Blokada kopiowania!

niedziela, 21 lutego 2016

~72 Fire

Dym unosi się w powietrzu dzięki czemu nie możesz oddychać. Pożar unosi się po całym domu. Nie było sensu krzyczeć i tak by cię nikt nie usłyszał. Zaczęłaś kaszleć jeszcze bardziej. Spróbowałaś jeszcze raz otworzyć drzwi. Nie udaje ci się. Na twoje nieszczęście nie masz w pokoju okna. Pomyślałaś: "No tak jestem w pułapce".
Twoja wizja nabiera szarości z braku tlenu. Opadasz na podłogę.
- Pomocy - udało ci się powiedzieć. Wiesz, że za kilka minut czeka cię śmierć. Wszystko staje się jasne. Oczy zaczynają ci się zamykać.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Obiecuję - ktoś mówi amerykańskim akcentem. Bierze cię na ręce i wyprowadza z dala od płonącego domu. Tracisz przytomność. Kiedy się budzisz widzisz, że masz maskę tlenową i ktoś trzyma cię za rękę. Żyjesz. Nie umarłaś.
- Wreszcie. Myśleliśmy, że już się nie obudzisz - pielęgniarka podchodzi do schowka.
- Jak się czujesz, kochanie? - uśmiechnęła się słodko.
- Hmm… dobrze - jesteś zdziwiona, że możesz już mówić.
- Kiedy przywieźli cię, byłaś cała w dymie. Gdyby nie ten młody człowiek, byś nie żyła - spojrzałaś na nią zmieszana.
- Jaki chłopak? - pielęgniarka pisze coś w twojej karcie pacjenta.
- Młody człowiek ocalił cię z ognia - mówi.
- Przychodzi tu codziennie. Dziś jeszcze nie był, więc może się dziś z nim zobaczysz - zaczyna wychodzić.
- Czy ja długo tu byłam? - pytasz się. Zatrzymuje się i spogląda na ciebie.
Kilka dni - mówi i wychodzi. Przez kolejne kilka godzin zastanawiasz się jak ten chłopak wyglądał, może miał ciemne, brązowe włosy i złote oczy. Nie on był zdecydowanie blondynem.
- Caroline, masz gościa - tak jak sobie wyobraziłaś jest blondynem z zielonymi, niewyobrażalnie pięknymi oczami. Podchodzi do ciebie. W ręku trzyma piękny bukiet.
- W końcu się obudziłaś - mówi amerykańskim akcentem. To on…! Uśmiechasz się do niego.
- A to wszystko dzięki tobie - nalewa wody do wazonu i wkłada do niego kwiaty. Postawił je na twoim stoliku.
- Skąd wiedziałeś, że tam jestem? - pytasz. Prosisz żeby podszedł. Siada na krześle obok łóżka.
- Nie jestem dokładnie pewien. Po prostu sprawdzałem czy nie ma żadnych osób w tym domu, a potem zobaczyłem ciebie - jesteś zdziwiona.
- Jak masz na imię? - pytasz się go, chcąc się dowiedzieć o nim więcej.
- Kendall - uśmiecha się jeszcze bardziej.
Przez następne kilka godzin rozmawiałaś z nim o wszystkim. Był bardzo słodki, a poza tym wspaniały i dzielny. Przede wszystkim był dla ciebie kimś więcej niż chłopakiem, który uratował ci życie. On też czuł do ciebie coś więcej niż przyjaźń. To była miłość. Patrząc wstecz na dzień, w którym się poznaliście jesteś dumna, że będziesz mogła opowiadać swoim dzieciom, że ich ojciec cię uratował. Gdyby nie Kendall, nie byłoby cię na tym świecie. Jesteś jego dłużniczką. Jednak teraz możesz mu się choć trochę odwdzięczyć. Szczęściem i miłością....

_______
Hej! Jak widać, Imagin nie należy do najlepszych ale jest to mój pierwszy Imagin jaki napisałam. Może skądś go znacie... Pochodzi on z mojego starego blogu z Imaginami który przez przypadek został usunięty... Dziękuję za komentarze pod poprzednim Imaginem, i do zobaczenia w kolejnej notce ♥

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!

piątek, 19 lutego 2016

~71 Let's Start All Over Again

Imagin dedykowany dla - Natalia Salvatore. Mam nadzieję, że się podoba ;3

TO OSTATNI IMAGIN ZAMÓWIENIOWY - BROMANCE, JAKI NAPISAŁAM!!!!!!

*


*Kendall*
–  Słyszysz? – Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie. Stała na środku kuchni, a w ręku trzymała nóż ubrudzony masłem. Po jej policzkach ciekły łzy, a ja byłem przerażony. – Nie radzę sobie!
–  Shay, proszę…
–  O co prosisz?! – Wrzasnęła. – Mam przestać za nim tęsknić? Mam przestać się nad sobą użalać? O co mnie prosisz Kendall?
–  Odłóż nóż.
–  Może nie chce. – Po jej policzkach płynęły łzy. Pociągała nosem, a jej ciało drżało ze strachu. Nadal trzymała nóż w ręku, a ja nie potrafiłem nic z tym zrobić. Nie uważałem ją za głupią, ale osoby pod wpływem emocji robią różne rzeczy. Zaś Shay po raz pierwszy była w takim stanie. Nie miałem pojęcia, co jest w stanie zrobić.
Wypuściła nóż z ręki, a on odbił się o brązowe płytki. Nadal stała i płakała. Z każdą minutą coraz głośniej. Podszedłem do niej i starałem się tego nie zepsuć. Objąłem jej drobne ciało i przytuliłem. Moje ramiona objęły ją, a głowa spoczęła na moim torsie. Płakała, ale najwidoczniej tego potrzebowała.
–  Nienawidzę tamtego dnia – szepnęła. – Tak bardzo, jak nienawidzę siebie.
–  Proszę, nie mów tak.
–  A co mam powiedzieć? Dobrze wiemy, że to moja wina. Gdyby nie ja…
Nie mogłem tego słuchać, ona nie mogła tak mówić. Odsunąłem się od niej, a ona drgnęła.
–  Nie mów tak nigdy więcej. To niczyja wina – powiedziałem oburzony.
–  Brakuje mi jego. – Nadal płakała. – Tak bardzo brakuje mi Austina…
Staliśmy w bez ruchu. Oboje płakaliśmy (tak, nawet ja). Wszystkim brakowało Mahone. Niektórzy okazywali to mocniej, a inni w ogóle. Nie było go z nami już trzy pieprzone lata. Nikt nie wiedział, gdzie on jest. Wyszedł z domu, aby udać się do pracy. To miał być dzień, jak co dzień. Jednak on nie wrócił. Nie przyszedł, a każdy z nas zaczął się martwić. Po kilku miesiącach poszukiwań zdano sobie sprawę, że to nie ma sensu. Nie zabrał żadnych rzeczy, ale też się nie odzywał. Tak jakby wyparował.
–  Chcesz herbaty, Kendall? – Shay odsunęła się ode mnie i podeszła do blatu kuchennego. Starała się zachowywać jakby nic się nie stało.
–  Poproszę.
Usiadłem na jedynym z krzeseł i obserwowałem ruchy kobiety. W niektórych momentach myślałem o niej w nieprzyzwoity sposób. Zastanawiałem się nad tym, co gdybym to ja poznał ją jako pierwszy. Była wspaniała, ale nie mogłem zachować się jak dupek w stosunku do przyjaciela. To Austin był pierwszy, a w dodatku mieli razem dziecko. Kochałem Shay, kochałem Jeremy’ego. Traktowałem ich jak rodzinę, której nigdy nie miałem. Tylko, że to wszystko to były głupie marzenia. Nie mogłem zastąpić jej Austina, to było nie do pomyślenia. On był moim bratem, a tego się po prostu nie robi.
–  Kendall? – Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. – Zastanawiałeś się kiedyś, co się z nim stało? Czy żyje?
–  Tak – odpowiedziałem poważnie. – Myślałem nad tym, ale nie sądzę aby to miało teraz znaczenie.
–  Tak. – Pokiwała głową. – I dziękuje ci.
–  Za co? – Spojrzałem na nią zdezorientowany.
–  Za to, że się nami opiekujesz. – Uśmiechnęła się. – To wiele dla nas znaczy. Naprawdę.

***

Moje cztery litery umiejscowione były na kanapie. Przez cisze w domu, zasypiałem. Tylko, że nie mogłem tego zrobić. Miałem pod opieką Jeremy’ego. Spał w swoim łóżeczku po ciężkim dniu. Sam byłem zdziwiony ile takie dziecko ma w sobie siły. Ja – dorosły człowiek, byłem zmęczony, a co dopiero on.
Przekręciłem się na drugi bok, a moje powieki powoli się załamywały. Miałem ochotę na długi sen, ale zamiast tego wstałem z kanapy. Musiałem się jakoś orzeźwić. Zacząłem chodzić po mieszkaniu i bacznie się jemu przyglądać. Od zaginięcie Austina dużo się tu nie zmieniło. Zniknęły tylko jego rzeczy, ale wszystko inne zostało. Podszedłem do jednej ze ścian i zacząłem oglądać rodzinne zdjęcia Shay. Była na nich z synem i swoją rodziną. Wszyscy byli uśmiechnięci, ale to za pewne były tyko pozory. Wszyscy przez ten długi czas udawali, że nic się nie stało. Starali się zapomnieć i nie zaprzątać sobie nim głowy. Tylko oszukiwali samych siebie. Nikt nie chciał, aby on nie żył. Tylko, czy to nie byłoby prostsze? Chodzilibyśmy na jego grób i kupowali te staroświeckie kwiatki. Moglibyśmy się za niego pomodlić i mieć nadzieję, że jest jemu tam lepiej. A tak? Nie mamy pojęcia, co się z nim stało. Może być wszędzie.
Usłyszałem, jak w drzwiach ktoś przekręca klucz. Skierowałem się do przedpokoju i przywitałem się z Shay. Ucałowała mnie w policzek  –  tak jak ma w zwyczaju i podała mi swój płaszcz. Wyglądała na zadowoloną. Na jej ciele widniała czerwona sukienka, a na stopach miała czarne szpilki. Mogłem stwierdzić, że wyszykowała się na to spotkanie, bo wyglądała cudownie. Na twarzy miała uśmiech, a jej oczy błyszczały. Oboje przeszliśmy do kuchni, gdzie od razu zaświeciły się małe lampki.
–  Przepraszam cię, że to tak długo trwało. – Zaczęła wyciągać coś z torby, a ja tylko przytakiwałem. – Spotkanie się przeciągnęło, a ja nawet nie zauważyłam która jest godzina.
–  Spokojnie. – Uśmiechnąłem się. – Mały zasnął przed dziewiątą, był strasznie zmęczony.
–  Nie dokuczał ci? – Spytała podchodząc do mnie.
–  Nie – zaprzeczyłem. – To wspaniały dzieciak.
Zaczęliśmy rozmawiać, a Shay podała spóźnioną kolacje. Nie śpieszyło mi się do domu, a ona nie miała nic przeciwko abym został. Lubiliśmy swoje towarzystwo, nawet bardzo. Dogadywaliśmy się naprawdę dobrze. Można powiedzieć, że znaliśmy się na wylot. Ona znała mnie najlepiej, a ja wiedziałem o niej dużo. Uwielbiałem jej uśmiech i to w jaki sposób się rumieni. Można powiedzieć, że to były tylko błahostki. Jednak one wywoływały na moim ciele ciarki, które były nie do zrozumienia. Czasami stresowałem się w jej towarzystwie. Nie wiedziałem, jak mam się zachować. Wiele razy chciałem ją pocałować, ale to było nie dopuszczalne. Byłem pewien, że odizolowałaby się wtedy ode mnie. Przecież byłem przyjacielem jej zaginionego chłopaka. Nie mogliśmy się całować, ani nawet pokochać. To byłoby złe.
–  Kiedyś to było niedopuszczalne i…  –  Przerwała. – Kendall, czy to w ogóle mnie słuchasz?
–  Tak. – Zaśmiałem się. – Przepraszam.
–  O czym myślałeś?
–  O… o tym, że jest późno i powinienem wracać.
–  Nie idziesz jutro do pracy, prawda? – Spytała uśmiechając się, a ja zaprzeczyłem. – W takim razie śpij u nas. Jest już naprawdę późno, a ja cię zatrzymałam. Prześpij się w pokoju Jeremy’ego.
–  Dobrze. – Wstałem od stołu. – To nie najgorszy pomysł.
Shay stanęła naprzeciwko mnie. Jej oczy lśniły, a na twarzy nadal panował uśmiech. Delikatnie stanęła na palcach, a jej usta zetknęły się z moim policzkiem.
–  Dobranoc, Kendall.
Nadal staliśmy twarzą w twarz. Stykaliśmy się nosami, a ona nie odchodziła. Czy miałem odebrać to jako flirt? Czy ona chciała mnie pocałować? Zanim cokolwiek zdążyłem zrobić do naszych uszu dobiegł płacz dziecka. Oboje ruszyliśmy w kierunku salonu, gdzie od razu rozbłysło się światło. Jeremy płakał, a jego twarz była cała czerwona. Shay wzięła go na ręce i zaczęła chodzić z nim po mieszkaniu. Próbowała go uspokoić, ale to nic nie dawało.
–  Jest gorący. – Dziewczyna zwróciła się do mnie. – Trzeba zmierzyć mu gorączkę.
–  Daj mi go.
Jeremy znalazł się w moich ramionach, a Shay zaczęła szukać termometru. Faktycznie, chłopczyk był bardzo gorący, a to nie było dobrym znakiem. Wszyscy usiedliśmy na kanapie, a on nadal płakał. Było mi szkoda zarówno jego, jak i jego matki. Była zdenerwowana i przerażona jednocześnie.
–  Trzydzieści dziewięć i siedem. – Powiedziała po wyciągnięciu termometru.
–  Jedziemy do szpitala – powiedziałem szybko. – Nie ma na co czekać, ubieraj małego.
Nie minęło nawet dziesięć minut, a my byliśmy w drodze. Jeremy nadal płakał, a ja nie miałem pojęcia, co było tego powodem. Nie chciałem, aby coś mu się stało. Martwiłem się o niego, a w środku cały się trząsłem.
W szpitalu były pustki. Panowała w nim niezmierna cisza, ale czego ja się spodziewałem? Było przed północą, a ludzie zazwyczaj o tej porze śpią. Oboje z Shay siedzieliśmy na korytarzu, czekając na jakąkolwiek informacje. Jeremy był w dobrych rękach, ale oboje się denerwowaliśmy. Nie wiedzieliśmy, dlaczego miał tak wysoką gorączkę. W dalszym ciągu czekaliśmy.
–  Boje się, Kendall – odezwała się Shay.
–  Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

*Austin*
Czy tego chciałem? – Nie.
Czy wiedziałem, co robię? – Nie.
Tęskniłem? – Tak.
To wszystko potoczyło się zbyt szybko. Nie miałem pojęcia, że dojdzie do takich kroków. Byłem zmuszony, aby ich zostawić. Dla ich własnego dobra.
–  Może teraz zapiec. – Pielęgniarka polała moją ranę środkiem odkażającym. Zapiekło. – Teraz proszę się nie ruszać.
Nigdzie się nie wybierałem. Czekałem, aż zakończy opatrunek, a potem mogłem ruszyć dalej. Uciekałem z dala od tego miejsca, ale dzisiaj musiałem tu być. Tylko, że to jest ostatni raz. Nie chciałem ryzykować, aż ktoś mnie rozpozna. Nie wiedziałbym, co mam wtedy powiedzieć. Musiałbym skłamać, a tego nie chciałem.
Do pomieszczenia weszła kolejna pielęgniarka. Wyglądała na zmęczoną, a dopiero zaczynała się noc. Nie chciałabym być na jej miejscu. Była odpowiedzialna za ludzkie życie, a to nie było takie proste.
–  Kolejny postrzał? – Spytała zerkając w moją stronę. – Drugi dzisiejszej nocy.
–  Wypadek – mruknąłem.
–  Nie mi to oceniać. – Złapała za moją rękę i sprawdzała, czy nie mam więcej obrażeń. Próbowała być delikatna, ale sądząc po bólu wcale taka nie była.
–  Chłopczyk z gorączką został przewieziony na blok. – Powiedziała po chwili do swojej koleżanki. – Szkoda mi takich małych dzieci. Nie zasłużyły na to wszystko.
Zaczęły rozmawiać między sobą, a ja byłem zniecierpliwiony. Tak jak mówiłem, nie spieszyło mi się. Jednak gdyby nie ich rozmowy mógłbym już wyjść z tego miejsca. Nie lubiłem szpitali, ale kto tak? Po dziesięciu minutach zakończyły swoją pracę, a ja zostałem wypuszczony. Musiałem tylko podbić kartę papieru w rejestracji, a potem mogłem wracać.
Szedłem jasnym korytarzem w stronę wskazanego mi miejsca, a do moich uszu dobiegł płacz. Zatrzymałem się, a wszystkie mięśnie w moim ciele zdrętwiały. Doskonale znałem ten głos, był on codziennie w mojej głowie. Nie mógłbym od tak jego zapomnieć, to było nie możliwe. Zacząłem się wahać. Nie miałem pojęcia, co mam zrobić. Podejść bliżej, czy odejść? Moje nogi zaczęły iść w stronę płaczu. Stanąłem przy białej ścianie i zajrzałem w drugi korytarz. Zaniemówiłem. To była moja Shay. Opierała się o mojego przyjaciela, który najwyraźniej ją pocieszał. Stała tyłem do mnie, a przed nią widniał czerwony napis: „Blok Operacyjny” „Proszę nie wchodzić”. Serce biło mi coraz mocniej. Dziewczyna wyglądała na roztrzęsioną, a ja czułem się jak wrak człowieka. Na kogo czekała? Kto był za tymi cholernymi drzwiami?
–  Dlaczego to tak długo trwa? – Krzyknęła. – Kendall, zrób coś.
–  Cii…
Nadal ją przytulał, a ona płakała. To ja powinienem ją przytulić i stać tam zamiast Schmidta. Tylko, że przez moją głupotę nie mogłem nic zrobić. Byłem bezradny i nic na to nie mogłem poradzić. Spojrzałem na nich ostatni raz i odszedłem. Musiałem odejść, bo to przecież robię najlepiej. Zacząłem iść w stronę rejestracji. Podbiłem dokument i wyszedłem ze szpitala. Próbowałem się uspokoić i nie dać ponieść się emocjom. Jednak to było silniejsze ode mnie. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, a ja nie potrafiłem tego zatrzymać. Siedziałem na schodach i płakałem jak małe dziecko. To była chwila słabości, która mnie rozbijała.

*Kendall*
Minęły dwa tygodnie, a my wszyscy wróciliśmy do swoich zajęć. Wszystko tak jakby wróciło na swoje miejsce, prócz mnie. Od kilku dni mieszkałem razem z Shay i jej synkiem. To było nic wielkiego. Po prostu dotrzymywałem jej towarzystwa. Między nami nadal nic się nie wydarzyło, a ja nie próbowałem nic z tym zrobić. Byłem najlepszym przyjacielem, jakiego mogła sobie tylko wyobrazić, a przynajmniej się starałem.
Wsiadłem do auta i od razu włączyłem radio. Zacząłem wsłuchiwać się w pierwsze słowa piosenki, a moja głowa oparła się o siedzenie. Zanim ruszyłem musiałem przez chwilę odetchnąć. Zacząłem przekręcać kluczyk w stacyjce, a do moich uszu dobiegł dźwięk telefonu. To była wiadomość, a numer zastrzeżony.
„Schowek dupku!”
Serce zabiło mi mocniej, a ja się nieco przeraziłem. Nie miałem pojęcia od kogo był ten sms, ale najwidoczniej miałem zajrzeć do schowka w samochodzie. Schyliłem się na drugą stronę siedzenia i go otworzyłem. Włożona była tam czarna koperta. Miałem ją otworzyć? Denerwowałem się z każdą sekundą. To było cholernie dziwne. Zabrałem kopertę i po kilku minutach obracania jej w ręku w końcu ją otworzyłem. W środku znajdowała się biała, pognieciona kartka. Wyglądała jak list.
„KENDALL!
Znienawidzisz mnie za to, co robię. Piszę do ciebie ten pieprzony list, a nie powinienem. Będziesz miał wyrzuty sumienia, że wiesz, co się ze mną dzieje, a inni nie. Nie wiem, co siebie myślałeś. Czy żyję, czy umarłem? Zagadka, co? Nie będę rozpisywał się na temat mojej historii, bo nie chce, abyś się zamartwiał. Chce tylko, abyś wiedział, że jestem ci cholernie wdzięczny za to co robisz. Dla Shay i mojego syna. Odszedłem, bo tak było najlepiej dla nas wszystkich. Teraz na pewno jestem miliony kilometrów stąd, a ty siedzisz w samochodzie i zaraz się popłaczesz. Nie rób tego! Zajmij się nimi najlepiej jak potrafisz. Tylko o to cię proszę. Zakończcie rozdział ze mną w roli głównej i zacznijcie żyć. Nie pozwól, aby myśli zajmowały się takim dupkiem, jak ja. Wyrzuć ten list i jedź do rodziny. Zasługujesz na nich, Kendall.
Ps. Kto wie, może za kilkadziesiąt lat się spotkamy.
Ps.2. Zajrzyj do bagażnika – taki mały prezent ode mnie dla was, na rozpoczęcie tego lepszego życia.
KOCHAM CIĘ BRACIE – AUSTIN”
Wysiadłem z auta i od razu otworzyłem bagażnik. Była w nim jedna, czarna walizka. Kiedy ją otworzyłem, doznałem szoku. Cała była w banknotach. Zacząłem rozglądać się dookoła, ale wszędzie były pustki. Wziąłem głęboki oddech i z a powrotem wsiadłem do auta. Tylko, że tym razem zamierzałem od razu odjechać. Chciałem zrobić coś o czym marzyłem od dawna.
Kiedy wszedłem do domu, skierowałem się w stronę kuchni. Shay stała na środku, a na kuchence za pewne gotowała się kolacja. Uśmiechnęła się do mnie i chciała podejść. Jednak ja byłem szybszy. Podszedłem do dziewczyny, a moje usta zetknęły się z jej wargami. Bałem się, że mnie odepchnie. Jednak zamiast tego odwzajemniła pocałunek, a jej dłonie znalazły się na moim karku.
–  Kocham cię Shay, kocham Jeremy’ego i nie wyobrażam sobie życia bez was.
–  Zacznijmy od nowa – powiedziała szeptem.  –  Bądźmy w końcu szczęśliwi.

___________

Mam dwie informacje z którymi chcę się z Wami podzielić:
  • Każdy kto czyta tego bloga, niech doda komentarz (wiem, że zabrzmi to głupio, ale po prostu chcę wiedzieć ile jeszcze osób czyta tego bloga, i czy jest sens prowadzenia go dalej) Nie zrozumcie mnie źle, ale dla 2-3 osób nie ma sensu jego prowadzenia, uszanujcie moją ciężką pracę.
  • Znalazłam dużo moich starych dzieł, które dodawałam na moim poprzednim blogu z Imaginami, chcielibyście abym je co jakiś czas tutaj dodała? Nie są one tak dobre jak te, ale żal mi było się z nimi nigdzie nie podzielić. Ale decyzja należy do Was x

Czekam na komentarze, i miejmy nadzieję do zobaczenia z kolejnym one shotem x

10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!

środa, 17 lutego 2016

~70 Football Camp

Imagin dedykowany dla - madzialenka. Mam nadzieję, że się podoba ;3

*

Dziewczyna – ponętnie nazywana jako obiekt na którym można zawiesić oko. Ubrana w skąpe ciuszki z figura supermodelki i zazwyczaj posiadająca blond długie włosy.
Ja – Vanessa – wygadana osiemnastolatka, która chodzi zazwyczaj w spodniach. Nienawidzę sukienek ani spódnic. Mam krótkie brązowe włosy i jak mówi moja mama zero gustu. Nie jestem taka jak ona, raczej jej przeciwieństwo.
Wiele osób mówi, że urwałam się z choinki. Nie byłam podobna do matki, ojca czy też pięknej siostry. Moja uroda była raczej naturalna. Nie lubiłam się stroić, co więcej nie znałam znaczenia tego słowa. Nie miałam zamiaru robić tego, czego nie chce. To była nie moja bajka. Dla mnie liczył się tylko sport, który kochałam. Piłka nożna – to było coś. Gdybym miała możliwość, zamieniłabym się miejscem z pierwszym lepszym chłopakiem. Oni mieli więcej możliwości, nie to co my – dziewczyny.
- Vanesso, kochanie – usłyszałam głos matki. – Zejdź proszę na dół.
Odłożyłam komputer na druga połowę łóżka i z niego zeskoczyłam. Nie wołała mnie zbyt często więc coś musiało się stać, a ja byłam tego ciekawa. Weszłam do salonu gdzie siedziała obok mojego ojca. W ręku trzymała duży list. Nie wiedziałam, co jest w środku. Jednak miałam swoje domysły. Kilka miesięcy temu wpadłam na ciekawe ogłoszenie na obóz piłkarski. Kiedy to zobaczyłam byłam strasznie podekscytowana. Codzienne treningi, ćwiczenia i oczywiście gra w piłkę nożną. To była oferta trzech tygodni spędzonych poza domem. Wysłałam swoje podanie, ale nikt się nie odezwał.
- Co to? – Spytałam w końcu wskazując na kopertę.
- Powinniśmy spytać o to ciebie – powiedziała matka. – Nie przypominamy sobie, abyśmy wysyłali swojego syna na obóz piłkarski.
- Dobrze wiecie, że kocham piłkę – powiedziałam siadając. – Pozwólcie mi jechać, mam oszczędności i …
- Tu nie chodzi o pieniądze – powiedziała ostro. – Jesteś dziewczynką, a nie chłopakiem.
- Tato!
- Myślę, że możesz jechać – powiedział nie patrząc na matkę. – Zamiast głupiego spa, które wybrała twoja matka możesz jechać na swój obóz.
- Naprawdę? – Spojrzałam na niego niedowierzanie. Nie sądziłam, że pójdzie tak łatwo.
- Nie, nie, nie – powiedziała matka. – Nigdzie nie pojedzie, nie będzie kopać starej ubłoconej kulki.
- To jest jej życie.
- Ale…
- Jedziesz na obóz – uśmiechnął się do mnie. – Oczywiście jeśli chcesz.
- Dziękuje – rzuciłam się na niego.
- Wiem jak ci na tym zależy – zaśmiał się. – Tylko trochę mi się to nie podoba, że nic wcześniej nie powiedziałaś.
- Mi się to w ogóle nie podoba. Nie powinnaś tam jechać. Po za tym kto tam będzie? Mnóstwo chłopaków, którzy myślą tylko o sobie i żadnej dziewczynki.
- Mamo – przerwałam jej. – Nie mam zamiaru być taka jak ty i dobrze o tym wiesz.
- Daj jej już spokój – wtrącił się tata. – Zrobi co zechce, a ty w końcu odpuść.
Rodzicielka wyszła z pokoju, a ja zaczęłam omawiać wyjazd z tatą. Strasznie cieszyłam się na samą myśl, że spędzę trzy tygodnie na granie w piłkę. To było coś o czym marzyłam.

***
Stałam przed wielkim budynkiem, a na moim ramieniu wisiała sportowa torba. W ręku trzymałam drugą, a pod pachą moją piłkę. Denerwowałam się, ale jednocześnie strasznie cieszyłam. To było coś w rodzaju paniki połączonej z ekscytacją.
Weszłam przez wielkie drzwi i po zarejestrowaniu się dostałam klucz do mojego pokoju. W każdym z nich mieszkały trzy osoby. Byłam ciekawa z kim będę dzielić jeden z nich. Ku mojemu zdziwieniu w środku stały dwa puste łóżka. Na jednym leżały już czyjeś rzeczy, a ja zajęłam to obok niego. Rzuciłam na nie swoje rzeczy i rozejrzałam po pomieszczeniu. Było dosyć spore. Obok siebie stały trzy łóżka, a obok nich malutkie szafki nocne. Były także trzy biurka i wielka szafa. Zaczęłam się rozpakowywać i rozkładać rzeczy na pułki.
Drzwi się otworzyły, a do środka weszła wysoka brunetka. Jej włosy były przystrzyżone dosyć krótko, a kosmyki postawione na żel. Była ładna, nawet bardzo. Miała na sobie białą bokserkę i krótkie jeansowe spodenki.
- Hej – uśmiechnęła się. – Jestem Kate.
- Vanessa – podałam jej rękę.
- Jesteś drugą dziewczyną, która tu przyjechała – zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią pytająco. Nie za bardzo ją rozumiałam. – Na ten obóz zapisały się tylko trzy dziewczyny i dwudziestu siedmiu chłopaków.
- Będą mieli w czym wybierać – uśmiechnęłam się.
Kate nie zdążyła odpowiedź. Do pokoju weszła kolejna dziewczyna, która była obładowana walizkami. Weszła z wielkim uśmiechem na ustach, a pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej długie czarne włosy. - Cześć laski – powiedziała radośnie.
- Hej – odpowiedziałyśmy razem.
- Tak myślałam, że będę ostatnia, zawsze się spóźniam. – Postawiła bagaże przed wolnym łóżkiem i rozejrzała się dookoła wzdychając. – Jestem Mandy.
Dziewczyny wyglądały na bardzo miłe. Cieszyłam się, że trafiłam właśnie na nie. Za pewne były wspaniałym towarzystwem na najbliższe lato. Kate wiedziała o obozie dosłownie wszystko. Była tutaj już trzeci raz i wprowadziła nas w tutejsze zasady. Dowiedziałyśmy się czego nie powinnyśmy robić i unikać. Budynek w którym się znajdowałyśmy był miejscem do którego przejeżdża mnóstwo osób. Obóz piłkarski na którym byłam ja i jeszcze jeden składający się z wypoczynku mnóstwa dziewczyn. Byłam ciekawa, jak to wszystko będzie wyglądać.
Nie mogłam doczekać się pierwszego dnia i treningu. Miałam ochotę pograć w piłkę i pokazać wszystkim na co mnie stać. Jednak zanim to nastąpiło musieliśmy się przespać i zadomowić.
Na dworze powoli robiło się ciemno, a my nadal nie wychodziłyśmy z pokoju. Chciałam to zmienić i trochę zwiedzić. Jednak żadna z nich nie zamierzała się ruszyć. Wyszłam więc sama. Założyłam na siebie moje ulubione leginsy oraz zbyt dużą bluzę. Wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę wyjścia. Miałam ochotę zobaczyć wielkie boisko na którym będziemy ćwiczyć. Nie musiałam iść zbyt długo. Boisko było zaraz obok budynku w którym mieszkaliśmy. Oświetlone i wielkie. Nie mogłam się nadziwić. Jednak nie mogłam na nie wejść, było zamknięte, a na bramie wisiała kłódka. Strasznie mnie korciło, aby postawić tam swoje stopy, poczuć świeżo skoszoną trawę…
Musiałam coś z tym zrobić i wpadłam na pewien pomysł. Niedaleko było ogrodzenie przez które mogłam swobodnie przejść. Nie liczyłam się z konsekwencjami, tylko to zrobiłam. Przeskoczyłam na drugą stronę i byłam zachwycona. Przeszłam na trawę i rozejrzałam się dookoła. Wielkie trybuny, które były puste i równo skoszona trawa.
- Wiesz, że pobyt w tym miejscu wiąże się z pewnymi zasadami? – Odwróciłam się w stronę męskiego głosu i ujrzałam chłopaka. Wysoki blondyn zbliżał się w moją stronę. – Jedną z nich właśnie złamałaś.
- A ty? – Spytałam pewnie. – Też tu jesteś.
- Mi wolno – odparł z uśmieszkiem na twarzy. – Jesteś jedną z tych trzech dziewczyn, które zapisały się na nasz obóz?
- Nie twoja sprawa – zaczęłam odchodzić nie mając chęci na dalszą rozmowę. Jednak chłopak był szybszy. Podbiegł do mnie blokując mi drogę.
- Tylko grzecznie spytałem – powiedział spokojnie. – Nie wyglądasz na lalunie, która całymi dniami siedzi nad basenem.
- Nie jestem, a po za tym nic ci do tego.
- A w dodatku wygadana – zaśmiał się.
- A ty strasznie irytujący.
- Lubię takie – lekko przygryzł wargę. Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a jego dłonie znalazły się na mojej talii. Nawet nie wiedziałam, kiedy odwrócił mnie w drugą stronę. Stałam oparta o siatkę, przez którą niedawno przeskakiwałam. Patrzył się w moje oczy i bezczelnie uśmiechał. Musiałam się opanować, ale coś mi w tym przeszkadzało.
- Możesz mnie puścić? – powiedziałam łagodnie.
- Nie chcesz, abym odchodził.
- Nawet cię nie znam.
- Nic nie szkodzi – jego głowa zniżyła się do mojej szyi. Czułam jego oddech, który odbija się na mojej skórze. To było przyjemne. Zaczął mnie całować, a ja byłam w szoku. Całował mnie obcy człowiek. Nie wiedziałam kim jest i znałam go kilka minut. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje.
- Co za dużo to nie zdrowo – oderwał się ode mnie. – Do zobaczenia jutro na treningu, mała.
- Mała? – prychnęłam. – Nie pozwalaj sobie.
- Właśnie zrobiłem ci malinkę, więc nazywanie cię tak to przy tym pikuś – zaśmiał się.
Pobiegł w przeciwną stronę, a do mnie dotarło co zrobił tajemniczy chłopak. Opruszkami palców przejechałam po śladzie, który mi zostawił i byłam nieco przerażona. Zrobił ze mną co tylko chciał, a ja nie zaprzeczałam.

***

Mój wspaniały sen został przerwany. Poczułam zimną wodę, która oblewa całą mnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Widziałam trzy wysokie sylwetki, które były ubrane na czarno.
- Co się tutaj dzieje? – Mandy wrzasnęła do nich, ale to nic nie dało. Trójka tajemniczych osób bez wyjaśnienia złapała nas za ręce i wyprowadziła z pokoju przez ciemny korytarz. Wiedziałam, że to po prostu żarty. Obie byłyśmy tutaj po raz pierwszy i za pewne było to przywitanie tych „nowych”. Zaprowadzili nas do pomieszczenia w którym paliły się świece. Naprzeciwko nas znajdowało się kilka osób, które były ubrane tak samo jak ci, którzy nas przyprowadzili. Nie widać było ich twarzy. Jedyne co mieli odkryte to nogi, a na nich jednakowe sportowe buty. Ustawili mnie obok Mandy i sześcioro innych osób. Chłopcy byli w bokserkach, a my w długich koszulkach, które służyły nam do spania.
- Dziewczyny rozbierać się – powiedział jeden z przebierańców.
- Chyba cię posrało – warknęła Mandy.
- Jesteś na obozie piłkarskim, a nie w krainie czarów – parsknął. – Jak chcesz wyjść droga wolna.
Miałam na sobie jedynie majtki, a po spojrzeniu współlokatorki mogłam powiedzieć, że ona także. Jednak nie sprzeciwiałyśmy się dłużej. Po prostu ściągnęłyśmy koszulki, jak nam kazano.
- Grzeczne dziewczynki – usłyszałam znajomy głos. Chłopak wyszedł na środek i spojrzał na nas wszystkich. Jednak mogłam powiedzieć, że skupia się jedynie na nas dwóch. – Teraz czas na kolejną część zabawy – spojrzał za siebie. - Kate.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Kendall – zachichotała. Po spędzeniu całego dnia na pogawędkach, nawet nie pisnęła słowem, co szykują.
Dziewczyna podeszła do nas i zaczynając ode mnie zaczęła mazać coś po moim nadgarstku. Podchodziła do każdego z nas i robiła to samo. Kiedy na niego spojrzałam dostrzegłam narysowaną piłkę.
- Przez trzy dni będziecie robić to, o co was poproszę. Jesteście świeżym mięsem, co też wiąże się z nowymi zasadami.
- I kto je niby ustala? – Chłopak z mojego rzędu spytał się Kendalla.
- Ja – powiedział dumnie. – Masz coś do tego?
- Nie – powiedział cicho.
- To dobrze – uśmiechnął się. – Nikt nie stawia się kapitanowi.
- Kapitanowi – zaśmiałam się. – Jasne…
- Coś chciałaś powiedzieć? – Syknęła do mnie Kate. – Tutaj nie toleruje się samowolki i jak coś ci nie pasuje to tam są drzwi.
Nie za bardzo ją rozumiałam. Dlaczego tak na mnie naskoczyła? Jednak nie wdawałam się w niepotrzebną dyskusję. Czekałam po prostu aż zrobią swoje, a ja będę mogła iść spać.

***

Od razu po śniadaniu mieliśmy spotkanie organizacyjne na którym każdy dostał swoją rozpiskę dnia oraz plan położenia ośrodka. Nie sądziłam, że był taki wielki. Jednak taki plan powinniśmy dostać od razu po przyjeździe, a nie na drugi dzień. Zaznaczone na nim były miejsca do których nie mieliśmy wstępu, a także te które były przeznaczone tylko dla innych obozowiczów.
- Trening odbędzie się o godzinie piętnastej… - kobieta o blond włosach mówiła do nas, ale i tak nikt jej nie słuchał. Każdy był zajęty czym innym, a niektórzy po prostu przyglądali się dziewczynom które ćwiczyły fitness.
Po długiej przemowie każdy wstał z miejsca i zaczął odchodzić. Jednak Kate zatrzymała kilka osób, które wieczorem dostały od niej znaczki. Byłam ciekawa gdzie była przez całą noc. Jej łóżko było puste, a na śniadaniu nawet się do nas nie przysiadła.
- Musicie zrobić coś dla naszego kapitana – zaczęła mówić, a ja już miałam jej dość.

***

W końcu przyszedł czas na trening, a ja byłam kompletnie zmęczona. Jednak kiedy zauważyłam piłkę cała energia skumulowała się w moim ciele i byłam jak nowo narodzona. Nie zawsze lubiłam grać z chłopakami. Niektórzy traktowali mnie jak osobę specjalnej troski. Zachowywali się wobec mnie delikatniej, czego nienawidziłam. Jednak ci tutaj nie mieli takich nawyków. Kopali po kostkach jak na mężczyzn przystało i nie mieli w sobie litości. Byli godnymi przeciwnikami, a ja byłam z tego zadowolona.
- Pięknie graliście – zawołała kobieta, która najwyraźniej była tutaj trenerką. Jednak na jej wyrzeźbione ciało chłopcy się nie ślinili, no może poza tymi nowymi. Kendall (który był tutaj kapitanem oraz chłopakiem, który zrobił mi na szyi malinkę) stanął obok mnie i jak na złość ściągnął koszulkę. Przełknęłam ślinę i nie wierzyłam własnym oczom. Jego ciało było idealnie wyrzeźbione…
- Jest lesbijką – szepnął mi do ucha wskazując na trenerkę, a po moim ciele przeszły dreszcze. – A tak poza tym, masz niezłe cycki.
- Dzięki – uśmiechnęłam się pod nosem, a on zrobił to samo.
- Grasz też niczego sobie.
- Jesteś dziwnie miły – odparłam.
- Odwdzięczysz się za to potem – puścił do mnie oczko i odszedł w stronę Kate. Patrzyła się na mnie tak jakby miała zamiar zabić. Nie rozumiałam tej dziewczyny.
Po przemowie trenerki mieliśmy czas wolny. Razem z Mandy postanowiłyśmy wziąć prysznic, a następnie odpocząć trochę w pokoju.
- Myślisz, że Kate i ten Kendall to para? – Spytała z powagą.
- Nie – zaśmiałam się. – Nie sądzę.
- Widziałam jak wczoraj się całowali – powiedziała odwracając się do mnie. – Wysiadałam z samochodu, a oni stali przy wejściu i wpychali sobie języki do gardeł. Nie chciałam nic mówić, ale teraz jej nie ma i…
- Pamiętasz, jak wczoraj wyszłam na spacer? – Spytałam, a ona potwierdziła przytakując. – Tak jakby on mnie pocałował.
- Co? – Zrobiła zdziwioną minę i szybko znalazła się obok mnie. – To dlatego ona tak na ciebie patrzy, a myślałam, że to mnie nie lubi.
- To było dziwne – westchnęłam. – Nawet nie wiem jak i kiedy to się stało. Po prostu do mnie podszedł, zrobił mi malinkę i sobie poszedł. Wtedy nie wiedziałam kim jest Kendall.
- Wow – podsumowała. – Jest niezłym ciachem, nie ma się co dziwić, że omotał cię sobie wokół palca.
- Nie omotał – zaprzeczyłam. – To była tylko chwila słabości.

***

Dwa dni później, po morderczym treningu postanowiłyśmy, że wybierzemy się z Mandy nad basen. Na dworze powoli się ściemniało, a siedząc w ciepłej wodzie mogłyśmy poczuć niesamowity klimat. Kate ostatecznie okazała się dziewczyną, która leci na Kendalla. Jednak po krótkich obserwacjach stwierdziłyśmy, że on ma ją kompletnie gdzieś. Latała za nim, a on patrzył na dziewczyny z sąsiedniego obozu. To było trochę żenujące, ale nie zamierzałyśmy jej o tym uświadamiać. Zwłaszcza, że przez dziwne znaczki na nadgarstkach wyżywała się na nas. Dawała nam najgorsze zadania do wykonania, mówiąc, że to sprawka Kendalla. Jednak nie przejmowałyśmy się tym.
- Gdybyś miała przespać się z jednym z chłopaków z naszego obozu, kogo byś wybrała? – Mandy zadawała mi idiotyczne pytania i kazała na nie odpowiadać. Odwrócona w stronę leżaków w ciepłej wodzie zaczęłam rozmyślać o cudownym Kendallu.
- Kendall, przespałabym się z nim – westchnęłam. – Cudowne ciało, cudowny uśmiech… i samo to, że jest wysoki.
- Ciekawe czy jego penis jest duży – powiedziała bez zahamowania. – Myślę, że ma z dwadzieścia cztery centymetry.
- Stawiam, że robi dobrze – obie odwróciłyśmy się w stronę znajomego głosu i ujrzałyśmy Kendalla z Dustinem. Stali na drugim końcu basenu w samych bokserkach. Zaś w rękach trzymali napoje. – I oczywiście jest wielki, ale same możecie się o tym przekonać.
- My… - zaczęłam, ale chłopaki nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Po prostu wskoczyli do wody, ochlapując nas przy tym. Obaj zaczęli płynąć w naszą stronę, a po chwili znaleźli się przed nami. Ich wysokie ciała stanęły w wodzie, a my razem z Mandy byłyśmy nieco zmieszane.
- Chcesz go zobaczyć? – Kendall spytał poważnie.
- Nie – zaśmiałam się.
- Nie wiesz co tracisz – uśmiechnął się do mnie, a ja mogłam przysiąc, że chłopak pił alkohol. Jego oczy świeciły się w dziwny sposób.
Kendall odpłynął nieco dalej, a ja miałam ochotę stamtąd zniknąć. Nie chciałam, aby chłopak usłyszał jak o nim rozmawiamy. Odwróciłam się z powrotem w stronę leżaków na których siedziała Mandy wraz z Dustinem. Śmiali się w niebogłosy, co oznaczało że się dogadują. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęli rozmawiać. Siedzieli naprzeciwko siebie, popijając coś z butelki. Nie wiem ile to trwało, ale zbliżali się do siebie. Ich ciała zaczęły się ze sobą stykać, a oni robili się coraz bardziej nachalni wobec siebie.
- Chodź gdzieś ze mną – Kendall znów pojawił się obok mnie. – Zostawmy ich samych, a ja ci coś pokażę.
Nie zaprzeczałam, tylko wyszłam z basenu narzucając na siebie ręcznik. Nie chciałam patrzeć na obściskującą się Mandy z Dustinem. Po prostu szłam za Kendallem. Nie odzywał się do mnie przez połowę drogi, a potem nagle złapał mnie za rękę. Zdziwiło mnie to, ale też nie przeszkadzało.
- Naprawdę przespałabyś się ze mną?
- To były żarty – skłamałam. – Nie bierz wszystkiego na serio.
- Myślę inaczej – zaśmiał się.
- Jesteś pijany i dlatego – powiedziałam szczerze. – Łamiesz kolejną zasadę.
- Mi wolno, zapomniałaś?
- A co mi wolno?
- Możesz mnie pocałować. Wiem, że chcesz – uśmiechnął się.
- Masz od tego dziewczynę.
- Kate to nie moja dziewczyna, jestem singlem.
- To dlaczego sam mnie nie pocałujesz? – Nie wierzyłam, że to mówię. Jednak po tych słowach, Kendall przywarł do  mnie, a jego usta zetknęły się z moimi. Wpił się w moje wargi i całował, a ja nie wierzyłam, że robi to tak dobrze. Moje plecy zetknęły się z zimnym murem, a nogi oplotły jego mokre od wody ciało. Zaplotłam ręce na jego szyi i trzymałam się jego, aby nie spaść.

***

To robiło się chore. Oczywiście pod dobrym względem. Nie mogłam uwierzyć w to, że tak dobrze dogadywałam się z Kendallem. Zwłaszcza, że przez cały czas Kate mroziła mnie wzrokiem. Była straszna, ale starałam się nią nie przejmować. Praktycznie nie mieszkała w naszym pokoju, tylko zostawała na noc… w sumie nie wiem gdzie. Nie za bardzo mnie to obchodziło.
Mandy zauroczyła się Dustinem po kilku dniach, a on nią. Byli zapatrzeni w siebie jak małżeństwo z kilkuletnim stażem. Co było nieco dziwne.
Po dzisiejszym dniu nie czułam ciała. Byłam zmęczona, a jedyne o czym marzyłam to długi sen. Przebrana w moją koszulkę do spania ułożyłam się w łóżku i czekałam, aż moja współlokatorka zgasi światło. Jednak zanim to zrobiła ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Nie była to pora na odwiedziny. Jedynymi osobami mogli być opiekunowie. Jednak co oni by tu robili? Mandy otworzyła drzwi, a do środka wszedł Kendall razem z Dustinem.
- Co wy tu robicie? – Dziewczyna spytała nieco spanikowana. – Nie możecie tutaj przychodzić.
- Gadanie – Kendall wzruszył ramionami.
Obaj byli ubrani w szare dresy oraz białe koszulki. Kiedy blondyn usiadł na moim łóżku mogłam dostrzec jego mokre włosy. Za pewne niedawno wyszedł z pod prysznica.
- A gdzie Kate? Skoro ona może wychodzić, to my tym bardziej – Dustin rzucił się na łóżko Mandy, a ona nadal stała zdziwiona tą całą sytuacją.
- Ona w odróżnieniu do was zgłosiła, że idzie do dziewczyn od fitnessu – odpowiedziałam na jego pytanie.
- My nie musimy zgłaszać tego, że chcemy się do was poprzytulać – Kendall spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. Zdjął swoje trampki oraz koszulkę i położył się obok bez żadnego gadania. Obie z Mandy spojrzałyśmy na siebie zdziwione, ale nie zamierzałyśmy się odzywać. Dziewczyna zgasiła światło, a w pokoju zrobiło się ciemno.
- Przytul się do mnie – Kendall szepnął mi do ucha, a ja czułam motylki w brzuchu. Zrobiłam to o co prosił. Moja głowa znalazła się na jego nagim torsie, a on delikatnie pocałował mnie w czoło.
- Jesteś ciepły – powiedziałam uśmiechając się.
- A ty gorąca – odparł z powagą. – I mam ochotę zrobić z tobą kilka rzeczy, które wykraczają poza regulamin.
- Na przykład?
Poczułam jak jego dłoń zaciska się na mojej piersi. Moje serce zabiło mocniej, a on zaczął mnie całować. Nie były to zwykłe pocałunki, ale takie które wykraczają poza granice. Jego język wirował razem z moim. Przegryzał moje wargi, a potem zszedł niżej.

***

Zaczęłam biec z piłką pomiędzy stopami. Kopałam ją w stronę bramki pędząc najszybciej jak tylko mogłam. Omijałam chłopaków, którzy starali się mnie zatrzymać. Jednak bez skutecznie. Po kilku chwilach znalazłam się sam na sam z bramkarzem. W odpowiedniej chwili strzeliłam, a czas się zatrzymał. Piłka wirowała, a potem znalazła się w samym środku bramki. Wszyscy wiwatowali, a ja czułam się silniejsza. Poczułam jak ktoś podnosi moje ciało i obraca je dookoła.
- Wiedziałem, że dasz radę – Kendall darł się w niebogłosy. – Dobra dziewczynka.
- Należy mi się nagroda – odpowiedziałam dumnie.
- Dzisiaj wieczorem – szepnął mi do ucha, a ja przytaknęłam.
Kilka godzin później czekałam na niego w zakazanym miejscu. Siedziałam na środku boiska i zastanawiałam się jak będzie wyglądał. Czy jego włosy będą idealnie ułożone? Czy założy czarną koszulkę i dresy? A może czarne rurki?
- Vanessa – usłyszałam jego głos.
- Kendall – odparłam poważnie i odwróciłam się do niego. Nie mogłam przestać się nadziwić. Wyglądał całkiem inaczej niż na co dzień. Miał na sobie garnitur, a w ręku trzymał bukiet czerwonych róż. – Chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć – powiedziałam nieco przerażona.
- Chciałem zabrać cię na kolacje, ale skoro nie chcesz…
- Chce – wstałam z miejsca i rzuciłam się na niego. – Bardzo chce, ale ja się do tego nie nadaję. Wyglądam jak…
Jego ręka znalazła się na moich ustach, zakrywając je. Nie mogłam dokończyć swojego rozpoczętego zdania.
- Wyglądasz cholernie seksownie, jak zwykle i nie waż się twierdzić inaczej.
- W takim razie idziemy – zaśmiałam się.
Nie mieliśmy nie wiadomo ile drogi. Stolik był postawiony obok basenu, a usługiwał nam chłopak z obozu. Przez cały ten czas śmialiśmy się jak opętani. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od wspaniałego Kendalla. Wyglądał niesamowicie w czarnym garniturze.

***

- Strasznie mnie podniecasz – powiedział patrząc prosto w moje oczy. – Jesteś cholernie pociągająca i już dłużej nie wytrzymam…
Zaczął mnie całować, a ja nie mogłam mu się oprzeć. Pozwoliłam mu na to, a sama się rozpłynęłam. Robił ze mną, co tylko chciał, a ja nie miałam nic przeciwko. Kendall w mgnieniu oka zrzucił z nas wszystkie ubrania, zostawiając tylko bieliznę. Skierowaliśmy się w stronę łóżka. Położyłam się jako pierwsza, a on zawisł nade mną ciągle mnie całując. Robił to najlepiej na świecie…
- Chce cię pieprzyć… - szepnął. – Teraz.
- Po prostu to zrób – jęknęłam.
Nie musiałam nic więcej mówić. Kendall rozerwał ze mnie majtki, a swoje bokserki odrzucił na bok. Wpił się w moją szyję, a sam zbliżył się coraz bliżej. Nachylił się nade mną i wszedł… Na początku zrobił to delikatnie, a potem przyśpieszał. Moje dłonie znalazły się na jego plecach, a paznokcie z każdym kolejnym ruchem jego ciała wbijały się w skórę. Czułam, że dochodzę, a on zrobił kilka mocniejszych wejść. Ruszał się coraz szybciej, aż w końcu oboje doszliśmy.
- Robi dobrze – powiedziałam z uśmiechem na ustach, patrząc na jego penisa. – Miałeś racje.
- W tych sprawach nie żartuje.

***

Tak naprawdę nie wiedziałam, kiedy trzy tygodnie zleciały. Znajomość z blondynem stała się o wiele bardziej intrygująca i ciekawa niż gra w piłkę. Był moją odskocznią od nudnego życia. Kendall dał temu wyjazdowi coś czego nigdy nie zapomnę.
Stałam przed budynkiem z torbami i czekałam na tate. Miał po mnie przyjechać dwadzieścia minut temu, ale jak zwykle się spóźniał. Jednak może to i dobrze? Kendall czekał razem ze mną, a ja mogłam się nim nacieszyć jeszcze dłużej.
- To był niesamowity wyjazd – powiedział uśmiechając się do mnie. – Jeden z najlepszych.
- A nie najlepszy?
- Najlepszy – przytaknął.
Siedzieliśmy w ciszy, a moim oczom ukazał się znajomy samochód. Ojciec pomachał w moją stronę, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Nigdy nie płakałam z tak błahego powodu. Nie wierzyłam, że właśnie w takim momencie się rozklejam. Jednak musiałam stwierdzić, że nie chciałam jego opuszczać. Było mi zbyt dobrze.
- Nie zostawię cię – spojrzał w moje oczy. – Obiecałem, że tego nie zrobię i dotrzymam obietnicy.
- Mówiłam ci, że masz się mną nie przejmować – westchnęłam. – To tylko letnia przygoda…
- Będę na ciebie czekał – pocałował mnie namiętnie. – Zawsze.

***

Siedziałam w salonie oglądając telewizor. Minął miesiąc odkąd wróciłam z obozu, a Kendall odzywał się do mnie codziennie. Dzwonił i sms-ował. Jednak to nie wystarczało. Tęskniłam za nim i pragnęłam jego ciepła. Tylko, że tysiące kilometrów nam to uniemożliwiało. On miał rozpocząć studia, a ja miałam szkołę, która niedługo się zaczynała.
- Vanessa! – Usłyszałam głos mojej rodzicielki. – Masz gościa.
- Niech wejdzie – odkrzyknęłam. Byłam pewna, że jest nim moja przyjaciółka. Jednak osoba, która weszła do pokoju kompletnie mnie zaskoczyła. Blondyn stał w progu, a pod jego pachą widniała piłka. Podbiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję.
- Kendall… - szepnęłam.
- Mówiłem, że cię nie zostawię – pocałował mnie w czoło.
- Na ile przyjechałeś?
- Na zawsze – uśmiechnął się. – Zaczynam studia tutaj. Chce być blisko ciebie, mała.
- Miałeś się mną nie przejmować… - zaczęłam swoją gadkę. Jednak on to zignorował i wpił się w moje usta, łącząc je w pocałunku.
- Nie mogę złamać obietnicy.

_____________________
Pisałam to jakieś 5 godzin. Na prawdę!
Koniec może nie do końca  wyszedł taki jak chciałam, ale po jedenastej w nocy mój mózg nie pracuje jak trzeba hah :D
Mam nadzieję, że wam się spodobał :)

10KOMENTARZY= NOWY IMAGIN!!!

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.