Blokada kopiowania!

poniedziałek, 23 marca 2015

~8 Opuszczona

Jęknęłam przeciągle podnosząc się z łóżka do pozycji siedzącej i chwytając się za kark. Dopiero co wstałam jak zwykle o późnej porze. Jedyne co teraz czułam to cholerny ból głowy, który ciągnął się za mną przez ostatnie ranki. Wczorajszy wieczór skończył się jak zwykle dwiema butelkami whisky i kilkoma puszkami piwa, które teraz leżały porozwalane po całym pokoju. Nie zabrakło pustej paczki papierosów, kilku szklanek i telefonu. Tak naprawdę to tak mijały moje tegoroczne wakacje. Chodziłam spać o czwartej a czasem nawet o szóstej rano, wstawałam koło trzynastej, a po przebudzeniu zawsze widziałam puste puszki, butelki i kilka paczek bez żadnej zawartości nawet jednego papierosa, którego czasem tak bardzo potrzebowałam na dobry początek dnia. Na początku lipca cieszyłam się tak bardzo z tych dni wolnego i z wszystkiego co miałam w planach na wymarzone wakacje, ale wszystko prysło. Jak czar, który miał rozpogodzić moje ciężkie dni w przed ostatnim roku liceum.
Ogólnie nie miałam zbyt wielu znajomych, bo kilkoro zadrwiło z moich uczuć a pozostali najzwyczajniej zostawili. Zostawili mnie samą bez niczego. Żadnej skruchy, zupełna pustka. Pierdoleni egoiści.
Został tylko jeden pieprzony dzień, pieprzonych wakacji.
Tak na prawdę miałam je cały rok. Zostawałam w domu kiedy tylko chciałam bez żadnego tłumaczenia się matce która zwyczajnie miała mnie w dupie i ojcu, który zapracowywał się w swoich firmach. Nie interesowało ich moje życie i moje uczucia. Pieniądze, pieniądze, pieniądze. Tylko to było ważne i o tym rozmawiało się w naszym domu.
Szkoła była wielką porażką w moim życiu z wielu istotnych powodów. Byłam inna niż wszyscy co wzbudziło wiele różnych zachowań wśród uczniów w mojej szkole. Przechodząc korytarzem śmiali się, tylko dlatego bo nie byłam taka jak by chcieli. Myśleli, że jestem łatwa i mogą mnie zmienić na klona kogoś lubianego. Chcieli żebym nim była, ale ja sprzeciwiałam się wszystkiemu i nie zwracałam na nich najmniejszej uwagi.
Lubiłam nosić dresy, luźne koszulki, bluzy. Dla mnie nigdy nie istniały spódniczki które ledwo zakrywałyby moją dupę czy choćby bardzo ciasne i obcisłe koszulki. To wzbudzało u nich zaciekawienie i natychmiastowe odrzucenie.


***


Obecnie leżałam na łóżku przykryta czarną pierzyną w białe śnieżynki, w ręce trzymałam telefon i przeglądałam tumblr'a. Nie zastanawiałam się co będę robić, ale na pewno i tego wieczoru nie obędzie się bez alkoholu.
Nagle wybiło mnie ze strony internetowej i zauważyłam zdjęcie Lucy na telefonie i tak bardzo znany mi dźwięk dzwonka. Zwykła koleżanka o podobnym życiu do mojego.
– Cześć, Kate. – przywitała się jak zwykle wesoła Lucy. Tak to była właśnie ona. Brunetka z ładnymi ciemnymi oczami, która wzbudzała respekt w oczach innych ale i ciekawość co się w niej kryje.
– No, hej. – odpowiedziałam jej zachrypniętym głosem.
– Musze iść na zakupy, bo matka kazała mi kupić coś na imprezę. Jak zawsze muszę się zgodzić i wieczorem wyjść z domu bo ktoś do nich przychodzi jak zwykle znasz to. Norma. Możesz iść? Błagam cię.
Tak naprawdę nie miałam żadnej ochoty iść, ale nie chciałam jej rozczarować. Umówiłyśmy się za dwie godziny pod jej domem jak zawsze.
Niestety musiałam wstać z łóżka i poprawić coś w swoim wyglądzie, ale najpierw poszłam do kuchni, chcąc zrobić sobie coś na wzmocnienie sił. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej ciasto, które wczoraj kupiła matka.
Mój dzień zazwyczaj zaczynałam od wypicia kubka gorącej kawy, zjedzenia czegoś i wyjścia z domu, albo iściu ponownie do łóżka. Podeszłam do expressu, w którym powstawała moja ulubiona kawa. Wyjęłam kubek i położyłam go na stole okrytego bordowym obrusem obok talerza ze słodyczą. Jedząc przeglądałam instagram'a i myślałam co potrzebuję kupić w pobliskiej galerii w czasie zakupów z Lucy. Po zjedzeniu posiłku podreptałam na górę do swojego pokoju, podchodząc do mojej białej toaletki z dwoma niebieskimi pudełkami oraz dość dużym lustrem i nakładając jasny podkład. Pomalowałam lekko rzęsy i w sumie to był mój makijaż. Nie lubiłam sztuczności na twarzy nie których dziewczyn. Dla mnie wystarczał klasyczny tusz i może trochę przyciemnienie cery.
Ubrałam się w skórzane short'y, koronkowy top i vans'y o morskim kolorze. Miałam jeszcze całe dwadzieścia minut do wyjścia, więc postanowiłam z grubsza posprzątać mój pokój. Posprzątałam butelki i puste paczki po papierosach, poukładałam na półkach i pościeliłam łóżko. Tak naprawdę nie lubiłam siedzieć czy też oglądać filmów jak wokół mnie panował bałagan, dlatego starałam się codziennie robić porządek, ale jak to każdy - nie miałam zawsze na to ochoty.
Wzięłam klucze z biurka, telefon, kilkaset dolarów i wyszłam. Nałożyłam słuchawki i nie zważając na wyrazy twarzy i słowa obcych mi ludzi, szłam przed siebie w kocu znajdując się pod domem koleżanki.
Zadzwoniłam dzwonkiem dwa razy czekając niecierpliwie dopóki brunetka nie zejdzie po schodach na dół. Ku mojemu zdziwieniu otworzył mi jej cudowny brat. Był w moim wieku, ale niezwykle przystojny i miły. Miał na sobie tylko i wyłącznie siwe, luźne dresy. Co chwilę przygryzał wargę patrząc na moją twarz. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce, a on zerknął na moje policzki i zachichotał słodko.
– Lucy! – krzyknął donośnie, wsuwając dłonie w dresy. – Wejdziesz? – zerknął w moim kierunku.
– Nie.. chyba nie. Miałam coś w planach z Lucy. – stwierdziłam i wzruszyłam ramionami, a on tylko uśmiechnął się lekko i delikatnie mnie przytulił na pożegnanie i zerknął ponownie na moje policzki.
– Kiedy się uśmiechasz w prawym policzku robi ci się taki słodki dołeczek. – pogładził go tylko a ja od razu spuściłam głowę speszona. Chłopak zachichotał i zniknął za drzwiami. Był na prawdę cudowny. Przez ostatnie pół roku zamieniłam z nim tylko kilkanaście słów, które były tylko krótkimi odpowiedziami. Chciałam go poznać bliżej.
Lucy stanęła obok mnie i uśmiechnęła się przyjacielsko przytulając. Zamówiłyśmy taksówkę i ruszyłyśmy w kierunku galerii.
Standardowo najpierw poszliśmy na drinka, a potem odwiedziliśmy kilka sklepów ale w końcu w H&M kupiła czarno-niebieską sukienkę. Na końcu jak zawsze odwiedziliśmy KFC.
Do domu wróciłam koło 18:00, przebrałam się w luźną koszulkę, dresy i włączyłam film jeden z kolejnych dramatów.
W czasie filmu wypiłam dwa piwa, a potem poszłam pod prysznic, żeby odprężyć przed pierwszym dniem szkoły. Po gorącej kąpieli przygotowałam sobie naleśniki z białym serem i cynamonem.
Po zjedzeniu wróciłam do mojego pokoju, podeszłam do szafy aby wybrać coś odpowiedniego na jutro, na rozpoczęcie roku. Nasza szkoła narzuciła nam że musimy ubrać się gustownie i uroczyście co wiązało się tylko z jednym - spódniczki.
Zdecydowałam się na czarną, skórzaną spódniczkę, która była lekko rozkloszowana, oraz białą, koszulę z koronką wokół szyi i mankietami. Ubrałam na nią czarną marynarkę i wygładziłam rozpuszczona włosy.
Kiedy już wszystko było przygotowane była północ. Stwierdziłam że dzisiaj powinnam iść spać wcześniej bo o szóstej zacznie się kolejny dzień, ale tym razem dłuższy i cięższy od każdego poprzedniego. Położyłam się na łóżku, przykryłam pościelą. Nałożyłam słuchawki na uczy i spokojnie zasnęłam po kilkunastu minutach jeszcze przez chwilę rozmyślając o bracie mojej przyjaciółki.
Ałć... Zadzwonił mój budzik była szósta rano. Zerknęłam ponownie na zegarek wyliczając czy na pewno zdążę. O siódmej musiałam wyjść z domu, a o ósmej było rozpoczęcie. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do lustra o mało co nie panikując. Rozwalone włosy we wszystkie strony, brak jakiejkolwiek schludności i porządku.
Podeszłam szybko do toaletki - pomalowałam rzęsy i nałożyłam puder, a po policzkach lekko przepchałam różem. Zdecydowanie lepiej. Ubrałam się nakładając na nogi czarne creepers'y z ćwikami po bokach.
Skierowałam się do kuchni, obrałam dwie pomarańcze robiąc z nich sok na dobry poranek robiąc sobie na szybko kanapki z nutellą uważając aby się nie ubrudzić.
Po śniadaniu ogarnęłam pokój, i w sumie nie miałam już dużo czasu, więc poprawiłam się jeszcze w lustrze udając się na autobus szkolny.


***


Weszłam do szkoły popychając ciężkie drzwi i zeszłam na dół na salę gimnastyczną.
Na rozpoczęciu zauważyłam brata Lucy, Kendalla. Chwile się zastanawiałam, bo przecież on nie chodził do naszej szkoły. Jak się okazało klasę sportową z zeszłego roku sąsiedniej szkoły przeniesiono do naszej, bo w tamtej zniknęły warunki na jej dalszy ciąg co świadczyło o jej połączeniu z moją klasą o potwornej wychowawczyni jaką była pani Hills. Wzruszyłam ramionami siadając pomiędzy nim a Lucy. Popatrzyłam lekko na niego a on uśmiechnął się łagodnie. Zarumieniłam się odgarniając kosmyk włosów za ucho.
Rozpoczęcie roku było tak nudne jak zawsze. Doszli nowi uczniowie, inni odeszli. Tym lepiej dla mnie. Mniej obelg i traktowania mnie jak szmatę.


***


Przebrałam się w trochę za dużą bluzę z napisem "HATERS MAKE ME FAMOUS", i czarne szorty. Zjadłam kilka słodyczy, a potem obejrzałam kolejny film. Tym razem trafiłam na jakiś słaby horror, a w połowie poszłam po kilka piw.
Koło siedemnastej zadzwoniła Lucy, żebyśmy szli na imprezę do pobliskiego klubu.
Zgodziłam się, a o osiemnastej miałam już stać przed jego drzwiami wejściowymi. Przewróciłam oczami i przebrałam się w coś odpowiedniego po czym wyszłam z domu, idąc na przystanek.
Kiedy wsiadłam do autobusu, nałożyłam moje białe słuchawki i usiadłam obok jakiejś dziewczyny. Nie wiedziałam kim jest, ale wyglądała na smutną i przybitą. Podczas wpatrywania się w szarą ulicę zwyczajnie spłynęły jej po policzkach łzy. Nie wiedziałam jak zareagować, ale ona zaczęła coraz bardziej płakać. Zdjęłam słuchawki zaczepiając je o czarną koszulkę.
– Przepraszam, ale... wszystko w porządku? – wyszeptałam niepewnie patrząc na jej zapłakaną twarz. Znałam odpowiedź, ale nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z nieznajomą.
Zerknęła na mnie i pokręciła głową. Twarz mokrą od łez otarła rękawem bluzy, na której pisało "MIAŁO BYĆ DOBRZE..." i lekko uniosła kąciki ust.
– Powiedz mi tylko jak masz na imię. – wyszeptała w odpowiedzi.
– Kate. – odpowiedziałam szybko.
– Wiesz, Kate... życie kopnęło mnie w dupę. – szepnęła i zerknęła ponownie w szybę. – Nie wiem czy znasz, to uczucie kiedy idąc do galerii z koleżanką widzisz swojego, kiedyś idealnego chłopaka całującego inną dziewczynę. – pociągnęła nosem. – Zwyczajnie ją całował i słyszałam jak mówił, że na zawsze. – zaszlochała. – Nie wiedziałam, nie zauważyłabym tego dopóki Nicole, moja znajoma nie zaczęłaby śmiać mi się w twarz i mówić, że on mnie już nie chcę, że wykorzystał, że jestem nikim... – wyszeptała cichutko. – Żadnej pomocy z jej strony, tylko chodziła za mną i się śmiała jak nigdy dotąd. – zagryzła mocno dolną wargę. – Nie wiedziałam co mam robić... wsiadłam w autobus i teraz po prostu jeżdżę i myślę. – wyszeptała i zerknęła w moje oczy.
– Jak masz na imię? – wyszeptałam lekko ocierając jej łzę z policzka.
– Emily. – Odpowiedziała.
– Posłuchaj Emily... – zaczęłam patrząc na jej twarz. – Nie przejmuj się, widocznie nie był ciebie wart. – uśmiechnęłam się słabo w pocieszeniu. – Uwierz mi poznasz kiedyś kogoś, kto cię doceni, kogoś kto cię naprawdę pokocha. – pogładziłam jej ramię w trosce. – Miałam taką sytuacje. To przez to teraz ciągle u mnie w pokoju walają się puste butelki po alkoholu. – zwierzyłam się i lekko skrzywiłam.
Wtedy zapadła chwilowa cisza. Bawiła się nerwowo palcami a ja patrzyłam na nią ze współczuciem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i podałam jej do dłoni.
– Wiem, że to może dziwne, ale chciałabym cię bliżej poznać. Może... poszłabyś ze mną? Teraz na imprezę z koleżanką. Będzie na prawdę fajnie. – wzruszyłam ramionami.
Spojrzała na mnie, i zauważyłam, że nie wie co powiedzieć, ale po chwili zgodziła się widocznie zadowolona.


***


Dni mijały bardzo spokojnie. Do tego czasu zdążyłam zaprzyjaźnić się z dziewczyną o ciemnych włosach i zaczęłyśmy się częściej spotykać. W szkole coraz częściej widziałam się z blondynem, który siedział ze mną w ławce pod pretekstem, że nie ma gdzie, ale nie przeszkadzało mi to. Był miły i słodki. Bardzo często komplementował i posyłał mi uśmiechy, a nawet bronił przed uwagami w szkolnych szatniach, aż nadszedł jeden z najgorszych dni jakiegokolwiek mogłam się spodziewać.
Przed szkolnym budynkiem idąc w jego kierunku zauważyłam Lucy, która tak po prostu trzymała mojego byłego chłopaka za rękę i darzyła go długim pocałunkiem, opierając się o ścianę uczelni.
W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy. Ufałam jej i obdarzałam sekretami, a ona wykorzystywała do cały czas chcąc umówić się z nim. Zwyczajnie nie wytrzymałam. Cała radość jaką miałam w przeciągu kilku dniu zdążyła wyparować.
Cofnęłam się kilka kroków w kierunku bramy i uciekłam. Zwyczajnie uciekłam. Zawiodłam się po raz kolejny. Myślałam, że chociaż ona będzie uczciwa wobec mnie i nie będzie oszukiwać. Po raz kolejny przekonałam się o ludzkiej perfidności.
Kendall zauważył mnie na końcu ścieżki. Biegł za mną, ale niestety nie zdążył. Wbiegłam do autobusu, który pojechał wprost do miejsca przystanku kilka kroków od mojego domu.
Wbiegłam do niego szlochając i rzucając torebką o podłogę. Wbiegłam na górę do łazienki i zakluczyłam drzwi. Usiadłam w kącie pomieszczenia odsłaniając rękawy ciemnej bluzy i wyciągając żyletkę z szafki bocznej. Zacisnęłam ją na palcach, przez co natychmiastowo poleciała z nich krew. Syknęłam cicho przykładając ostrze do skóry i robiąc kilka nacięć na nadgarstkach. Nie mogłam się opanować. Robiłam to szybko i gwałtownie, aż zabrakło miejsca. Nawet nie zauważyłam kiedy przecięłam sobie żyły a krew kapała powolnie na podłogę.
Jedyne co teraz widziałam to zapadający się obraz i ułamki chwil. Hałasy, krzyki.


***


Poczułam silne ręce na moich ramionach. Jak ktoś gładzi moje policzki i przykłada do szyi zimny ręcznik nasączony wodą. Leżałam w swoim pokoju na łóżku. Moja ręka była doskonale opatrzona i okryta bandażem. Poruszyłam delikatnie palcami trzęsąc się.
– Kate, błagam cię - otwórz oczy. – wyszeptał tak bardzo znajomy mi głos blondyna. Przejechał opuszkami palców po moich policzkach, a po chwili poczułam jego usta na swoich. Miękkie, delikatne i czułe.
– Ożyj błagam cię. Błagam zrób to. Zrób to dla mnie. – wyszeptał i odsunął się delikatnie spuszczając głowę. Splótł nasze palce, a po jego policzku spłynęła łza.
– Miałem zamiar walczyć o ciebie, a nie cię tracić. – wypłakał, a ja mimo, że tak bardzo chciałam zrobić to czego pragnął - nie potrafiłam.
Moja twarz stała się blada a podcięcie żył było największym błędem jaki zrobiłam. Chciał mnie, a ja jego, ale teraz nie mogłam nic zrobić, jedynie patrzeć na niego tam z góry jak płacze przy moim łóżku.


___________________


Witajcie, kochani!
Mam nadzieję, że Wam się bardzo spodobał Imagin :)
Do zobaczenia kochani! :)
~Misio Schmidt


sobota, 7 marca 2015

~7 My Dilemma

~~ Polecam włączyć piosenkę, dzięki której napisałam imagina KLIK ~~


- Cześć mam na imię Lisa…mam szesnaście lat i…
- Kochanie, nie jesteś na przesłuchaniu – w jego policzkach pojawiły się dołeczki. – W czym mogę Ci pomóc?
- J-ja, słyszałam, że potrzebujesz korepetycji.
Serce biło mi z przyśpieszoną prędkością. Co ja sobie wyobrażałam, podchodząc do niego. To był zły pomysł, mogłam tego nie robić.
- I ty chciałabyś ich udzielać? Mi? – spytał zdziwiony.
- To głupie, przepraszam…
Odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwną stronę. Jednak poczułam, jak jego ręka zaciska się na moim nadgarstku. Znów stał naprzeciwko mnie, a jego oczy zagłębiały się w moich. Miał takie piękne spojrzenie…
- Zgoda – uśmiechnął się. – Tylko zrobimy to na moich warunkach.


***
Denerwował mnie za każdym razem. Doprowadzał do szaleństwa, którego nie do końca rozumiałam. Przewrócił moje życie do góry nogami. To dzięki niemu, a może przez niego, stałam się zupełnie innym człowiekiem. Nie poznawałam samej siebie, ale nie miałam do niego żalu. Był moim dylematem, który kłamał mi w żywe oczy. Jeszcze nigdy nie usłyszałam tylu kłamstw, jak w ciągu dwóch lat, które spędziliśmy razem.
Jednak nie mogę się oprzeć, kiedy na mnie patrzy. Wtedy wybaczam mu wszystko. Za każdym razem mam nadzieję, że to koniec. Przestanie i będę mu mogła zaufać. Tylko, że on ma to gdzieś. Ciągle robi ze mnie idiotkę, która we wszystko uwierzy i da się przekonać. Taki był i nic nie mogłam z tym nic zrobić.
Połowa mnie chciała z nim być do końca życia, ale druga nie. Buntowałam się i kłóciłam sama ze sobą. Ranił mnie i za każdym razem rana, stawała się większa. Powiększała się z każdym jego ruchem. Można powiedzieć, że mnie niszczył. Nie umiałam tego zatrzymać, chociaż chciałam. Był moim dylematem.


***
- Zabiorę cię na imprezę – usiadł obok mnie, a jego twarz się rozpromieniła.
- Mieliśmy się uczyć, Kendall.
Nasze wspólne lekcje trwały już drugi tydzień, a on był dla mnie miły. Nie zachowywał się tak, jak przewidywali inni.
- To nic złego, jeśli zrobimy sobie przerwę.
- Nie jestem towarzyskim typem. Nawet nie mam się w co ubrać, bo nie chodzę na takie imprezy.
- Na pewno coś znajdziesz – jego ręka, powędrowała na moje udo. – Nie daj się prosić, skarbie.
Używał takich zwrotów dość często, ale za każdym razem, moje serce wariowało. Chciałam więcej i więcej.
- Nie, Kendall. Będziesz się źle bawił, będę ci tylko przeszkadzać. Uwierz mi.
- Nie będę wierzył w twoje kłamstwa – szepnął. – Wyjdziemy, jeśli ci się nie spodoba. Nie daj się prosić.
- Dobra – mruknęłam.


***
Drugi dzień, który miał być odwykiem. Nie radziłam sobie z tym. Z brakiem jego. Wariowałam z każdą godziną, ale z drugiej strony byłam szczęśliwa. Nie musiałam słuchać, jego tłumaczeń i patrzeć się w zakłamane oczy. Sama nie wiedziałam, czego chcę. Pragnęłam tylko Kendalla, który w końcu powie, że z tym kończy. Moglibyśmy wyjechać, zamieszkać razem i żyć w spokoju. Jednak to były tylko marzenia, które na pewno się nie spełnią. Musiałam zaakceptować, jego całego z tymi wszystkimi wadami. Kochałam je, ale tak naprawdę to one mnie raniły.
Miał zainteresowania, które z początku mnie przerażały. Chłopak, który zajmował się handlem narkotyków i sam je zażywał. To było dla mnie ciężkie. Wychowałam się w rodzinie, w której takie używki były surowo zakazane. Patrzyłam na niego z wielkim zdziwieniem, ale z czasem stało się to normą. Jego zainteresowania przestały mnie tak bardzo obchodzić.


***
- Powiesz mi w końcu gdzie byłeś wczoraj w nocy?
Moje zdenerwowanie sięgnęło zenitu. Zaczęłam się nim przejmować, a on tylko na mnie patrzył tym swoim wzrokiem. Zaśmiał się i próbował przeciągnąć na swoją stronę.
- Naprawdę chcesz słuchać, jak zabawiałem się w klubie z innymi dziewczynami?
W moich oczach zakłębiły się łzy. Miałam nie płakać, miałam być silna i niewzruszona.
- Myślałam, że…
- Że co? Mówiłem, że nie jesteśmy razem.
Te wszystkie pocałunki, to w jaki sposób się ze mną obchodził. Nawet powiedział, że mnie kocha. Więc to wszystko sobie wymyśliłam? Myślałam, że jest inny. Byłam pewna, że coś do mnie czuje. Jednak się myliłam, zresztą jak zawsze.
- Nie bądź taka wrażliwa – prychnął. – Rozmawialiśmy o tym, nie pamiętasz?
Byłam pewna, że się ze mnie nabija. Kłamie. Zawsze kłamał i to prosto w moje oczy. Więc dlaczego nie miałby tego zrobić wtedy? Mówił, że nie „bawi” się w dziewczyny. Cokolwiek to miało znaczyć, myślałam, że kłamie.
- Więc teraz się ode mnie odsuniesz?
Próbowałam na niego nie patrzeć. Nie chciałam, aby znów zobaczył, jak płaczę. Nie chciałam, aby odchodził. Za bardzo go potrzebowałam, zwłaszcza teraz.
- Ej – uniósł mój podbródek do góry. – To, że nie jestem stworzony do miłości, nie znaczy, że cię porzucę, jak starą zabawkę. Zawsze będziesz dla mnie ważna, w ten wyjątkowy sposób, którego nikt nie musi rozumieć.


***
Potrafił mnie rozbawić. Umiał ze mną rozmawiać. Był wyjątkowy. Miał swój sposób, którego nie rozumiałam. Jednak, czy musiałam? To, że przy mnie był…to się liczyło.
Od momentu, kiedy poznałam…nie mogłam wybić go sobie z głowy. Siedział w niej i cały czas dawał o sobie znać. Pojawiał się, a potem znikał. Mówił mi to, co chcę usłyszeć. Może nawet się mną bawił.
Patrzyłam na nasze wspólne zdjęcie i coraz bardziej chciałam się przy nim znaleźć. Tak cholernie mi jego brakowało…
Był moim narkotykiem, tak go mogłam nazwać.
Czasami wierzyłam w to, że mogłabym bez niego żyć. Jednak nie chciałam. Nie mogłabym żyć bez jego uśmiechu, spojrzenia, czy tego uczucia, które było we mnie w środku.


***
- Pocałuj mnie – wybełkotał. – No dalej, kochanie.
Nachyliłam się nad nim i wpiłam w miętowe usta. Były delikatne i idealnie dopasowane do moich. Tak jakby były stworzone właśnie dla mnie.
- Jesteś słodka – mruknął.
- A ty naćpany.
Zaśmiał się, a jego dłoń ścisnęła mój pośladek. Nie martwiło mnie to, że ktoś mógłby to wiedzieć. Miałam to gdzieś, co było do mnie nie podobne. Poddałam się jemu i z czasem to pokochałam. To, co rodziło się między naszą dwójką.
- Świat jest wtedy o niebo lepszy.
- Jest lepszy, kiedy jesteś obok.
- Wiem, w końcu jestem Kendall Schmidt.


***
Weszłam do mieszkania, w którym panował smród. Wiedziałam, że nie powinnam tu przychodzić, ale z drugiej strony musiałam i chciałam. Przechodziłam obok pustych butelek i kubków. Byłam ciekawa, kiedy to się w końcu skończy. Imprezy, ćpanie i...one.
Leżał na kanapie, a moje serce zaczęło bić mocniej. To dlatego tu przyszłam, aby być obok niego. Przytulić się i zapomnieć o całej krzywdzie, którą wyrządził mi…on.
- Lisa… - przewrócił się w drugą stronę. – Źle się czuje…
- Było pić więcej – mruknęłam.
Wyciągnął się, a jego oczy się rozszerzyły. Były czerwone i zmęczone.
- Nie wyglądasz najlepiej – zwróciłam się do niego.
- I wcale się tak nie czuje, wiesz? – Jęknął. – To ty mnie zostawiłaś.
- Więc to moja wina? Zmusiłam cię do picia?
- A teraz, dlaczego jesteś? Przyszłaś do mnie i co dalej?
- Mogę iść – szepnęłam. – Pójdę i nigdy nie wrócę.
- Nie zrobisz tego, kochanie – zaśmiał się. – Jesteś ode mnie uzależniona.
- Skąd to niby wiesz?
- Widzę, jak cierpisz, jak na mnie patrzysz. Robisz dokładnie to, co ja.
- Więc…?
- Też jestem uzależniony, od ciebie.
- Nie uznajesz miłości.
- Jasne, że nie – uśmiechnął się. – Nie uznaje tej normalnej, a nasza jest wyjątkowa.


***
- Kocham Cię! – Krzyknął.
- Kocham Cię! – Wydarłam się jeszcze mocniej.
Splotłam nasze dłonie, a głowę ułożyłam na jego ramieniu. Wpatrywaliśmy się w niebo, pełne gwiazd, jak dwoje zakochanych ludzi. Jednak nie byliśmy, normalnym przypadkiem miłości. Mieliśmy wyjątkowe uczucie, które rodziło się codziennie na nowo.


~~
Mam nadzieję, że rozumiecie imagin i nie jest on niezrozumiały xd
~Misio Schmidt


piątek, 6 marca 2015

~6 Głośnik, gabinet, szafa

Szkoła ma to do siebie, że godziny w niej ciągną się w nieskończoność, zwłaszcza na lekcjach, które kompletnie mnie nie interesują. Nie miałam najmniejszego pojęcia, jak znajdywanie "x" ma mi pomóc w dalszym życiu.
Jęknęłam i spojrzałam na tablicę, na której jeszcze sekundę temu nie było żadnych obliczeń, a teraz ledwo znajduje na niej początek równania, które zdaje się nie kończyć, bo John - klasowy kujon - zapisał już połowę zielonej powierzchni, która zajmowała dość spory kawałek ściany. Pisał coraz to nowsze wyniki, które nie miałam pojęcia skąd się brały. Bądźmy szczerzy! Nie jestem geniuszem matematycznym, jak moja siostra, ale przynajmniej rozumiem podstawy, a to działanie z pewnością nie zaliczało się do tej kategorii.
Westchnęłam. Chwyciłam długopis i zaczęłam zapisywać czyste kartki zeszytu, kreśląc w nim koślawe cyferki i literki czarnym tuszem, wydobywającym się spod mojego długopisu. Nie byłam nawet w połowie, kiedy chłopak skończył zadanie, czym zasłużył sobie na uśmiech nauczycielki, która traktowała go jak własnego syna. Tylko w stosunku do niego nie była zgorzkniałą starą babą.
Zerknęłam na zegarek. Nieszczęśliwy jęk wydobył się z mich ust, kiedy zauważyłam, że minęło dopiero 10 minut lekcji.
Nagle w całej klasie rozbrzmiał nieprzyjemny dźwięk włączania mikrofonu w radiowęźle. Z zaciekawieniem spojrzałam na czarny głośnik, znajdujący się w rogu klasy i czekałam na wiadomości, jakie tym razem miał ogłosić szkolny błazen.
—  Uwaga, uwaga! — Ciszę przerwał głos Cykora, po którym nadszedł pisk z mikrofonu — Kurwa! Wyłącz to! Jezu, moje uszy... — Chłopak odchrząknął, a ja zachichotałam. — Co to ja miałem..? Oh. Mamy piękny dzień! Termometry wskazują 38 stopni w cieniu! Niska wilgotność i zero chmur na niebie! Czekamy na dziewczyny opalające się na długiej przerwie przed szkołą! — Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał odgłos przybijania "piątki". Najwidoczniej Cykor i jego kolega nie mogli się doczekać takiego widowiska. — A teraz drobne wiadomości! Dziś na stołówce mamy spaghetti! Chodź raz dobrze nas nakarmią w tej budzie... Kółko szachowe niestety musi odwołać dzisiejsze spotkanie... Co za pech, a już się napaliłem... Przypominamy o balu, który ma się odbyć za trzy tygodnie! Panowie zapraszają panie, tak więc radzę się pośpieszyć, żeby zaklepać najlepsze partie... Co ty robisz?! Travis! — Rozległ się nieprzyjemny dźwięk z mikrofonu, taki sam, jak na początku ogłaszania szkolnych wiadomości. — Travis! Oddawaj...!
—  Korzystając z okazji — odezwał się nowy głos, który jak można się domyśleć należał do owego Travis'a — chciałbym zaprosić na bal najpiękniejszą dziewczynę w szkole! Dona Black… Czy pójdziesz ze mną na coroczną potańcówkę? Jeśli tak to... Ał! Czy ty mnie właśnie uderzyłeś?!
Ponownie rozbrzmiał nieprzyjemny "pisk" mikrofonu, a ja zakryłam uszy, żeby chodź trochę uchronić je i przy okazji siebie, przed wczesnym ogłuchnięciem.
—  Wracając do wiadomości... — Ponownie odezwał się głos Cykora, ale ja go już nie słuchałam. Odleciałam w stronę myśli o tym przeklętym balu. Po cholerę to dziadostwo?  Wiadomo, że większość dzieciaków na takich imprezach traci dziewictwo, albo pije do nieprzytomności! I to na rachunek szkoły! Na dodatek, wszyscy faceci "biją się" o te "najlepsze" dziewczyny, tak, jakby były jakąś kapustą na bazarze, a nie człowiekiem z uczuciami. To chore! — ... a na koniec, Amy Forest jest proszona do dyrektora. Co przeskrobałaś, Słodziuchna? — Zamarłam, kiedy usłyszałam swoje nazwisko, a oczy wszystkich zgromadzonych w klasie spoczęły na mnie. Może to nie o mnie chodzi? Przecież nic nie zrobiłam! — Tyle na dzisiaj! Cykor spada!
—  No Forest! Pakuj rzeczy i wynocha do dyrektora!
Warknęła nauczycielka, kiedy nie ruszyłam się z miejsca. Z ociąganiem wstałam z niewygodnego krzesła i wrzuciłam książki do czarnej torby, którą przewiesiłam sobie przez ramię.
Ruszyłam do drzwi, odprowadzona zaciekawionymi spojrzeniami uczniów.
Białe, puste korytarze przerażały mnie. Byłam przyzwyczajona do ciągłych krzyków i głośnych rozmów, a nie do ciszy, przyprawiającej mnie o dreszcze.
Mimo to, nie spieszyłam się. Chwilę, w której dojdę do jasnych drzwi z plakietką z nazwiskiem dyrektora, starałam się odwlec jak najbardziej. Ciągle zachodziłam w głowę, czego ten stary dziad ode mnie chce, ale niestety nie mogłam nic wymyślić. Nie żebym była aniołkiem, ale moje drobne przewinienia nie były godne odwiedzenia gabinetu dyrektora.
Zagryzłam wargę i pochyliłam głowę w dół, tak, że moje długie ciemne włosy zasłoniły mi twarz. Złapałam koniec mojej kwiaciastej sukienki, mnąc ją między palcami. Odgłos moich kroków odbijał się echem od ścian.
Skręciłam w prawo i stanęłam przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Wzięłam głęboki oddech i gromadząc w sobie całą siłę i motywację, zapukałam. Po chwili usłyszałam ciche "wejść", więc nacisnęłam na klamkę, wchodząc do pomieszczenia, chodź w głowię mi huczało, a przez moje myśli przechodziło jedynie słowo "WIEJ".
W pomieszczeniu panował półmrok, a jedynym źródłem światła była mała lampka, stojąca na masywnym biurku. Rozejrzałam się i ze zdziwieniem zauważyłam, że rolety są pozasłaniane, tak, żeby żadne promienie słoneczne nie przedostały się do wnętrza pomieszczenia. Skupiłam wzrok na ciemnym skórzanym fotelu, który był odwrócony tak, że nie widziałam osoby, która na nim siedziała.
—  Co tak długo?
— Przeprasz... Hej! — Krzyknęłam i podeszłam do fotelu, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten głos nie należy do dyrektora. Stanęłam przed nim, a kiedy moje niebieskie oczy skrzyżowały się z zielonymi tęczówkami blondwłosego chłopaka, który siedział wygonie rozłożony na fotelu, przewróciłam oczami. — Oczywiście, Schmidt. Mogłam się domyślić, że to twoja sprawka.
— Prawda, że świetnie to sobie wymyśliłem? — Spytał poruszając brwiami w górę i w dół, robiąc przy tym zabawną minę, przez co musiałam powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na twarz.
— Nie, to nie jest świetny pomysł. Przeciwnie! On jest beznadziejny! Zdajesz sobie sprawę, co oni nam zrobią, jeśli nas tu znajdą?! — Spytałam, wyrzucając ręce do góry w geście sfrustrowania.
Chłopak jednym zwinnym ruchem podniósł się z siedzenia i zbliżył się do mnie. O nie, doskonale wiem, co się zaraz stanie, a ja nie mogę do tego dopuścić. Cofnęłam się o krok w tył, oddalając się od niego, a on jak na złość, przybliżył się o dwa. Ponowiłam swoją czynność jeszcze kilka razy, dopóki moje plecy nie uderzyły w ścianę. Jęknęłam i przeklęłam w duchu. Teraz nie ma odwrotu.
Kendall starał się zahamować uśmiech, który cisnął mu się na usta, co nie bardzo mu wyszło. Pokonał dzielącą nas odległość w dwóch krokach i przycisnął dłonie po obu stronach mojej głowy, lekko nachylając się do mnie, tak, że teraz nasze twarze były na tej samej wysokości.
Przełknęłam głośno ślinę i niewiele myśląc "zanurkowałam" pod jego ramieniem i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
—  Wiesz, było miło, ale muszę już iść. Wiesz, matematyka. Nie mogę się doczekać, żeby znaleźć rozwiązanie tego przeklętego x. — Powiedziałam posyłając chłopakowi wymuszony uśmiech.
—  Myślałem, że nie lubisz matmy. Z resztą... nie chcesz spędzić czasu ze swoim chłopakiem?
Jęknęłam i położyłam rękę na drewnianej powierzchni. Mogę się poświęcić, byle nie być z tobą w jednym pomieszczeniu, bo to nie skończy się dobrze — pomyślałam.
—  Jak na osobę, którą nic nie interesuje, strasznie dużo o mnie wiesz.— Powiedziałam głośno, zostawiając swoje przemyślenia dla siebie.
Z radością, że chłopak nie próbuje mnie zatrzymać położyłam rękę na klamce, ale cała euforia ze mnie uleciała, kiedy zdałam sobie sprawę, że Kendall nie próbuje mnie zatrzymać.
Coś tu jest nie tak. Spojrzałam, na niego przez ramię, lustrując całą jego sylwetkę jednym spojrzeniem. Oprócz tego, że ubrany był w czarne spodnie, które ciasno obciskały jego nieprzyzwoicie długie nogi, miał na sobie tego samego koloru Vansy i podkoszulkę z białym napisem, którego nie mogłam odczytać, gdyż chłopak zaplótł ręce na piersi. Jedno spojrzenie na jego ciało, opierające się nonszalancko o ścianę obok okna, które, daje słowo, jeszcze chwile temu było zasłonięte, wystarczyło mi, aby stwierdzić, że przewidział taki obrót spraw i wymyślił coś, żebym mu nie uciekła.
Westchnęłam i wypuściłam torbę z rąk.
—  Drzwi są zamknięte, prawda? — Spytałam, ze zrezygnowaniem w głosie.
Jak na zawołanie, za szklaną powierzchnią okna pojawiły się dwie postacie, w których rozpoznałam przyjaciół chłopaka. Jeden z nich miał granatowe, rozczochrane włosy, a jego uśmiech był tak szeroki, że — byłam pewna — bolały go od niego policzki. Drugi, ciemnowłosy, o ciemniejszej karnacji, poruszył brwiami w górę i w dół, pokazując mi przy tym kluczyk, którym zapewne zamknęli drzwi od zewnątrz. Obaj przybili sobie piątki i posyłając nam zabawne miny, zniknęli w głębi korytarza.
Jęknęłam, a w duchu przyrzekłam sobie, że jeśli kiedykolwiek ich spotkam — zabiję.
— Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani. — Powiedział Kendall, odpychając się od ściany i idąc powoli w moją stronę.
—  Jestem pewna, że kompletnie się tego nie spodziewałeś. — Odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak zachichotał i ponownie uwięził mnie między swoimi rękami. Westchnęłam i odwróciłam wzrok, tak, aby nie patrzeć w jego piękne zielone oczy, ale uległam i wlepiłam w nie swoje spojrzenie. Blondyn przeniósł swoją prawą dłoń na moją twarz, delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, który nie umknął uwadze chłopaka, co skwitował uśmiechem, który starał się ukryć, przygryzając kącik wargi. Wciąż wodził swoim palcem po mojej twarzy, zaznaczając na niej tylko sobie znaną trasę.
Najpierw jego opuszek pojawił się koło mojego prawego ucha. Następnie delikatnie przejechał po mojej kości policzkowej. Celowo ominął usta, zatrzymując się chwilę na mojej brodzie, w której wgłębieniu, znajdował się pieprzyk — To właśnie na nim spoczywał jego palec. Następnie ponownie przesunął nim wzdłuż lewego policzka, zatrzymując się przy uchu. Poczułam jak moją twarz oblewa rumieniec, na co w oczach chłopaka pojawił się błysk. Jego palec powędrował na moje czoło i zatrzymał się pomiędzy brwiami. Chwilę zatrzymał się w tym miejscu, aby jednym szybkim ruchem przejechać po nosie, żeby chwilę później wylądować na moich ustach.
Kendall odsunął swoją rękę od mojej twarzy, a z moich ust mimowolnie wydostał się jęk, na co spłonęłam jeszcze większym rumieńcem. Chłopak uśmiechnął się szeroko, tak, że w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Mimowolnie uniosłam swoją dłoń i przycisnęłam do nich palce, co jeszcze bardziej rozbawiło chłopaka. Lekki uśmiech błąkał się po mojej twarzy, kiedy zauważyłam, że przez mój dotyk Kendall zamyka oczy, a westchnienie opuszcza jego lekko rozchylone malinowe usta. Niewiele myśląc. przygryzłam wargę i jednym szybkim ruchem dłoni przeczesałam włosy chłopaka, ciągnąc za ich końce, czego nienawidził. Jęknął i gwałtownym ruchem złapał moje ręce. odciągając je jak najdalej od swojej blond czupryny.
Splótł swoje palce z moimi i oparł się swoim czołem o moje, patrząc mi głęboko w oczy, tak, jakby chciał w nich zobaczyć odzwierciedlenie mojej duszy. Nasze ciepłe oddechy mieszały się w jeden, a ja czułam, jak moje serce przyśpiesza, tłukąc się głośno w mojej piersi.
Chłopak przybliżył się tak, że nasze usta dzielił niewielki odstęp.
—  Kendall, nie powinniśmy... — Wyszeptałam, ale chłopak nie posłuchał i jednym ruchem zmniejszył dzielącą nas odległość i przycisnął swoje wargi do moich.
Niewiele myśląc, oddałam pocałunek wspinając się na palce, tak, żeby chłopak nie musiał się nade mną pochylać. Puściłam jego dłonie i zarzuciłam je na jego kark. On natomiast swoje położył na mojej talii, kreśląc na niej różne wzory. Mimowolnie wplątałam palce w jego blond włosy, na co z jego ust wydobył się ciche warknięcie, ale nie zrobił nic poza tym. Z resztą i tak nie miałam najmniejszego zamiaru zabierania ich stamtąd. Uwielbiałam jego włosy, a dotąd nie miałam wielu okazji, aby wpleść w nie swoje palce.
Odsunął nieco swoją twarz od mojej, a z moich ust wydobyło się jęknięcie niezadowolenia, na co chłopak od razu się uśmiechnął.
— Grasz nieczysto. — Mruknął wprost w moje ust, na co posłałam mu jedynie niewinne spojrzenie. — Skoro tak stawiasz sprawę... — Wyszeptał i jednym szybkim ruchem zacisnął swoje dłonie na moim tyłku, zmuszając mnie tym samym do oplecenia go nogami. Moje usta opuścił cichy pisk, spowodowany jego gwałtownym ruchem, na co chłopak zachichotał. Przycisnął moje plecy do ściany i spojrzał mi głęboko w oczy, na co pogładziłam jego kark, bawiąc się jego włosami i posyłając mu przy tym prowokujący uśmiech. Chłopak cicho zachichotał i złapał moją wargę między swoje zęby, przygryzając ją lekko. Po chwili ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a w moim brzuchy obudziło się stado motyli. Przywarłam do torsu chłopaka, na co mruknął w moje usta, dłonią gładząc moje udo.
Nie wiadomo, jak daleko by to zaszło, gdyby nie klamka, która się poruszyła, co bynajmniej nie było spowodowane, przez żadne z nas. W jednej chwili oderwaliśmy się od siebie, z trudem łapiąc oddech. Wymieniliśmy się przerażonymi spojrzeniami, a ja jęknęłam.
Wiedziałam, że to się nie skończy dobrze.
—  Kurwa! — Warknął cicho chłopak i ostrożnie odstawił mnie na ziemię.
Nie tracąc czasu, zgarnęłam swoją torbę i rozejrzałam się za miejscem, w którym mogliśmy się schować. Moje spojrzenie natrafiło na szafę, w kierunku której od razu pociągnęłam chłopaka. W chwili kiedy zamknęłam drewnianą powierzchnie, za którą się schowaliśmy, drzwi gabinetu się otworzyły. Schmidt przygryzał ze zdenerwowania wargę.
Wstrzymałam oddech i spojrzałam z wyrzutem na blondyna, który z zakłopotaniem przeczesał swoje blond włosy, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan. Wypuściłam powietrze z cichym świstem i oparłam się plecami o klatkę piersiową chłopaka, gdyż w niewielkiej szafie nie było za wiele miejsca. Kendall objął mnie w talii i przycisnął do siebie, zanurzając głowę w moich włosach, zaciągając się ich owocowym zapachem, a ja wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, starając się chodź trochę uspokoić oddech.
Ale kurde! Za tymi drzwiami był DYREKTOR SZKOŁY, a ja chowam się w jego szafie razem z chłopakiem, z którym parę minut temu całowałam się w jego gabinecie! Boże, jeśli nas przyłapią, wywalą nas z tej jebanej szkoły! A jak wywalą mnie ze szkoły, to rodzice wyrzucą mnie z domu, a wtedy...
— Spokojnie. — Szepnął mi do ucha Kendall, a ja zacisnęłam dłonie na jego rękach, którymi wciąż oplatał mnie ciasno w talii, przyciskając tym samym do swojego torsu.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja z trudem stłumiłam jęknięcie, które chciało wydostać się z moich ust.
— Dzień dobry, panie dyrektorze! — Odezwał się gość, a ja spojrzałam na blondyna, na którego twarzy od razu pojawił się uśmiech. Głos należał nie do kogo innego jak Logana — przyjaciela Kendalla.
—  Nie chcielibyśmy zakłócać panu, pracy, ale zdarzył się mały incydent. — Odezwał się inny głos, który od razu dopasowałam do Carlosa.
—  Jacyś smarkacze, zgarnęli wszystkie gaśnice z całego korytarza na pierwszym piętrze i urządzili sobie bitwę na sali gimnastycznej. — Podjął Logan, a ja z trudem zahamowałam śmiech, słysząc jaki poważny ton przybrał.
Z łatwością wyobraziłam sobie dwójkę nastolatków stojących na środku gabinetu, z powagą wypisaną na twarzach, informując dyrektora o niemałym zamieszaniu, które zapewne sami wywołali, świetnie się przy okazji bawiąc. Wymieniłam z blondynem rozbawione spojrzenia.
Dyrektor nie tracił ani chwili. Od razu wybiegł z gabinetu, kierując się w stronę "miejsca przestępstwa". Odetchnęłam z ulgą i przyłożyłam ręce do drewnianej powierzchni. Marzyłam, żeby w końcu wydostać się z ciasnej szafy, która przyprawia mnie o klaustrofobię. Ale najwidoczniej mój towarzysz miał inne plany, gdyż złapał mnie za rękę, odwracając tym samym moje ciało w swoją stronę i niespodziewanie przycisnął swoje usta do moich w pocałunku, który zaparł mi dech w piersiach.
Odchyliłam się, przerywając pocałunek, a chłopak jęknął żałośnie.
—  Co to ma być? — Zaśmiałam się cicho, odpychając go lekko, kiedy znów próbował mnie pocałować.
—  Nie obwiniaj mnie! Gdyby nie moja silna wola, już dawno bym cię pocałował. — Odpowiedział, wciąż łapczywie mi się przyglądając. Zwilżył swoje usta językiem. — Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo musiałem ze sobą walczyć, żeby nie pozbawić cię tej sukienki w tej cholernej szafie.— Przejechał dłonią wzdłuż mojej tali, unosząc skraj materiału i dotykając mojej nagiej skóry. — A ta bliskość nie pozwalała mi się skupić na niczym innym, poza tobą.
Poczułam, jak uśmiech wypływa na moje usta. Przygryzłam wargę i jednym zwinnym ruchem przyciągnęłam chłopaka do siebie, ciągnąc za jego koszulkę. Nachyliłam się do jego ust.
—  Będziesz musiał na to jeszcze trochę poczekać. — Szepnęłam i całując go szybko w usta, wyszłam z szafy, cicho chichocząc.
Usłyszałam za sobą jęk chłopaka, na co zaśmiałam się głośno i zostawiając go w szafie, wybiegłam z gabinetu, uśmiechając się jak głupia.
Może, to jednak nie był taki zły pomysł?

***************
Cześć Robaczki!
Przybywam z kolejnym nowo-starym shotem.
Stwierdziłam, że chyba mnie nie lubicie bo w ogóle nie komentujecie moich "dzieł", ale jakoś to przeżyje. Chyba ;p
Mam nadzieję, ze Wam się podoba i do następnego.
~Misio Schmidt

PS: Szkoła to zło. Czy mogę mieć znów ferie?

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.