*
Moje serce zaczęło szybciej bić. Moje oczy próbowały wyprzeć się tego co widzą, a umysł jakby zamilkł. To się nie mogło dziać. Nie teraz.
Po prawie pięciu latach w drzwiach mojego mieszkania stał chłopak – a raczej już mężczyzna – o blond włosach i delikatnie skośnych oczach. Jego twarz nabrała wyrazistych rys, skóra stała się jeszcze bardziej karmelowa, sylwetka bardziej męska, a włosy były w totalnym nieładzie, zapewne przez wiatr panujący na zewnątrz. Zmienił się przez ten czas.
Przez jego ramię była przewieszona czarna, sportowa torba, a na barki miał zarzuconą cieniutką kurtkę. Zapewne niedawno wrócił.
Staliśmy i patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jego były jakby zasnute mgłą, nie potrafiłam odczytać z nich żadnych informacji. Za to w moich na pewno znajdowała się cała wiązanka uczuć i wspomnień. To wszystko co próbowałam wyprzeć przez tak długi czas wróciło, atakując moje serce ze zdwojoną siłą. Nie potrafiłam już, a może nawet nie chciałam łudzić się, że on już nic dla mnie nie znaczy. W ciągu kilku chwil rozdrapał wszystkie rany, które goiły się aż do teraz.
Staliśmy przez kilka minut w całkowitej ciszy. Nie była ona niezręczna. Po prostu słowa nie były nam potrzebne przez jakiś czas.
Kendall zrobił krok w moją stronę, zamykając kopniakiem brązowe drzwi, a ja niekontrolowanie zrobiłam krok w tył. Tak bardzo bałam się tego co miało się stać.
Chłopak dużo śmielej zaczął zmniejszać przestrzeń między nami, a ja jak sparaliżowana stałam w miejscu. Jego dłonie znalazły się na moich policzkach, a oczy się w jednej linii z moimi. Skóra pod jego palcami dosłownie płonęła kiedy opuszkami zataczał niewielkie kręgi. Wtuliłam twarz w jego ręce, jednocześnie przerywając nasz kontakt wzrokowy. Jedyne czego w tamtej chwili pragnęłam to zatrzymać to. Zmierzało to w niebezpiecznym kierunku.
Moje wyrzuty sumienia natychmiast umilkły, gdy Schmidt podniósł moją twarz do poprzedniej pozycji. Znowu nasze wzroki się skrzyżowały, co obudziło we mnie mnóstwo sprzecznych emocji.
Z jednej strony miałam ochotę rzucić się na niego w zwierzęcym pocałunku, jednak z drugiej chciałam go spoliczkować za to, że miał czelność przyjść tu po takim czasie.
Marzyłam, żeby wtulić się w jego ramiona i wypłakać, nadrabiając stracony czas, ale jednocześnie chciałam wyrzucić go z mojego domu i zabronić przychodzenia, próbując znowu zapomnieć.
Chłopak zaczął w ślimaczym tempie zbliżać swoją twarz do mojej. Wszystkie emocje zaczęły się we mnie kumulować, błagając o pozwolenie na wydostanie się.
— Dlaczego? – wyszeptałam, gdy nasze wargi dzielił może minimetr. Wtedy Kendall zesztywniał. Jego dłonie już nie wywoływały iskierek, jakby całe ciepło z niego uciekło wraz z moim pytaniem. Źrenice w jego oczach zwężyły się, a oddech przyspieszył. Nie był przygotowany na to pytanie, co dało mi kilka sekund na przemyślenie tego bałaganu, który tworzył się między nami.
Kendall cofnął się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przymykał powieki, a później je rozchylał, jakby miało mu to pomóc w znalezieniu słów. Zapewne myślał, że kiedy go tylko zobaczę rzucę się biegiem w jego stronę, wpadnę w jego ramiona i nie pozwolę mu odejść.
— Przepraszam. — zaczął, zakrywając twarz dłońmi — Powinienem ci powiedzieć. Wiem o tym doskonale, ale nie potrafiłem.
— Gdzie byłeś? — dopytywałam, gdy poczułam nagły przypływ odwagi.
Chłopak był totalnie zmieszany i nie miał kontroli nad sytuacją, co kiedyś wpędziłoby go w szał. Schmidt zawsze miał na wszystko ułożony scenariusz, jednak nie był nudziarzem.
– Gdzie byłeś? — zapytałam po raz trzeci. Sekundy mijały jak lata, a ja wciąż nie dostawałam odpowiedzi – Gdzie? — dopytywałam ostatni raz i nie wytrzymałam. Po moim policzku powolutku spływała pierwsza łza, a ja nie zrobiłam nic żeby ją powstrzymać. Za nią potoczyła się kolejna i jeszcze kilka. Zacisnęłam w palcach kawałek rękawu mojego czarnego swetra i zaczęłam je ocierać. Mój "przyjaciel" patrzył na to wszystko jakby go to nie ruszało. Nie potrafiłam uwierzyć, że przede mną stał zupełnie inny człowiek. Ale czemu ja się dziwiłam? Wszystko się zmieniło.
– Byłem... — chłopak zawahał się, jak gdyby mi nie ufał – Byłem na odwyku. — powiedział na jednym oddechu.
– Co?! — mój głos wyraźnie się podniósł – Przecież ty nie brałeś.
– To był ten jeden raz. Wyjechałaś na ślub siostry, a ja poszedłem z chłopakami na imprezę. Stiles powiedział, że to niegroźne; że jak wezmę to będę się lepiej bawić. Posłuchałem go i wziąłem od niego jedną działkę, nawet nie wiedziałem co to jest. Następnego dnia dał mi kolejną i następną... — słuchałam go i kręciłam głową. To nie mój Hoodie – To się stało...nawet nie wiem kiedy. Ty wróciłaś po tygodniu, ale było już za późno. Ja nie potrafiłem wytrzymać bez tego, to mnie niszczyło. Nie chciałem cię martwić moim stanem, dlatego postanowiłem odejść. — jego oczy się zaszkiły. Oparł ciało o zimną ścianę i schował twarz w dłoniach.
Podeszłam do niego i chwyciłam jego nadgarstki, aby odsunąć je od jego twarzy. Z kącików jego oczu płynęły słone stróżki, które ciągnęły się przez jego anielską twarz, lądując na ubraniach.
– Gdybym wtedy zobaczył zawód w twoich oczach... Nie wytrzymałbym. Odwyk wydawał się najlepszym wyjściem. Myślałem, że potrwa może kilka tygodni... — wtulił się w moje ramiona – Nie chciałem cię zawieść... — gładziłam jego plecy ręką, szepcząc do ucha, że wszystko jest już dobrze. Jednak czy było?
Czas, w którym go brakowało to nie kartka papieru, którą mogę zgiąć i wyrzucić czy niepotrzebna para butów, którą w każdej chwili mogę oddać. Ten czas to te lepsze i gorsze wspomnienia, a bez nich nie funkcjonujemy poprawnie. Ten czas to nowe znajomości, bez których często nie uśmiecha nam się żyć. Ten czas to doświadczenia i błędy, na których się uczymy, a przynajmniej powinniśmy. Ten czas to my i zmiany, przez które przechodzimy.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam… — szlochał, a moje serce zaczynało mięknąć. Odsunęłam się od chłopaka. Jego buzia była cała we łzach, a oklapnięte włosy przylegały do jego czoła. Nie potrafiłam odwrócić od niego wzroku. Chłonęłam obraz Kendalla jak najpiękniejsze dzieło sztuki jakie ujrzało światło dzienne. Był jak moje prywatne bóstwo, jak anioł i diabeł w jednym, jak trucizna i antidotum pod postacią człowieka. Przez tyle dni leczyłam się z niego, aby dziś znowu uzależnił mnie od siebie i mną zawładną. Zbyt szybko mu uległam, był moją słabością, o której nie potrafiłam zapomnieć. A może po prostu nie chciałam?
Moje przemyślenia zeszły na drugi plan, kiedy Kendall po raz kolejny chwycił mnie w ramiona. Przymknęłam oczy i cieszyłam się chwilą.
Spod moich powiek powoli uciekały łzy, jednak tym razem szczęścia. Schmidt był jedynym człowiekiem, który potrafił ukoić wszystkie moje myśli jednym dotykiem. Niesamowite jest to jak niektórzy na nas działają. Jesteśmy jak marionetki w ich dłoniach, jednak mamy wolną wolę i teoretycznie potrafimy w porę powiedzieć "dość". Dla mnie to nie była ta pora. Chciałam go tulić do siebie, płakać w jego ramiona i jednocześnie krzyczeć za odejście bez słowa. Jednak jeden jego dotyk sprawił, że jakiekolwiek obawy, wyrzuty sumienia czy uprzedzenia względem jego osoby zniknęły.
– Cieszę się, że jesteś. — wyszeptałam do jego ucha. Kendall odsunął się ode mnie odrobinę, po czym delikatnie złączył nasze wargi. Dotyk jego pełnych ust obudził stado motyli w moim brzuchu, których nie czułam na tyle długo, aby zapomnieć jakie to uczucie. Ten jeden pocałunek wystarczył, żeby wypełnić pustkę w moim wnętrzu, z którą nauczyłam się żyć. Te chwile były magiczne, zmysłowe, przepełnione nowymi, osobliwymi doznaniami. Odbierałam to każdą komórką swojego ciała, próbując nasycić jego dotykiem każdą z nich.
– Już nigdy cię nie zostawię. — powiedział delikatnym głosem. Ta obietnica wystarczyła. Wierzyłam jego słowom niemal bezgranicznie.
– Nareszcie z tobą, skarbie…
~~~
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!
Cudowny : ) boski. Czekam na nexta : D
OdpowiedzUsuńPiękny ♡♥
OdpowiedzUsuńŁadny!
OdpowiedzUsuńSupcio :D
OdpowiedzUsuńWOWcia!
OdpowiedzUsuńŁadniutki :)
OdpowiedzUsuńPiękny!
OdpowiedzUsuńCudo :)
OdpowiedzUsuńPiękny
OdpowiedzUsuńKocham twojego bloga czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, bardzo. :).
OdpowiedzUsuń