Myślałam, że w końcu uda mi się zabawić. Spędzić kilka nocy w ramionach przystojnego mężczyzny i dać ponieść się chwili. To była ucieczka od codzienności, którą mi podarowano. Tylko, że źle ją wykorzystałam. Dalej nie rozumiem w jaki sposób była mi dana, ale ja to zepsułam. Postawiłam wszystko na inną kartę i zaprzepaściłam resztę mojego życia. Tak nie powinno być, a ja nie powinnam teraz się nad sobą użalać. Ale wiesz, co? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam się nawet do kogo odezwać. Siedzę sama, jak palec i próbuje to sobie przemyśleć. Tylko, że nie mogę. Nie umiem w taki sposób.
*Kilka miesięcy wcześniej*
Miałam szczęście, że pracuje w pobliżu własnego domu. To ułatwiało mi wszystko. Jednak, czy nie lepiej byłoby mieszkać na drugim końcu miasta? Wtedy musiałabym jechać tramwajem i poznałabym kogoś wartego uwagi. Moje życie prywatne, było do bani. Zaraz, zaraz… jego nie było w ogóle. Liczyła się tylko praca w wydawnictwie, która była dla mnie wszystkim. Kochałam ją, a z tym na moje konto przybywała godna podziwu gotówka. Nie byłam z tych, którzy to wszystko roztrwaniają. Odkładałam i zbierałam na godne życie.
Mieszkanie dzieliłam z przyjaciółką, którą znałam od czasów liceum. Wynajęłyśmy mieszkanie, które nam wystarczało. Jednak ona miała to swoje życie towarzyskie. Kręciło się dookoła niej mnóstwo facetów, miała wielkie powodzenie.
Otworzyłam drzwi do mieszkania, a do moich uszu dobiegł dźwięk telewizora. Zdjęłam buty, a płaszcz odwiesiłam do szafy.
- Wróciłam – oznajmiłam.
- Mam nadzieję, że coś jadłaś, lodówka jest pusta – przywitała mnie.
Liz była naturalną blondynką, ale kolor włosów zmieniała, jak chłopaków. Teraz naprzeciwko mnie stała czerwono-włosa dziewczyna. Ubrana w czarną sukienkę i tego samego koluru rajstopy.
- Wyglądasz, jakbyś szła na pogrzeb – zaśmiałam się, a ona wywróciła oczami. – Coś nie tak?
- Dzisiaj wychodzimy, obie.
- Tak, tak – przeszłam obok niej, do pokoju. – Znasz moje zdanie na ten temat.
Nie lubiłam nigdzie wychodzić. Po pracy byłam zbyt zmęczona, aby szaleć z nią po klubach. To nie było dla mnie.
- Jest piątek, proszę cię – założyła ręce na piersi. – Po za tym, to będzie pierwszy i ostatni raz, kiedy ze mną pójdziesz.
- Naprawdę nie mam ochoty.
- Dobra, miałam ci nie mówić, ale powiem – usiadła obok mnie. – Poznałam kogoś i on tam będzie…
- To do czego potrzebna jestem ci ja?
- Nie przychodzi sam. Zazwyczaj jest z kumplami, a ja nie chce gadać z nimi wszystkimi.
- Więc, mam rozumieć, że ja będę tą, która będzie z nimi gadać?
- Tak – westchnęła. – Błagam cię, proszę, proszę…
- Dobra – wywróciłam oczami. – Ale przez dwa tygodnie sprzątasz mieszkanie i nie ma „nie”.
- Ugh… niech ci będzie.
Co niby miałam zrobić? Potrzebowała mnie, to była wyjątkowa sytuacja. Nawet jeśli musiałam przez to cierpieć. Jednak w głębi duszy modliłam się, aby jego znajomi nie byli straszni i dało się z nimi porozmawiać na „normalne” tematy.
Na miejsce dotarłyśmy w sama porę. Wpuszczono nas do klubu, a moja przyjaciółka od razu pociągnęła mnie za rękę. Przed nami przy stoliku siedziało kilku mężczyzn. Pierwszy chłopak, który się z nami przywitał, miał na imię Carlos. Ubrany był na ciemno, a jego oczy błyszczały. Szczerzył się do Liz, a ja zrozumiałam, że to on jest tym przez nią wybranym. Kolejnym był chłopak o imieniu Logan. Podał mi dłoń i szczerze się uśmiechnął. Obok niego siedziała nadąsana czarno-włosa dziewczyna, której imię nosiła moja zmarła rybka – Tayla. Kolejnym chłopakiem był brunet, który sączył drinka. Miał na imię James, a kiedy wstał musiałam zadrzeć do góry głowę. Był wysoki, ale jego kolega go przebijał. To on najbardziej zwrócił moją uwagę. Patrzył się w moją stronę i bacznie obserwował. Burknął tylko krótkie „cześć” i nie wydawał się zbyt miły. Jego blond włosy postawione były do góry, przez co mogłam się domyślić, że spędził nad nimi sporo czasu. W jego wardze umieszczony był kolczyk, a cała ręka pokryta była tatuażami. Mogłabym powiedzieć, że nieco się od nich wyróżnia. Jednak, kiedy spojrzałam na moją przyjaciółkę i jej kolegę, zaistniało małe podobieństwo. Wyglądali jak punkowy zespół, który gra przed niewielką publicznością w sobotni wieczór.
Z początku było nieco nudno. Patrzyłam się na śmiejące się pary, a sama siedziałam jak kołek, od czasu do czasu mówiąc coś o sobie. Liz nie potrzebowała kompanki do towarzystwa. Carlos całkowicie się nią zajął, a jego kumple nie zwracali na nich uwagi. W końcu sami poszli wyrywać dziewczyny, a Logan razem ze swoją dziewczyną udał się w stronę łazienek. Nie chciałam wiedzieć, co będą tam robić, ale łatwo się domyśleć, prawda?
Piłam swojego trzeciego drinka, ale nie czułam się pijana. Szumienie w głowie poczułam dopiero, kiedy wstałam z miejsca, aby pójść do toalety. Lekko się zachwiałam, a przed upadkiem uratował mnie Kendall. Wrócił na swoje miejsce bez dziewczyny, co oznaczało, że nie wyszedł mu tani podryw. Nie dziwiłam się. Mógłby chociaż trochę się uśmiechnąć i nie zgrywać takiego twardziela.
Zabrałam swoją torebkę i ruszyłam w stronę łazienek. Mijałam ludzi, którzy bawili się wspaniale. Nie należałam do nich i szczerze mówiąc wątpiłam, że kiedykolwiek przynależę do ich grona. Jednak gdybym siebie nie znała, stwierdziłabym, że jestem czterdziestoletnią kobietą, która nie ma za grosz humoru. Marudziłam na Kendalla, a sama nie byłam lepsza.
Po powrocie z toalety przy naszym stoliku, zastałam tylko blondyna. Najwidoczniej Kendall, zaopatrzył się w nowy alkohol.
- Twoi kumple cię wystawili?
Spojrzałam na niego, a ten nawet nie raczył odpowiedzieć. Prychnął pod nosem, a na jego twarzy mogłam dostrzec uśmiech. Jednak szybko zniknął.
- Napij się ze mną – podał mi kieliszek wódki. – Nie bądź taką cnotką i wypij prawdziwy alkohol, a nie jakieś breje.
- Chciałabym ci przypomnieć, że twój kumpel też to pił – zaznaczyłam. – I to jest o wiele lepsze.
- Tylko jeden szot – nadal trzymał go w dłoni. – No dalej, księżniczko.
- Jak mnie nazwałeś?
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, czy ja się przesłyszałam? On nazwał mnie księżniczką? Nie wyglądał na chłopka, który używałby takich zwrotów.
- Zachowujesz się jak księżniczka, więc cię tak nazywam.
- Nie znasz mnie i wcale się tak nie zachowuje – założyłam ręce na piersi.
- Znów to robisz, księżniczko – ostatnie słowo przeciągnął, a jego kąciki ust wygięły się w uśmiech.
- Nie jestem naburmuszoną dziewczyną, która ma wszystko, czego chce. Ciężko pracuje na wszystko, co mam i nie wasz się więcej tak do mnie mówić – syknęłam.
- Widzę co innego – wypił kieliszek, który napełniony był alkoholem. Nawet się nie skrzywił i nie musiał popijać.
- Daj tego szota – wskazałam na tackę, a on podał mi kieliszek uśmiechając się przy tym. Chciałam mu udowodnić, że się myli. Nie byłam żadną księżniczką. To słowo kojarzyło mi się jedynie z kobietami, które nic nie potrafią. Dąsają się i mają wszystkich gdzieś. Nie byłam taka.
Wypiłam cały kieliszek, a zaraz po nim pół szklanki soku pomarańczowego. To było okropne, dlatego wolałam drinka.
- Powinnaś zagryźć po nim limonką, tak jak oni – wskazał na ludzi naprzeciwko. Dziewczyna o blond włosach zrobiła, coś co trudno było mi pojąć. Jednak czułam chęć nauczenia się tego, cokolwiek to było.
- Naucz mnie – skomentowałam.
- Jasne, w końcu i tak nie mam nic lepszego do roboty – zaśmiał się.
Klub był wypełniony po brzegi, ale nie. On naprawdę nie miał nic do roboty. Coraz bardziej nie rozumiałam tego człowieka.
Przysiadł się bliżej mnie. Nasze kolana się stykały, a on odrzucił moje włosy na bok. Serce biło mi jak oszalałe. To co robił, wydawało się trwać w nieskończoność. Jednak miałam się nauczyć, a ta dziewczyna miała już wprawę.
- Teraz odchyl głowę – nakazał, a ja zrobiłam to o co prosił. Wycisnął na moją szyję trochę limonki, a następnie posypał to miejsce odrobiną soli. Włożył kawałeczek cytrusa w moje zęby i kazał czekać. Poczułam, jak pochyla się nade mną. Jego język zlizał kwaśny sok, a następnie wypił zawartość kieliszka. Czułam się nie pewnie i bałam się tego kolejnego kroku. Jednak nie protestowałam. Pozwoliłam, aby Kendall zabrał limonkę za pomocą swoich ust. Jego wargi musnęły moje, a poczułam, jak moje serce dygocze.
- Świetnie ci poszło – podsumował uśmiechając się przy tym. – Teraz zrobisz to samo.
Wyciągnęłam rękę po owoc, ale było za późno. Logan wrócił, a zaraz za nim jego dziewczyna. Wydawałby się, że jej humor wrócił. Zupełnie, jak Kendallowi.
Obserwowałam blondyna i to w jaki sposób się porusza. Zaczął rozmawiać z Loganem, a jego dłonie cały czas błądziły w powietrzu. Wymachiwał nimi na różne strony, a ja miałam ochotę zaśmiać się na głos. Jednak to nie było na miejscu.
- Chce potańczyć – powiedziałam sama do siebie i wstałam z kanapy. Nie przejmowałam się tym, czy się wywrócę, czy też nie. Po prostu pozwoliłam, aby moje nogi poprowadziły mnie w stronę parkietu. Znalazłam się między ludźmi i zaczęłam tańczyć. Skakać i kołysać się w rytmie muzyki. Nagle poczułam, jak czyjeś ręce łapią mnie za biodra. Już miałam kopnąć tego kogoś, ale zdałam sobie sprawę, że nieznajomy nic mi nie robi. Zaczęłam go prowokować. Kręciłam biodrami, a mój tyłek zaczął się ocierać o jego kroczę.
- Księżniczka…
Nie był nieznajomym. Kendall ułożył swoje usta na mojej szyi i lekko ją przegryzał. Wypił za dużo, zdecydowanie. Jednak nie miałam ochoty jego odtrącać. Nie przeszkadzało mi to, a nawet chciałam więcej.
Odwróciłam się w jego stronę, a moje ręce znalazły się na szyi blondyna. Był ode mnie wyższy o głowę, ale bez moich wysokich butów nasza różnica byłaby nieco większa. Patrzyłam w jego zaczerwienione oczy i zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną.
- Pocału… - urwałam.
Wpił się w moje usta i zaczął je lekko przegryzać. Podobało mi się to. Jeszcze nikt nigdy nie robił z nimi czegoś takiego. To było miłe uczucie.
Tańczyliśmy, całowaliśmy się i śmialiśmy się. To było nasze zajęcie przez dobrą godzinę. Jednak, kiedy wróciliśmy do stolika, aby znów się napić… coś pękło. Stałam nad nim i mierzyłam go wzrokiem. Każdy centymetr jego ciała. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach dzięki czemu przyciągnął mnie do siebie. Siedziałam na nim okrakiem, a moja spódniczka podwinęła się wystarczająco, aby odkrywała moją bieliznę. Zaczęliśmy się całować. Jednak to było zupełnie, co innego. Te pocałunki były namiętne i nie panowaliśmy nad nimi. Z ledwością łapałam powietrze, a on chciał jeszcze więcej.
- D-do mnie, czy do ciebie?
Nie zachowałam się tak. Nie byłam osobą, która przesypia się z pierwszo lepszym poznanym chłopakiem. Nie mogłam tego zrobić, mimo, że tak bardzo chciałam.
- Mam propozycje – uśmiechnęłam się i zeszłam z niego. Usiadłam obok, a on był nieco zmieszany. Jednak chciałam spróbować, bo oboje mieliśmy z tego korzyści. – Poznasz mnie lepiej i wtedy zdecydujesz, czy dalej warto nazywać mnie księżniczką, a ja dam ci to… czego chcesz.
- Skąd mam wiedzieć, że uciekniesz, albo się rozmyślisz?
Splunęłam na rękę, tak jak robiłam to kiedyś w dzieciństwie. To była przysięga, której nie można było złamać za wszelką cenę. Podałam mu dłoń, a on zrobił to samo ze swoją.
- Czas, ile czasu?
- Dwa tygodnie – odpowiedziałam.
- Tylko się nie zakochaj – zaśmiał się.
- Chciałbyś – zakpiłam.
Mieszkanie dzieliłam z przyjaciółką, którą znałam od czasów liceum. Wynajęłyśmy mieszkanie, które nam wystarczało. Jednak ona miała to swoje życie towarzyskie. Kręciło się dookoła niej mnóstwo facetów, miała wielkie powodzenie.
Otworzyłam drzwi do mieszkania, a do moich uszu dobiegł dźwięk telewizora. Zdjęłam buty, a płaszcz odwiesiłam do szafy.
- Wróciłam – oznajmiłam.
- Mam nadzieję, że coś jadłaś, lodówka jest pusta – przywitała mnie.
Liz była naturalną blondynką, ale kolor włosów zmieniała, jak chłopaków. Teraz naprzeciwko mnie stała czerwono-włosa dziewczyna. Ubrana w czarną sukienkę i tego samego koluru rajstopy.
- Wyglądasz, jakbyś szła na pogrzeb – zaśmiałam się, a ona wywróciła oczami. – Coś nie tak?
- Dzisiaj wychodzimy, obie.
- Tak, tak – przeszłam obok niej, do pokoju. – Znasz moje zdanie na ten temat.
Nie lubiłam nigdzie wychodzić. Po pracy byłam zbyt zmęczona, aby szaleć z nią po klubach. To nie było dla mnie.
- Jest piątek, proszę cię – założyła ręce na piersi. – Po za tym, to będzie pierwszy i ostatni raz, kiedy ze mną pójdziesz.
- Naprawdę nie mam ochoty.
- Dobra, miałam ci nie mówić, ale powiem – usiadła obok mnie. – Poznałam kogoś i on tam będzie…
- To do czego potrzebna jestem ci ja?
- Nie przychodzi sam. Zazwyczaj jest z kumplami, a ja nie chce gadać z nimi wszystkimi.
- Więc, mam rozumieć, że ja będę tą, która będzie z nimi gadać?
- Tak – westchnęła. – Błagam cię, proszę, proszę…
- Dobra – wywróciłam oczami. – Ale przez dwa tygodnie sprzątasz mieszkanie i nie ma „nie”.
- Ugh… niech ci będzie.
Co niby miałam zrobić? Potrzebowała mnie, to była wyjątkowa sytuacja. Nawet jeśli musiałam przez to cierpieć. Jednak w głębi duszy modliłam się, aby jego znajomi nie byli straszni i dało się z nimi porozmawiać na „normalne” tematy.
Na miejsce dotarłyśmy w sama porę. Wpuszczono nas do klubu, a moja przyjaciółka od razu pociągnęła mnie za rękę. Przed nami przy stoliku siedziało kilku mężczyzn. Pierwszy chłopak, który się z nami przywitał, miał na imię Carlos. Ubrany był na ciemno, a jego oczy błyszczały. Szczerzył się do Liz, a ja zrozumiałam, że to on jest tym przez nią wybranym. Kolejnym był chłopak o imieniu Logan. Podał mi dłoń i szczerze się uśmiechnął. Obok niego siedziała nadąsana czarno-włosa dziewczyna, której imię nosiła moja zmarła rybka – Tayla. Kolejnym chłopakiem był brunet, który sączył drinka. Miał na imię James, a kiedy wstał musiałam zadrzeć do góry głowę. Był wysoki, ale jego kolega go przebijał. To on najbardziej zwrócił moją uwagę. Patrzył się w moją stronę i bacznie obserwował. Burknął tylko krótkie „cześć” i nie wydawał się zbyt miły. Jego blond włosy postawione były do góry, przez co mogłam się domyślić, że spędził nad nimi sporo czasu. W jego wardze umieszczony był kolczyk, a cała ręka pokryta była tatuażami. Mogłabym powiedzieć, że nieco się od nich wyróżnia. Jednak, kiedy spojrzałam na moją przyjaciółkę i jej kolegę, zaistniało małe podobieństwo. Wyglądali jak punkowy zespół, który gra przed niewielką publicznością w sobotni wieczór.
Z początku było nieco nudno. Patrzyłam się na śmiejące się pary, a sama siedziałam jak kołek, od czasu do czasu mówiąc coś o sobie. Liz nie potrzebowała kompanki do towarzystwa. Carlos całkowicie się nią zajął, a jego kumple nie zwracali na nich uwagi. W końcu sami poszli wyrywać dziewczyny, a Logan razem ze swoją dziewczyną udał się w stronę łazienek. Nie chciałam wiedzieć, co będą tam robić, ale łatwo się domyśleć, prawda?
Piłam swojego trzeciego drinka, ale nie czułam się pijana. Szumienie w głowie poczułam dopiero, kiedy wstałam z miejsca, aby pójść do toalety. Lekko się zachwiałam, a przed upadkiem uratował mnie Kendall. Wrócił na swoje miejsce bez dziewczyny, co oznaczało, że nie wyszedł mu tani podryw. Nie dziwiłam się. Mógłby chociaż trochę się uśmiechnąć i nie zgrywać takiego twardziela.
Zabrałam swoją torebkę i ruszyłam w stronę łazienek. Mijałam ludzi, którzy bawili się wspaniale. Nie należałam do nich i szczerze mówiąc wątpiłam, że kiedykolwiek przynależę do ich grona. Jednak gdybym siebie nie znała, stwierdziłabym, że jestem czterdziestoletnią kobietą, która nie ma za grosz humoru. Marudziłam na Kendalla, a sama nie byłam lepsza.
Po powrocie z toalety przy naszym stoliku, zastałam tylko blondyna. Najwidoczniej Kendall, zaopatrzył się w nowy alkohol.
- Twoi kumple cię wystawili?
Spojrzałam na niego, a ten nawet nie raczył odpowiedzieć. Prychnął pod nosem, a na jego twarzy mogłam dostrzec uśmiech. Jednak szybko zniknął.
- Napij się ze mną – podał mi kieliszek wódki. – Nie bądź taką cnotką i wypij prawdziwy alkohol, a nie jakieś breje.
- Chciałabym ci przypomnieć, że twój kumpel też to pił – zaznaczyłam. – I to jest o wiele lepsze.
- Tylko jeden szot – nadal trzymał go w dłoni. – No dalej, księżniczko.
- Jak mnie nazwałeś?
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, czy ja się przesłyszałam? On nazwał mnie księżniczką? Nie wyglądał na chłopka, który używałby takich zwrotów.
- Zachowujesz się jak księżniczka, więc cię tak nazywam.
- Nie znasz mnie i wcale się tak nie zachowuje – założyłam ręce na piersi.
- Znów to robisz, księżniczko – ostatnie słowo przeciągnął, a jego kąciki ust wygięły się w uśmiech.
- Nie jestem naburmuszoną dziewczyną, która ma wszystko, czego chce. Ciężko pracuje na wszystko, co mam i nie wasz się więcej tak do mnie mówić – syknęłam.
- Widzę co innego – wypił kieliszek, który napełniony był alkoholem. Nawet się nie skrzywił i nie musiał popijać.
- Daj tego szota – wskazałam na tackę, a on podał mi kieliszek uśmiechając się przy tym. Chciałam mu udowodnić, że się myli. Nie byłam żadną księżniczką. To słowo kojarzyło mi się jedynie z kobietami, które nic nie potrafią. Dąsają się i mają wszystkich gdzieś. Nie byłam taka.
Wypiłam cały kieliszek, a zaraz po nim pół szklanki soku pomarańczowego. To było okropne, dlatego wolałam drinka.
- Powinnaś zagryźć po nim limonką, tak jak oni – wskazał na ludzi naprzeciwko. Dziewczyna o blond włosach zrobiła, coś co trudno było mi pojąć. Jednak czułam chęć nauczenia się tego, cokolwiek to było.
- Naucz mnie – skomentowałam.
- Jasne, w końcu i tak nie mam nic lepszego do roboty – zaśmiał się.
Klub był wypełniony po brzegi, ale nie. On naprawdę nie miał nic do roboty. Coraz bardziej nie rozumiałam tego człowieka.
Przysiadł się bliżej mnie. Nasze kolana się stykały, a on odrzucił moje włosy na bok. Serce biło mi jak oszalałe. To co robił, wydawało się trwać w nieskończoność. Jednak miałam się nauczyć, a ta dziewczyna miała już wprawę.
- Teraz odchyl głowę – nakazał, a ja zrobiłam to o co prosił. Wycisnął na moją szyję trochę limonki, a następnie posypał to miejsce odrobiną soli. Włożył kawałeczek cytrusa w moje zęby i kazał czekać. Poczułam, jak pochyla się nade mną. Jego język zlizał kwaśny sok, a następnie wypił zawartość kieliszka. Czułam się nie pewnie i bałam się tego kolejnego kroku. Jednak nie protestowałam. Pozwoliłam, aby Kendall zabrał limonkę za pomocą swoich ust. Jego wargi musnęły moje, a poczułam, jak moje serce dygocze.
- Świetnie ci poszło – podsumował uśmiechając się przy tym. – Teraz zrobisz to samo.
Wyciągnęłam rękę po owoc, ale było za późno. Logan wrócił, a zaraz za nim jego dziewczyna. Wydawałby się, że jej humor wrócił. Zupełnie, jak Kendallowi.
Obserwowałam blondyna i to w jaki sposób się porusza. Zaczął rozmawiać z Loganem, a jego dłonie cały czas błądziły w powietrzu. Wymachiwał nimi na różne strony, a ja miałam ochotę zaśmiać się na głos. Jednak to nie było na miejscu.
- Chce potańczyć – powiedziałam sama do siebie i wstałam z kanapy. Nie przejmowałam się tym, czy się wywrócę, czy też nie. Po prostu pozwoliłam, aby moje nogi poprowadziły mnie w stronę parkietu. Znalazłam się między ludźmi i zaczęłam tańczyć. Skakać i kołysać się w rytmie muzyki. Nagle poczułam, jak czyjeś ręce łapią mnie za biodra. Już miałam kopnąć tego kogoś, ale zdałam sobie sprawę, że nieznajomy nic mi nie robi. Zaczęłam go prowokować. Kręciłam biodrami, a mój tyłek zaczął się ocierać o jego kroczę.
- Księżniczka…
Nie był nieznajomym. Kendall ułożył swoje usta na mojej szyi i lekko ją przegryzał. Wypił za dużo, zdecydowanie. Jednak nie miałam ochoty jego odtrącać. Nie przeszkadzało mi to, a nawet chciałam więcej.
Odwróciłam się w jego stronę, a moje ręce znalazły się na szyi blondyna. Był ode mnie wyższy o głowę, ale bez moich wysokich butów nasza różnica byłaby nieco większa. Patrzyłam w jego zaczerwienione oczy i zaczęłam się śmiać, a on razem ze mną.
- Pocału… - urwałam.
Wpił się w moje usta i zaczął je lekko przegryzać. Podobało mi się to. Jeszcze nikt nigdy nie robił z nimi czegoś takiego. To było miłe uczucie.
Tańczyliśmy, całowaliśmy się i śmialiśmy się. To było nasze zajęcie przez dobrą godzinę. Jednak, kiedy wróciliśmy do stolika, aby znów się napić… coś pękło. Stałam nad nim i mierzyłam go wzrokiem. Każdy centymetr jego ciała. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach dzięki czemu przyciągnął mnie do siebie. Siedziałam na nim okrakiem, a moja spódniczka podwinęła się wystarczająco, aby odkrywała moją bieliznę. Zaczęliśmy się całować. Jednak to było zupełnie, co innego. Te pocałunki były namiętne i nie panowaliśmy nad nimi. Z ledwością łapałam powietrze, a on chciał jeszcze więcej.
- D-do mnie, czy do ciebie?
Nie zachowałam się tak. Nie byłam osobą, która przesypia się z pierwszo lepszym poznanym chłopakiem. Nie mogłam tego zrobić, mimo, że tak bardzo chciałam.
- Mam propozycje – uśmiechnęłam się i zeszłam z niego. Usiadłam obok, a on był nieco zmieszany. Jednak chciałam spróbować, bo oboje mieliśmy z tego korzyści. – Poznasz mnie lepiej i wtedy zdecydujesz, czy dalej warto nazywać mnie księżniczką, a ja dam ci to… czego chcesz.
- Skąd mam wiedzieć, że uciekniesz, albo się rozmyślisz?
Splunęłam na rękę, tak jak robiłam to kiedyś w dzieciństwie. To była przysięga, której nie można było złamać za wszelką cenę. Podałam mu dłoń, a on zrobił to samo ze swoją.
- Czas, ile czasu?
- Dwa tygodnie – odpowiedziałam.
- Tylko się nie zakochaj – zaśmiał się.
- Chciałbyś – zakpiłam.
***
Nasze pierwsze spotkanie, było dosyć niekomfortowe. Kendall przyszedł do mojego mieszkania z jedzeniem na wynos. Tego dnia nauczył się, że wcale nie jestem wszystko-żerna. Zjadłam wszystkie warzywa, a on mięso, którego nie tolerowałam.
Opowiedział mi o sobie, gdzie mieszka, co robi i skąd zna Liz. To on poznał ją z Carlosem, co trochę mnie zdziwiło. Jednak nie zaprzeczałam jego dalszym historiom.
Z dnia na dzień odkrywaliśmy siebie na nowo. On mnie, a ja jego.
Czternaście dni, które mieliśmy ze sobą spędzić uważał za nieskończoność. Śmiał się z tego i mówił, że nie wytrzyma następnego. Jednak z chęcią zabierał mnie do wesołego miasteczka, a raz nawet wybraliśmy się na konną przejażdżkę. Wyglądał przekomicznie na koniu. Nie jak książę z bajki. Był raczej tym złym, po czarnej mocy.
Wydawał się być naprawdę miłym chłopakiem, który wcale nie był takim snobem. Przy nim nie mogłam się nudzić i tak naprawdę to on mnie rozśmieszał. Jednak mogłam też na niego liczyć, chociaż o to nie prosiłam. To śmieszne, że oceniłam go z góry. Tak, jak on mnie. Wiedziałam, że źle zrobiłam. Jednak czy on także się do tego przyznał? Sam przed sobą.
***
Czternasty dzień, a ja się denerwowałam.
Czekałam na dzwonek, który ani drgnął. Zamiast tego usłyszałam pukanie do drzwi, a przed nimi czekał Kendall. Ubrany w zwykły czarny t-shirt. Jednak na nim wyglądał, jak od sławnego projektanta. Prezentował się wspaniale, tak jak sam właściciel.
- Hej, księżniczko – uśmiechnął się i wszedł do środka. Witał mnie tak codziennie, przyprawiając mnie o mdłości.
- Do jakich wniosków doszedłeś?
Spytałam go prosto z mostu. Nie mogłam czekać, nie chciałam.
- Zaraz, zaraz – zaśmiał się. - Przypomnisz mi, jaki mamy dzisiaj dzień?
- Czternasty, Kendall – odpowiedziałam spokojnie. – A to znaczy, że…
- Mamy cały dzień na poznanie siebie lepiej – usiadł na kanapie, krzyżując przy tym nogi. – Zapomniałaś, że umawialiśmy się na dwa tygodnie.
- Dobra, jak chcesz – zaśmiałam się. – To gdzie mnie zabierasz?
- Załóż seksowne ubrania, czekam góra pół godziny – sięgnął po pilota i włączył telewizor. Nie sprzeciwiałam się, po prostu wyszłam z pokoju. Musiałam odstawić się na bóstwo, tak aby mnie zapamiętał.
Do końca życia nie zapomnę jego miny. Wyrobiłam się w czasie i stałam w progu w najkrótszej i najseksowniejszej sukience mojej przyjaciółki. Oczywiście nie posiadałam takich wyzywających ubrań, ale za to ona tak.
- O kurwa – skomentował. – Wyglądasz jak chodzący seks.
- Teraz powiedz, gdzie jedziemy.
- Teraz? Nigdzie – podszedł do mnie, a jego dłonie ujęły moją twarz. – Nie mam zamiaru dłużej czekać, muszę…
Wpił się w moje usta i zaczął mnie całować. Jego ruchy były gwałtowne, a ja z początku nie nadążałam. Całował mnie zachłannie i robił to strasznie szybko. Jego ręka złapała za moje pośladki i uniósł mnie do góry. Był cholernie silny, ale trochę mu pomogłam. Moje ręce oplotły jego szyję, a on skierował się do mojego pokoju. Kiedy się tam znaleźliśmy, rzucił mnie na łóżko i całował po szyi. Zaczęłam zdejmować mu koszulkę, a kiedy była już na ziemi, zajęłam się spodniami. Zaś Kendall zdjął ze mnie, to co sama przed chwilą założyłam. Czarna, koronkowa sukienka spadła na dywan. Byliśmy tylko w bieliźnie, co było jeszcze bardziej podniecające. Zbliżaliśmy się do finału, gdzie nasze drogi miały się rozejść.
Jego sprytne palce rozpięły mój stanik, a następnie zdjął koronkowe majteczki. Jego bokserki również powędrowały poza terytorium łóżka i oboje w końcu byliśmy nadzy. Patrzyliśmy na siebie, a nasze klatki piersiowe przyśpieszały coraz szybciej.
- Cholera – mruknął. – Zapomniałem o prezerwatywie.
- Biorę tabletki – uśmiechnęłam się.
Tak naprawdę zaczęłam je brać, kiedy dowiedziałam się, co ma się stać czternastego dnia. Trochę minęło odkąd do nich wróciłam, ale może i dobrze.
Zanim cokolwiek powiedziałam, poczułam jak blondyn we mnie wchodzi. Zrobił to pewnie i szybko. Był nade mną nachylony. Widziałam każdy grymas na jego twarzy, to w jaki sposób marszczył nos, co było przezabawne. Zaśmiałam się, a on razem ze mną.
- Mogę przestać, jak cię to bawi – powiedział nagle.
- Już nie będę, Kendall.
Zaczął się poruszać coraz bardziej i zdecydowanie. Jego ruchy przyprawiały mnie o dreszcze, a całe ciało wariowało. Starał się zrobić to ostrożnie, a zarazem tak, abym poczuła się jak najlepiej. Po kilku minutach poczułam dziwne uczucie w brzuchu. Dawne tego nie czułam. Zaczęłam cicho pojękiwać, a swoje dłonie przeniosłam na jego plecy. Kendall zrobił kilka przyśpieszonych ruchów, a potem poczułam fale przechodzącego ciepła. Moje paznokcie zrobiły małą szkodę na jego plecach, a sama opadłam ze zmęczenia. Kendall położył się obok i ku mojemu zdziwieniu nie trwało to długo. Kiedy chciałam się do niego przytulić, on po prostu uciekł. Zaczął się ubierać, a ja czułam się dziwnie. Sięgnęłam po koc, który leżał z boku i się nim okryłam.
- Myślałam, że jeszcze poleżymy – skierowałam się do niego.
- I co dalej? Będziemy leżeć, przytulać się? Nie jestem od tego, księżniczko.
- Mówiłam, abyś mnie tak nie nazywał – jęknęłam. – Umawialiśmy się na coś.
- Tak i czternaście dni minęło – usiadł obok mnie, gotowy do wyjścia. – Nie chodzę na randki, przecież wiesz. Więc nie wiem, czego jeszcze ode mnie oczekujesz.
Mówił. Powiedział to drugiego dnia. Stwierdził, że nie nadaje się do związków i nie poszukuje kobiety do spędzenia reszty życia. Twierdził, że nie potrzebuje kogoś takiego. Dla niego liczyła się tylko wieczna zabawa, bez zobowiązań. Tylko, że Kendall zrobił z moim życiem mętlik. Może były to tylko czternaście dni, ale ciężko byłoby przestawić się na normalny cykl życia.
- Chyba się nie zakochałaś?
Jego głos odbił mi się w głowie.
- Co?
- Pytałem się, czy się we mnie zakochałaś – powiedział poważnie. – Mówiłem, żebyś tego nie robiła.
- Przestań – prychnęłam. – Po prostu się do ciebie przyzwyczaiłam i myślę, jakby cię zatrzymać – zachichotałam, a on do mnie dołączył.
- Można z tobą wytrzymać – uśmiechnął się. – I jesteś całkiem, całkiem.
- Zawrzyjmy kolejny układ - powiedziałam niepewnie. – Spotykajmy się bez zobowiązań, tylko seks, który tak kochasz. Ja będę miała ciekawe życie prywatne, a ty się rozerwiesz.
- Nie – zaprzeczył.
- Dlaczego? Każde z nas na tym skorzysta, Kendall.
- Słuchaj, nie wejdę w to – prychnął. – Nie jesteś pierwsza i za pewne nie ostatnia, która mi to proponuje. Tylko, że cię cenie i nie będziesz się w to ze mną bawiła.
- Skoro mnie tak cenisz, to dlaczego wciąż nazywać mnie księżniczką.
- Bo nią jesteś – skomentował.
- Dlaczego nie chcesz? Proszę! Będziemy spotykać się dwa razy w tygodniu, gdzie będziesz chciał. Zrobię, co tylko każesz.
Chciałam go przy sobie zatrzymać za wszelką cenę. Tak jakbym była jakąś wariatką.
- Dwa? To za mało – zaśmiał się. - A po za tym mam swoje zasady, których nie zrozumiesz.
- Jakie zasady?
- Ubierz się, ja zrobię nam kawy – uśmiechnął się do mnie.
Patrzyłam, jak wychodzi z pokoju. Nie rozumiałam, po co nam kawa. Jednak nie dyskutowałam. Nałożyłam na siebie bieliznę, a potem dresy i białą koszulkę. Kendall siedział w salonie, a na stoliku stały dwa kubki kawy. Sięgnęłam po jeden i upiłam łyk. On nadal nic nie mówił, po prostu mi się przypatrywał.
- To są moje zasady – z kieszeni wyjął kartkę, która była nieźle pognieciona. Sięgnęłam po nią i zaczęłam czytać.
1. Pamiętaj, że nie jesteś moją dziewczyną. Kumpela – to jest odpowiednie określenie.
2. Bierzesz tabletki antykoncepcyjne.
3. Nie jestem winien, ci żadnych wyjaśnień.
4. Mam prawo do spotykania się z innymi, ale ty nie.
5. Jesteś otwarta na moje propozycje.
6. Masz prawo do odmowy w ciągu godzin twojej pracy, ale w pozostałych nie.
7. Nie złościsz się z byle powodu i mnie nie sprawdzasz.
8. Nigdy nie zostaje na noc, nie przytulam się i nie jestem chłopakiem na posyłki.
9. Oboje możemy to wszystko przerwać, ale nigdy nie ma powrotu do tego, co było.
10. Nigdy nie myślisz o mnie w sposób, którym sama siebie zranisz.
To było trochę nie normalne i dziwne. Dał mi zasady, a ja mam ich przestrzegać. Oczywiście jeśli się zgodzę na układ z nim.
- Zawsze nosisz to przy sobie?
- Nie – zaśmiał się. – Dzisiaj wyjątkowo.
- Ile dziewczyn z tego skorzystało?
- Chcesz wiedzieć, serio?
- Po to pytam, Kendall.
- Tylko osiem – upił łyk kawy. – To zaczęło się od ostatniej klasy liceum. Razem z Carlosem i dwoma innymi kolesiami.
- Tym Carlosem, który podrywa moją przyjaciółkę?
- Tak, ale on z tym skończył na początku studiów.
- Zgadzam się na twoje warunki – spojrzałam na niego. – Tylko proszę rozwiń ostatni punkt.
- Zakochasz się we mnie, ja odejdę, a ty zostaniesz zraniona. Nie możesz do tego dopuścić, bo nie chce, abyś cierpiała.
- Zawsze odchodzisz?
- Od trzech odszedłem.
- A co z resztą?
- Znudziły mi się, a jedna kogoś poznała.
- Nie ma mowy, abyś został? Wiesz, jak zacznie się punkt dziesiąty.
- Nie – zaprzeczył. – Zniknę z twojego życia i nigdy się nie pojawie. Więc dobrze się zastanów, zanim się zgodzisz.
- Już powiedziałam, że się zgadzam.
***Teraźniejszość***
Złamałam punkt dziesiąty - zraniłam samą siebie. Kendall dotrzymał obietnicy i odszedł. Tak naprawdę, gdybym teraz przejmowała się tylko tym, że to zrobił byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie.
Tak, ostrzegał. Tylko, że to nie było to samo. Zakochałam się w nim, nie zauroczyłam. Kochałam go i dalej tak jest. To uczucie nie chce mnie opuścić, a ja za nic w świecie nie wiem, jak mam się jego pozbyć.
Poprawiłam się na niewygodnym fotelu, a mój kręgosłup bolał. Nie mogłam znaleźć odpowiedniej pozycji, w której czułabym się komfortowo. Cały czas doskwierał mi ból pleców i zmęczone oczy po nieprzespanej nocy. Moje maleństwo było w brzuchu już siódmy miesiąc. Najwidoczniej chłopczyk w przyszłości będzie piłkarzem, bo strasznie kopie. To niesamowite uczucie, które jest nieporównywalne. Czuć, jak mała istota rozwija się w tobie.
Szczerze mówiąc, nie myślałam o przyszłości. Dzieci, dom, rodzina – to było gdzieś daleko. Teraz miałam dwadzieścia pięć lat i byłam w ciąży. Niektórzy w tym wieku mają rodziny, ale ja nie chciałam. Nie wyobrażałam sobie życia, bez dobrej pracy. Oczywiście teraz, wszystko się zmieniło. Najważniejsze dla mnie było dziecko, które miałam wychować. Sama.
Kendall nie wiedział o ciąży. Odkąd odszedł minęło pięć miesięcy. Wytrzymaliśmy dwa miesiące przez które w moim brzuchu rozwijało się dziecko. Nie wiedziałam o tym, nie miałam pojęcia. Nic na to nie wskazywało. Jednak po jego odejściu zaczęłam czuć się coraz gorzej i poszłam do lekarza. Tam wszystko się wyjaśniło. Nie czułam potrzeby informowania go o tym. Potraktował mnie zbyt boleśnie, więc ja postanowiłam zrobić to samo jemu.
Do drzwi zadzwonił dzwonek, a ja odetchnęłam z ulgą. Liz miała mi przynieść zakupy, które za pewne zrobiła razem ze swoim chłopakiem. Nie, nie z Carlosem. Zerwali, zanim cokolwiek się zaczęło. Brzmi to dosyć komicznie, ale tak było.
Podeszłam do drzwi i nie przyglądając się kto przed nimi stał, po prostu otworzyłam. Zostawiłam otwarte, jak w zwyczaju miałam i się odwróciłam. Przyjaciółka była strasznie szybka i zazwyczaj zdążyła już wykładać zakupy. Jednak coś mi nie grało. Nie słyszałam jej kroków, a sama się zatrzymałam. Złapałam za brzuch i odwróciłam. Nie spodziewałam się tam jego, nie teraz.
Przede mną stał Kendall, we własnej osobie. Jednak wyglądał nieco inaczej. Z jego wargi zniknął kolczyk, a włosy miał zdecydowanie krótsze. Na jego twarzy nie było widać uśmiechu, tylko grymas. Oczy miał zapuchnięte i gdyby nie to, że trochę go znam powiedziałabym, że płakał.
- Hej – wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. – Jak się czujesz?
- Po co tu przyszedłeś?
Mój głos nie należał do najmilszych, ale miałam to gdzieś. Skoro on mógł być nieprzyjemny, to dlaczego ja nie mogłam?
- Chciałem zobaczyć, czy niczego ci nie brakuje – jego głos był cichy, mówił spokojnie tak jakby się bał, że mnie wystraszy.
- Wszystko ze mną w porządku, więc możesz już iść – syknęłam.
- To moje dziecko, prawda?
- Nie – skłamałam i zaczęłam iść w stronę salonu. Potrzebowałam usiąść.
- Przysięgnij – nalegał. – Przysięgnij, że nie jestem ojcem.
- To nic nie zmieni – mruknęłam. – Kendall, odejdź. Tak jak to zrobiłeś wtedy, po prostu idź.
- Nie.
- Nie?
- To moje dziecko, więc nie.
- Więc czego chcesz?
Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w niepewną twarz blondyna. Nie widziałam w niej żadnych emocji. Nic. Nawet nie patrzył mi w oczy, błądził po pomieszczeniu. Tak jakby bał się w nie spojrzeć.
- Kochasz mnie jeszcze?
- Co?
Moje serce przyśpieszyło. Czy on właśnie zadał mi pytanie, którego kompletnie się nie spodziewałam? Kucnął naprzeciwko mnie i złapał mnie za dłoń. Nie wyrywałam się, nie mogłam. Chciałam poczuć jego bliskość. Chociaż przez chwilę.
- Ta umowa powinna dotyczyć też mnie – zaczął mówić. – Powinienem także jej przestrzegać, bo złamałem jeden punkt. Nie powinienem, ale zraniłem samego siebie.
Mówił o ostatnim punkcie, a w nim była mowa o zakochaniu się. Kiedy o tym wspomniałam odszedł, więc dlaczego teraz sam mi o tym mówi?
- To nie jest śmieszne, Kendall.
- Widzisz jak wyglądam? Czy tak wygląda szczęśliwy człowiek? Nie.
- Czego ode mnie oczekujesz? Myślisz, że teraz będziemy razem, bo mamy dziecko? Może się pobierzemy i kupimy psa? Taka rodzinna sielanka, Kendall.
- Chce tylko ostatniego układu – spojrzał w moje zaszklone oczy. – Ostatniego, trzeciego układu w którym nie będzie żadnego zakładu, ani umowy. Chce, aby znalazła się w nim obietnica. Pozwolisz mi znów wtargnąć do swojego życia i znowu obrócić je o sto osiemdziesiąt stopni. Obiecasz mi jedną rzecz, której oboje potrzebujemy.
- Trzeci układ, jak trzecia szansa?
- Tak, księżniczko – jego kąciki ust uniosły się lekko w górę. – Obiecaj mi, że spróbujemy. Wiem, że nie jestem w stanie zapewnić ci tego wszystkiego, czego chcesz. Jestem w stanie postarać się, abyś poczuła się kochana. Mogę sprawić, że będzie ci ze mną dobrze. Tylko pytanie, czy tego chcesz.
- Wiesz, co czułam, kiedy ode mnie odszedłeś?
- Nie, bo nikt nie jest w stanie zniszczyć człowieka, tak jak ja.
- Wcale mnie nie zniszczyłeś – próbowałam nie płakać. - Zraniłeś, to odpowiednie słowo.
Poczułam lekkie kopnięcie w brzuchu. Lekko się wystraszyłam, a Kendall spojrzał na mnie z przerażeniem. Jednak zanim cokolwiek powiedział zabrałam jego dłoń i ułożyłam w miejscu, gdzie kopie mój nasz syn.
- To twoje dziecko, na sto procent – powiedziałam cicho. – Nie chce, aby nie miał ojca.
- On?
- Tak, to chłopczyk – uśmiechnęłam się do niego.
- Wybrałaś już imię?
W jego oczach widziałam podekscytowanie.
- Nie – zaprzeczyłam.
- Zawsze podobał mi się Timothy.
- Zawsze?
- Odkąd dowiedziałem się, że jesteś w ciąży – przyznał. – Zacząłem szukać imion w internecie, ale proszę nie mów nikomu.
Zaśmiałam się pod nosem, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, którego jeszcze nie widziałam. Był zawstydzony.
- K-kocham cię, nadal cię kocham – szepnęłam.
- To znaczy, że…
- Tak, chce wejść z tobą w układ i obiecać, że spróbujemy, ale pod warunkiem, że będzie on ostatni.
- Do końca życia?
- Do końca życia.
Znów ułożył swoją dłoń na moim brzuchu, zaś drugą ścisnął moją rękę. Zmienił się, tak jak zrobiłam to ja. Jednak oboje zrobiliśmy to dla naszego syna. Zawarliśmy układ, który był na całe życie. Nie do odwołania.
~~
Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca, bo Imagin jest na prawdę długi xd
Witajcie na moim blogu z Imaginami o Kendallu Schmidt’cie.
Mam nadzieję, ze będziecie się dobrze tutaj bawić i chętnie czytać moje Imaginy :)
Imaginy bedą pojawiać się codziennie w godzinach popołudniowych lub wieczornych.
Mam nadzieję, że się Wam spodobają
Pozdrawiam xx
Wasz ~Misio Schmidt
Oj dziewczyno, jesteś niemożliwa, w dobrym tego słowa znaczeniu. Co za niespodzianka. Co za imagin. Będę wpadać gdy tylko znajdę czas ;) A przypuszczam, że znajdę
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Marlą, jesteś niemożliwa ! Świetny imagin. Stała czytelniczka - ZAPEWNIONE!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn xx
To było genialne! Zostaję tutaj, na pewno :) . Świetna robota.
OdpowiedzUsuńO Boże ! :** Najlepszy imagin jaki czytałam :D Poprostu zajebisty *o* ♥
OdpowiedzUsuńImagin pisany na podstawie "50 Twarzy Greya"?
OdpowiedzUsuńTo że jest jakąś umowa to nie oznacza że jest to na podstawie Greya. Grey jest całkiem inny i nie wiem jak można to porównywać.
UsuńCzy teraz wszystko będzie porównywalne do tej książki? To trochę smutne.
Imagin mi się bardzo podoba a bardziej końcówka. Kocham takie imaginy gdzie wszystko kończy się Happy End'em.
OdpowiedzUsuńImagin naprawdę boska o Kendallu.
OdpowiedzUsuńBrak mi słów, popłakałam się :') :') kocham <3
OdpowiedzUsuń6 lat pozniej znów tu jestem.
OdpowiedzUsuńBtr wrocilo wiec i ka wrocilam powspominać piekne nastoletnie zycie spedzone do pozna czytajac twoje opowiadania. Pewnie nawet tego nie przeczytasz ale piszac te imaginy zrobilas kawal dobrej roboty. Kocham nieustannie twoja twórczość ♡