Blokada kopiowania!

sobota, 23 lipca 2016

~77 Me Before Him

UWAGA: Całość ma formę dialogów. Opisy są znikome. Taki mój mały eksperyment.


– Nie jestem pewna, czy to, co robię, w jakikolwiek sposób mi pomoże.
– Rozmowa zawsze pomaga. Wygadaj się, ulży ci.
– Wiem, Kendall, wiem. Ale to i tak boli.
– Zawsze będzie bolało, Shelly. Przykro mi.
– Dzięki, Kend.  Ale obiecaj mi coś, dobrze?
– Dobrze, tylko proszę, nie płacz.
Ścieram z policzków łzy, które nie wiadomo kiedy wypłynęły mi z oczu.
– Sorka. Nie chciałam.
– Co mam ci obiecać, Shy?
– Obiecaj, że pozwolisz mi powiedzieć wszystko.
– Nie jestem pewien, czy chcę znać każdy szczegół waszego życia seksualnego.
– Idiota.
– Za to mnie lubisz. Wiesz co, Shy?
– Co takiego?
– Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego Dustin, a nie ja. Jestem przystojniejszy, zabawniejszy... Kochasz mnie bardziej.
Śmieję się.
– I skromny, nie zapominaj, że jesteś bardzo skromny.
– No dobra, ale odpowiedz.
– No więc dlatego, że Dustin był przystojniejszy, zabawniejszy i bardziej skromny.
– Pytam serio.
Widzę jego poważną minę i już wiem, że pora mu wszystko opowiedzieć. Biorę głęboki oddech i zaczynam.
– Pamiętasz dzień, kiedy was obu poznałam? To było cztery lata temu. Miałeś wtedy taką lesbijską grzywkę i miałeś stylówkę na modę dla powodzian.
– Co takiego!?
– No wiesz – śmieję się. – Chodziłeś w przykrótkich spodniach i często miałeś zbyt wysoko podciągnięte skarpetki.
– O mój Boże!
Czerwieni się, co mnie rozśmiesza.
– Ale wracając... Graliście wtedy jakiś koncert uliczny... Pukałeś w takie śmieszne pudełko. A wtedy zaczęła się inna piosenka i śpiewał Dustin.
– I się zakochałaś?
– To brzmi tak tandetnie – prycham. – Ale tak, z początku zakochałam się w jego głosie. Śpiewaliście Everything Has Changed. I poczułam się tak, jakby on śpiewał o mnie, rozumiesz? Jakby to była piosenka o moim życiu. Pamiętasz, co było potem?
– Jasne, Shelly. Poczekałaś, aż skończymy, a gdy to już się stało, podbiłem do ciebie.
– Właśnie. Ty do mnie podbiłeś. A mi się tak bardzo spodobał Dustin.
– A nie jego głos?
– Tak, ale on też. Przerywasz mi, Kend.
– Sorka.
– Podbiłeś, a on nie. Mimo iż was nie znałam, zrobiło mi się smutno, że mnie nie zauważył. Bo ja najpierw zauważyłam jego. Ale pomyślałam, że...
Przerywam i przez kilka minut wpatruję się w nagrobek naprzeciw. Jak zwykle nie wiem, co zrobić z rękoma, więc naciągam rękawy, skubię wystające nitki, a potem także lekko wykręcam palce.
– Co takiego? – popędza mnie Kendall.
– Pomyślałam, że mogę wykorzystać cię do tego, aby bliżej go poznać.
– Woah – sapie. – Grasz w otwarte karty, Shelly.
– Mówiłam przecież, że chcę opowiedzieć wszystko. Chcę, aby ktoś to w końcu usłyszał, skoro Dustin nie może. Chcę to w końcu z siebie wyrzucić!
– Dobrze, przecież rozumiem.
Nie jestem pewna, ale chyba go zirytowałam.
– Pamiętasz, jak zaprosiłeś mnie na pierwszą randkę?
– Jasne. Nic nikomu nie powiedziałem.
– Dustin wiedział – mówię szeptem.
– Co?
– On wiedział, Kendall. Powiedziałam mu. Tego dnia, gdy mnie zaprosiłeś, ja... Wpadłam na niego w parku. Siedział na ławce i grał na gitarze. Dosiadłam się, posłuchałam, jak tworzy nową piosenkę.
Nic nie mówi.
– Powiedziałam mu, że mnie zaprosiłeś! A on nie zareagował.
Patrzy na mnie nierozumiejącym wzrokiem. Jest zmieszany.
– Spojrzał na mnie wtedy takim pustym wzrokiem.
– Przykro mi – mówi, zupełnie bez sensu, jakby chciał powiedzieć cokolwiek.
– Gówno prawda.
– Sorka.
– Wybaczam.
Niedbale macham dłonią.
– Dalej, Kend. Chcę mówić dalej.
– Jasne, ja wiem, co było dalej. Umówiłaś się ze mną i poszliśmy do kina...
– Tak. I pocałowałeś mnie.
– I pochwaliłem się Dustinowi
– Co?
Uśmiecha się.
– Tak, Shelley. Pochwaliłem mu się, a on mi przywalił.
– Co?
– No tak. Dostałem od niego po mordzie.
– Kendall!
Nie cierpię, gdy przeklina.
– Sorka. No, przywalił mi, bo ja... W sumie też powinienem coś ci powiedzieć. Podbijałem do ciebie, a jednocześnie byłem w dwóch innych... relacjach z dziewczynami.
– Co takiego!?
– Przepraszam. – Wzrusza ramionami. – Żałowałem potem jak cholera. Serio. Dustin wiedział jeszcze zanim cię poznaliśmy, że spotykam się z dwoma naraz i wtedy miał wylane. A potem, gdy pojawiłaś się ty, nagle się zainteresował i mnie opierdo... Sorka, miałem nie przeklinać.
Wzdycha.
– Wtedy się domyśliłem, że jemu też się spodobałaś, chociaż broniłem się przed tą myślą rękami i nogami.
– Przykro mi, Kendall.
– Nic nie szkodzi, Shelley.
– Mogę już mówić dalej?
– Jasne, skoro to ci pomaga.
– Pomaga, trzymałam to w sobie dość długo. Zresztą... dzisiaj jest rocznica jego śmierci, jeśli dziś tego nie opowiem, nie zrobię tego jeszcze długo. Słuchasz dalej?
– Jasne.
– Dwa dni po naszej randce w kinie znów spotkałam Dustina w parku. Wydawał się przybity i taki...
– To dlatego, że się pokłóciliśmy.
– O mnie?
– Tak.
Znów zapada cisza.
– Nie rozmawialiśmy – mówi po chwili. – A jak się widzieliśmy, to zawsze któryś chciał przywalić temu drugiemu. Ja jemu, bo psuł mi zabawę, on mi za to, jak cię traktowałem.
Widzę po nim, że jest mu głupio z tego powodu.
– Spokojnie, Kendall. Ja też cię wykorzystałam, żeby zbliżyć się do Dustina.
– Wiem.
– Mogę kontynuować? Nie przerwiesz mi?
– Pewnie.
Uśmiecha się, więc wiem, że i tak zaraz doda coś od siebie. Ale mówię dalej:
– No więc chciałam z nim pogadać, dowiedzieć się, o co chodzi, ale nie chciał rozmawiać. W ogóle wydawało mi się, że mnie nie lubi. Był niemiły i... No, zrobiło mi się przez niego smutno. A on to zauważył i przeprosił, kupił mi lizaka w sklepie i odprowadził wieczorem do domu, po tym, jak przez kilka godzin siedzieliśmy na trawie i gadaliśmy o wszystkim, tylko nie o nim.
– Jaki smak?
– Co?
– No, jaki smak miał ten lizak.
– Po co ci to wiedzieć?
Śmieje się.
– Wiśniowy? Kupił ci wiśniowego lizaka? – dopytuje.
– Tak. A co?
– Nic.
– Kendall!
– No dobra – jęczy. – Powiedziałem mu, że wtedy w kinie miałaś wiśniowy błyszczyk do ust, który smakował nieziemsko.
– Oh.
– Co?
– No bo znowu mi przerwałeś, a chciałam właśnie powiedzieć, że potem mnie pocałował.
– Po tym, jak zjadłaś lizaka?
– Tak.
– A to skur...
– KENDALL!
– Sorka – mruczy pod nosem. – Mów dalej.
– Teraz będzie nieprzyjemnie, Kendall Ale i tak ci powiem, chcę, żebyś wiedział.
– Okay.
– Więc potem pisałam z nim SMSy.
– Wtedy też?
– Masz na myśli naszą drugą randkę?
– Tak. Tą, podczas której uciekłaś.
– Masz rację, pisałam z nim wtedy. I on napisał coś... Nie pamiętam już co, ale coś takiego, co sprawiło, że naprawdę nie chciałam ci robić złudnych nadziei i...
– Rozumiem.
– Naprawdę, Kendall, lubię cię bardzo i nie chciałam wyjść na... No nie wiem, jakąś sucz, czy coś.
– A ja naprawdę rozumiem.
– Więc, przykro mi to mówić, ale wtedy poszłam się z nim spotkać. No i... W sumie dalszą historię mniej więcej znasz... Zaczęłam się z nim spotykać, wy się nie dogadywaliście, ale potem chyba się ogarnęliście. Dustin nie chciał nigdy o tym gadać.
– Tak, powiedział mi co myśli o moim umawianiu się z trzema naraz i stwierdził, że skoro mam dwie inne to na pewno nie będę miał nic przeciwko, jeśli on podbije do ciebie.
Znów między nami zapada cisza.
– I to jest cała historia? Tyle chciałaś mi powiedzieć?
– Nie. To dopiero początek. Teraz cofniemy się do czasu, zanim w ogóle was poznałam.
– Jak to?
– Moi rodzice się rozwiedli, gdy byłam malutka. Miałam trzy latka, a ojca zupełnie nie pamiętam. Przez jakieś trzy kolejne lata mama co chwilę spotykała się z kimś innym. Każdy z tych facetów był dla mnie miły w jej towarzystwie, ale sam na sam ze mną już nie, więc psułam mamie każdy związek. Bo chociaż miałam mało lat i większości rzeczy nie rozumiałam, to wiedziałam, że ich nie lubię i już. Gdy miałam siedem lat, mama zaczęła spotykać się z Aaronem.
– Twoim tatą? – dziwi się.
– Tak, moim tatą. Proszę, teraz nie przerywaj, Kendall.
– Przepraszam. Mów dalej, Shelley.
– Aarona polubiłam od razu. Mama była zakochana, ja już po miesiącu wołałam za nim tatusiu i wszystko było pięknie. Rodzina jak z bajki. Podróżowaliśmy we trójkę do Disneylandu, gdziekolwiek. Ale po roku, gdy rodzice już byli po ślubie, wydarzyło się coś, co zmieniło całe moje życie.
Milknę na moment.
– Mama miała wypadek samochodowy, zginęła na miejscu. Zostałam sama z Aaronem. Był moim wsparciem. Nadal jest. Na pogrzebie pojawił się mój biologiczny ojciec. Nie poznałam go, nie pamiętałam, jak wygląda, więc gdy do mnie poszedł i powiedział, kim jest, nie chciałam w to uwierzyć. Był z nim chłopiec, jakoś w moim wieku, ale wydał mi się dziwny. Chociaż było ciepło, on był w czarnym płaszczyku z kapturem. Zapomniałam o nim niedługo potem, bo ojciec przez dwa kolejne lata walczył z Aaronem o prawa do mnie. Przesądziło moje zdanie. Sąd pozwolił mi wybrać, z kim chcę mieszkać.
– I przeprowadziliście się tutaj?
– Jeszcze nie wtedy. Miałam dopiero osiem lat. Aaron poznał kobietę i najpierw zapytał mnie, czy może się z nią spotkać, dopiero później się umówili.
– W porządku z jego strony.
– Co nie? Pozwoliłam mu, chciałam, żeby był szczęśliwy. A jemu najwyraźniej dane jest pomagać zranionym kobietom, bo Anne też straciła swoją rodzinę.
– Ta Anne? Anne, którą wszyscy znamy?
– Tak, ta Anne, do której mówię mamo.
– Nie mówiłaś, że to nie są twoi prawdziwi rodzice.
– Wiedział tylko Dustin. Ale nie wiedział jednego.
Kendall patrzy na mnie zaciekawiony, ale nie śmie mi przerywać.
– Może się wydawać, że szybko poradziłam sobie i z wyborem taty i ze śmiercią mamy i zastąpieniem jej przez inną kobietę. W rzeczywistości nie było tak łatwo. Ktoś mi pomagał. Od zawsze.
Kendall przygląda mi się nierozumiejącym wzrokiem.
– Nawiązałam kontakt przez czat z pewnym chłopakiem z Sydney. Dawał mi większe oparcie niż tata, którego miałam tuż obok siebie. Pomógł mi szczególnie, gdy... Ekhem. Miałam chłopaka. Z perspektywy czasu wiem, że był dupkiem, ale wtedy... Wtedy byłam zakochana bez pamięci. W wieku piętnastu lat zaczęłam palić, bo mnie namówił. Piłam na imprezach, gdy zabierał mnie ze sobą. Niedługo potem wciąż kłóciłam się z Aaronem, a moim najlepszym argumentem, gdy mi na coś nie pozwalał, było wytykanie, że nie jest moim prawdziwym ojcem. Pewnego dnia, prawda wyszła na jaw. Pamiętasz, jak wspomniałam o chłopcu z pogrzebu? To był on. Mój chłopak był tym chłopcem, który przyszedł z ojcem na pogrzeb. Załamałam się, bo zdążyłam się z nim przespać. Ale chłopak z internetu mi pomógł. Był przy mnie, rozmawiał ze mną codziennie i tylko dzięki niemu się podniosłam i poprawiłam relację z tatą, z Aaronem. Dlatego, gdy Aaron i Anne zapytali mnie, co myślę o przeprowadzce i gdzie bym chciała pojechać, bez zastanowienia powiedziałam Los Angeles. A potem...
– Urwał się kontakt?
– Zgubił się jeden bagaż na lotnisku. Ten mój. Na czacie byłam zalogowana w moim laptopie, a nie pamiętałam hasła, więc gdy walizka z laptopem przepadła, przepadł też kontakt z tym chłopakiem. Nazywał się Thomas. Tak przynajmniej powiedział.
– A co to ma do...?
– Nie przerywaj, wszystko po kolei, Kendall. Chciałam go odnaleźć, ale nie mogłam się zalogować na własne konto, więc stworzyłam nowe. Nie wierzył do końca, że ja to ja, ale dał mi namiar na pewną ulicę. Kazał tam przyjść pewnego dnia, co oczywiście zrobiłam. Domyślasz się, co było dalej?
– Chwila, chwila... Wracamy do początku twojej opowieści, tak? To było wtedy, gdy graliśmy koncert uliczny? To był Dustin!?
– Tak. To był Dustin.
– Więc czemu powiedziałaś, że Dustin nie wiedział o jednym?
– Bo nigdy mu nie powiedziałam, że to on. Gdy później wróciłam do domu, napisałam do Thomasa, że byłam tam i że chciałabym, aby okazał się tym czarnowłosym chłopakiem, który grał na gitarze. Potem wylogowałam się i nie logowałam aż do przedwczoraj.
– Co odpisał?
– Że to właśnie on.
– Ale...
– Dustin w parku powiedział mi, że na drugie imię ma Thomas. A gdy już zaczęliśmy ze sobą chodzić, nawiązał do tamtego wieczoru i powiedział, że był smutny przez internetową przyjaciółkę, która nagle urwała kontakt. Domyśliłam się wcześniej, ale nie przyznałam, że to ja.
– Nie wiem, co powiedzieć.
Kiwam głową.
– To było przeznaczenie, Kendall. Ktoś tam u góry chciał, żebyśmy najpierw się poznali, potem spotkali, potem byli razem, a teraz...
Pierwszy raz tego dnia do moich oczu napływają łzy.
– A teraz mi go zabrał – dodaję szeptem.
– Shelley...
– Jest w porządku, Kendall. – Uśmiecham się przez łzy. – Zanim go poznałam, nie byłam sobą. Uratował mnie dwa razy. I wiem, że uratuje trzeci. Spotkamy się tam na górze. I będziemy razem na wieczność.

_____________________________
Czegoś mi brakuje w tym tekście, ale ciężko mi stwierdzić czego. Może źle wyjaśniłam jej przeszłość, nie wiem. Ale jeśli chodzi o jego formę, jestem zadowolona. Wyszło tak, jak chciałam. Myślę, że problemów z rozróżnieniem, kto co mówi, nie było. ;) Koniecznie dajcie znać, co myślicie!

poniedziałek, 18 lipca 2016

~76 Just A Dream

Uniósł do ust niską szklankę i wlał w siebie jej zawartość. Płyn o rdzawej barwie palił jego przełyk, jednak nie dbał o to, gdyż to nieprzyjemnie uczucie, jakim był ogień rozdzierający jego wnętrze, znikało już kilka chwil później. Był to defekt taniego trunku, jaki dane mu było tej nocy spożywać, jednak nie chodziło o jego jakość, Kendall tej nocy miał ją gdzieś. Mężczyzna po prostu chciał się upić, nie ważne czy miałby to zrobić z Jackiem Danielsem w dłoni, czy najtańszym winem z osiedlowego sklepu. Potrzebował popaść w wir zapomnienia, grzechu nocy.
Po raz kolejny uniósł szkło do ust i w kilka chwil pochłonął jego zawartość. Zacisnął oczy i przysunął rękę do buzi, tak jakby miało to zneutralizować smak alkoholu.
Odstawił szkło na blat baru i otworzył oczy. Skinął głową w stronę barmana, który uzupełnił jego szklankę bursztynowym płynem, który już chwilkę później wypił.
Obrócił się na wysokim, barowym krześle w stronę parkietu. Nie widział na nim chaosu czy przepychu, jaki zwykle towarzyszył zabawie w klubach nocnych. Powolna, melancholijna piosenka sprawiła, że tłum ludzi zaczął powoli kołysać się w jej rytm, w ciasnym, ale subtelnym uścisku towarzysza.
Kendall szybko odwrócił wzrok i złapał w dłoń pustą szklankę. Na jej dnie połyskiwały ostatnie krople brunatnej whiskey. Chciał zamówić następną porcję, jednak na samą myśl o jej gorzkim posmaku postanowił sobie odpuścić.
Ponownie spojrzał na parkiet. Ludzie na nim wciąż trwali w powolnym, zmysłowym tańcu, choć Kendall miał wrażenie, że ostatnim razem patrzył na niego dłuższą chwilę temu.
Kolejna piosenka? A może to czas mu się tak dłużył?
Zamknął oczy, mocno zacisnął powieki. Miał nadzieję, że w ten sposób odetnie się od otoczenia, wróci do szarej i nudnej rzeczywistości. Kiedy ponownie je otworzył miał wrażenie, że śni.
Dlaczego? Bo ta sceneria była zbyt piękna, by mogła okazać się jawą.
Miał kogoś w ramionach, ostrożnie przyciskał kruche ciało do swojego, drobne, kobiece dłonie obejmowały jego szyję, kiedy jego spoczywały ostrożnie na jej talii. Spojrzał na twarz dziewczyny, z którą tańczył, po czym wtulił nos w jej kasztanowe włosy.
— Shannon? — wymruczał cicho, zacieśniając uścisk wokół jej talii. — Wiesz, że bardzo cię kocham — wyszeptał, zaciągając się zapachem jej słodkich perfum.
— Wiem — odpowiedziała cicho, wsuwając palce między kosmyki jego włosów i bardzo ostrożnie przycisnęła wargi do jego szyi.
Zamknął oczy, chcąc jak najdłużej czuć jej usta. Całowała go często, nie było to coś nadzwyczajnego, jednak każde muśnięcie było inne, wyjątkowe, warte pamięci. Mocniej zacisnął powieki, chcąc skupić się na jej ustach. Ale one wtedy zniknęły. Kiedy znowu otworzył oczy, wszystko co miał w rękach to niska, wypolerowana szklanka, w której odbijało się każde z migoczących w klubie świateł. Nie rozumiał już niczego.
Uznawszy, iż na ten wieczór mu wystarczy, stanął na równe nogi i przedarł się przez tłum ludzi, by wyjść z klubu. Zimne, rześkie powietrze uderzyło o jego rozgrzaną skórę, wywołując falę nieprzyjemnych dreszczy wzdłuż jego kręgosłupa. Nieco skostniałymi palcami, zaczął zapinać guziki, cicho klnąc pod nosem wybór tej kurtki, zamiast tej na zamek. Kiedy w końcu uporał się z ostatnim, podniósł wzrok na nocne niebo. Było na nim jedynie trochę chmur, które na granatowym tle przybierały poszarzałą barwę. Nie spodziewał się tam zobaczyć zbyt wielu gwiazd, gdyż były one przyćmione światłem latarni ulicznych czy ogromnych, neonowych szyldów sklepów. Ale widział księżyc, który dumnie lśnił na nieboskłonie.
Spuścił wzrok, tym razem skupiając go na graffiti, które właśnie mijał. Ogromne, różnobarwne rysunki pięły się po ścianach kolejnych budynków, ciesząc oczy coraz większą wymyślnością ich wzorów. Niektóre z nich były niedbałe – szybkie, chaotyczne pociągnięcia smug farby spływały po cegłach koloru brudnej pomarańczy, tworząc abstrakcyjne rysunki, których przekaz chyba tylko autor mógł rozszyfrować. Inne za to były ogromnie precyzyjne, dopracowane, a spray był po nich rozprowadzany z wielką ostrożnością, by nie pokrył on zbyt dużej części całości, a tylko tą przeznaczoną na jego kolor.
Gdzieś pośród tych wszystkich małych dzieł sztuki dostrzegł coś, co zupełnie z nimi nie współgrało. Każde graffiti było niezwykle wymyślne, a ten malunek był bardzo zwykły, pospolity. A  był to brązowy listek klonu.
Wyciągnął rękę i niezbyt pewnie przesunął po murze palcami, a odrobina złuszczającej się farby opadła na chodnik. Niewielki uśmiech wpełzł na jego usta. Lubił ten wzór, tak bardzo kojarzył mu się...  cholera, oczywiście, że z nią.
Zamknął oczy, wziął kilka oddechów, a kiedy ponownie uniósł powieki siedział na werandzie swojego domu, otulony miękkim, ciepłym kocem. Wieczór, coś koło godziny szóstej. Było dość chłodno, delikatnie mżyło, a wilgotne powietrze sprawiało, że nieco przydługie włosy Kendalla kręciły się jak sprężynki. Z kubkiem ciepłej, miętowej herbaty w ręce patrzył w niebo, z którego powoli znikały deszczowe chmury. Mimo wszystko - temperatura wciąż nie sprzyjała.
Odstawiwszy kubek na stolik, przeciągnął się i spojrzał na kotkę, która słodko drzemała na jego kolanach. Kendall uśmiechnął się i delikatnie podrapał zwierzaka za uchem, za co otrzymał wdzięczne pomrukiwania pupilki. Jednak mężczyzna w końcu postanowił wstać, co biało-ruda kocica uznała za zbrodnię i energicznie wymachując ogonem poszła do swojego legowiska.
Schmidt jedynie zaśmiał się cicho, złożył koc i wszedł do domu. Pierwszą osobą, którą dane było mu zobaczyć była Shannon. Jego ukochana siedziała na kanapie w swoim ulubionym swetrze z wydzierganym listkiem klonu, usilnie próbując powstrzymać łzy.
— Znowu to oglądasz? — zaśmiał się blondyn, stając za kanapą, by spojrzeć w telewizor. Na ekranie migały sceny z ulubionego filmu dziewczyny i oczywiście, były to smutne sceny.
— Ugh, ty tego nie zrozumiesz — westchnęła, sięgając po chusteczkę ze stolika.
— Bo po co oglądać ten sam film po raz setny? To tak jak powtarzanie tych samych błędów. W końcu musisz się czegoś nauczyć, a film musi ci się znudzić.
Dziewczyna jedynie prychnęła.
— Ty w ogóle nic nie rozumiesz. — Shannon powtórzyła, krzyżując ręce na piersi.
— W takim razie mi wytłumacz — zaśmiał się, siadając obok swojej dziewczyny na kanapie. Był ciekaw w jaki sposób postanowi ona zobrazować mu sytuację.
Rozsiadł się wygodniej, podłożył pod głowę niewielką poduszkę i ponownie zawiesił wzrok na Shannon. Wyglądał nieco lekceważąco, jakby wątpił w to, że mogłaby ona przekonać go, iż film nie mógłby być nudny nawet po obejrzeniu go po raz tysięczny. Kobieta odgarnęła niesforne włosy z twarzy, po czym skupiła się na Kendallu. A on już wyczekiwał tego, co ma mu ona do powiedzenia.
— Wytłumacz mi jak to jest, że trzy lata temu kupiłeś samochód, mówiłeś o tym, że jest taki wspaniały, cudowny. W zeszłym roku sprzedałeś go i kupiłeś kolejny. Tamten miał być jeszcze lepszy! A już rozglądasz się za osobą, która kupi to twoje cudeńko, bo nowy wpadł ci w oko! Czy to ci się nie nudzi? Za parę lat kupisz kolejny, potem go sprzedasz, żeby kupić jeszcze inny!
— Czy ty właśnie wmieszałaś w naszą rozmowę Charlesa?
— Czy ty nazwałeś samochód?
— Nie zmieniaj tematu — oburzył się mężczyzna. — Dlaczego w rozmowę o filmie wplotłaś mój samochód? Nie dość, że jeździsz nim do pracy, to jeszcze prawie rozbiłaś go dwa razy! — dodał niby obrażony.
— Ważniejszy jest dla ciebie samochód niż moje zdrowie? — uniosła brwi poważnie, chociaż ledwo powstrzymywała się od uśmiechu.
— Dobra, koniec żartów — powiedział Kendall i zrobił groźną minę - wyglądając przy tym niemalże śmiesznie - po czym zaczął łaskotać dziewczynę.
Ich śmiechy echem roznosiły się po niewielkim, niemalże pustym domu. W zwykle cichym budynku, nareszcie było słychać życie, chociaż przez te parę minut. W końcu blondyn usiadł, a jego ukochana wtuliła się w jego bok. Chłopak delikatnie musnął ustami jej czoło. Zamknął oczy i pomyślał, że cholera, mógłby tak spędzić resztę swojego życia.
Jednakże kiedy je otworzył, nie był w swoim domku, a na ulicy, z okruchami farby na palcach. Potrząsnął głową, po czym otrzepał ręce i ruszył dalej. Zimny wiatr targał jego włosy, szczypał w policzki, powodował dreszcze na jego rękach i plecach. Zaczął pocierać ramiona dłońmi, chcąc przez tarcie choć odrobinę się ogrzać, choć na dłuższą metę niezbyt wiele mu to dawało. Dużo więcej dałby mu uścisk ukochanej.
Kendall w końcu znalazł się przed drzwiami swojego mieszkania. Minęła dłuższa chwila zanim wcelował klucz do zamka, ale w końcu otworzył kawalerkę. Jak zwykle, przywitała go chłodna pustka, której miał już szczerze dosyć. Zdjął niewygodne buty i wziął się za rozpinanie guzików swojej kurtki, by po chwili zrzucić z barków jej materiał. Szurając stopami po zimnych płytkach, przeszedł do swojej sypialni. Nie trudził się nawet ściąganiem ubrań – po prostu rzucił się na niepościelone łóżko i wtulił policzek w poduszkę, zamykając oczy.
— Znowu piłeś? — usłyszał cichy, słodki głos Shannon. Przeklął w myślach.
Dziewczyna uważała, że Kendall wpadł w nałóg, kiedy on uważał, że przesadza. Owszem, lubił nieco zaszaleć z alkoholem, jednak wydawało mu się, że ma nad tym kontrolę. Bo miał, prawda?
— Ostatni raz kochanie — szepnął, obejmując ją w pasie i przytulając się do jej pleców.
— Znowu obiecujesz? — zapytała dobitnie, delikatnie kładąc dłoń na jego.
— Tym razem naprawdę.
— To też już słyszałam.
— Och Shannon, daj... — nie dokończył, gdyż kiedy otworzył oczy, by spojrzeć na nią, jej nie było obok. Chłopak leżał w pustym łóżku, trzymając w ramionach pomiętą kołdrę. Podniósł się do pozycji siedzącej, po czym zaczął rozglądać. Z niezasłoniętych okien do pokoju przedostawały się jasne promienie słońca, z czego Schmidt wywnioskował, że jest już rano. Chłopak przetarł oczy, po czym wstał z łóżka i poszedł do kuchni w poszukiwaniu aspiryny.
Wziąwszy dwie tabletki, usiadł przy stole w kuchni i westchnął cicho. Chłopak nie mógł się na niczym skupić, jego głowa pękała nie tylko od ilości alkoholu, którą wlał w siebie ostatniego wieczoru, ale również od myśli o Shannon.
Może ona miała rację? Może Kendall rzeczywiście już nie kontrolował tego ile pije?
A jakie było to w skutkach?
Myślał nad tym długo, niemalże bez przerwy, wpatrując się w kubek z zimną herbatą, który obejmował palcami. Przez jego głowę przemykało setki myśli – zarówno te, które mówiły, że naprawdę się uzależnił, jak i te, które krzyczały "wszystko jest w porządku". Nie był pewny, w które się pogrążyć, dlatego postanowił olać je wszystkie. Ale nie mógł zrobić tego z jedną z nich.
Nie mógł pozbyć się myśli o Shannon. Przed oczami wciąż miał jej brązowe włosy, ciemne oczy, śniadą cerę, pełne, malinowe usta... jednak kiedy myślał o niej miał pewne luki w pamięci. Pamiętał tylko niektóre rzeczy, to jak się nazywa, co lubi, ale wciąż czegoś brakowało, jakby jej osoba była spowita mgłą. Co ciekawsze, nie potrafił sobie przypomnieć kim dokładnie dla niego była – tylko dziewczyna, czy może ktoś więcej? A może nie była nawet nią?
Myślał o tym nieustannie. Próbował sobie przypomnieć o niej tyle, ile tylko był w stanie ale prawda była taka, że nie dawało to praktycznie nic.
Cholera, co się z nią stało? Dlaczego nie ma jej już z nim?
Szukając odpowiedzi sięgnął do kieliszka. Czas przeciekał mu między palcami, godziny uciekały niczym sekundy, a jedno piwo zmieniło się w dużo więcej.
Ale znalazł odpowiedź. A przynajmniej tak myślał.
Wciąż nie miał pojęcia skąd wzięła się ona w jego życiu czy jak z niego zniknęła. Jednak był pewny w stu procentach, iż była ważna.
Widział ją jak anielicę, która próbowała go nawrócić, choćby tak, jak ostatniej nocy, kiedy po prostu pokazywała Kendallowi jak trudno przychodzi mu dotrzymywanie obietnic. Przypominała mu niespełnione pragnienia, takie jak ten nieduży, ale własny domek, ktoś do kochania i sierściuch, powszechnie znany jako kot. I w końcu ukazywała mu to, co już dawno stracił przez nałóg, czyli normalne życie, przyjaciół i miłość.
I wtedy zrozumiał, że Shannon była jedynie snem, albo aż snem, który miał mu dać szansę na nowy, lepszy start.
Ale czy on chciał ją wykorzystać? Czy jakiś głupi sen jest w stanie cokolwiek zmienić?

__________________
Hey! Po tylu miesiącach powracam z nowym Imaginem. W ogóle ktoś jeszcze pamięta o istnieniu tego bloga? Zobaczę jak to będzie… Mam nadzieję, że zostanę tutaj z wami na dłużej...

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.