Blokada kopiowania!

piątek, 6 marca 2015

~6 Głośnik, gabinet, szafa

Szkoła ma to do siebie, że godziny w niej ciągną się w nieskończoność, zwłaszcza na lekcjach, które kompletnie mnie nie interesują. Nie miałam najmniejszego pojęcia, jak znajdywanie "x" ma mi pomóc w dalszym życiu.
Jęknęłam i spojrzałam na tablicę, na której jeszcze sekundę temu nie było żadnych obliczeń, a teraz ledwo znajduje na niej początek równania, które zdaje się nie kończyć, bo John - klasowy kujon - zapisał już połowę zielonej powierzchni, która zajmowała dość spory kawałek ściany. Pisał coraz to nowsze wyniki, które nie miałam pojęcia skąd się brały. Bądźmy szczerzy! Nie jestem geniuszem matematycznym, jak moja siostra, ale przynajmniej rozumiem podstawy, a to działanie z pewnością nie zaliczało się do tej kategorii.
Westchnęłam. Chwyciłam długopis i zaczęłam zapisywać czyste kartki zeszytu, kreśląc w nim koślawe cyferki i literki czarnym tuszem, wydobywającym się spod mojego długopisu. Nie byłam nawet w połowie, kiedy chłopak skończył zadanie, czym zasłużył sobie na uśmiech nauczycielki, która traktowała go jak własnego syna. Tylko w stosunku do niego nie była zgorzkniałą starą babą.
Zerknęłam na zegarek. Nieszczęśliwy jęk wydobył się z mich ust, kiedy zauważyłam, że minęło dopiero 10 minut lekcji.
Nagle w całej klasie rozbrzmiał nieprzyjemny dźwięk włączania mikrofonu w radiowęźle. Z zaciekawieniem spojrzałam na czarny głośnik, znajdujący się w rogu klasy i czekałam na wiadomości, jakie tym razem miał ogłosić szkolny błazen.
—  Uwaga, uwaga! — Ciszę przerwał głos Cykora, po którym nadszedł pisk z mikrofonu — Kurwa! Wyłącz to! Jezu, moje uszy... — Chłopak odchrząknął, a ja zachichotałam. — Co to ja miałem..? Oh. Mamy piękny dzień! Termometry wskazują 38 stopni w cieniu! Niska wilgotność i zero chmur na niebie! Czekamy na dziewczyny opalające się na długiej przerwie przed szkołą! — Nastąpiła chwila ciszy, którą przerwał odgłos przybijania "piątki". Najwidoczniej Cykor i jego kolega nie mogli się doczekać takiego widowiska. — A teraz drobne wiadomości! Dziś na stołówce mamy spaghetti! Chodź raz dobrze nas nakarmią w tej budzie... Kółko szachowe niestety musi odwołać dzisiejsze spotkanie... Co za pech, a już się napaliłem... Przypominamy o balu, który ma się odbyć za trzy tygodnie! Panowie zapraszają panie, tak więc radzę się pośpieszyć, żeby zaklepać najlepsze partie... Co ty robisz?! Travis! — Rozległ się nieprzyjemny dźwięk z mikrofonu, taki sam, jak na początku ogłaszania szkolnych wiadomości. — Travis! Oddawaj...!
—  Korzystając z okazji — odezwał się nowy głos, który jak można się domyśleć należał do owego Travis'a — chciałbym zaprosić na bal najpiękniejszą dziewczynę w szkole! Dona Black… Czy pójdziesz ze mną na coroczną potańcówkę? Jeśli tak to... Ał! Czy ty mnie właśnie uderzyłeś?!
Ponownie rozbrzmiał nieprzyjemny "pisk" mikrofonu, a ja zakryłam uszy, żeby chodź trochę uchronić je i przy okazji siebie, przed wczesnym ogłuchnięciem.
—  Wracając do wiadomości... — Ponownie odezwał się głos Cykora, ale ja go już nie słuchałam. Odleciałam w stronę myśli o tym przeklętym balu. Po cholerę to dziadostwo?  Wiadomo, że większość dzieciaków na takich imprezach traci dziewictwo, albo pije do nieprzytomności! I to na rachunek szkoły! Na dodatek, wszyscy faceci "biją się" o te "najlepsze" dziewczyny, tak, jakby były jakąś kapustą na bazarze, a nie człowiekiem z uczuciami. To chore! — ... a na koniec, Amy Forest jest proszona do dyrektora. Co przeskrobałaś, Słodziuchna? — Zamarłam, kiedy usłyszałam swoje nazwisko, a oczy wszystkich zgromadzonych w klasie spoczęły na mnie. Może to nie o mnie chodzi? Przecież nic nie zrobiłam! — Tyle na dzisiaj! Cykor spada!
—  No Forest! Pakuj rzeczy i wynocha do dyrektora!
Warknęła nauczycielka, kiedy nie ruszyłam się z miejsca. Z ociąganiem wstałam z niewygodnego krzesła i wrzuciłam książki do czarnej torby, którą przewiesiłam sobie przez ramię.
Ruszyłam do drzwi, odprowadzona zaciekawionymi spojrzeniami uczniów.
Białe, puste korytarze przerażały mnie. Byłam przyzwyczajona do ciągłych krzyków i głośnych rozmów, a nie do ciszy, przyprawiającej mnie o dreszcze.
Mimo to, nie spieszyłam się. Chwilę, w której dojdę do jasnych drzwi z plakietką z nazwiskiem dyrektora, starałam się odwlec jak najbardziej. Ciągle zachodziłam w głowę, czego ten stary dziad ode mnie chce, ale niestety nie mogłam nic wymyślić. Nie żebym była aniołkiem, ale moje drobne przewinienia nie były godne odwiedzenia gabinetu dyrektora.
Zagryzłam wargę i pochyliłam głowę w dół, tak, że moje długie ciemne włosy zasłoniły mi twarz. Złapałam koniec mojej kwiaciastej sukienki, mnąc ją między palcami. Odgłos moich kroków odbijał się echem od ścian.
Skręciłam w prawo i stanęłam przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Wzięłam głęboki oddech i gromadząc w sobie całą siłę i motywację, zapukałam. Po chwili usłyszałam ciche "wejść", więc nacisnęłam na klamkę, wchodząc do pomieszczenia, chodź w głowię mi huczało, a przez moje myśli przechodziło jedynie słowo "WIEJ".
W pomieszczeniu panował półmrok, a jedynym źródłem światła była mała lampka, stojąca na masywnym biurku. Rozejrzałam się i ze zdziwieniem zauważyłam, że rolety są pozasłaniane, tak, żeby żadne promienie słoneczne nie przedostały się do wnętrza pomieszczenia. Skupiłam wzrok na ciemnym skórzanym fotelu, który był odwrócony tak, że nie widziałam osoby, która na nim siedziała.
—  Co tak długo?
— Przeprasz... Hej! — Krzyknęłam i podeszłam do fotelu, kiedy zdałam sobie sprawę, że ten głos nie należy do dyrektora. Stanęłam przed nim, a kiedy moje niebieskie oczy skrzyżowały się z zielonymi tęczówkami blondwłosego chłopaka, który siedział wygonie rozłożony na fotelu, przewróciłam oczami. — Oczywiście, Schmidt. Mogłam się domyślić, że to twoja sprawka.
— Prawda, że świetnie to sobie wymyśliłem? — Spytał poruszając brwiami w górę i w dół, robiąc przy tym zabawną minę, przez co musiałam powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na twarz.
— Nie, to nie jest świetny pomysł. Przeciwnie! On jest beznadziejny! Zdajesz sobie sprawę, co oni nam zrobią, jeśli nas tu znajdą?! — Spytałam, wyrzucając ręce do góry w geście sfrustrowania.
Chłopak jednym zwinnym ruchem podniósł się z siedzenia i zbliżył się do mnie. O nie, doskonale wiem, co się zaraz stanie, a ja nie mogę do tego dopuścić. Cofnęłam się o krok w tył, oddalając się od niego, a on jak na złość, przybliżył się o dwa. Ponowiłam swoją czynność jeszcze kilka razy, dopóki moje plecy nie uderzyły w ścianę. Jęknęłam i przeklęłam w duchu. Teraz nie ma odwrotu.
Kendall starał się zahamować uśmiech, który cisnął mu się na usta, co nie bardzo mu wyszło. Pokonał dzielącą nas odległość w dwóch krokach i przycisnął dłonie po obu stronach mojej głowy, lekko nachylając się do mnie, tak, że teraz nasze twarze były na tej samej wysokości.
Przełknęłam głośno ślinę i niewiele myśląc "zanurkowałam" pod jego ramieniem i szybkim krokiem ruszyłam w stronę drzwi.
—  Wiesz, było miło, ale muszę już iść. Wiesz, matematyka. Nie mogę się doczekać, żeby znaleźć rozwiązanie tego przeklętego x. — Powiedziałam posyłając chłopakowi wymuszony uśmiech.
—  Myślałem, że nie lubisz matmy. Z resztą... nie chcesz spędzić czasu ze swoim chłopakiem?
Jęknęłam i położyłam rękę na drewnianej powierzchni. Mogę się poświęcić, byle nie być z tobą w jednym pomieszczeniu, bo to nie skończy się dobrze — pomyślałam.
—  Jak na osobę, którą nic nie interesuje, strasznie dużo o mnie wiesz.— Powiedziałam głośno, zostawiając swoje przemyślenia dla siebie.
Z radością, że chłopak nie próbuje mnie zatrzymać położyłam rękę na klamce, ale cała euforia ze mnie uleciała, kiedy zdałam sobie sprawę, że Kendall nie próbuje mnie zatrzymać.
Coś tu jest nie tak. Spojrzałam, na niego przez ramię, lustrując całą jego sylwetkę jednym spojrzeniem. Oprócz tego, że ubrany był w czarne spodnie, które ciasno obciskały jego nieprzyzwoicie długie nogi, miał na sobie tego samego koloru Vansy i podkoszulkę z białym napisem, którego nie mogłam odczytać, gdyż chłopak zaplótł ręce na piersi. Jedno spojrzenie na jego ciało, opierające się nonszalancko o ścianę obok okna, które, daje słowo, jeszcze chwile temu było zasłonięte, wystarczyło mi, aby stwierdzić, że przewidział taki obrót spraw i wymyślił coś, żebym mu nie uciekła.
Westchnęłam i wypuściłam torbę z rąk.
—  Drzwi są zamknięte, prawda? — Spytałam, ze zrezygnowaniem w głosie.
Jak na zawołanie, za szklaną powierzchnią okna pojawiły się dwie postacie, w których rozpoznałam przyjaciół chłopaka. Jeden z nich miał granatowe, rozczochrane włosy, a jego uśmiech był tak szeroki, że — byłam pewna — bolały go od niego policzki. Drugi, ciemnowłosy, o ciemniejszej karnacji, poruszył brwiami w górę i w dół, pokazując mi przy tym kluczyk, którym zapewne zamknęli drzwi od zewnątrz. Obaj przybili sobie piątki i posyłając nam zabawne miny, zniknęli w głębi korytarza.
Jęknęłam, a w duchu przyrzekłam sobie, że jeśli kiedykolwiek ich spotkam — zabiję.
— Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani. — Powiedział Kendall, odpychając się od ściany i idąc powoli w moją stronę.
—  Jestem pewna, że kompletnie się tego nie spodziewałeś. — Odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak zachichotał i ponownie uwięził mnie między swoimi rękami. Westchnęłam i odwróciłam wzrok, tak, aby nie patrzeć w jego piękne zielone oczy, ale uległam i wlepiłam w nie swoje spojrzenie. Blondyn przeniósł swoją prawą dłoń na moją twarz, delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po moim policzku. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz, który nie umknął uwadze chłopaka, co skwitował uśmiechem, który starał się ukryć, przygryzając kącik wargi. Wciąż wodził swoim palcem po mojej twarzy, zaznaczając na niej tylko sobie znaną trasę.
Najpierw jego opuszek pojawił się koło mojego prawego ucha. Następnie delikatnie przejechał po mojej kości policzkowej. Celowo ominął usta, zatrzymując się chwilę na mojej brodzie, w której wgłębieniu, znajdował się pieprzyk — To właśnie na nim spoczywał jego palec. Następnie ponownie przesunął nim wzdłuż lewego policzka, zatrzymując się przy uchu. Poczułam jak moją twarz oblewa rumieniec, na co w oczach chłopaka pojawił się błysk. Jego palec powędrował na moje czoło i zatrzymał się pomiędzy brwiami. Chwilę zatrzymał się w tym miejscu, aby jednym szybkim ruchem przejechać po nosie, żeby chwilę później wylądować na moich ustach.
Kendall odsunął swoją rękę od mojej twarzy, a z moich ust mimowolnie wydostał się jęk, na co spłonęłam jeszcze większym rumieńcem. Chłopak uśmiechnął się szeroko, tak, że w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Mimowolnie uniosłam swoją dłoń i przycisnęłam do nich palce, co jeszcze bardziej rozbawiło chłopaka. Lekki uśmiech błąkał się po mojej twarzy, kiedy zauważyłam, że przez mój dotyk Kendall zamyka oczy, a westchnienie opuszcza jego lekko rozchylone malinowe usta. Niewiele myśląc. przygryzłam wargę i jednym szybkim ruchem dłoni przeczesałam włosy chłopaka, ciągnąc za ich końce, czego nienawidził. Jęknął i gwałtownym ruchem złapał moje ręce. odciągając je jak najdalej od swojej blond czupryny.
Splótł swoje palce z moimi i oparł się swoim czołem o moje, patrząc mi głęboko w oczy, tak, jakby chciał w nich zobaczyć odzwierciedlenie mojej duszy. Nasze ciepłe oddechy mieszały się w jeden, a ja czułam, jak moje serce przyśpiesza, tłukąc się głośno w mojej piersi.
Chłopak przybliżył się tak, że nasze usta dzielił niewielki odstęp.
—  Kendall, nie powinniśmy... — Wyszeptałam, ale chłopak nie posłuchał i jednym ruchem zmniejszył dzielącą nas odległość i przycisnął swoje wargi do moich.
Niewiele myśląc, oddałam pocałunek wspinając się na palce, tak, żeby chłopak nie musiał się nade mną pochylać. Puściłam jego dłonie i zarzuciłam je na jego kark. On natomiast swoje położył na mojej talii, kreśląc na niej różne wzory. Mimowolnie wplątałam palce w jego blond włosy, na co z jego ust wydobył się ciche warknięcie, ale nie zrobił nic poza tym. Z resztą i tak nie miałam najmniejszego zamiaru zabierania ich stamtąd. Uwielbiałam jego włosy, a dotąd nie miałam wielu okazji, aby wpleść w nie swoje palce.
Odsunął nieco swoją twarz od mojej, a z moich ust wydobyło się jęknięcie niezadowolenia, na co chłopak od razu się uśmiechnął.
— Grasz nieczysto. — Mruknął wprost w moje ust, na co posłałam mu jedynie niewinne spojrzenie. — Skoro tak stawiasz sprawę... — Wyszeptał i jednym szybkim ruchem zacisnął swoje dłonie na moim tyłku, zmuszając mnie tym samym do oplecenia go nogami. Moje usta opuścił cichy pisk, spowodowany jego gwałtownym ruchem, na co chłopak zachichotał. Przycisnął moje plecy do ściany i spojrzał mi głęboko w oczy, na co pogładziłam jego kark, bawiąc się jego włosami i posyłając mu przy tym prowokujący uśmiech. Chłopak cicho zachichotał i złapał moją wargę między swoje zęby, przygryzając ją lekko. Po chwili ponownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, a w moim brzuchy obudziło się stado motyli. Przywarłam do torsu chłopaka, na co mruknął w moje usta, dłonią gładząc moje udo.
Nie wiadomo, jak daleko by to zaszło, gdyby nie klamka, która się poruszyła, co bynajmniej nie było spowodowane, przez żadne z nas. W jednej chwili oderwaliśmy się od siebie, z trudem łapiąc oddech. Wymieniliśmy się przerażonymi spojrzeniami, a ja jęknęłam.
Wiedziałam, że to się nie skończy dobrze.
—  Kurwa! — Warknął cicho chłopak i ostrożnie odstawił mnie na ziemię.
Nie tracąc czasu, zgarnęłam swoją torbę i rozejrzałam się za miejscem, w którym mogliśmy się schować. Moje spojrzenie natrafiło na szafę, w kierunku której od razu pociągnęłam chłopaka. W chwili kiedy zamknęłam drewnianą powierzchnie, za którą się schowaliśmy, drzwi gabinetu się otworzyły. Schmidt przygryzał ze zdenerwowania wargę.
Wstrzymałam oddech i spojrzałam z wyrzutem na blondyna, który z zakłopotaniem przeczesał swoje blond włosy, robiąc sobie na głowie jeszcze większy bałagan. Wypuściłam powietrze z cichym świstem i oparłam się plecami o klatkę piersiową chłopaka, gdyż w niewielkiej szafie nie było za wiele miejsca. Kendall objął mnie w talii i przycisnął do siebie, zanurzając głowę w moich włosach, zaciągając się ich owocowym zapachem, a ja wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, starając się chodź trochę uspokoić oddech.
Ale kurde! Za tymi drzwiami był DYREKTOR SZKOŁY, a ja chowam się w jego szafie razem z chłopakiem, z którym parę minut temu całowałam się w jego gabinecie! Boże, jeśli nas przyłapią, wywalą nas z tej jebanej szkoły! A jak wywalą mnie ze szkoły, to rodzice wyrzucą mnie z domu, a wtedy...
— Spokojnie. — Szepnął mi do ucha Kendall, a ja zacisnęłam dłonie na jego rękach, którymi wciąż oplatał mnie ciasno w talii, przyciskając tym samym do swojego torsu.
Nagle ktoś zapukał do drzwi, a ja z trudem stłumiłam jęknięcie, które chciało wydostać się z moich ust.
— Dzień dobry, panie dyrektorze! — Odezwał się gość, a ja spojrzałam na blondyna, na którego twarzy od razu pojawił się uśmiech. Głos należał nie do kogo innego jak Logana — przyjaciela Kendalla.
—  Nie chcielibyśmy zakłócać panu, pracy, ale zdarzył się mały incydent. — Odezwał się inny głos, który od razu dopasowałam do Carlosa.
—  Jacyś smarkacze, zgarnęli wszystkie gaśnice z całego korytarza na pierwszym piętrze i urządzili sobie bitwę na sali gimnastycznej. — Podjął Logan, a ja z trudem zahamowałam śmiech, słysząc jaki poważny ton przybrał.
Z łatwością wyobraziłam sobie dwójkę nastolatków stojących na środku gabinetu, z powagą wypisaną na twarzach, informując dyrektora o niemałym zamieszaniu, które zapewne sami wywołali, świetnie się przy okazji bawiąc. Wymieniłam z blondynem rozbawione spojrzenia.
Dyrektor nie tracił ani chwili. Od razu wybiegł z gabinetu, kierując się w stronę "miejsca przestępstwa". Odetchnęłam z ulgą i przyłożyłam ręce do drewnianej powierzchni. Marzyłam, żeby w końcu wydostać się z ciasnej szafy, która przyprawia mnie o klaustrofobię. Ale najwidoczniej mój towarzysz miał inne plany, gdyż złapał mnie za rękę, odwracając tym samym moje ciało w swoją stronę i niespodziewanie przycisnął swoje usta do moich w pocałunku, który zaparł mi dech w piersiach.
Odchyliłam się, przerywając pocałunek, a chłopak jęknął żałośnie.
—  Co to ma być? — Zaśmiałam się cicho, odpychając go lekko, kiedy znów próbował mnie pocałować.
—  Nie obwiniaj mnie! Gdyby nie moja silna wola, już dawno bym cię pocałował. — Odpowiedział, wciąż łapczywie mi się przyglądając. Zwilżył swoje usta językiem. — Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo musiałem ze sobą walczyć, żeby nie pozbawić cię tej sukienki w tej cholernej szafie.— Przejechał dłonią wzdłuż mojej tali, unosząc skraj materiału i dotykając mojej nagiej skóry. — A ta bliskość nie pozwalała mi się skupić na niczym innym, poza tobą.
Poczułam, jak uśmiech wypływa na moje usta. Przygryzłam wargę i jednym zwinnym ruchem przyciągnęłam chłopaka do siebie, ciągnąc za jego koszulkę. Nachyliłam się do jego ust.
—  Będziesz musiał na to jeszcze trochę poczekać. — Szepnęłam i całując go szybko w usta, wyszłam z szafy, cicho chichocząc.
Usłyszałam za sobą jęk chłopaka, na co zaśmiałam się głośno i zostawiając go w szafie, wybiegłam z gabinetu, uśmiechając się jak głupia.
Może, to jednak nie był taki zły pomysł?

***************
Cześć Robaczki!
Przybywam z kolejnym nowo-starym shotem.
Stwierdziłam, że chyba mnie nie lubicie bo w ogóle nie komentujecie moich "dzieł", ale jakoś to przeżyje. Chyba ;p
Mam nadzieję, ze Wam się podoba i do następnego.
~Misio Schmidt

PS: Szkoła to zło. Czy mogę mieć znów ferie?

3 komentarze:

  1. He lubię Cię, ale nie nadążam za nowościami :__: Niecodzinnie mam czas, muszę potem nadrabiać i wychodzi, ze komentuje co drugi shot :P

    Niedługo ferie świąteczne :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Staram się komentować, jak tylko często mogę. Bardzo lubię Twoje jednorazówki, są świetne! :). Chętnie przeczytam następną historię. Za kilka lat, zatęsknisz za szkoła ;d.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałoby sie nie?? ;// Masakra, super!! Czekam xo

    OdpowiedzUsuń

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.