Spacerowałam wzdłuż ścieżki wytyczonej w miejskim parku, rozmyślając nad wszystkim i nad niczym. W myślach powracałam do dni, które sprawiały, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, a potem od razu przeskakiwałam do tych gorszych. Chwile takie jak te zdecydowanie niszczyły mnie od środka.
Kopnęłam kamień, który napatoczył się pod moją stopę, z myślą, że da to nieco upust moim nadszarpanym nerwom... ale nic takiego się nie stało. Szłam dalej, przeskakując do czasów studiów, gdzie byłam tak zajęta zdobywaniem dobrych ocen, że nie dbałam o to, by zrobić dla samej siebie coś zupełnie innego. Spędzałam całe dnie nad książkami, nawet w weekendy. Nie obchodziły mnie zaproszenia na imprezy lub okazjonalne wyjścia z przyjaciółmi. Liczyłam się ja i moja przyszłość. To dlatego jestem teraz sama. Zaniedbałam stosunki z bliskimi i wcale się nie dziwię, że woleli mnie zostawić, też bym tak postąpiła.
Usiadłam na małej, brązowej ławce niedaleko dużej fontanny. Tym razem w mojej głowie wyraźnie pojawiła się postać dziewiętnastoletniego chłopaka z kręconymi włosami i najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam. Przypomniałam go sobie w chwili, kiedy przechodząc przez szkolny korytarz, machał do mnie, chcąc się przywitać. Odwzajemniłam gest, a potem ponownie spuściłam głowę nad książkę. Wiedziałam, że poczuł się źle, ale nie miało to dla mnie znaczenia, mimo że moje serce od dawna biło tylko dla niego.
Był moją pierwszą prawdziwą miłością.
Raz zamieniliśmy dwa słowa. Pamiętam ten dzień do dziś i to, jaka ekscytacja temu towarzyszyła. Podszedł do mnie w szkolnej bibliotece, jego silne ramiona oparły się o pułki i wtedy spytał się, gdzie leży dana lektura. Nie był to temat moich marzeń ale i tak z trudem mu odpowiedziałam. Kiedy był w pobliżu, trzęsły mi się nogi, a ręce ledwo co utrzymywały książki. Na początku moje zachowanie było normalne, ale z czasem to się zmieniało. Z każdym dniem było coraz gorzej. Myślałam o nim więcej i więcej, a to nie było łatwe. Nie miałam u niego żadnych szans – ale tak między nami – to była tylko i wyłącznie moja wina. Dostałam propozycje, aby iść na imprezę, na której będzie niesamowity chłopak. Oczywiście zostałam w akademiku. Nieśmiała, wstydliwa i naiwna – tak mogłam nazwać siebie. On był inny. Uroczy, mądry i seksowny. Chłopak, który był moim marzeniem. Snem, który nigdy się nie spełni. Jednak z czasem zrozumiałam, że całkowicie się w nim zakochałam. Nie rozmawiałam z nim i nawet nie dotknęłam, a byłam w nim zakochana.
Prychnęłam pod nosem, przy okazji kręcąc głową na swoją własną naiwność, która doprowadzała mnie do tego, w czym tkwię do teraz. Przez całe swoje nastoletnie życie nie zdołałam zrobić niczego szalonego, co przywołałoby wspaniałe wspomnienia, dzięki którym na mojej twarzy mimowolnie pojawiłby się szeroki uśmiech. Zamiast tego czułam niechęć do własnej osoby. Co z tego, że osiągnęłam to, co chciałam, skoro to wszystko nie dało mi szczęścia, a prawdziwa miłość, która wydawała się być na wyciągnięcie ręki, zniknęła? Uniosłam dłoń, w której trzymałam szklaną butelkę wypełnioną przeźroczystym płynem, którym katowałam się od samego początku mojej podróży, rozpoczętej wymyknięciem się z beznadziejnej imprezy urodzinowej zorganizowanej przez moich bezwartościowych pracowników. Każdy inny pracodawca na moim miejscu cieszyłby się z faktu, że jego podopieczni okazali się na tyle wspaniałomyślni, aby uczcić trzydzieste-szóste urodziny swojego szefa w tak huczny sposób, podczas gdy ja widząc zgraję mężczyzn w drogich, idealnie skrojonych garniturach i kobiet w olśniewających garsonkach, myślałam jedynie o planie ucieczki, który koniec końców wykorzystałam. Musiałam odczekać całe pół godziny, które dłużyło mi się niemiłosiernie, aby w końcu złapać w dłoń pierwszy lepszy trunek, a następnie niezauważalnie wymknąć się z dusznego pomieszczenia. W taki sposób, z do połowy opróżnioną butelką najlepszej wódki, trafiłam do parku, aby w samotności wypominać swoje największe życiowe porażki, których lista wcale nie była tak krótka jakby mogła się zdawać, biorąc pod uwagę to, za jaką idealną mnie uważano.
Kiedy opróżniłam resztę zawartości butelki, odrzuciłam ją w bok i powoli wstałam, odczuwając mocne zawroty głowy. Jak to możliwe, że alkohol w tak krótkim czasie, tak bardzo na mnie zadziałał? To wręcz niemożliwe, a jednak prawdziwe. Wolnym krokiem podeszłam do fontanny, cicho się przy tym śmiejąc. Nie wiedziałam, co tak bardzo mnie bawiło – to tkwiło gdzieś w głębi mojej duszy, pozostawiając mnie w zakłopotaniu. Usiadłam na posadzce, która była nieco mokra, co w ogóle mi nie przeszkadzało. Wytężyłam wzrok, by przeczytać krótką informację znajdującą się kawałek od mojej twarzy. Głośno się zaśmiałam, kiedy wszystkie literki zlewały się w jeden, okropnie długi wyraz.
– Jesteś boginią szczęścia – odezwałam się, dotykając ozdobnej rzeźby przede mną. – To mi je daj! – Znowu się zaśmiałam, tym razem nieco dłużej niż ostatnio.
Próbowałam wstać, lecz poślizgnęłam się na zmoczonej posadzce i wpadłam do zimnej wody. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje, ale kiedy sobie uświadomiłam w jak fatalnej sytuacji się znalazłam, uderzyłam dłońmi w wodę.
– Co ty wyprawiasz! Miałaś mi dać szczęście, nie mokre ciuchy – wymamrotałam, wygodnie siadając.
W tym momencie nie obchodziło mnie to, że jestem w takim miejscu i o tej porze. Nie obchodziło mnie też to, że mogłabym się rozchorować. Rozmawianie z posągiem wydawało się najrozsądniejszym wyjściem i właśnie to zamierzałam robić.
– Wiesz – zaczęłam, a po kilku sekundach dodałam – nie powinnam być tak nudna. Lindsay często mówiła mi, jak beznadziejnie się zachowuję, ale ją ignorowałam. Głupia byłam – westchnęłam, opierając prawy łokieć na miejscu, gdzie jeszcze niedawno siedziałam.
Zamknęłam na chwilę oczy i ponownie wyobraziłam sobie twarz Kendalla. Wyglądał idealnie, niczym Wenus z Milo, choć ona była kobietą, on mógł być jej zaginionym kochankiem.
– Mogłabym być Wenus – powiedziałam, cicho się przy tym śmiejąc. – Wtedy nie skończyłabym jako singiel.
Oparłam głowę o dłoń, jednak oczy pozostawiłam zamknięte. Wokół panował mrok, więc i tak nie zauważyłabym zbyt wiele.
– Prawie cię nie znam; nie wiem, kim był twój ojciec; nie wiem co takiego zrobiłaś, że jesteś ozdobą tej fontanny, ale wiem, że jedyne, czego teraz najbardziej chcę, to naprawić przeszłość.
W momencie, kiedy ponownie otwierałam usta, poczułam jak moja dłoń ześlizguje się z posadzki, a głowa z impetem uderza w marmurowy fragment. Przez chwilę nie potrafiłam zrozumieć, co się ze mną dzieje. Z całych sił przecierałam oczy, podczas gdy świat wciąż wirował. Czułam się jak w jakiejś pieprzonej grze, gdzie po uderzeniu latają ci gwiazdki wokół głowy. Nie musiałam długo czekać, by zrozumieć, że mdleję. Całe moje ciało zrobiło się jak z waty i właśnie wtedy odleciałam.
Czułam okropny ból głowy, który rozsadzał moją czaszkę. Powieki były ciężkie i za nic w świecie nie chciały się otworzyć. Czułam się tak, jakbym spadła z dziesięć razy, a przy tym nie spała kilka dni. Wszystko mnie bolało, a sama w sobie czułam się okropnie. W dodatku strasznie mnie suszyło. Czy to były objawy niesfornego kaca? Jeśli tak, to było to okropne uczucie. Przekręciłam się na drugi bok z wielkim trudem, a z moich ust wydobył się stłumiony jęk. Nawet łóżko wydawało się twardsze, a pościel wcale nie pachniała moim liliowym płynem do prania. Pociągnęłam lekko nosem i poczułam nieprzyjemny zapach damskich perfum. Były słodkie i zdecydowanie nie moje. Moja jedna noga zwisała z łóżka, a palcami u stopy dotykałam szorstkiego dywanu. Zaraz... Czy ja powiedziałam szorstkiego? Z trudem otworzyłam jedną powiekę, a przede mną utworzył się rozmazany obraz. Zamrugałam kilkakrotnie, a następnie spojrzałam na całkiem obce mi pomieszczenie. Gdzie ja, do cholery, byłam? Podniosłam się do pozycji siedzącej i złapałam za moją obolałą głowę. Chciałam dowiedzieć się, w jakim miejscu byłam, ale jedyne co pamiętałam, to fontanna w parku i wypity alkohol. Kiedy podniosłam wzrok na pomieszczenie, doznałam wewnętrznego szoku. Ściany pokryte były czerwoną farbą, a w pokoju stało drugie łóżko. Było one idealnie zaścielone, a tuż obok stały dwa biurka. Potrząsnęłam głową i jeszcze raz, wolniej otworzyłam swoje oczy. Nie było to nieznane pomieszczenie. Wszystko wyglądało tak samo jak kilkanaście lat temu.
– No już, Jazlyn, obudź się! – Uderzyłam się kilka razy w głowę, choć i bez tego okropnie pulsowała. Rezultat nie był taki, jakiego się spodziewałam.
Opuściłam łóżko tylko po to, by podejść do wiszącego na przeciwnej ścianie lustra. Ostrożnie stawiałam kroki na podłodze, ponieważ z każdym kolejnym ból głowy wydawał się jakby mocniejszy. Wciąż nie rozumiałam, co się dzieje, a kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, czułam, że świat znów wiruje. Wystraszyłam się, gdy usłyszałam radosne krzyki dochodzące zza drzwi. Pospiesznie podbiegłam do łóżka i ponownie do niego weszłam. Zakrywając się kołdrą, zamknęłam powieki, udając, że śpię. Nowa rzeczywistość przerażała mnie bardziej niż stara.
– Koleś, ta laska była niesamowita! Musisz jakoś zdobyć jej numer – usłyszałam pierwszy głos, który należał do jakiegoś chłopaka. Wydawał się znajomy, ale przez zamknięte powieki nie potrafiłam określić właściciela.
– To nie będzie takie trudne – odpowiedział drugi. – Mieszka w tym pokoju i właśnie dlatego tu jesteśmy.
– Stary, ale tu ktoś jest...
– Więc się zamknij i znajdź telefon tej drugiej.
Poczułam się jak idiotka, kiedy mój brzuch zrobił mi na złość i wydał z siebie nieprzyjemny dźwięk, informując towarzyszy, że wcale nie śpię oraz, że jestem głodna. W odpowiedzi usłyszałam ich śmiech, przez co ponownie podniosłam się do pozycji siedzącej i po przetarciu oczu spojrzałam na nich. Wyglądali jak Harry i Louis z czasów studiów, a ich widok sprawił, że praktycznie zakrztusiłam się powietrzem.
– Co wy tu robicie? Powinniście być w pracy – powiedziałam, orientując się, że ze mną powinno być dokładnie tak samo. – O mój Boże! Spóźnię się do pracy! – krzyknęłam, po czym pospiesznie wybiegłam z łóżka, nie zwracając uwagi na to, że byłam w samej bieliźnie i prawdopodobnie spoczywał na mnie ich wzrok.
– Ktoś tu się wczoraj nieźle zabawił – Harry zakpił ze mnie, co zmusiło mnie do uderzenia go w ramię.
– Zamknij się – odpyskowałam, podchodząc do szafy z ciuchami. – Czemu tu nie ma żadnych normalnych ubrań? – jęknęłam, przyglądając się trzymanej w ręce krótkiej bluzce z ogromnym dekoltem.
– To twoje ciuchy, Jazlyn. – Spojrzałam na Louisa szeroko otwartymi oczami. – Mieszkasz tu, tak jak Kriss, dasz jej numer?
Patrzyli na mnie jak na idiotkę, która postradała rozumy. Zaś ja patrzyłam na nich jak na niedojebanych ludzi, którym najwyraźniej się nudzi. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób udało im się tak wyglądać, ale najwidoczniej kremy odmładzające poskutkowały. Plus może wcale nie byłam trzeźwa.
– Dobrze się czujesz? – Harry dotknął mojego zimnego ramienia, a ja drgnęłam. Nadal byłam w samej bieliźnie, a oni nadal ze mnie żartowali. Tylko nie rozumiałam dlaczego.
– To wcale nie jest śmieszne. – Szybkim ruchem założyłam białą koszulkę, aby choć trochę poczuć się komfortowo. – Muszę iść do pracy.
– Jesteś pewna, że wszystko jest okey? – spytał ponownie, przejeżdżając wzrokiem po mojej sylwetce, o chwilę za długo zatrzymując swój wzrok na górnych partiach, na co mimowolnie przewróciłam oczami.
Nic się nie zmienił. Wciąż był tym samym, zawsze uśmiechniętym chłopakiem, który swoim urokiem potrafił oczarować niejedną dziewczynę, a przy okazji samym spojrzeniem przyprawić o krwiste rumieńce. Natomiast Lou wciąż był tym samym zabawnym kolesiem, który, bądźmy szczerzy, miał w nosie podstawowe zasady kultury, dzięki czemu nie miał oporów, aby usiąść na moim niepościelonym łóżku, z którego kilka sekund temu wyskoczyłam, aby przejrzeć kontakty mojego telefonu i znaleźć ten, na który czekają. Szkoda, że on już od dawna nie znajduje się w spisie.
– A czy wyglądam jakby było coś nie... – Zaczęłam mówić, chcąc odpowiedzieć na pytanie wciąż przyglądającego mi się chłopaka, ale głos momentalnie uwiązł mi w gardle, kiedy tylko zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. – O kurwa. – Przyłożyłam dłonie do twarzy, nie mogąc oderwać wzroku od odbijającego się w tafli lustra obrazie.
Czułam się jakbym patrzyła na stare zdjęcia, schowane w najdalszych zakamarkach mojego biurka. Przejechałam palcem po nieskazitelnie gładkiej skórze, na której jeszcze w nocy widniały niewielkie zmarszczki i cienie pod oczami, które były dowodem mojej ciężkiej i jakże nużącej pracy. W kącikach dużych niebieskich oczu nie było widać „kocich łapek”, które pojawiały się, gdy tylko zmarszczyłam czoło lub najzwyczajniej w świecie się uśmiechałam. Kolejną niespodzianką był wkładany aparat ortodontyczny, którego pozbyłam się dopiero przed samym wręczaniem dyplomów, na co namówiła mnie moja współlokatorka. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w swoją młodą twarz, aby następnie machinalnie przejechać dłonią po bordowych włosach, które zafundowała mi Kriss. Dzień, w którym po długich namowach mojej ówczesnej przyjaciółki z pokoju, zgodziłam się w końcu na wspólne spędzenie czasu, tym samym wybierając się z nią do salonu piękności, był jednym z najlepszych jakie przeżyłam podczas mojej całej edukacji. To właśnie wtedy, w przypływie odwagi, zafundowałam sobie tego typu fryzurę, tym samym pozbywając się nudnych brązowych włosów, które były moim wiecznym utrapieniem. Wciąż patrząc na swoje odbicie, kątem oka zaobserwowałam jak uradowany Lou wstaje z mojego łóżka, aby następnie pociągnąć za sobą swojego zdziwionego przyjaciela, który wciąż próbował ogarnąć sytuację. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że pierwszy raz widział na oczy prawie nagą dziewczynę, co oczywiście prawdą nie było. Zanim wyszli, usłyszałam jeszcze skrawek ich rozmowy, który nawet nie zrobił na mnie wrażenia, gdyż moje myśli były skupione na czymś innym.
– Od kiedy Jazlyn przeklina?
– A kogo to obchodzi? Mam numer Kriss.
– Ale przecież to świętoszka! Ona nigdy nawet nie powiedziała „kurde”!
– Może i jest świętoszką, ale ciało ma ekstra.
Miałam ochotę wyjść i to skomentować, ale miałam ważniejsze sprawy na głowie, a mianowicie mój wygląd. Nadal stałam naprzeciwko lustra i zastanawiałam się, jak to możliwe? Wyglądałam jak za czasów studiów... całe to miejsce tak wyglądało. Powoli zbliżyłam się do jednego z łóżek i zaczęłam analizować całą sytuację. Byłam w pracy, potem te nieszczęsne urodziny i fontanna...
– Kurwa – pisnęłam. – To niemożliwe.
Chciałam dostać drugą szansę i oto jest. Byłam na studiach i wszystko mogłam zmienić. Fontanna zrobiła to, czego chciałam, teraz wszystko zależało ode mnie. Musiałam się postarać i zrobić coś, czego wcześniej nie potrafiłam. Zaczęłam krzątać się po pokoju i szukać odpowiednich ubrań. Na początku musiałam z kimś porozmawiać – kimś, kto nie jest Louisem ani Harrym. Skoro byłam na studiach, to nadal miałam przyjaciółkę. To jej teraz potrzebowałam. W zagraconej szafie znalazłam większość ubrań Kriss. Miała całkowicie odmienny gust od mojego. Był bardziej wyzywający. Na swoje nagie nogi założyłam poszarpane spodenki, które znalazłam jako pierwsze. Biała bokserka była dopasowana do mojej studenckiej figury, a trampki Kriss dopełniały mój ubiór. Nie zastanawiałam się ani minuty dłużej i po chwili wyszłam na pusty korytarz. Pachniało tu tak, jak to zapamiętałam czyli niezbyt ładnie.
Szybkim krokiem przemierzając korytarz, próbowałam w zakamarkach swojego umysłu przypomnieć sobie, gdzie moja przyjaciółka najczęściej spędzała wolny czas, co wbrew pozorom nie było takim prostym zajęciem. Zazwyczaj jej niekończącej się paplaniny słuchałam jednym uchem, przy okazji oczami śledząc tekst kolejnego podręcznika, którego treść miała mi pomóc w mojej przyszłej karierze. Pokręciłam głową, nie mogąc się nadziwić samej sobie, jak bardzo naiwna byłam. Sądziłam, że gdy posiądę całą wiedzę, moje życie będzie prostsze, przez co nie będę się o nic martwić. Dopiero teraz, patrząc z perspektywy lat, widziałam jak bardzo się myliłam. Pogrążona w myślach nie zauważyłam, jak jedne z drzwi prowadzących do pokoju, koło którego właśnie przechodziłam, otwierają się. Dopiero kiedy poczułam jak moje ciało wpada na osobę, która teraz opuszczała owe pomieszczenie, zdałam sobie sprawę z przebiegu całej sytuacji. Cichy pisk opuścił moje usta, kiedy z impetem odbiłam się od czyjejś klatki piersiowej, w duchu przygotowując się na upadek, który mimo wszystko nie nastąpił.
Powoli uchyliłam powieki, czując zawrotne tempo, w którym bije moje serce, aby następnie unieść głowę do góry, chcąc spojrzeć na osobę, której dłonie oplatające moją talię, uchroniły mnie przed niewątpliwie bolesnym upadkiem. Niemal od razu na mojej twarzy pojawił się piekący rumieniec, kiedy zdałam sobie sprawę, że moim bohaterem okazał się nie kto inny jak Dustin Belt – przyjaciel mojej szkolnej miłości.
– Umm... dzięki, już myślałam, że porządnie przypierdzielę tyłkiem o podłogę – mruknęłam, aby po chwili zakryć dłonią usta, zdając sobie sprawę, że nie powinnam o tym pomyśleć, a co dopiero powiedzieć.
Nieśmiało spojrzałam na chłopaka, na którego twarzy malowało się zdziwienie, które w szybkim tempie zamieniło się w rozbawienie, czego dowodem był głośny śmiech, opuszczający jego usta. Przeklinałam w duchu palące wypieki na mojej twarzy, które z każdą chwilą były coraz bardziej widoczne. A już myślałam, że czasy w których czerwieniłam się jak szalona, odeszły w zapomnienie.
– Nie ma za co. Jestem Dustin.
– Wiem, kim jesteś – powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język, przez co ostatkiem sił powstrzymałam się od wypowiedzenia siarczystego przekleństwa, które cisnęło mi się na usta. – Chodzimy razem na historię społeczeństwa – dodałam, widząc jego zdezorientowany wyraz twarzy, który po moich słowach jeszcze bardziej się uwidocznił. Westchnęłam przeciągle, przeczesując dłonią włosy, przy okazji zdając sobie sprawę z tego, że przez swój pośpiech nie zdążyłam ich nawet rozczesać. – Jazlyn? – bardziej zapytałam, wypowiadając swoje imię, mając nadzieję, że w ten sposób naprowadzę go jakoś na odpowiedni trop, co najwidoczniej było dobrym posunięciem, gdyż przez twarz chłopaka przeszło zdziwienie, po którym zmierzył mnie spojrzeniem.
– O cholera. Przepraszam. Nie poznałem cię w tych ubraniach – mruknął przepraszająco, po raz kolejny przejeżdżając wzrokiem po mojej sylwetce, na co z trudem powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Schlebiał mi sposób, w jaki chłopak podczas spoglądania na mnie zagryzał kącik wargi, ale nie można mnie winić za to, że wolałabym, aby na jego miejscu znajdował się ktoś inny. – Wyglądasz...
– Inaczej? – podsunęłam, kiedy po paru sekundach nie skończył swojej wypowiedzi.
– Chciałem powiedzieć gorąco, ale „inaczej” to też dobre słowo – odparł, na co przewróciłam oczami, jednak nie mogłam nic zrobić z faktem, że na moich policzkach znów zagościł lekki rumieniec. – Gdzie się tak śpieszysz? – spytał, szybko zmieniając temat, za co w myślach go uściskałam.
– Szukam Kriss. Może wiesz, gdzie ją znajdę? – spytałam, nawet nie starając się ukryć nutki desperacji, która wdarła się do mojego głosu, co najzwyczajniej w świecie w tym momencie mi wisiało. Ponownie skupiłam się na odnalezieniu przyjaciółki, co teraz było moim priorytetem, przez co miałam cholerną nadzieję, że chłopak całkiem przypadkiem mógł wiedzieć, gdzie znajdę przyjaciółkę.
– Wydaje mi się, że widziałem ją, jak szła na siłownie.
– Ratujesz mi życie, Belt! – krzyknęłam uradowana. Nie panując nawet nad tym co robię, szybko uścisnęłam zdezorientowanego chłopaka i biegiem ruszyłam w stronę odpowiedniego miejsca, gdzie miałam nadzieję znaleźć przyjaciółkę.
Przemierzałam korytarze w zabójczo szybkim tempie. Cieszyłam się, że na moich stopach są trampki, a nie szpilki, które zwykłam już nosić. Teraz każdy krok stawiałam z lekkością i nie musiałam się martwić o to, że być może się przewrócę i skręcę kostkę, bo nieuważnie postawię nogę. Rozejrzałam się dookoła, kiedy znalazłam się na parterze budynku. Przede mną znajdowała się tabliczka z informacją o tym, gdzie znajdują się ważniejsze pomieszczenia, inne niż tylko pokoje uczniów. Przejechałam po niej wzrokiem, aż wreszcie odnalazłam poszukiwany wyraz. Jęknęłam, kiedy uświadomiłam sobie, że muszę zejść do piwnicy. Nigdy nie odwiedzałam tego miejsca, głównie dlatego, że przerażało mnie swoim wyglądem, ale teraz zostałam do tego zmuszona i to zdecydowanie mi nie pasowało.
Kilka razy uderzyłam się w ramiona, mając nadzieję, że to sprawi, że z mojego ciała znikną nieprzyjemne dreszcze, gdy wchodziłam do pomieszczenia. Już na samym wejściu można było odczuć okropny zapach potu. Wzdrygnęłam się i cofnęłam o kilka kroków. Nienawidziłam siebie za to. Moja młodość była na straconej pozycji, a teraz – kiedy dostałam drugą szansę, siłownia znajdująca się w piwnicy ma być moją przeszkodą? Jazlyn, weź się w garść.
Ponownie przeszłam przez wejście i tym razem nie zatrzymałam się, dopóki nie odnalazłam przyjaciółki. Wyglądała zupełnie inaczej niż reszta ludzi znajdujących się w tym miejscu. Kriss wcale nie ćwiczyła, nie miała czerwonych od zmęczenia policzków, a pot nie spływał po jej ciele. Odchrząknęłam, gdy dziewczyna w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi, chociaż stałam na wprost niej.
– Och, Jazlyn... co ty tu robisz? – zapytała, a ja mimowolnie spojrzałam na chłopaka, który stał obok niej.
– Na pewno nie to, co ty – odpowiedziałam, po czym chwyciłam ją za lewą rękę i odciągnęłam w miejsce, w którym nikogo nie było. Jeśli chciałam opowiedzieć jej o tym, co się stało, nikt inny nie mógł tego słyszeć.
– Oszalałaś? – krzyknęła, masując prawdopodobnie obolałe miejsce na ciele.
– Dzieją się dziwne rzeczy – zaczęłam, ale zatrzymałam się, ponieważ nie wiedziałam, jak mam zacząć mówić o tym, że cofnęłam się w czasie.
– Tak, Jazlyn – burknęła. – Dzieją się cholernie dziwne rzeczy, bo, po pierwsze, weszłaś do tego miejsca, a po drugie, wyglądasz jak ktoś zupełnie inny. Dziewczyno, ile wczoraj wypiłaś? – złapała mnie za ramiona i lekko mną potrząsnęła. Odepchnęłam jej ręce, kiedy poczułam, że źle to działa na moją głowę.
– Uspokój się! – rozkazałam, a Kriss tylko zarzuciła ręce na biodra. – Cofnęłam się w czasie... rozumiesz to?! Wczoraj miałam trzydzieste-szóste urodziny, a dzisiaj znów mam dziewiętnaście lat!
– Wow! Czy ty coś jarałaś? – spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek. Pokręciłam głową i głośno westchnęłam.
Wiedziałam, że to będzie coś trudnego, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo.
– Uwierz mi, Kriss. Jesteś jedyną osobą, która może mi teraz pomóc – powiedziałam i jednocześnie usiadłam, opierając się o ścianę. Podsunęłam pod siebie nogi i oparłam na nich ręce, którymi przytrzymywałam głowę.
– Jazlyn...
– Kriss, posłuchaj mnie, chociaż raz mnie posłuchaj, okej? – Zauważyłam jak siadając obok mnie, kiwa głową. To mi wystarczyło. – Skończyłam studia, założyłam własną kancelarię adwokacką, w której pracownicy wczoraj wyprawili mi urodziny. Nie podobało mi się to. Czekałam na okazję, kiedy uda mi się wymknąć i zabrałam ze sobą butelkę wódki. Poszłam do parku, napiłam się... a potem stało się coś dziwnego. Zaczęłam rozpamiętywać czasy akademickie, usiadłam na fontannie, rozmawiałam z posągiem... miała na imię chyba Tyche, nie pamiętam, ale to mało ważne. Wpadłam do wody, a kiedy powiedziałam, że chciałabym dostać drugą szansę, żeby wszystko naprawić, nagle budzę się w tym miejscu, w moim akademickim łóżku! To jest jak jakiś pieprzony sen, ale cokolwiek zrobię, nie obudzę się z niego. Kriss, jestem uwięziona we własnej przeszłości.
Obróciłam głowę w kierunku przyjaciółki, której usta były szeroko otwarte. Przez chwilę nie mrugała, prawdopodobnie przyswajała wszystkie informacje. Widząc ją, miałam ochotę głośno się śmiać, ale ta cała sytuacja wcale nie była zabawna. Wreszcie zamrugała, ale wciąż milczała. Widocznie nie byłam jedyną osobą, która nie wiedziała co zrobić, ale to Kriss zawsze znajdowała rozwiązanie w każdej sytuacji. Wiedziałam, że w końcu coś wymyśli. Potrzebowała czasu, a ja teraz miałam go znacznie więcej, niż bym chciała.
– O jakiej drugiej szansie wtedy myślałaś? – spytała całkiem poważnie. – Miałaś coś konkretnego na myśli?
– Ja... Ehm...
– Kendall? Mam rację? – Poruszyła zabawnie brwiami. – Oczywiście, że mam. Pewnie kończąc studia nawet z nim nie rozmawiałaś, a ja nie wiem dlaczego.
Miała rację, jak zwykle miała rację. Nie rozmawiałam wtedy z Kendallem, a to był wstęp do naszej kłótni z Kriss. Głównie o niego się wtedy pokłóciłyśmy, ale nieważne.
– Chciałaś drugiej szansy i ją dostałaś. Może o to w tym chodzi? Musisz poderwać Kendalla.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem, przecież wcale nie musiało chodzić właśnie o niego. Może miałam naprawić jakiś okropny błąd w swoim życiu? Chociaż cofając się w przeszłość, to właśnie był taki błąd. Nie dałam mu szansy, a raczej sobie. Wstydziłam się wspaniałego chłopaka, którego nawet nie znałam, a z dnia na dzień zakochiwałam się zupełnie nieświadomie.
– Jazlyn? – Jej cichy głos przywołał mnie na ziemię. – Mogę zadać ci pytanie?
– Jasne.
– Możesz powiedzieć mi czy zostałam milionerką?
– Właściwie to nie wiem – skrzywiłam się. – Po studiach tak jakby zerwałyśmy kontakty.
– Co?! – krzyknęła.
– Cicho, Kriss. – Moja dłoń znalazła się na jej ustach. – To głównie moja wina, ale po to tu wróciłam, aby to naprawić.
– Tak między nami to wcale nie zniknęłaś. – Zaśmiała się.
– Tak – przytaknęłam.
– Teraz musimy spełnić cel twojej podróży. – Jej głowa była podniesiona, a głos mówił, że jest podekscytowana. Tak naprawdę bałam się tego, co ta dziewczyna wymyśli. W przeciwieństwie do mnie była szalona i zwariowana. – Nie mogę się doczekać.
– To znaczy, że mi wierzysz?
– Jasne – pisnęła. – Przecież ty nie umiesz kłamać, Jazlyn.
Tak, nie umiałam i każdy – a zwłaszcza ona – o tym wiedział. Po kilku minutach znalazłyśmy się w naszym akademickim pokoju. Obie usiadłyśmy na łóżku i zaczęłyśmy się zastanawiać nad moją „misją”. Skoro miałam coś zmienić, a tym czymś były relacje z Kendem, musiałam się postarać. Nie wyobrażałam tego sobie. Jak miałam przestać się denerwować, kiedy był obok, a jego wzrok przeszywał mnie od środka? Moje ręce na pewno zaczęłyby się pocić, a szczęka drgać ze zdenerwowania. Bałam się tego, ale w końcu sama się prosiłam.
Kriss pisała coś w swoim telefonie, a jej skupiony wzrok mówił, aby nie przeszkadzać. Czekałam z niecierpliwością, aż mnie olśni. Jednak z minuty na minutę coraz bardziej mnie to denerwowało.
– Kriss?
– Jazlyn. – Zmierzyła mnie wzrokiem.
– Masz jakiś plan?
– Ohh... tak. To znaczy nie – zachichotała. – Przeglądam zdjęcia z ostatniej imprezy, na którą oczywiście nie poszłaś. Dzisiaj jest kolejna, a ja nawet wybrałam wcześniej ciuchy, ale skoro ty masz problem zostaję i razem coś wymyślimy. Kendall musi być twój.
– Możesz iść na tę domówkę, mamy dużo czasu.
– Jesteś genialna! – pisnęła. – Oczywiście że pójdę, a ty razem ze mną. To bractwo Kendalla ją organizuje. To twoja szansa.
– Nie mam ochoty na żarty. Dobrze wiesz, że nigdy nie byłam na imprezie i nie mam zamiaru tego zmieniać.
– Impreza plus Kendall równa się misja zakończona sukcesem. Jazlyn, tego było nam trzeba.
– No nie wiem...
– Wiesz i idziesz razem ze mną. Bez dyskusji.
Westchnęłam przeciągle, ze zrezygnowaniem opadając na łóżko, co moja przyjaciółka przyjęła z piskiem radości, który wypełnił każdy zakamarek naszego pokoju. Mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. Patrzałam jak uradowana dziewczyna podchodzi do szafy, próbując znaleźć w niej coś, co nadawałoby się na imprezę. Cholernie się cieszyłam, że znów mam ją przy sobie. Te lata spędzone bez jej irytująco głośnego śmiechu i dziwnych przyzwyczajeń, takich jak spanie w skarpetkach, sprawiły, że moje życie nie było takie samo, a ja z każdym dniem pragnęłam abyśmy mogły wrócić do czasów, gdy potrafiłyśmy przeleżeć całą sobotę z opakowaniami lodów, chipsów jak i najróżniejszymi czekoladami, oglądając głupie komedie romantyczne i gadając o chłopakach.
– Jazlyn. Mamy problem. – Podniosłam wzrok na zdenerwowaną przyjaciółkę, posyłając jej pytające spojrzenie. – Nie masz się w co ubrać.
– Nie możesz mi pożyczyć czegoś swojego? – spytałam zdezorientowana. Dotąd myślałam, że logiczne jest to, iż nie zamierzam założyć niczego ze swoich starych ubrań, które – bądźmy szczerzy – nie nadają się na żadne spotkanie, a tym bardziej imprezę w bractwie.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego byłam na tyle głupia, żeby ubierać się w te okropne spódnice za kolana, grzeczne bluzki z kołnierzykiem zapięte pod samą szyję, a do tego okropne zakolanówki i czarne buty, które przyprawiały mnie o mdłości, kiedy tylko spoglądałam na zdjęcia z tego okresu.
– Naprawdę chcesz założyć coś mojego? – spytała dziewczyna, nie kryjąc swojego zaskoczenia, na co wzruszyłam ramionami, nie rozumiejąc jej toku myślenia.
– No tak. Chyba że masz coś przeciwko.
– Boże, nie! – Szybko zaprzeczyła, przez co poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana niż byłam dwie sekundy temu.
– Okej..?
– Po prostu przez tyle lat próbowałam cię namówić na zmianę, a ty się zawsze wzbraniałaś rękami i nogami. Wszędzie chodziłaś w tych okropnych butach. – Wzdrygnęłam się mimowolnie na samo ich wspomnienie.
– Zapomnijmy o moim totalnym bezguściu, a w szczególności o tych przeklętych pantoflach – powiedziałam, podnosząc się z łóżka. – Po imprezie pójdziemy je spalić – dodałam, wywołując tym samym śmiech mojej przyjaciółki, która ponownie zanurkowała w swojej szafie, aby po krótkiej chwili, podczas której pod nosem mamrotała wszystkie znane światu przekleństwa, z zadowolonym uśmiechem wyłonić się z niej, rzucając we mnie paroma ubraniami.
– Chyba zaczynam lubić tę nową wersję ciebie.
Zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, Kriss wyrzucała z szafy wszystkie możliwe ubrania. Bałam się, co jest w stanie wymyślić. Jej ubiór nie należał do skąpych. Lubiła odsłaniać swoje idealne ciało i pokazywać atuty bycia kobietą.
– Mam! – krzyknęła zadowolona. – Mam coś idealnego dla ciebie.
– Już się boję – jęknęłam.
Przyjaciółka odwróciła się do mnie przodem, a w jej rękach spoczywał czarny materiał. Widziałam na jej twarzy wielki uśmiech i ekscytację.
– Zabieramy się do pracy – zaszczebiotała. – Mamy niewiele czasu.
Moje cztery litery zajęły miejsce na stołku przed wielkim lustrem. W dalszym ciągu nie wierzyłam w to, co widzę. Nadal byłam młoda, a moja cera gładka i bez niedoskonałości. Kriss zaczęła od makijażu. Nałożyła na moją twarz podkład, a potem puder. Cieszyła się jak małe dziecko, które dostało zabawkę. Moje rzęsy były wydłużone za pomocą czarnej maskary, a powieki pomalowane cielistym cieniem. Wyglądałam naturalnie, ale zdecydowanie inaczej niż w tamtych czasach. Dawna Jazlyn unikała kosmetyków, dopiero z wiekiem dostrzegłam ich zalety.
– Denerwujesz się? – spytała łagodnie.
– Jak cholera.
– Nie mogę się przyzwyczaić do twoich przekleństw – zaśmiała się. – Zmieniłaś się.
– Nie – zaprzeczyłam. – Nadal jestem tą samą nudną Jazlyn, która nie ma nawet do kogo się odezwać.
– Nie masz nawet głupiego kota?
– Zdechł.
– Och... – zachichotała. – Wybacz, nie powinnam.
– Spokojnie, on mnie chyba nie lubił.
Zaczęłyśmy rozmawiać o naszym życiu, a ja nie mogłam wyjść z podziwu, ile ta dziewczyna może gadać. Najwidoczniej zapomniałam jaka była, ale brakowało mi jej. Po dwóch godzinach siedzenia, mogłam odetchnąć z ulgą. Stanęłam przed lustrem w całej okazałości i byłam zdziwiona. Wyglądałam całkiem inaczej. Moje pofalowane włosy kaskadami układały się na nagich plecach, zaś sukienka idealnie pasowała do mojej figury. Była czarna, a jej dół był rozkloszowany. Na moich stopach widniały szpilki tego samego koloru z nutką czerwieni na podeszwie.
– Pięknie, wyglądasz pięknie – podsumowała Kriss. – Jestem genialna.
– Nie jest to za elegancki strój? – spytałam niepewnie.
– Elegancki? Jest idealny, Jazlyn.
Podczas gdy Kriss stojąc przed lustrem szykowała się do wyjścia, ja zwyczajnie siedziałam na łóżku, tępo wpatrując się w nieznany mi punkt, znajdujący się gdzieś przede mną. Wszystko było ciekawsze niż widok dziewczyny wpychającej watę do stanika. Kriss miała piękny biust i bez tego, nigdy nie rozumiałam, po co to robi i pewnie nigdy nie zrozumiem. Wystraszyłam się, gdy jej zimna ręka dotknęła mojego ramienia, dając znać, że jest gotowa. Wspólnie opuściłyśmy pokój, następnie akademik i udałyśmy się w drogę do bractwa. Z każdym krokiem stresowałam się jeszcze bardziej i bardziej, a odwrotu już nie było. Nie mogłam zrezygnować, nie teraz.
Po parunastu minutach dotarłyśmy na miejsce. Nie musiałam wchodzić do środka, żeby wiedzieć, że jest impreza. Ludzie bawili się nawet przed drzwiami, co dla mnie było kompletną głupotą z uwagi na warunki pogodowe. Nie chodzi o to, że padał deszcz, było po prostu cholernie zimno.
– Jazlyn, kiedy tam wejdziemy, idziemy od razu po drinki i nie obchodzi mnie, że nie chcesz. – Stanowczy głos przyjaciółki sprawił, że zmusiłam się do tego, by na nią spojrzeć. Miała uniesione brwi, a to tylko potwierdziło jej poważne zamiary.
– Nie mogę – odpowiedziałam, po czym minimalnie zwolniłam.
– Co znaczy nie mogę?! Dziewczyno, cholera jasna, to twoja szansa! Nie możesz jej zmarnować, kiedy jesteś już tak blisko! – krzyczała na mnie, jeszcze bardziej mieszając mi w głowie.
– Nie chodzi o to, że tam nie wejdę, Kriss, ja nie mogę pić. – Westchnęłam, gdy głośno się zaśmiała.
– Nie przypominam sobie, żebyś była w ciąży, bo po pierwsze – dziewice w ciąży być nie mogą, a po drugie – ty się jeszcze nawet nie całowałaś!
– Mam słabą głowę – powiedziałam, gdy wyprzedziłam ją w wejściu.
– To nie znaczy, że masz sobie odmawiać. Dostałaś drugą szansę, wykorzystaj ją jak najlepiej. Gdyby mi się coś takiego przytrafiło, uwierz, że imprezowałabym jeszcze częściej niż teraz.
– Ale ja nie jestem tobą i nigdy nie będę.
– Zaczynasz mnie irytować. Idziemy po drinki i nie przyjmuję sprzeciwu.
Kriss mocno zacisnęła swoją rękę na mojej i mocno mnie za nią ciągnęła w stronę kuchni. Przeciskanie się przez napitych ludzi nie należało do czegoś, co chciałam robić. Co chwilę czułam, że moja sukienka nieco się podwyższa, przez co zmuszona byłam do tego, by trzymać ją wolną ręką, której Kriss jeszcze nie zaatakowała. Gdy wreszcie dotarłyśmy do kuchni, zwyczajnie usiadłam na stołku i przyglądałam się, jak dziewczyna miesza ze sobą kilka rodzajów wódki, a następnie dolewa trochę soku. Jestem pewna, że gdy to wypiję, będę zlana w trupa.
– Pij – rozkazała, podając mi kubek z alkoholem.
Zrobiłam co kazała, a kiedy skończyłam, czułam jak coś wypala mi dziurę w żołądku, jednocześnie piekąc w gardło. Chwyciłam pierwszą rzecz, która znalazła się w zasięgu mojej dłoni i szybko odgryzłam spory kawałek.
– To było moje. – Usłyszałam znajomy głos, który sprawił, że na moim ciele pojawiły się dreszcze.
– Przepraszam – odpowiedziałam, podając chłopakowi nadgryzione jabłko.
– Zjedz je, wezmę sobie inne. – Uśmiechnął się siadając obok mnie. – Wyglądasz znajomo – dodał po chwili. Czułam jak jego wzrok skupiony jest na mojej twarzy, przez co jeszcze bardziej się denerwowałam.
– To dlatego, że się znamy – powiedziałam, w myślach policzkując się za takie słowa. Spojrzałam na przyjaciółkę, która stała przed nami z szerokim uśmiechem.
– Kendall, to Jazlyn – wtrąciła się, kiedy nastała niezręczna cisza. Przerzuciłam swój wzrok na chłopaka, po czym speszona wstałam i podeszłam do blatu kuchennego, gdzie zaczęłam robić kolejnego drinka, powtarzając kombinację, którą wykonała Kriss.
– Wow. – To było jedyne słowo, jakie byłam w stanie usłyszeć w tym hałasie. Zachichotałam, wiedząc, że i tak mnie nie widzi, a kiedy skończyłam robić drinka, zwyczajnie opuściłam to pomieszczenie i przeszłam w nieznane mi miejsce.
Patrząc na swoje odbicie w drzwiach prowadzących na ogród, doznałam wielkiego szoku. Wyglądałam bajecznie, zupełnie inaczej niż ta Jazlyn ze zdjęć, które trzymam w albumach. Więc skoro nie wyglądam już jak typowa kujonka, czemu nie mogę przestać się tak zachowywać i ciągle się ograniczam?
– Dalej, Jazlyn, pokaż im co potrafisz – powiedziałam sama do siebie, po czym opróżniłam zawartość kubka.
Chwilę później wmieszałam się w tłum znajdujący się na środku dużego pokoju i zaczęłam tańczyć w rytm muzyki. Nie przeszkadzało mi, że co jakiś czas przypadkiem ocieram się o jakieś inne, obce ciało. Liczyło się to, jak dobrze się w tym momencie czułam i nie zamierzałam z tego rezygnować. Poczułam czyjeś silne ramiona oplatające się wokół mojego ciała, a potem ciało przylegające do mojego. Tańczyłam teraz z całkiem obcym mi chłopakiem i to też mi nie przeszkadzało. Uśmiechnęłam się, kiedy jego usta spoczęły na mojej szyi, ale zaprotestowałam, gdy próbował je złączyć z moimi. Pokręciłam głową, wciąż się śmiejąc i zwyczajnie odeszłam.
– Musisz trochę zwolnić. – Kriss pojawiła się obok mnie, a jej słowa nie wywarły na mnie żadnego wrażenia.
– Nie – odpowiedziałam, brzmiąc jak pijana osoba. Zachichotałam, gdy usłyszałam własny głos, po czym wchodząc do kuchni, ponownie napełniłam kubek.
– Jazlyn, mówię serio. Jeśli zaraz tego nie odstawisz, może stać się coś głupiego. Widziałaś jak ten koleś ślinił się do ciebie?! To Kendall powinien być na jego miejscu, to dlatego się cofnęłaś!
– Jazlyn to, Jazlyn tamto, a Jazlyn ma dość – powiedziałam stanowczym głosem. Spojrzałam na przyjaciółkę i odeszłam w kierunku drzwi, które pozwolą wyjść mi na ogród. Potrzebowałam świeżego powietrza, albo – tak jak Kriss powiedziała – stanie się coś głupiego.
Kiedy opuściłam bractwo, usiadłam na leżaku, który stał tuż obok ogromnego basenu. Wyciągnęłam przed siebie rękę, by wziąć oferowaną fajkę, po czym ją odpaliłam i wzięłam kilka buchów. Nigdy wcześniej nie paliłam, ale nie czułam potrzeby kaszlnięcia, więc uznałam to za dobry znak. Jedyne co teraz czułam to mocne zawroty głowy, które uniemożliwiły mi wstanie.
– Cholera – zaklęłam, kiedy próbowałam wstać, ale z powrotem usiadłam. Nie kontrolowałam tego, czy to się nazywa być pijanym?
Odrzuciłam papierosa, upewniając się, że na pewno jest zgaszony, po czym zebrałam w sobie wszystkie siły i powoli wstałam. W ciągu kilku sekund świat zaczął okropnie wirować, a ja wcale nie czułam się z tym dobrze. Gdybym tylko posłuchała Kriss, na pewno nie znalazłabym się w takiej sytuacji.
– Wszystko w porządku? – Usłyszałam przed sobą głos Kendalla, ale nie potrafiłam na niego spojrzeć. To już chyba najwyższy czas, by wydarzyło się coś głupiego.
– Tak... to znaczy nie... tak... nie. Ugh, nic nie jest w porządku, Kendall – powiedziałam, jednocześnie chwyciłam swoje włosy, gdy byłam już całkowicie pewna, że zwymiotuję.
– Zawołam Kriss.
– Nie! – Złapałam go za rękę, a to co stało się potem, było już tylko formalnością.
Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na to, co kilka sekund temu zrobiłam. Zażenowana przeniosłam wzrok na Kendalla, który wyglądał jakby wcale się nie przejmował tym, że ma zarzygane buty. Nie wiedziałam jak się teraz zachować, mimo że miałam ochotę rzucić w jego stronę wiązankę przeprosin, ale za każdym razem, gdy otwierałam usta, brakowało mi odwagi.
– Musisz się na chwilę położyć – burknął, biorąc mnie na ręce.
– Mogę iść sama, Kendall.
– Nie, nie możesz.
– Mogę.
– Nie.
– Tak.
– Chcesz się bawić jak nieznośny dzieciak? Jesteśmy prawie dorośli, a ja i tak cię zaniosę, bo pewnie zaliczyłabyś milion upadków, nim wreszcie dotarłabyś do łóżka.
– Och, ja jestem dorosła – powiedziałam pewnym głosem, gdy Kendall walczył z drzwiami jego pokoju... tak myślę.
– Nie pieprz głupot, Jazlyn. Zostań tu, idę założyć inne buty. – Położył mnie na swoim łóżku, a ja od razu wtuliłam się w poduszkę, która idealnie pachniała. To był zapach Kendalla.
– Naprawdę jestem dorosła. Mam swoją kancelarię adwokacką, mam ludzi, którzy dla mnie pracują i mam zdechłego kota... to znaczy, już go nie mam, bo przecież zdechł, ale miałam. Oprócz tego nie mam nic. No jeszcze tylko ładny apartament w środku miasta, z którego widać praktycznie wszystko. Mam nudne życie, wiesz? Ale sama do tego doprowadziłam. Byłam taka głupia. Nie pozwoliłam sobie być szczęśliwą. Och, Kendall, zawsze mi się podobałeś, wiesz? – Zamilkłam na chwilę, gdy głowa chłopaka wychyliła się zza drzwi, które prawdopodobnie prowadzą do łazienki. – Ale zawsze bałam się cokolwiek z tym zrobić – dodałam po chwili.
– Jesteś pijana – odpowiedział, podając mi szklankę z wodą.
– A ty wciąż piękny. Wczoraj był okropny dzień, ale dostałam drugą szansę. Widzisz, naprawiam błędy. Normalnie to byś mnie tutaj dziś nie zobaczył, ale los chciał, żebym z tobą rozmawiała i jestem! Pijana, ale to wciąż ja. – Obróciłam się na prawy bok i przymknęłam powieki. W ciągu kilku sekund poczułam się strasznie senna, tak bardzo, że nie potrafiłam z tym walczyć.
– Możesz tu zostać na noc – powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową.
– Już nigdy nie będę tchórzem, nawet jeśli będę musiała zostać w przeszłości na zawsze.
– Ładna faza – skomentował.
– Dobranoc, Kendall – szepnęłam, czując, że sen jest już na wyciągnięcie ręki.
– Dobranoc, Jazlyn.
Moje skronie buzowały, a głowa okropnie bolała. Czułam się tak jak dzień wcześniej. Tyle, że było mi jakoś bardziej wygodnie. Otworzyłam zmęczone oczy i zobaczyłam całkiem obcy mi pokój. Ściany były pokryte czerwoną farbą, na której widniało kilka plakatów półnagich dziewczyn. W pomieszczeniu nie było idealnego porządku, kilka ubrań walało się po podłodze, a drugie łóżko było nie zaścielone. Podniosłam się do pozycji siedzącej i jęknęłam z bólu. Mój kac dawał się we znaki, a ja nie wierzyłam, że potrafię aż tak zabalować. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co mogłam robić na imprezie bractwa, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy to rozwrzeszczana Kriss.
Mój pęcherz zaczął dawać o sobie znać, a ja musiałam jak najszybciej skorzystać z toalety. Wstałam z pojedynczego łóżka i wyszłam z pomieszczenia. Korytarz był całkiem pusty, a inne pokoje pozamykane. Słyszałam śmiechy chłopców i mogłam stwierdzić, że byłam w bractwie. Byłam ciekawa, czy Kriss wiedziała, że tu zostałam, a co najważniejsze – w czyim łóżku spałam. Znalazłam odpowiednie drzwi i po naciśnięciu klamki weszłam do środka. Tylko, że zamiast toalety zobaczyłam coś, czego nie powinnam.
– Cholera! – krzyknęłam. Stał przede mną całkiem nagi. Po jego ciele spływały kropelki wody, a wyrzeźbiony kaloryfer był niesamowicie umięśniony.
– Hej, Jazlyn. – Kendall odparł z uśmiechem na twarzy.
– Nie widziałam tego, o mój Boże – pisnęłam i raptownie się odwróciłam.
– Spokojnie. – Zaśmiał się. – Nie mam się czego wstydzić.
– Właśnie widziałam. – Moje policzki płonęły, a ja sama czułam się okropnie. Jednak to co zobaczyłam… tego nie da się opisać. – Chciałam tylko skorzystać z toalety.
– Jasne. – Jego ciepłe dłonie znalazły się na moich ramionach. – Tylko upewnij się, że się zamknęłaś, a ja będę czekał w swoim pokoju.
Wyszedł z pomieszczenia owinięty w biały ręcznik, a ja od razu zamknęłam drzwi. Nie mogłam uwierzyć, że przed chwilą widziałam nagiego Schmidta. Wzięłam dwa głębokie wdechy i jeszcze raz przeanalizowałam to, co powiedział.
Po kilku minutach czekałam w tym samym pokoju, co się obudziłam. Siedziałam na łóżku i obserwowałam każdy detal tego pomieszczenia.
– Jazlyn? – W drzwiach pojawił się Kendall. Był ubrany, a jego włosy nadal były wilgotne. – Zapraszam na śniadanie.
– Śniadanie? – spytałam niepewnie.
– Tak. Pewnie jesteś głodna. – Uśmiechnął się, a jego dłoń złapała moją.
Czy ja śniłam? Kendall Schmidt trzymał mnie za rękę, a ja miałam wrażenie, że się rozpływam. Czułam motylki w brzuchu, a krew w moich żyłach eksplodowała. Tak!
– Zignoruj tylko tych idiotów na dole, dobrze? – Spojrzał w moje oczy, a ja byłam w stanie tylko przytaknąć, kiwając głową.
Znaleźliśmy się w wielkim pomieszczeniu, które kojarzyłam. Na środku stał wielki stół, a po prawej stronie była kuchnia. W nocy wyglądało to całkiem inaczej, teraz było tu spokojniej. Przywitało mnie dwóch chłopaków, którzy mieli zapchane jedzeniem buzie. Nie powiem, wyglądało to odrażająco, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Usiadłam na jednym z krzeseł, a Kendall odszedł do kuchni.
– Więc to ty jesteś Jazlyn? – Chłopak z czarną czupryną na głowie zbliżył się do mnie.
– Tak – odpowiedziałam grzecznie.
– Ta, która mieszka w pokoju z Kriss? – spytał się kolejny.
– Tak.
– I ta, która ciągle się uczy?
– Ej, wypad! – krzyknął Kendall, niosąc tacę pełną jedzenia. – Jazlyn nie jest wami zainteresowana, głąby!
– Tak w ogóle, dobrze wyglądasz. – Pierwszy chłopak uśmiechnął się do mnie, a potem spojrzał na Kendalla. – Przyjdziesz do nas na kolejną imprezę, nie?
– Ja…
– Nie przejmuj się nimi. – Kendall postawił obok mnie szklankę z sokiem. – Ale oczywiście na następną imprezę jesteś zaproszona.
– Dzięki. – Upiłam łyk soku. – Mogę cię o coś spytać? – Kiedy pokiwał twierdząco głową, wzięłam głęboki oddech i zadałam pytanie, które mnie nurtowało. – Czy ja robiłam coś głupiego ostatniego wieczoru?
– Po prostu dobrze się bawiłaś. – Puścił do mnie oczko. – Nie przejmuj się, Jazlyn, i jedz.
Przysunął bliżej mnie talerz z kanapkami, a ja nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Jednak chyba o to chodziło? Miałam zmienić przeszłość, a teraz to robiłam. Siedziałam na kacu w bractwie i jadłam śniadanie, które przygotował mi sam Kendall Schmidt – chłopak w którym się podkochiwałam.
Niechętnie sięgnęłam po kawałek chleba, na którym widniał cienki plasterek sera żółtego, a na nim pomidor. Szczerze mówiąc – ostatnie o czym teraz myślałam było jedzenie, ale nie chciałam robić problemów, dlatego wmusiłam w siebie połowę kanapki, aby następnie odsunąć od siebie talerz z jedzeniem i zastąpić go kubkiem kawy, który postawił przede mną Kendall.
– Powinnam się zbierać – mruknęłam cicho, nawet nie patrząc w kierunku chłopaka, który od dobrych paru minut patrzył na mnie. Czułam się cholernie niezręcznie pod wpływem jego natarczywego spojrzenia, dlatego szybko podniosłam się ze swojego miejsca, o mało co nie potykając się o własne nogi, czym wzbudziłam śmiech chłopaka, przez co moją twarz oblał krwisty rumieniec.
– Odprowadzę cię.
– Nie! – Zaprzeczyłam gwałtownie, na co posłał mi spojrzenie spod uniesionych brwi. Przełknęłam przekleństwo, które chciałam wypowiedzieć, kiedy zdałam sobie sprawę co zrobiłam. – Znaczy... już i tak narobiłam ci tyle kłopotów. Nie musisz się fatygować – mruknęłam, nie podnosząc wzroku ze swoich palców u stóp, którymi nerwowo ruszałam.
– To żaden kłopot odprowadzić piękną dziewczynę do akademika. Zresztą i tak muszę odwiedzić Dustina – odparł, na co ciężko westchnęłam, wiedząc, że jestem na przegranej pozycji. Niepewnie kiwnęłam głową, zgadzając się na propozycję chłopaka, na co posłał mi szeroki uśmiech, który mimowolnie odwzajemniłam.
– Więc chodźmy.
– Em... Kendall?
– Co?
– Nie mam butów – powiedziałam niepewnie, na co chłopak rozejrzał się po całej kuchni, szukając mojego obuwia. Z zafascynowaniem patrzyłam jak marszczy czoło, aby po chwili przeczesać dłonią swoje włosy, które opadały mu na czoło.
– Poczekaj. Wydaje mi się, że widziałem je u siebie w pokoju.
– Okej – mruknęłam cicho, ale Kendall nie był w stanie tego usłyszeć, bo już zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Z braku lepszych pomysłów na spędzenie czasu, usiałam na blacie, rozglądając się po zagraconym pomieszczeniu, w którym na pierwszy rzut oka było widać skutki wczorajszej imprezy. Po podłodze walały się plastikowe kubeczki jak i puste butelki po wszelakich trunkach. Niektóre z blatów się kleiły przez rozlane na nie drinki, a na uchwytach od kuchennych szafek wisiały czerwone stringi, które na dobrą sprawę składały się z trzech sznurków i niewielkiej ilości koronki, która tak czy siak niczego by nie zakryła.
– Już jestem! – Drgnęłam nieznacznie, kiedy niespodziewanie obok mnie wyrósł uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn, dzierżąc w ręku moje szpilki, po które niemal od razu sięgnęłam. Jakie było moje zdziwienie, kiedy chłopak zamiast mi je podać przykucnął obok mnie, aby następnie wsunąć mi je na nogi. – Gotowe. Możemy iść, Kopciuszku. – Zamrugałam zdziwiona tą całą sytuacją, aby następnie z widocznym wahaniem przyjąć dłoń chłopaka, którą wyciągnął w moją stronę i ostrożnie zeskoczyć z blatu, na którym siedziałam. Byłam niemal pewna, że Kendall zaraz po tym puści moją dłoń, dlatego możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy zamiast tego, jego palce splotły się z moimi, aby w następnej chwili mógł pociągnąć mnie w stronę wyjścia.
– Możesz trochę zwolnić? – spytałam, kiedy po zaledwie pięciu minutach naszej wędrówki po kampusie, poczułam jak te cholerne buty zaczynają mnie obcierać.
– Czyżby Kopciuszek miał niewygodne buty? – zapytał rozbawiony chłopak, na co mimowolnie prychnęłam, przy okazji obrzucając go złym spojrzeniem, które tak czy siak skwitował swoim charakterystycznym chichotem, na którego dźwięk poczułam przyjemny skurcz w żołądku.
– Gdybym była Kopciuszkiem, rzuciłabym księciu w twarz te cholerne buty i na jego oczach założyła trampki – odparłam, przy okazji cicho jęcząc z bólu.
– Daj spokój, nie może być tak źle! – powiedział chłopak, przez co spojrzałam na niego. Mimo że na nogach miałam kilkucentymetrowe obcasy on wciąż nade mną górował, przez co musiałam lekko zadrzeć głowę do góry.
– A próbowałeś kiedyś chodzić na trzynasto centymetrowej szpilce? – spytałam, nie potrafiąc ukryć oburzenia, bo w końcu jakim prawem się ze mną nie zgadzał?
– Nie. – Uśmiechnęłam się lekko, słysząc wahanie w jego głosie. – Ale przecież to nie może być aż takie trudne – dodał po chwili, na co mimowolnie przewróciłam oczami.
– Zawsze możemy się zamienić, żebyś mógł spróbować.
– Nie sądzę, żeby moja wielka stopa zmieściła się w tak małym bucie – odparł ze śmiechem, na co sama mimowolnie parsknęłam.
– Co? – spytałam, kiedy chłopak przez dłuższą chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, przez co czułam się trochę skrępowana. Miałam wrażenie, że przez to jest w stanie odczytać z wyrazu mojej twarzy to, jak bardzo mi na nim zależy.
– Lubię twój śmiech – jęknęłam, słysząc jego słowa.
– Serio, Kendall? Gdy się śmieję, brzmię jak zarzynana świnia – mruknęłam, na co chłopak po raz kolejny parsknął śmiechem. – Za to twój śmiech to mistrzostwo świata – dodałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język, a kiedy tylko zdałam sobie sprawę, że naprawdę wypowiedziałam te słowa, moje policzki po raz kolejny tego dnia oblał krwisty rumieniec, który szybko zasłoniłam włosami.
– Kiedyś Dustin powiedział, że brzmię jak nastoletnia dziewczynka – odparł. Odetchnęłam z ulgą widząc, że blondyn nie wydawał się ani trochę skrępowany moimi słowami, na co sama mimowolnie się rozluźniłam.
– W takim razie idealnie cię podsumował – powiedziałam, aby w następnej chwili zatrzymać się gwałtownie. Nic nie robiąc sobie ze zdziwionej miny chłopaka puściłam jego dłoń, aby chwilę później zdjąć z nóg niewygodne buty i jakby nigdy nic ruszyć dalej w drogę, zostawiając za sobą wciąż zdezorientowanego chłopaka. – Idziesz? – spytałam, odwracając się z szerokim uśmiechem na twarzy w jego stronę, aby zobaczyć jak mierzy mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
– Nie możesz iść na boso – zaprotestował w tej samej chwili, w której mnie dogonił.
– A to niby dlaczego?
– A jak coś ci się wbije w stopę?
– Jakoś dam sobie z tym radę – odpowiedziałam, przewracając oczami, jednak mimo to zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, kiedy zdałam sobie sprawę z faktu, że chłopak się o mnie martwi. Byliśmy już prawie pod budynkiem mojego akademika, kiedy nagle Kendall się zatrzymał przez co i ja stanęłam, nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
– Co jest?
– Wskakuj na barana. – Spojrzałam na niego wielkimi oczami, kiedy wypowiedział te słowa, aby w następnej sekundzie zdać sobie sprawę z tego, że był całkowicie poważny i naprawę chciał, abym wskoczyła mu na plecy.
– Mówisz poważnie?
– Tak. Wskakuj.
– Ale...
– Nie marudź tylko wskakuj. – Westchnęłam przeciągle, zdając sobie sprawę z tego, że nie zamierza odpuścić, przez co byłam zmuszona wykonać jego prośbę. Niepewnie do niego podeszłam, aby w następnej chwili wskoczyć na jego plecy tak, jak mi kazał.
– Jestem ciężka – mruknęłam, co chłopak skwitował cichym prychnięciem, aby w następnej chwili, zupełnie tak jakbym ważyła tyle co nic, ruszyć w stronę wejścia do akademika, które minutę później przekroczył ze mną na swoich plecach.
Czułam się cholernie niezręcznie z myślą, że chłopak za którym szaleję od ładnych paru lat, właśnie mnie niesie, przy okazji trzymając mnie za nogi tak, abym nie upadła.
Mimo moich protestów, Kendall zatrzymał się dopiero przed drzwiami prowadzącymi do mojego pokoju. Dziwnie było widzieć te wszystkie zazdrosne spojrzenia dziewczyn przechadzających się korytarzem, ale chłopak co chwilę powtarzał, żebym się tym nie przejmowała i w końcu przestałam. Dzięki niemu po raz pierwszy nie obchodziło mnie, co ludzie o mnie myślą, mimo że na pewno nie było to nic miłego, zważywszy na mój strój i stan twarzy, jaki posiadałam.
– Dzięki – powiedziałam, gdy moje stopy ponownie poczuły pod sobą grunt. Chłopak szeroko się uśmiechnął, ale wciąż nie zamierzał odejść. Po prostu staliśmy naprzeciwko siebie, patrząc się sobie w oczy. – Możesz już iść – dodałam po chwili, cicho się śmiejąc.
– Wiem, ale nie chcę.
– Więc będziesz tak stał, kiedy wejdę już do pokoju? – zapytałam, delikatnie unosząc prawą brew.
– Tak, będę dziś nocował pod twoimi drzwiami. – Zaśmiał się, po czym oparł rękę tuż obok mojej głowy.
Wiedziałam co zamierzał za chwilę zrobić, głównie dlatego, że jego twarz coraz bardziej zbliżała się do mojej i wcale nie zamierzałam protestować. Jeśli to sprawi, że spełnię swoją misję, niech dzieje się co chce. Kiedy spostrzegłam jak jego usta zaczynają się rozchylać, przymknęłam powieki i czekałam na to, co miało się wydarzyć. Czułam jego ciepły oddech na swoich ustach, a gdy wreszcie miał je pocałować, stało się coś, co nie powinno mieć miejsca. Westchnęłam zrezygnowana, po czym spojrzałam na stojącą w drzwiach dziewczynę, a jej zmieszany wyraz twarzy rozbawił nie tylko mnie, ale również Kendalla.
– Przepraszam, o mój Boże! Przepraszam, już sobie idę. Możecie wracać do tego momentu, gdzie skończyliście. Po prostu... cholera! – Wyrzuciła ręce w powietrze i ponownie zamknęła drzwi pokoju. Spojrzałam na Kendalla, wciąż chichocząc.
– Pójdę już – powiedziałam, na co chłopak tylko kiwnął głową. Uchyliłam drzwi, wciąż spoglądając jak odchodzi, a gdy się obrócił, pomachałam, szeroko się uśmiechając.
– To było... wow! Jazlyn, dziewczyno! – Kriss podbiegła do mnie i łapiąc za moje ramiona, zaczęła mną wstrząsać, radośnie przy tym krzycząc.
– Zamknij się – rozkazałam, próbując nieco ją uspokoić. – Byłoby takie wow gdybyś się nie pojawiła w tych drzwiach. – Jęknęłam na wspomnienie minionych wydarzeń.
– Czyli wy... wy nie... nie? Kurwa, nie!
– Niestety – mruknęłam, po czym usiadłam na łóżku, by po chwili rzucić się na nie plecami. Chwyciłam poduszkę i nałożyłam ją sobie na twarz, a kiedy obróciłam się na brzuch, mocno ją przycisnęłam i zaczęłam głośno i przeciągle krzyczeć.
– Hej, Jazlyn... – Przyjaciółka wyrwała poduszkę z moich rąk, a jej ciepłe dłonie zaczęły masować moje ramię. – Będzie jeszcze okazja, zobaczysz.
– Kiedy?! Za rok?
– Pewnie szybciej niż myślisz.
– Mam dość, Kriss, wcale nie chciałam wracać! – krzyknęłam, uderzając stopą w stolik nocny, stojący tuż obok mojego łóżka.
– Woah, dziewczyno, uspokój się, albo coś sobie zrobisz – powiedziała stanowczym głosem, ale to wcale nie sprawiło, że się uspokoiłam.
– Muszę iść spać, może wtedy wrócę do siebie; do mojego pustego apartamentu w centrum miasta; do kancelarii, która wcale nie sprawia, że jestem szczęśliwa; do mojego cholernie nudnego życia!
– Kurwa mać, Jazlyn!
Obserwowałam jak Kriss wstaje i trzymając w dłoni dużą szklankę, podchodzi do zlewu, by nalać do niej wody, a później wraca i wylewa całą zawartość na moją głowę. Spojrzałam na nią zirytowana i jestem całkiem pewna, że w moich oczach tańczyły iskierki mówiące o tym, jak bardzo chcę ją teraz zabić.
– Pojebało cię?! – krzyknęłam, gwałtownie wstając z łóżka.
– Musisz się ogarnąć – odpowiedziała spokojnie, ale wiedziałam, że wcale nie była spokojna i poznałam to po tym, jak trzęsły się jej dłonie. Zawsze tak miała, gdy się denerwowała.
– Na mózg ci padło – wymamrotałam, przechodząc obok dziewczyny, idąc prosto do łazienki, gdzie od razu odkręciłam kurek z ciepłą wodą, pozwalając by zapełniła wannę, podczas gdy zdejmowałam z siebie wczorajsze ubrania.
Pół godziny później, po długiej i relaksującej kąpieli, byłam w stanie zrozumieć co kierowało Kriss, gdy wylewała na mnie okropnie zimną wodę. Nie byłam już na nią zła, miałam ochotę wyjść z tego pomieszczenia i głośno się śmiać, ale wiedziałam, że jej już pewnie nie było i znów byłam skazana tylko na siebie.
– Wiecznie sama – szepnęłam do swojego odbicia w lustrze, po czym opuściłam toaletę.
– Jazlyn... – Zszokowana spojrzałam na zmierzającą w moim kierunku przyjaciółkę. – Tak bardzo cię przepraszam. Po prostu gadałaś głupoty i ja...
– Wiem – przerwałam jej. Łapiąc jej dłoń dodałam: – Zawsze pieprzę głupoty będąc w stresie. Zrobiłaś dobry uczynek, a ja niepotrzebnie się rzucałam.
– Czyli mi wybaczasz? – Szeroko otworzyła oczy, a ja tylko zachichotałam.
– Nie mam co wybaczać, zachowałaś się właściwie. Ściągnęłaś mnie z powrotem na ziemię, tamten świat był okropny. – Obie się zaśmiałyśmy, po czym usiadłyśmy na podłodze, tak jak miałyśmy w zwyczaju.
– Więc co teraz? – zapytała, zmuszając mnie do spojrzenia na nią.
– Chciałabym wiedzieć. – Westchnęłam i przetarłam znużone snem oczy.
– Właściwie to...
– Nie, Kriss, już wystarczająco mi pomogłaś.
– Wysłuchaj mnie. – Uderzyła mnie lekko w rękę, sprawiając, że znów zaczęła mnie irytować.
– Dawaj – powiedziałam, wpatrując się w nią.
– Zaraz wychodzimy – oznajmiła, klepiąc mnie w udo, po czym wstała i podbiegła do szafy, z której szybko wyjęła parę szortów i dwie różne bluzki.
– Chcę niebieską – rzekłam, a dziewczyna śmiejąc się, rzuciła ciuchami w moim kierunku. Powoli zakładałam na siebie ubranie, a następnie przeszłam do łazienki, gdzie szybko wysuszyłam włosy, i kiedy byłam gotowa, wróciłam do naszego małego salonu.
– Nie potrzebujesz dzisiaj makijażu.
– To dobrze, bez tego jest mi lepiej. – Zaśmiałyśmy się.
– Więc chodźmy! – Chwyciła mnie pod rękę, a gdy opuściłyśmy pokój, zakluczyła drzwi i wspólnie udałyśmy się w stronę wyjścia.
– Gdzie idziemy? – zapytałam po kilku minutach bezczynnej wędrówki.
– Umówiłam się z Dustinem – powiedziała, szeroko się przy tym uśmiechając.
– Więc czemu mam przeszkadzać wam w randce?
– Bo to przyjaciel Kendalla.
– No i co z tego? – Zatrzymałam się i zirytowana na nią spojrzałam.
– Heeej, dziewczyny!
Usłyszałam obok siebie nieznajomy głos, przez co obróciłam głowę, by spojrzeć na osobę, do której należy, po czym doznałam ogromnego szoku. Obok Dutina stał nikt inny jak Kendall. Kątem oka spojrzałam na Kriss, która teraz uśmiechała się jeszcze bardziej niż przed chwilą. Jak to możliwe, że nie zauważyłam ich, gdy jeszcze przed chwilą spacerowałyśmy?
– Kendall – szepnęłam, a on cicho się zaśmiał. Przywitałam się z Dustinem, po czym wspólnie z Kriss zaczęli iść przede mną i Schmidtem. – Wrobiła mnie – powiedziałam, zaciskając palce w pięści.
– Czy to źle? – Chwycił moją rękę i zatrzymał mnie, przez co poczułam się trochę zestresowana.
– Tak – szybko odpowiedziałam, starając się unikać jego wzroku.
– I to źle, ponieważ...?
– Po prostu! – krzyknęłam, ignorując jego przenikliwe spojrzenie, po czym znowu zaczęłam spacerować.
Schmidt szybko dorównał mi kroku i w ciszy szedł obok. Cieszyłam się, że nic nie mówi, bo to oznaczało, że mogłam się uspokoić i zastanowić nad swoim zachowaniem, żeby później, gdy będę już spokojna, ewentualnie go przeprosić i wytłumaczyć, co spowodowało, że zachowuję się tak, a nie inaczej, choć pewnie on nigdy mi nie uwierzy, a na pewno uzna mnie za wariatkę. Przechyliłam lekko głowę i od razu pożałowałam swojego czynu. Kendall szedł ze spuszczoną w dół głową, a smutek był cholernie zauważalny. Poczułam jakby coś mocno uciskało mnie w serce. To ja do tego doprowadziłam? To z mojej winy się tak stało?
– Kendall – szepnęłam, chwytając jego dłoń w swoją. Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie, jednak teraz lekko się uśmiechał, ale nie był to szczery uśmiech. Cierpiał.
– To nic takiego – odpowiedział, jakby czytał mi w myślach.
– A jednak coś – powiedziałam, ściskając jego palce znajdujące się w mojej dłoni. – Przepraszam – dodałam po chwili, czując jak w gardle tworzy mi się gula. Spojrzałam na niego, a zdezorientowany wzrok wcale nie ułatwiał sprawy.
Rozejrzałam się dookoła, a to co wtedy zobaczyłam, sprawiło, że moje serce zabiło milion razy szybciej. Przetarłam oczy, tylko po to, by upewnić się, że to nie jest sen, a fontanna, która sprawiła, że wróciłam do akademickiego życia, wciąż przede mną stoi. Nadal nie dowierzając podeszłam do niej i usiadłam w miejscu, które jako ostatnie pamiętałam z tamtego wieczoru. Nie przejmowałam się wzrokiem, którym darzył mnie Kendall. Czułam się, jakbym oszalała. To wcale nie było przyjemne uczucie.
– To jest... – Zaczęłam, ale nie potrafiłam odpowiednio skleić słów. Co ja gadam, w ogóle nie potrafiłam nic powiedzieć.
– Myślę, że w nocy musiałaś uderzyć się w głowę. – Kendall usiadł obok mnie i złapał moje ręce, sprawiając, że nieco się uspokoiłam.
– A jednak pamiętam moment, w którym mówiłam, że jesteś piękny – powiedziałam całkiem nieświadomie. Wystraszona spojrzałam na niego, jednak on tylko szeroko się uśmiechnął, jakby wcale nie przejmował się tym, co właśnie znów powiedziałam.
– Mogę być przystojny, piękna jesteś tylko ty.
– C-co... – Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami i nim się zorientowałam, moje usta były rozchylone, a Kendall sprytnie wykorzystał tą okazję.
Jego prawa dłoń spoczęła na moim podbródku, a chwilę później usta przywarły do moich. To było coś pięknego. Uczucie, którego nie da się opisać. Chłopak, który podoba mi się od tak długiego czasu, siedzi teraz naprzeciwko mnie, a jego usta przyciśnięte są do moich i nie dlatego, że ktoś go do tego zmusił, ale dlatego, że sam chciał. Rozpływałam się, to jedyne co przychodzi mi teraz na myśl.
Uczucie, którego doznałam kolejny raz w ciągu tych dwóch dni, było okropne. Ból głowy połączony z siniakami na całym ciele. Miałam wrażenie, że umieram, ale po otworzeniu zaklejonych oczu nieco się zdziwiłam. Moja głowa spoczywała na mokrym murze fontanny, a ja sama nie wiedziałam co się dzieje. Gdzie był mój książę z bajki, który mnie całował? Delikatnie wstałam z zimnej posadzki, a moje nogi zachwiały się. Rozejrzałam się dookoła i nie dostrzegłam nikogo. Byłam sama jak palec, a w fontannie leżała pusta butelka wódki, która prawdopodobnie należała do mnie.
– Kriss? – szepnęłam sama do siebie. Jednak sądząc po otoczeniu wróciłam do przyszłości, do mojej nudnej teraźniejszości w której nie miałam kompletnie nic. – Nie, nie, nie.
Spojrzałam na figurkę umieszczoną w fontannie, która miała dawać szczęście. Skoro tamtym razem podziałało, teraz też musiało.
– Zabierz mnie z powrotem, proszę! – pisnęłam. – Nie chcę swojego nudnego życia, nienawidzę go.
Zamknęłam oczy i próbowałam wrócić do starych czasów, do Kendalla, który mnie całował. Tylko że kiedy z powrotem je otworzyłam, nic się nie zmieniło. Nadal byłam obolała, a dookoła była pustka.
– Kochanie? – Usłyszałam nad sobą dobrze znany mi głos. Czy mi się coś pomyliło? Może nadal tkwiłam w przeszłości? – Nic ci nie jest?
Kiedy na niego spojrzałam, serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Nade mną stał Kendall. Wyglądał nieco inaczej, ale to nadal był on. Miał dłuższe włosy, a jego uśmiech był bardziej olśniewający. Na jego twarzy widniał kilkudniowy zarost, ale to powodowało, że jego postura była seksowniejsza.
– Ja… eghm… – Próbowałam coś powiedzieć… cokolwiek, ale nic nie chciało przejść mi przez gardło. Gapiłam się na niego, a on na mnie. To było nieco dziwne. Jego długie nogi zrobiły trzy kroki, a chłopak stanął tuż przede mną. Jego dłoń chwyciła mój podbródek, a długie palce potarły moje zimne policzki.
– Powinniśmy wracać – powiedział cicho. – Na pewno jesteś zmęczona.
Jego delikatne usta złożyły pocałunek na moim czole, a ja nie mogłam wyjść z podziwu. Dlaczego starszy o kilkanaście lat, Kendall, właśnie mnie pocałował? Nie byłam w stanie o nic pytać, po prostu poszłam za blondynem, dotrzymując mu kroku.
Po kilku minutach dotarliśmy do wielkiego wieżowca. Jego dłoń oplatała moją rękę, tak jak w przeszłości. Ściskał ją, a ja czułam motylki w brzuchu. Zaprowadził nas przed drzwi jednego z apartamentów. Pociągnął za klamkę, a do moich uszu dobiegły krzyki i śmiechy dzieci.
– Mamusiu! – Chłopczyk o blond włosach podbiegł do mnie, a jego rączki oplotły moje nogi. – Martwiliśmy się o ciebie.
– Wszystkiego najlepszego! – Podbiegła dziewczynka, naśladując chłopca.
– Mamy dla ciebie prezent, chcesz zobaczyć?
Czułam się jak w jakimś śnie. Dzieci ciągnęły mnie do innego pomieszczenia, a Kendall szedł za nami z wielkim uśmiechem na twarzy. Byłam przerażona i nie miałam pojęcia, co się dzieje. Jednak kiedy weszłam do pokoju, zrozumiałam. Na ścianach wisiały wielkie czarno-białe fotografie, a na nich byłam ja. Na jednej z nich miałam białą suknię, a obok mnie stał chłopak moich marzeń w czarnym smokingu. Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie z dyplomem w ręce. Kendall razem z Dustinem obejmowali moje drobne ciało, a między nimi była jeszcze Kriss. Wszyscy byliśmy uśmiechnięci i zadowoleni. Było jeszcze jedno – ostatnie zdjęcie. Osoby na nim wyglądały na naprawdę szczęśliwych, dwójka dzieci i rodzice.
– To ja – powiedziałam tak jakby do siebie.
– Podoba ci się? – Dziewczynka spytała, a jej oczy rozbłysły się.
– Jasne, że się podoba. – Dziewczyna z czarnymi włosami weszła do pomieszczenia. – Waszej mamie spodoba się wszystko, co jest związane ze wspomnieniami.
– Kriss?
– A myślałaś, że kto? – zaśmiała się.
– Ja… nieważne. – Pokręciłam głową.
– Ważne, że ci się podoba, kochanie. – Głowa Kendalla spoczęła na moim ramieniu, a jego usta musnęły moją szyję. Miałam wrażenie, że to jest sen, ale nawet uszczypnięcie się nie pomogło. To niesamowite, jak głupia fontanna może zmienić człowiekowi życie.
____
Od nastepnych notek realzuje każdy zamówiony imagin :) Także bądźcie czujni :)
A jak ktoś jeszcze nie zamówił sobie imagina a chciałby, to przypominam zasady :)
“Imaginy możecie zamawiać na 2 moich profilach na asku - @KendallSchmidtFakty oraz na moim prywatnym @hejkaschmidt + na twitterze mój user @hejkaschmidt
Pisze imaginy z kategorii - bromance/smutne/słodkie/+18/fantasy.
UWAGA na asku NIE przyjmuje anonimowych zamówień!!!!
ZAMÓWIONY IMAGIN POJAWI SIĘ NA BLOGU CO 2/3 IMAGIN!”
To raczej wszystko na dzisiaj.. See you soon kochani!
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!!
Piękny! jak do tej pory mój ulubiony!
OdpowiedzUsuńMeega długie ! I bdb !
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Moje nowe ulub ! ❤
Czekam na nn ! x !
Jakie cudo! Takie piękny i długi! Kocham to!
OdpowiedzUsuńwow.. ^^. To było genialne, takie inne niż wszystkie. Ale świetne! Cofasz się do tyłu, aby zacząć życie od nowa. Świetne! Uwielbiam <3. Czekam na następny! :).
OdpowiedzUsuńZajebiste ��
OdpowiedzUsuńPiękny!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZajebiozaaa
OdpowiedzUsuńDawaj więcej takich cudeniek!
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuń