Leżałam w łóżku, tępo gapiąc się w sufit. Zegarek wskazywał już prawie drugą w nocy, a ja wciąż nie mogłam zasnąć. Myślałam zdecydowanie zbyt wiele. Najgorsze było to, że nijak nie potrafiłam powstrzymać tych wszystkich, dręczących mnie myśli.
Zamknęłam oczy i od razu, w mojej głowie pojawił się obraz Kendalla. Najgorsze było to, że wcale się nie uśmiechał. Nie chciałam go zapamiętać jako kogoś smutnego. On nie był ponurą osobą, wręcz przeciwnie, był najbardziej pogodnym człowiekiem, jakiego w życiu poznałam. Zawsze mnie pocieszał i nazywał piękną, kiedy ja siebie za taką nie uważałam. Ale teraz to wszystko nie miało znaczenia, on odszedł. Zostawił mnie samą, bez żadnego wsparcia.
Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra, opartego o ścianę. Przez okno wpadało blade światło księżyca, oświetlające lewy profil mojej twarzy. Odgarnęłam jasne włosy, które wpadały mi do oczu. Miałam ochotę po prostu tak stać i płakać, ale nawet najmniejsza łza nie chciała ze mnie wypłynąć.
Spojrzałam w bok. Na biurku leżała lśniąca żyletka. Dosłownie przyciągała swoim blaskiem. Tak bardzo mnie kusiło, żeby po nią sięgnąć. Od blatu dzielił mnie dosłownie jeden krok, którego jednak nie potrafiłam pokonać.
Stałam bezczynnie, co chwila patrząc to na swoją twarz w odbiciu, to na ostrze. W końcu, zdecydowałam usiąść na krześle. Chwyciłam do ręki to, czego nie dotykałam od dłuższego czasu. Wiedziałam, że gdyby Kendall przy mnie był, na pewno by do tego nie doszło. Nie musiałabym znowu się okaleczać.
Przyłożyłam żyletkę do przedramienia, gotowa na pociągnięcie nią wzdłuż okazałej żyły. Właśnie wtedy usłyszałam coś, co odciągnęło moją uwagę.
- Nie musisz tego robić, Marci - moich uszu dobiegł znajomy głos, ale nigdzie nie widziałam jego twarzy.
Potrząsnęłam głową, pewna że to moje urojenia. Jeśli miałam dłużej tak cierpieć to wolałam to po prostu zakończyć tu i teraz. Nikt nie może mnie powstrzymać, a już na pewno nie jakiś głos, dobiegający z mojego umysłu, z mojej wyobraźni.
Może i głos nie miał zbyt dużej siły przebicia, ale krzyk jak najbardziej.
- MARCELINA! - krzyknął Kendall.
Obejrzałam się nerwowo, ale w pokoju siedziałam sama.
Po chwili usłyszałam dokładnie taki sam wrzask, lecz tym razem, kompletnie mną wstrząsnął.
Niemal podskoczyłam w miejscu, słysząc jak chłopak woła moje imię. Popatrzyłam naokoło - moja sypialnia, normalna jak zawsze. Leżałam w łóżku, więc to także nie było nic nadzwyczajnego.
Sen. To był tylko sen... Ale ten krzyk... był taki realistyczny.
Wtedy, drzwi się otworzyły, a na progu stanął Kendall. Na szyi miał przewieszony ręcznik, którym przecierał wilgotne włosy. Spojrzałam na niego i wszystko wyglądało tak jak powinno, ale mimo wszystko, wciąż nie mogłam uspokoić oddechu.
- Marci, co się stało? - zapytał zatroskanym głosem.
Usiadł na łóżku i złapał moją dłoń.
- Miałam zły sen - po tych słowach, po moich policzkach pociekły strumienie łez; nie potrafiłam nad nimi zapanować.
Dawno nie miałam tak przekonującego koszmaru. Uwierzyłam, że to co w nim widziałam, działo się na prawdę, a to od dawna były moje największe obawy. Bałam się, że Kendall mnie zostawi, a jednak wciąż siedział tuż obok.
Kiedy zobaczył w jak okropnym stanie jestem, przybliżył się, zmniejszając odległość między nami do zera. Objął mnie swoimi silnymi ramionami, tak że swobodnie mogłam wtulić twarz w jego pierś. Przejechałam dłonią po jego plecach; nie wytarł ich zbyt dokładnie.
Odsunęłam się.
- Brałeś prysznic?
Skinął głową w odpowiedzi i zaraz po tym, wyszczerzył zęby w moim ulubionym uśmiechu.
Przyłożył kciuk do mojego przedramienia, gładząc nim zagojone blizny. Dobrze wiedziałam, że nie muszę tego robić, nie potrzebowałam przypomnienia. Ważniejsze było to, że wcale nie chciałam wprawiać żyletki w ruch.
Mimowolnie, spojrzałam na biurku, ale nie leżało na nim nic, czym mogłabym zrobić sobie krzywdę. Odetchnęłam z ulgą. W końcu, oddech także się uspokoił, a serce przestało walić jak oszalałe.
- Już o tym nie rozmyślaj - powiedział Kendall.
Miał rację, nie powinnam roztrząsać przeszłości.
Dotknął dłonią mojego policzka, po czym zjechał do szyi. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go szybko, żeby od razu po tym wrócić pod kołdrę. Wtuleni w siebie, zasnęliśmy szybko i już żaden koszmar nie śmiał nam przeszkadzać.
Dotarło do mnie, że mój potworny sen nigdy nie mógłby stać się rzeczywistością. Kendall był najlepszym, co mogło mi się przytrafić i byłam pewna na sto procent, że nigdy nie pozwoliłby mi na bycie samą.
"Dla mnie jesteś ideałem."
"Kocham cię najbardziej na całym świecie."
"Mogę umrzeć w twoich ramionach."
"Jeśli mógłbym umrzeć w twoich ramionach, nie miałbym nic przeciwko. Przynajmniej miałbym pewność, że umarłbym szczęśliwy."
_________________
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!
Jej, fajne to było ;) takie od innej strony ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle widzę, że nowy wygląd bloga ♥ piękny
Miło się tu teraz wchodzi xx Pozdrawiam
Cudny Imagin. Tak długo czekałam na kolejny i się doczekałam. Jest niesamowity.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam że to będzie kolejny smutny ale tu taka miła niespodzianka ;). Już miałam łzy w swoich oczkach ale to okazali się tyko zwykłym snem i Kendall jej nie zostawił. Na szczęście : )
Najbardziej podobały mi się te zdania w cudzysłowiu. Są przepiękne.
Nie mogę się doczekać kolejnego
Z niecierpliwością czekam na nexta
Pozdrawiam i życzę dużo weny kochana :*
Ps. Podoba mi się wygląd bloga ❤
Super <33 Fajny pomysł ;D
OdpowiedzUsuńCudny bardzo świetny pomysł :* czekam na nexa ♡♥
OdpowiedzUsuń