Blokada kopiowania!

niedziela, 5 lipca 2015

~19 Senny Obraz

Niezgrabnie trzymałam w prawej dłoni mały, zniszczony już ołówek. Spoglądałam przed siebie, skupiając się na kawałku białego papieru z widniejącymi cienkimi kreskami na nim. Uśmiechałam się, wiedząc, że moja praca z dnia na dzień wygląda coraz lepiej. Bawiłam się ołówkiem, starając się odpędzić z głowy zbędne myśli, które obecnie nie pozwalały mi się skupić na tym, co powinnam robić. Uniosłam lekko głowę, by znów zamknąć na kilka sekund oczy. Wyobrażałam sobie wiele pięknych rzeczy, które tylko ja będę znała. Wyobrażałam sobie chłopaka z moich snów, tego samego, którego właśnie rysowałam. Chciałam oddać na papierze jego każdy pojedynczy detal, każdy szczegół.
- Kim jesteś? - cicho szepnęłam, upewniając się, że nikt nie był w stanie tego usłyszeć. Chwyciłam kubek z kawą, biorąc kilka szybkich łyków zarzuciłam prawą nogę na lewe kolano i jeszcze wygodniej rozsiadłam się w krześle.
Rozglądałam się dookoła, ale nie zauważyłam nic, co mogłoby przykuć moją uwagę. Kawiarenka jak zwykle zapełniona była zapracowanymi ludźmi, którzy zaglądali tu tylko czasem, by w biegu kupić kubek kawy, a potem trafić na kolejne biznesowe spotkanie. Życie w Los Angeles było cholernie dziwne i nie łatwe do zrozumienia. Żyjesz w tłumie, ale tego tłumu nie ma. Każdy jest dla siebie, nikt dla innych. To okropne, gdy uzmysławiasz sobie, jak bardzo odizolowani ci ludzie są..
Stuknęłam palcami w stolik, wyrzucając z dłoni trzymany ołówek. Drobny przedmiot potoczył się wzdłuż stołu, zatrzymując się dokładnie na końcu, by uniknąć zderzenia się ze srebrną posadzką. Tak działo się codziennie. Nigdy nie rozumiałam, czemu ten ołówek nie chce ani spaść, ani się ode mnie uwolnić. Każdy lubi wolność, ale nie on. On został stworzony do skończenia dzieła, nad którym pracuję od kilku tygodni. Został stworzony do tego, by przenieść na kartkę moje sny.. sny, które nigdy nie staną się rzeczywistością.
- Przepraszam, mogę się dosiąść? - zamrugałam kilka razy zanim spojrzałam na stojącą przede mną osobę. Oniemiała zamknęłam powieki, przetarłam oczy i ponownie je otworzyłam. Był tu.


***
Tego dnia słońce w Los Angeles wznosiło się nad niebo. Ciemne chmury nie dawały za wygraną i złączyły się z żółtymi promieniami. Leżałam na werandzie, spoglądając na różne kształty formujące się z siwych obłoków. Każdy z nich przypominał mi coś innego, ale wszystkie nawiązywały do snów. Czułam się jak w jakiejś zamkniętej bańce, która ku mojemu nie szczęściu nie chce pęknąć. Miałam wrażenie, że ktoś rzucił w dzieciństwie na mnie jakiś okrutny czar, który dopiero teraz zaczął działać. Cokolwiek to było, nie wróżyło nic dobrego.
Wciąż zastanawiałam się nad wydarzeniem z tamtej feralnej środy. Od dwóch tygodni nie chodzę do mojej ulubionej kawiarni, tylko dlatego, że obawiam się kolejnego spotkania z nim. Chłopakiem, który przez sny zawrócił mi w głowie. Pojedyncze promienie słoneczne przeciskały się przez chmury, gdy mój umysł zapadał w kolejną fazę - sen.
- Jestem tu Arelio, nie bój się. - gwałtownie obróciłam się za siebie, słysząc znajomy i tak długo wyczekiwany głos. Pobiegłam w stronę chłopaka, by rzucić mu się na szyję i przez najbliższych kilka sekund, a może nawet minut, nie odstępować go ani na krok. - Spokojnie.. - głaskał moje włosy, cicho szepcząc kojące słowa. Patrzałam na niego spod załzawionych oczu.
- Czemu ostatnio nie przyszedłeś? Czekałam. - odsunęłam się kawałek, chcąc pokazać, że rozmowa przybiera poważny ton i tym razem nie będzie zabawnym dialogiem.
- Nie mogłem. Działy się rzeczy, które musiałem powstrzymać. - spuścił głowę, siadając na małym, zielonkawym krześle. Czułam, że jest mu naprawdę przykro, ale nie miałam całkowitej pewności.
- Jakie rzeczy?
- Uciekłaś mi. Sądziłem, że nie chcesz mnie znać. - kaszlnęłam, słuchając słów, które z mocnym impetem uderzyły w moje serce. Miałam wrażenie, że to tylko mi się przesłyszało. Wmawiałam sobie takie rozwiązanie, ale rzeczywistość była inna.. powiedział to.
- Nie uciekłam. - wyszeptałam, nerwowo bawiąc się palcami.
Kolejny raz spojrzałam w przenikliwe tęczówki chłopaka. On znał prawdę. Nie musiałam tego mówić, żeby wiedział, jak naprawdę było. Dotknęłam wnętrzem dłoni jego rozpalony prawy policzek. Bałam się. Kolejny raz parzył mi skórę. Kolejny raz coś było nie tak.
- K., co się dzieje? - rozejrzałam się dookoła, dostrzegając, że sceneria wokół nas uległa zmianie.
- Śnimy. - zaśmiał się, a jego policzek stał się chłodniejszy. Nie wiedziałam co się dzieje. Nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca. To się działo pierwszy raz. - Kiedy śnisz.. - zaczął, jakby czytał mi w myślach. - robisz rzeczy, o których pomyślisz. Wyobraź sobie, że teraz masz obok siebie psa. - zrobił pauzę, a ja w tym momencie zrobiłam to, co powiedział.
Wyobraziłam sobie małego, białego jak śnieg szczeniaka husky. Lewe oko miał strasznie błękitne, drugie szare. Miał czarną obrożę z wygrawerowanym imieniem. Bawił się czymś, co przy nim leżało. Chwilę później usłyszałam ciche szczekanie. Gwałtownie otworzyłam oczy, by spojrzeć w dół na szczeniaka z moich myśli. Zaparło mi dech w piersi.
- K., to nieprawdopodobne! - krzyknęłam z radości, kucając i biorąc szczeniaka na ręce. - Kiedyś naprawdę będę cię miała.
- Arelio, musisz się obudzić..
- Nie chcę! - przerwałam mu nim skończył mówić to, czego nigdy nie chcę słyszeć. W tym samym momencie szczeniak zniknął z moich rąk, a sceneria znów się zmieniła. Teraz byliśmy w środku ciemnego lasu.
Żegnał się już.
Zaraz zniknie.
Obudzi się.
Nie chcę.
- K., zostań ze mną, błagam. - spojrzałam na niego załzawionymi oczami, ale jedyne co otrzymałam to ciche "do zobaczenia". Zniknął z kolejnym mrugnięciem.


***
Zadowolona patrzałam na skończone dzieło. Rysunek dokładnie przedstawiał każdą pojedynczą rysę twarzy K., jego malutkie zmarszczki, gdy się śmiał.. wszystko to, czego nie można zauważyć z daleka, dostrzegane jest tutaj, na białej kartce papieru. Nie umiałam się powstrzymać, by w lewym rogu napisać napis "Kendall Schmidt - chłopak z moich snów". Zamierzałam mieć tą pracę zawsze ze sobą.
- To prawie jak gwałt. - usłyszałam za swoimi plecami ukochany głos, którego nie słyszałam już od kilku dni. Znieruchomiałam, czekając aż stanie naprzeciwko mnie. Obawiałam się, że to znów świat z marzeń, a w rzeczywistości moja praca nie będzie jeszcze skończona.
- Bo to jest gwałt. - zachichotałam, przypominając sobie jedną z naszych wielu wspólnych rozmów.
- Wreszcie nie uciekłaś. - krzesło po drugiej stronie stolika wydało cichy pisk, gdy powoli zostało przesuwane po podłodze. Skrzywiłam się, słysząc ten dźwięk, ale uświadomiłam sobie, że to wszystko działo się naprawdę.
- Nigdy nie uciekłam. - spoglądałam prosto w oczy K. Już się nie bałam. Świadomość tego, że w końcu tu jest, mogę go dotknąć i odczuć realne doznania, budowała moją pewność siebie.
- Wyglądasz na zmęczoną. - odparł, uważnie mi się przyglądając.
Czułam, jak pod naciskiem jego wzroku moje policzki przybierają coraz intensywniejsze odcienie czerwieni. Zakryłam twarz pozwalając włosom opadać na boki. Ten chłopak działał na mnie w dziwny sposób. Widywaliśmy się jedynie w snach, a ja wiem, że nie chcę go stracić. K. jest ważną częścią mojego życia, która nie będzie dalej istnieć bez niego.
- Jak to możliwe, że tak długo o sobie śniliśmy? - zapytałam po pewnym czasie ciszy, gdy moje policzki wróciły do wcześniejszej formy i znów byłam w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Wierzysz w magię? - zawahałam się słysząc zadane pytanie.
Czy powinnam wierzyć w magię? On był magiczny. Czy to wszystko co istniało między nami, to magia? Czy właśnie w taki sposób mi to wszystko wyjaśni?
- Ty istniejesz, więc magia też.
- Nic bardziej mylnego. Magia nie istnieje. Istnieje świat, w którym są osoby takie, jak ja, ale większość jest taka, jak ty. Jestem człowiekiem, który przeżył już dwieście cztery lata. Będę żył tak długo, dopóki będę chciał. Mój świat pozwala dokonywać wyboru. - przerwał, gdy prawdopodobnie zauważył wzrastający szok na mojej twarzy.
- Gdzie sprzedają taki mocny towar? - zamrugałam kilka razy, by powrócić swój umysł do rzeczywistości.
- Mogę sprawiać, że ludzie będą mieli sny związane ze mną. Mogę je kontrolować. Moja mama potrafi czytać duszę, a tata podróżuje w czasie. Ty najwidoczniej wciąż nie wróciłaś do prawdziwego życia. - uniosłam ze zdziwienia brwi. Zaczęłam się śmiać, uznając mojego towarzysza za kompletnie nie świadomego tego, co mówił. Wiedziałam, że to wszystko to jakaś dziwna bajka, więc musiałam ją jak najszybciej skończyć.
- K., muszę iść..
- Nie musisz. - spojrzałam na kobietę, która dosiadała się do stolika. Czułam, że powoli zaczynam się trząść, ale starałam się jak najbardziej to zatuszować. - Arelio, mój syn mówi prawdę. Wiem, że nie wierzysz, więc powiedz, co mam odczytać z twojej duszy.
Zaczęłam teraz tworzyć w głowie listę rzeczy, które chciałabym o sobie usłyszeć od innej osoby. Analizowałam każdy wątek, kładąc mocny nacisk na wszystkie za i przeciw.
- Chcesz znać jego prawdziwe imię. Nie potrzebowałaś snów, żeby go narysować. Zaczęłaś dużo wcześniej. Pamiętasz go, a gdy pojawił się w twoim sennym umyśle, zasiał znów wątpliwość. Ile masz lat, Arelio?
- Prawie osiemnaście. - odpowiedziałam, kiwając z zadowolenia głową.
- Kłamstwo. Niedługo skończysz sto dziewięćdziesiąt sześć lat. - spojrzałam na nią, mocno wytrzeszczając oczy. - Co wiesz o swoich rodzicach?
- Zginęli w wypadku. Też brałam w nim udział, ale przeżyłam i nie rozumiem czemu. Ich miłość powinna przetrwać. Potem trafiłam do nowych rodziców.
- Twoi rodzice również nie zginęli. Umieramy kiedy chcemy. Żaden wypadek nam nie straszny. Czy kiedykolwiek trafiłaś na ich grób?
- Nie.. - spuściłam głowę w dół, nie chcąc już dłużej patrzeć na siedzące naprzeciwko osoby. To było gorzej niż dziwne.
- Przypomnij sobie mnie i mojego syna. Tylko z nami będziesz bezpieczna.
- Arelio, twój naszyjnik. Otwórz go. - złapałam dłonią okrągły medalion. Szybko pokręciłam głową, wciąż na nich nie patrząc.
- Otwórz! - oschły ton kobiety podającej się za matkę K. obijał się w mojej głowie.
Powoli odpięłam naszyjnik, by zdjąć go i położyć na zimnym stole. Nie wiedziałam jak mam go otworzyć, skoro nigdzie nie było żadnej wskazówki. Dotychczas uważałam, że to zwyczajny naszyjnik, który kiedyś podarowali mi rodzice, ale teraz nie mam pojęcia czym to było.
- Skup się. Pomyśl o tym, co dla ciebie ważne.
- Ridley, Hunting, Kendall, Kathy, Joe. - kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje, powtórzyłam tą kombinację imion jeszcze dwa razy, a wtedy sekret skrywany w medalionie, został ujrzany przez dwie osoby, które nigdy nie miały go zobaczyć.
K. i ja.
Ja i K.
Małe, pogniecione zdjęcie znajdowało się we wnętrzu złotego przedmiotu. Wyjęłam je i zaczęłam rozkładać, uważnie przyglądając się dziejącej się sytuacji. Dwie osoby stojące tyłem, trzymają się za ręce, jakby nie chciały, by kiedykolwiek ktoś ich rozdzielił. Z przodu idą kolejne dwie trzymające się za ręce osoby. K. łamie wszystkie zasady i trzyma swoją ukochaną na rękach. Mimo tego, że stoi bokiem, jego radość i szczęście to jedyne, co można tam zauważyć.
Ponownie przeczytałam napis na lewej stronie medalionu. Przejechałam po nim opuszkami palców, a wtedy każde wspomnienie powróciło do mojej głowy. W jednej chwili widziałam chwile spędzone z K., by potem zobaczyć radość, jaką miałam na twarzy, gdy byłam z rodzicami.
- K. i ja, ja i K.
Spojrzałam się na Kendalla, dotykając jego leżącej na stole dłoni. Kątem oka ujrzałam, że Kathy zaczęła się uśmiechać. Przejechałam powoli przez kilka jego palców, by dotrzeć do wewnętrznej strony i móc wreszcie ponownie połączyć dwie dłonie w jedną.
- Witaj w domu, dziecino.


~~~
Dziwny i trochę mało logiczny, ale nevermind :D
xoxo,

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!


12 komentarzy:

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.