a nie czarne porwane spodnie. – Wyglądasz… inaczej.
–  Ty też – odpowiedziałam. – Skąd ten strój?
–  Jestem adwokatem – odpowiedział poważnie. – Ale nie dzwoniłem po to, aby plotkować. Z Kendallem naprawdę nie jest dobrze, Jess.
–  Dlaczego ja? Dlaczego zadzwoniłeś akurat do mnie?
–  Kendall nie ma nikogo, prócz mnie.
–  Jak to? – zdziwiłam się. – Myślałam, że jest żonaty.
Belt pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech. Usiadł z powrotem na siedzeniu, a miejsce obok wskazał mi. Nie czekałam dłużej, tylko usiadłam obok niego.
–  Nie chce opowiadać ci o jego życiu, jeśli Kendall zechce to sam ci powie. Teraz ważniejsze jest jego zdrowie i to aby mu pomóc. – Jego dłonie złączyły się razem, a głowa opadła w dół. Dustin nie był w najlepszej formie, a ja zaczęłam to zauważać. – Jak mówiłem wcześniej, jest on w śpiączce. Miał wypadek samochodowy, a teraz nie może się wybudzić.
–  Ktoś zginął? – Spytałam bez namysłu.
–  Nie – pokręcił głową. – Kendall jechał pijany, potem wpadł w poślizg i z rozpędem wpadł na drzewo.
–  Przykro mi.
–  Jeśli ty nam nie pomożesz, to już nie wiem, co. – Wpatrywał się w jeden punkt, a jego dłonie drżały. Tak jakby miał zaraz powiedzieć coś strasznego. – Kendall do końca życia będzie kaleką.
Słowa Belta odbijały się w mojej głowie. To było nie do pojęcia… chłopak, który tętnił życiem, miał teraz to wszystko stracić i zostać przywiązany do łóżka? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co musiał czuć.
–  Kiedy zostanie wybudzony z tej śpiączki?
–  Tego nikt nie wie, dlatego chciałem, abyś przyjechała.
–  Dustin, wybacz, ale nie wiem o czym mówisz.
–  Lekarka mówiła, że trzeba z nim rozmawiać, być przy nim, aby wiedział, że ma dla kogo żyć.
–  I twoim zdaniem, mam to być ja? – Wstałam z miejsca i zaczęłam nerwowo chodzić. – Zapomniałeś jak się rozstaliśmy? Ile było przy tym bólu?
–  Jess on wciąż cię kocha.
–  Ale jakbyś nie zauważył, mam swoje życie – burknęłam pod nosem.
Dustin nawet nie odpowiedział. Po prostu wstał z miejsca i ruszył przed siebie. Otworzył wielkie szklane drzwi i nie oglądając się wszedł na inny korytarz. Domyśliłam się, że to tam pewnie leży Kendall. Czy chciałam go zobaczyć? Na to pytanie nie potrafiłam odpowiedzieć.
Usiadłam na wcześniejszym miejscu i przez chwile nie wiedziałam, co mam zrobić. Siedziałam w bezruchu i gapiłam się w pustą ścianę. Przez cały czas nie słyszałam, aby ktokolwiek tędy przechodził, czy nawet się odzywał. To tak jakby to miejsce nie miało życia.
Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co było kiedyś. Te dobre chwile z nim w roli głównej, zakłócane były tą ostatnią sprzeczką. Zachował się wtedy jak dupek, który nie ma uczuć i wszystko ma gdzieś. W tamtym momencie poczułam się zraniona, jak jeszcze nigdy dotąd. Tak naprawdę to Kendall najbardziej mnie zranił, ale też jego kochałam najmocniej i najdłużej. To było niesamowite, jak jeden człowiek może przywołać tyle uczuć. Nie tylko tych złych, ale i dobrych. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Jego uśmiech i podniecenie związane z wystawą. Cieszył się jak małe dziecko, a to tylko dlatego, że spełnił swoje marzenia. Niestety ten dzień, zmienił się w mój koszmar z którego nadal ciężko było mi się otrząsnąć. Na wystawie wszystko było w porządku, a potem pojawiła się zazdrosna o niego blondynka. Kręciła się wokół niego, chociaż wiedziała, że jest ze mną. Zostawiłam ich tylko na chwilę, a potem dowiedziałam się, że mnie zdradził. Zanim jednak dotarła do mnie ta wiadomość, ja sama doznałam szoku. Na takich imprezach trzeba było uważać na nieprzyjaznych i pijanych gości. Było ich trzech, umięśnionych i chcących się zabawić. Zgwałcili mnie, a jego nie było. On był zajęty tępą blondynką, która chciała jego uwieść. Nie trudziła się zbyt długo, udało jej się, uwiodła go.
Historia niezbyt wesoła, ale to było nic. To nie dlatego się rozstaliśmy. Żadne z nas nie przyznało się do tego, a przez cały tydzień byliśmy dla siebie jak obcy ludzie, chociaż mieszkaliśmy już pod jednym dachem. Ja płakałam po nocach, bojąc się jemu powiedzieć, on Kendall przesiadywał w kuchni. Zżerały go wyrzuty sumienia, a ja w końcu chciałam to z siebie wyrzucić. Wszystko trwało, aż do czasu, do wypadku, który zmienił nasze życie. Jego rodzice zginęli w powrocie do domu. Kiedy się dowiedział, był w szoku, ale nie płakał. Starał się zachowywać spokój, jakby to była normalna rzecz. W sumie miał racje, bo była. Każdy kiedyś musi umrzeć. Jednak on był w żałobie, a tacy ludzie potrzebują się wypłakać. Schmidt jednak tego nie zrobił, nawet ich żegnając. Nastąpiło to dopiero wieczorem, kiedy wyszła ostatnia osoba, którą zaprosił na tak zwaną „stypę”. Wyrzucił z siebie wszystko, nawet zdradę. Byłam w szoku, nie wiedziałam, dlaczego taki jest. Zaczął na mnie krzyczeć, a wszystko co leżało mu pod ręką znajdowało się na ziemi. Bałam się jego. W tamtym momencie nie wiedziałam, co mam zrobić. Kendall nigdy taki nie był, a wtedy wybuchł. Wyrzucił z siebie wszystko, co w nim siedziało, a potem powiedział coś co mnie zabolało. „Koniec z nami, już nie potrafię cię kochać. To już nie to samo.”
Od tamtej pory się nie widzieliśmy. Zabrałam swoje rzeczy, a on się temu przyglądał. Nie powiedziałam mu, że ja także cierpię. W tamtym momencie liczył się tylko on i jego ego. Może Kendall nie był świadomy tego, jak bardzo mnie zranił.
Wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam naprzeciw siebie. Znienawidziłam go, ale teraz był w potrzebie. Mogłam tu przyjść i zaraz wyjść, ale musiałam go zobaczyć. Otworzyłam wielkie drzwi, przez które wszedł Dustin i zaczęłam szukać sali na której leżał. Nie było to daleko, bo przez szklaną szybę zobaczyłam Belta. Siedział tyłem do mnie, a jego postura zasłaniała łóżko i osobę na która tam leżała. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do pomieszczenia. Serce biło mi niemiłosiernie, a ręce drżały. Moje stopy, ledwo stawiały kroki. Doszłam do łóżka, a Dustin uśmiechnął się do mnie. Jego dłoń ścisnęła moją, a ja wtedy odżyłam. Zobaczyłam chłopaka, który leżał przypięty do kilku kabli. Monitory pikały w rytm jego serca, a on sam miał zamknięte powieki. Jego ręce były pokryte tatuażami, miał kilkudniowy zarost i włosy koloru blond. Wyglądał tak niewinnie…
–  Nie mogę go tak zostawić – powiedziałam jakby do siebie. – On musi się wybudzić, Dustin.
–  Wiem – ścisnął moją dłoń. – Pomożemy mu i pokażemy, że warto.
–  Nawet jeśli nas zranił?
–  Uwierz on nie chciał – powiedział cicho. – Kendall nie mógł sobie tego wybaczyć.
–  Wyciągniemy ciebie z tego, Schmidt – skierowałam się do leżącego chłopaka. – Nawet jeśli nas zraniłeś.


*


Owinięta w ręcznik skierowałam się w stronę garderoby. Wstałam dosyć wcześnie, jak na kogoś, kto miał wolne. Musiałam być w szpitalu i porozmawiać z lekarzami. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, jakichś szczegółów. Nałożyłam czarne spodnie oraz białą bluzkę, a na stopach znalazły się czarne czółenka od Marc’o Jacobs’a. Moje włosy delikatnie spadały na plecy, a makijaż który miałam na sobie był delikatny.
Nie chciałam nikogo okłamywać, ale sam fakt, że szłam do szpitala odwiedzić Kendalla, nie spodobałby się mojemu narzeczonemu. Zack był zbyt zapracowany, a ja mogłam to wykorzystać, wychodząc.
Zanim dojechałam do szpitala, minęła godzina. W barku na dole kupiłam dwie kawy oraz coś do jedzenia. Nie wiedziałam, jak ma wyglądać moja wizyta, ani co mam robić, siedząc przy jego łóżku. Byłam pewna tylko jednego - musiałam mu pomóc.
Z każdym krokiem idąc do sali Kendalla, denerwowałam się coraz bardziej. Moje serce przyśpieszało z każdą sekundą, a ja sama nie wiedziałam, dlaczego. Zanim weszłam do środka, wzięłam głębokie wdechy i starałam się myśleć pozytywnie. W pomieszczeniu nie było nikogo. Na łóżku leżała zmiętolona kołdra, a na szafce nie było kompletnie nic. Rozejrzałam się jeszcze raz i byłam przekonana, że to właśnie tutaj leżał wczoraj Schmidt.
–  Przepraszam, kogo pani szuka? – Odwróciłam się w stronę drzwi, a starsza kobieta obserwowała mnie od góry do dołu.
–  Ja…  –  próbowałam znaleźć odpowiednie słowo. – Przyszłam do Kendalla.
–  Chłopak w śpiączce? – Spytała uprzejmie. – Przenieśli go na salę obok, jego stan się pogorszył.
–  P - pogorszył?
–  Mają wybudzać go ze śpiączki, czy coś takiego – mruknęła pod nosem. – Myślałam, że przychodzi do niego tylko ten sympatyczny chłopak.
–  Dziękuje – odpowiedziałam kobiecie i wyminęłam ją wychodząc z sali. Coraz bardziej się denerwowałam. Dlaczego Dustin do mnie nie zadzwonił i nic nie powiedział? A jeśli jego samego o niczym nie poinformowali? W pomieszczeniu obok roiło się od lekarzy, a jeden z nich był bardzo poważny. Na głowie nie miał prawie włosów, a nad jego ustami widniały siwe wąsy. Kiedy się odsunął, dostrzegłam, że stoi przy łóżku na którym leży Kendall. Wyglądał jeszcze gorzej niż poprzedniego dnia. Jego policzki były zapadnięte, a powieki nadal zamknięte. Aparatury, które były do niego podłączone cały czas pikały, a przy łóżku, stały dwa stojaki z kroplówkami. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a ja nie mogłam ich powstrzymać. Tłum ludzi zaczął wychodzić z sali Schmidta, a stary lekarz tłumaczył coś drugiemu. Domyśliłam się, że to on jest lekarzem prowadzącym. Otarłam łzy i podeszłam do niego. Musiałam się czegoś dowiedzieć.
–  Przepraszam – zawołałam. – Czy pan opiekuje się panem Schmidtem?
–  Tak – zatrzymał się. – W czym mogę pomóc?
–  W jakim on jest stanie?
–  Kim pani jest? Pan Belt mówił, że Schmidt nie ma nikogo poza nim.
–  Ja…  –  zaczęłam się jąkać. – Jestem…
–  Proszę nie zabierać mi czasu, mam dużo pracy. – Zaczął iść, a ja nie miałam pojęcia w jaki sposób mam go zatrzymać. Jednak musiałam coś wymyśleć.
–  Jestem jego byłą narzeczoną i bardzo się o niego martwię. Proszę mi pomóc.
–  Jego stan był bardzo ciężki, teraz jest lepiej. W ciągu najbliższych dni będziemy próbować go wybudzić, aby jego stan się unormował – westchnął.  –  Mam nadzieję, że chłopak z tego wyjdzie.
–  Co mogę zrobić?
–  Jedyne co pani może, to przy nim być i go wspierać. Proszę z nim rozmawiać, on wszystko słyszy, a to jest jemu potrzebne. Musi wiedzieć, że ma dla kogo walczyć – uśmiechnął się. – A teraz naprawdę muszę iść.
–  W porządku – pokiwałam głową. – Dziękuję.
Skierowałam się w stronę pomieszczenia, gdzie był Kend. Nadal leżał bez ruchu, a ja miałam nadzieję, że w ciągu tych kilku minutach odzyska przytomność. Niestety tak się nie stało. Na stoliku obok jego łóżka postawiłam dzisiejsze zakupy, a sama zajęłam miejsce na krześle. Denerwowałam się bliskością, która dzieliła mnie i niego.
–  Cześć – powiedziała ledwo słyszalnie, a moja dłoń zetknęła się z jego. Miał zimną rękę, a po moim ciele przeszły dreszcze. – Dawno się nie widzieliśmy.
Jego dotyk mnie uspokajał. Z każdą minutą moje serce biło coraz ciszej, a oddech wyrównywał się. Wzbudzał we mnie emocje o których już dawno zapomniałam.
–  Nie zasługujesz na to, aby odejść. Musisz walczyć, Kendall – szepnęłam.


*


Odwiedzałam go codziennie. Przesiadywałam na niewygodnym krześle kilka godzin dziennie i opowiadałam mu wszystko, nawet głupie sny w których bywał. Kiedy do niego mówiłam, czułam, że to nie idzie na marne. Wierzyłam, że to wszystko mu pomoże i będzie w stanie do nas wrócić.
Czułam się w tym wszystkim inaczej. Co przez to rozumiałam? Wcześniej rozpamiętywałam ten dzień w którym się rozstaliśmy. Kłótnie miały już dla mnie znaczenie i zdecydowanie za dużo o nich myślałam. Z dnia na dzień, tamte złe chwile odlatywały w niepamięć, a ja widziałam tylko przyszłość w której jest Kendall – cały i zdrowy.


*


Moje drobne ciało zwlekło się z łóżka, a powieki nadal były zamknięte. Nie miałam ochoty na jakikolwiek ruch, bo moje ciało było przemęczone. Nagie stopy zetknęły się z zimnymi panelami i robiły kroki naprzód.
–  Kochanie? – Byłam pewna, że Zack nadal śpi. – Dokąd się wymykasz? Jest niedziela.
–  Muszę odwiedzić przyjaciela – powiedziałam spokojnie. – Jest w szpitalu.
–  Jest ósma rano – mruknął. – Masz na to cały dzień, pojedziemy potem.
–  Nie, Zack. Muszę to zrobić, teraz.
–  Nie rozumiem twojego pośpiechu, Jessie.
–  Ty nigdy mnie nie zrozumiesz  –  burknęłam pod nosem.
Mój narzeczony nie wiedział o wizytach, które podejmowałam przez cały tydzień. Nie był tego świadomy, bo cały czas przesiadywał w pracy. Nie zamierzałam się jemu tłumaczyć z tego co robię, to była moja sprawa.
Zanim przekroczyłam próg szpitala minęły dwie godziny. Czułam się dziwnie, tak jakby zaraz miało się coś stać. Denerwowałam się z każdym krokiem, a widok ludzi jeszcze bardziej wyprowadzał mnie z równowagi. Byłam pewna, że niektórzy z nich patrzą się na mnie ze współczuciem, a inni chcą mnie pocieszyć. Przed salą w której leżał Kendall, siedział jego przyjaciel. Dustin miał twarz schowaną w dłonie, a jego klatka piersiowa unosiła się w dość szybkim tempie.
–  Dustin – dotknęłam jego ramienia, a on spojrzał na mnie z zapłakanymi oczyma. – Co się stało?
–  On…
Nie zdążył dokończyć. Zsunęłam się na podłogę, a sama zaczęłam płakać. Moje ciało zaczęło się trząść, a sama nie mogłam złapać oddechu.
Nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać, nie przewidziałam tego, a teraz… Teraz siedziałam i płakałam, bo jego już nie było. To nie tak miało wyglądać, nie tego chciałam. On miał być szczęśliwy.
–  Jess – Dustin kucnął obok mnie. Jego kciuki otarły łzy, ale na ich miejsce pojawiły się nowe. – Dlaczego płaczesz?
–  A dlaczego mam nie płakać? – odburknęłam. – Jak mam nie płakać, kiedy jego już nie ma?
–  Nie ma? – zmrużył brwi. – Mogę cię o coś spytać?
–  Tak – pokiwałam głową.
–  Ty go jeszcze kochasz?
Nie odpowiedziałam. Skuliłam się w kłębek, a jego słowa odbijały się w mojej głowie. Czy mogłam kochać kogoś, kto mnie tak zranił? Nie. Zakochałam się w nim kilka lat temu, kiedy wszystko wydawało się prostsze. On był moim szczęściem, a ja próbowałam uszczęśliwić jego.
–  Wiem, że coś do niego czujesz i nie wmówisz mi, że jest inaczej – usłyszałam jego głos. – A teraz idź do niego i zrób to, co podpowiada ci serce, Jess.
–  Słucham? – Zerwałam się na równe nogi. – Przecież ty…
–  Nie dałaś mi dokończyć, idiotko – na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. – Odłączyli go ze śpiączki, Kendall żyje.
–  Ty jesteś idiotą – syknęłam. – Totalnym idiotą, Dustin.
Ominęłam chłopaka i od razu skierowałam się do sali w której leżał. W tamtym momencie nie myślałam, co powiem, ani co zrobię. Po prostu weszłam do pomieszczenia, a potem moje serce znów przestało bić. W dalszym ciągu leżał na białej pościeli, ale do jego ciała przypięty był jeden monitor. Po kroplówkach nie było śladu, a on sam miał otwarte oczy. Nie wyglądał najgorzej, wręcz przeciwnie, był idealny.
–  Kendall? – Skierowałam się w jego stronę. Próbowałam zachowywać się jak najbardziej normalnie, ale to było trudne.
–  Co ty tu robisz? – Jego głos był ochrypnięty.
–  Ja…
–  Nie powinnaś tu przychodzić i na mnie patrzeć. Nie po tym, co ci zrobiłem.
–  Nie mów tak.
–  Zniszczyłem ci życie, jestem zerem. Powinnaś stad iść.
–  Kendall, nie możesz tak mówić – usiadłam obok niego. – Chce być przy tobie.
–  Nie zasłużyłem na to. – Mówiąc to nie patrzył na mnie. – Jestem złym człowiekiem. Dalej tego nie rozumiesz?
–  Patrząc na Ciebie teraz i na Ciebie wtedy, widzę dwie różne osoby. – powiedziałam spokojnie. – Wybaczyłam tobie, proszę zrób to samo i wybacz sobie.


*


Następnego dnia, razem z Dustinem czekaliśmy na lekarza, który opiekował się Kendallem. Siedzieliśmy na miękkich fotelach w jego gabinecie już dziesięć minut, a on nadal nie przychodził. Bałam się tego, co może nam powiedzieć. Oboje liczyliśmy na informacje, które będą dla niego dobre. Chcieliśmy usłyszeć, że wszystko będzie dobrze.
–  Przepraszam, że musieli państwo tyle na mnie czekać. – Drzwi otworzyły się, a do środka wszedł starszy mężczyzna. Usiadł naprzeciwko nas, a przed sobą położył teczkę na której widniało nazwisko Kendalla. Nie wyglądał na szczęśliwego, a kiedy ją otworzył jego mina zrzedła jeszcze bardziej.  –  Nie będę państwa okłamywał.
–  Co się dzieje? – Dustin spojrzał na niego przerażony.
–  Wypadek był na tyle ciężki, że nic nie możemy robić – wypuścił powietrze zgromadzone w płucach. – Pan Schmidt do końca życia będzie musiał jeździć na wózku. Przykro mi.
Jego słowa odbijały się w mojej głowie, jak piłeczka pingpongowa. Z trudem to do mnie docierało.
–  Powiedział pan już to jemu? – Spytałam cicho, a on tylko pokręcił głową.
–  Chciałem najpierw przekazać to państwu, myślę, że to wy powinniście mu to powiedzieć.
–  Przecież on się załamie – Dustin wstał ze swojego miejsca, a jego stopy zaczęły krążyć po gabinecie. – Nie zniesie tego.
– Musicie go teraz wspierać, tylko to się liczy – powiedział lekarz.
Zanim opuściliśmy jego gabinet, minęło trochę czasu. Oboje z Dustinem próbowaliśmy to przetrawić i zastanowić się, co będzie dalej. Kendall niemiał nikogo poza Beltem, a teraz jeszcze mną. Mógł na mnie liczyć w każdej sytuacji, a zwłaszcza teraz. Zamierzałam mu pomóc i nie ważne były tego konsekwencje. Schmidt był dla mnie kimś ważnym, a ja nie mogłam go tak po prostu zostawić.
Oboje z Dustinem postanowiliśmy, że powiemy mu razem. Żadne z nas nie chciało zrzucać tak wielkiej odpowiedzialności na drugiego. Weszliśmy do Sali w której leżał Kendall i usiedliśmy po jednej stronie łóżka. Na jego twarzy po raz kolejny panował mrok, którego nawet nie próbował zamaskować.
–  Gadaliście z lekarzem? – Spytał spokojnie.
–  Tak – potwierdziłam.
–  Będę kaleką, prawda?
Tego się nie spodziewaliśmy. Oboje z Dustinem byliśmy zdziwieni pytaniem Schmidta, ale on tylko odwrócił wzrok od naszej dwójki i zamknął oczy.
–  Domyśliłem się… nie czuje nóg – powiedział, uprzedzając moje pytanie.
–  Wszystko będzie dobrze, stary – Dustin starał się go pocieszyć, ale ten nawet na niego nie spojrzał. Był skupiony na białej jak aksamit ścianie.
–  Nic kurwa nie będzie – powiedział cicho. – Możecie wyjść.
–  Kendall – moja dłoń zetknęła się z jego.
–  Zwłaszcza ty – burknął. – Idźcie sobie i zostawcie mnie samego.
Dustin nie zawahał się ani trochę i w ciągu kilku sekund usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Nie zamierzałam zrobić tego i odejść. Nie tym razem. Nadal siedziałam na krześle, a moje myśli błądziły w przeszłości. Widziałam przed sobą uśmiechniętego chłopaka, który potem mnie rozkochał.
–  Dlaczego nie idziesz? Nie słyszałaś, że chce zostać sam?
–  Nie zamierzam nigdzie odchodzić – mruknęłam. – Będę z tobą, czy to ci się podoba, czy nie.
–  Ty nic nie rozumiesz.
–  Rozumiem to, że jest ci cholernie źle. Nie wiesz, co masz ze sobą zrobić i cholernie tęsknisz – westchnęłam. – Tylko, że musisz wiedzieć, że życie toczy się dalej, a tobie podarowano drugą szansę z której nie wiem co, musisz skorzystać.
–  Zostawiłem ciebie wtedy, a oni… oni cię zgwałcili – powiedział cicho. – Dobrze się bawiłem, a ty cierpiałaś. Mogłem coś zrobić, mogłem…
–  Proszę nie rozmawiajmy o tym.
–  Dalej nie mogę sobie tego wybaczyć. To co się wtedy stało boli mnie najbardziej. Wtedy straciłem ciebie na zawsze, a to boli do dziś.
–  Nie żywię do ciebie urazy – szepnęłam. – Już nie.


*


–  Przyniosłam ci świeże drożdżówki i kawę, twoją ulubioną. – Weszłam do Sali w której siedział Kendall. Na jego twarzy widniał mały uśmiech, a nad łóżkiem stał stojak z kroplówką, którą dostawał.
–  Pamiętasz jaką pije kawę?
–  Uhm… tak – pokiwałam głową i podałam mu gorący kubek. – Jak się czujesz?
–  Niedawno skończyłem rehabilitacje, a teraz dostałem dawkę witamin – wskazał na kroplówkę, która była pełna. – Jeszcze kilka tygodni ćwiczeń i wypuszczą mnie do domu.
–  To świetnie – uśmiechnęłam się.
–  Mogę zadać ci pytanie?
–  Tak.
–  Masz kogoś?
–  Nazywa się Zack i jest moim narzeczonym – mówiąc to, moje serce świrowało. Biło tak szybko, jakby mnie przed czymś ostrzegało. Spojrzałam na Kendalla, a na jego twarzy wymalowany był ten specyficzny uśmieszek. – No co?
–  Wie, że codziennie przychodzisz do mnie do szpitala?
–  Nie.
–  Okłamujesz go.
–  Nie musi wszystkiego wiedzieć.
–  Tego bym nie powiedziała – upiłam łyk kawy. – Dlaczego cię to tak interesuje?
–  Bo będąc z tak wspaniałą dziewczyną nie pozwoliłbym jej przesiadywać w szpitalu z byłym chłopakiem.
–  To brzmi dziwnie jeśli mówisz, że jesteś moim EX.
–  Sama prawda – odpowiedział. – Poza tym nie jesteśmy zwykłymi EX. Łączyło nas coś wielkiego.
–  Chcesz drożdżówkę, Kendall? – Podałam mu papierową torbę z jedzeniem, a on wybrał jedną drożdżówkę z dżemem. Spojrzał na moje trzęsące się dłonie, a sam starał się powstrzymać uśmiech, który panował na jego twarzy.
–  Nie zmieniaj tematu, Jess.
–  Wcale nie zmieniam – burknęłam. – Po prostu to nie jest odpowiedni czas, aby o tym rozmawiać.
–  A kiedy będzie? Nigdy nie wiesz, kiedy umrzesz.
–  Przestań o tym mówić – wywróciłam oczami. – Po prostu o tym zapomnijmy.
–  Mam zapomnieć o tym, że to wszystko, co było, dalej coś dla mnie znaczy? Mam zapomnieć o tych wszystkich chwilach spędzonych razem i o tym, że kochałem cię jak głupek? Nie, Jess. Nigdy o tym nie zaponę.
Opuściłam pomieszczenie ze łzami w oczach. Nie mogłam tego słuchać, nie po tym wszystkim. Usiadłam na kanapie i próbowałam się pozbierać. Tylko, że to nie było takie proste jak się mogło wydawać. Myślałam o nim, przez ten cały czas. Mogłam sobie wmawiać, że Kendall nic dla mnie nie znaczy, ale tak naprawdę to było jedno wielkie kłamstwo.
–  Jess?  –  Obok mnie znalazł się Dustin. W jednym ręku trzymał kubek z kawą, a drugą dłoń zbliżył ku mojej twarzy. Czułam jak wyciera łzy, które wydostały się z moich oczu. – Nie płacz, proszę.
–  Byłam głupia – powiedziałam cicho. – Powinnam trzymać się od niego z daleko, a ja pozwoliłam sobie na zbyt wiele i się w nim zakochałam.
–  Teraz jest dla ciebie obojętny?
–  Nie – spuściłam głowę w dół. – I w tym problem.
–  Kochasz go – stwierdził. – A on ciebie.
–  Dustin, ja nie mogę go kochać – szepnęłam ze łzami w oczach.
–  Dlaczego?
–  Nie umiem – spojrzałam na niego. – Nie umiem się w nim już zakochać.
–  Nie zakochałaś się w nim raz na zawsze. Zakochujesz się za każdym razem, kiedy go widzisz – uśmiechnął się. – Wiem to, Jess.
–  Muszę pobyć sama.
Wstałam z miejsca i udałam się w stronę schodów. Nie miałam zamiaru czekać na windę, a nie chciałam ani minuty dłużej spędzać w towarzystwie Dustina. Potrzebowałam pobyć sama, bez nich wszystkich.
Kiedy trzy godziny później, weszłam do domu, poczułam się dziwnie. W mojej głowie zawirowało, a ja poczułam się jakbym miała zaraz upaść na podłogę. Jedną ręką, przetrzymałam się ściany i zaczęłam nerwowo oddychać. Za chwilę miałam zrobić coś, czego nie spodziewałam się nawet po sobie. Jednak po przeanalizowaniu tego wszystkiego, wiedziałam czego chcę. A tym nie był wspaniały dom, narzeczony i cholerne wyrzuty sumienia.
–  Co robisz? – Zack pojawił się obok mnie w mgnieniu oka. Stał z założonymi rękoma i patrzył na mnie z dziwną miną.
–  Musimy porozmawiać.
–  O twoim kochanku? – prychnął. – Z przyjemnością.
–  Słucham?
–  Twoje rzeczy są już spakowane, możesz się wynosić – mówił do mnie, a ja nie wierzyłam w to co słyszę. – Na co jeszcze czekasz?
–  Nie mam żadnego kochanka – burknęłam.
–  A niby do kogo chodzisz codziennie do szpitala? Może do chorej babci, która choruje na raka? – Krzyknął. – Po prostu nie rób scen i rozstańmy się w spokoju.
–  Dobra – uśmiechnęłam się. – Możemy się rozstać.


*


Siedział na czarnym wózku, a na jego twarzy widniał grymas. Próbował być silny, ale ja widziałam, że gdyby nie nasze wsparcie Kendall nie dałby rady. Upijał kawę, a ja mu się przyglądałam. Robił postępy, a ja byłam z niego dumna.
–  I znowu mi się śniłaś.
–  Co robiłam?
–  Kochałaś mnie – powiedział półszeptem.
Próbowałam nie zarumienić się, ale to było silniejsze ode mnie. Siedziałam i nie odzywałam się ani słowem. Miałam nadzieję, że to minie, że on tak naprawdę nic do mnie nie czuje. Jednak z drugiej strony ja kochałam jego i się tego nie bałam. Usłyszałam jak koła ruszają się, a Kendall jest coraz bliżej mnie. Podjechał czarnym wózkiem w moją stronę, a jego dłoń znalazła się na moim kolanie, lekko je ściskając.
–  Chciałbym zasłużyć na pierwsze miejsce w twoim życiu – szepnął.
–  To miejsce od zawsze należało do ciebie – uśmiechnęłam się. – Tylko przez jakiś czas było wolne, ale ty jesteś z powrotem.
–  Nie powinienem tak myśleć, ale wciąż mam nadzieję.
–  Nigdy jej nie trać – uśmiechnęłam się. – Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym, wiesz?
–  Nie chce być dla ciebie ciężarem, Jess – skrzywił się. – Dlatego pozostała mi tylko nadzieja.
–  Proszę nie mów tak.
–  Jestem nic wartym człowiekiem, który po prostu cię kocha. Przepraszam jeśli cię zawiodłem.
Nie mogłam tego słuchać. Schyliłam się, a moje wargi zetknęły się z jego miękkimi ustami. Zapomniałam tego, jak całuje. Ale zdecydowanie mi tego brakowało.
–  Nie pozwolę ci odejść, nie tym razem, Kendall.


*


–  Gotowy? – Spytałam z uśmiechem na ustach, a on przytaknął. Siedział obok mnie w samochodzie, a na jego kolanach leżały dokumenty ze szpitala. To był wielki dzień. Kendall wychodził z tego okropnego miejsca i na nowo rozpoczynał życie – ze mną u boku.
–  Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham – ścisnął moją dłoń. – Najmocniej na świecie, Jess.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy. Mieliśmy wyjechać z tego okropnego miasta i zacząć wszystko od nowa. Nowi ludzie, praca, wszystko miało się zmienić. Nasza podróż miała trwać kilka godzin, a my mieliśmy cieszyć się swoim towarzystwem. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i wszystko miało być idealne, aż do pewnego momentu. Nie zauważyłam jednego samochodu, który zakończył wszystko, a może nie?


Czy ludzie mogą być szczęśliwi przez chwilę? Mówią, że kiedy znajdujesz szczęście wszystko się kończy. Oni znaleźli, a ich życie dopiero się rozpoczęło. Poszli razem jedną drogą, która miała zaprowadzić ich do wiecznego domu. Tam mieli być szczęśliwi, do końca świata.
Stałem nad ich grobem i zapaliłem złotego znicza. Płakałem, ale tylko dlatego, że w końcu uwierzyli w swoją miłość. Byli silni, a ja mogłem patrzeć na nich z dumą.


„To, że kogoś potrzebujemy, zaczyna nas niszczyć.” – Ich zniszczyło, ale i umocniło w miłość, którą mieli od zawsze. Potrzebowali tylko czasu na zrozumienie tego wszystkiego.

____________
Tak jakoś dziwnie mi pisać smutny imagin w dniu swoich urodzin, no ale takie jak widzicie miałam zamówienie i muszę je zrealizować, mam nadzieję, że się podoba imagin ;) To tyle.. see you soon ;3

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!



© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.