Imagin dedykowany dla - Aga Meke. Mam nadzieję, że się podoba ;3
*
Stałam przed dużym, oszklonym budynkiem, oddychając nierównomiernie. Miałam dwadzieścia trzy lata i właśnie miałam rozpocząć roczny staż w Schmidt Company, co sprawiało, że moje kolana drżały, oddech był szybki i nierówny oraz... zaraz będę spóźniona. Zerknęłam w szybę, po raz ostatni przygładzając granatową, obcisłą spódnicę, sięgającą dziesięć centymetrów nad kolana. Biała koszula prześwitywała, ukazując światu zarys mojego białego push-up'a, a dwa rozpięte guziki przyciągały wzrok mijających mnie mężczyzn – i co najlepsze, wcale nie robiłam tego specjalnie. Długie, czarne włosy sięgały mi nieco ponad talię, a kilka kosmyków z prawej strony zaplotłam w chudego warkoczyka i przypięłam wsuwkami. Nie miałam na sobie makijażu – jedynie tusz na rzęsach, róż na kościach policzkowych i szminkę, która swoją czerwienią kontrastowała z moją bladą, alabastrową cerą.
Wzięłam głęboki oddech i poprawiłam złoty łańcuszek mojej małej, granatowej torebki, kolorem dopasowanej do dziesięciocentymetrowych szpilek. Stukając obcasami, ruszyłam do wejścia. Szklane, przyciemniane drzwi rozsunęły się, wpuszczając mnie do środka i zamykając za mną, jednocześnie odcinając od hałasu głównej ulicy. Otoczyła mnie cisza panująca w recepcji. Kilka metrów ode mnie stał barczysty ochroniarz, którego gigantyczne mięśnie aż za mocno rozciągały czarną – w tym wypadku nie można było powiedzieć, że czarny wyszczupla – koszulkę. Starając się nie panikować, podeszłam do długiej recepcji naprzeciw wejścia. Za zabudowanym biurkiem z jasnego drewna siedziało pięć recepcjonistek – każda nienagannie ubrana, każda na własnym stanowisku, za własnym komputerem.
– Um... Dzień dobry? – powiedziałam do nikogo konkretnego, co niestety bardziej brzmiało jak pytanie.
– Abigail? – zapytała jedna z nich, siedząca najbliżej mnie i spoglądająca na mnie zza oprawionych na fioletowo okularów. Miała krótko obcięte, tlenione włosy i miły uśmiech.
– Zgadza się – przytaknęłam.
– Pan Schmidt czeka, proszę za mną – powiedziała z serdecznym uśmiechem i wstała, kierując się do bocznej windy.
Wcisnęła jakiś guzik, a metalowe drzwi rozstąpiły się, ukazując małe, wyłożone lustrami pomieszczenie.
– Siódme piętro, pan Schmidt już na ciebie czeka – powiedziała głośno. Zawahała się i po chwili pochyliła w moją stronę, kontynuując szeptem: – Postaraj się nie flirtować z panem Schmidtem, bo wylecisz szybciej, niż zdążysz pomyśleć.
A potem odwróciła się i odeszła.
Huh?
Wsiadłam do windy, przeglądając się w lustrze. Sprawdziłam, czy aby nie rozmazała mi się szminka przez te kilka minut od wejścia do recepcji oraz czy moje włosy wyglądają w porządku. Starałam się uspokoić oddech, co nie do końca mi wychodziło.
Nie panikuj, nie panikuj – powtarzałam w myślach, mimowolnie zaciskając pięści.
Będzie dobrze. Wypadniesz świetnie. Nie spieprzysz tego – oszukiwałam samą siebie, patrząc w niebieskie oczy mojego lustrzanego odbicia.
Spojrzałam na wyświetlacz, znajdujący się nad guzikami do wyboru piętra i z rosnącym przerażeniem obserwowałam, jak liczby z każdą chwilą się zwiększają, nieubłaganie zbliżając do siódemki. Irytujący dźwięk towarzyszył otworzeniu się drzwi, a pierwsze co zauważyłam, to młody mężczyzna stojący przed wejściem do windy.
Wsiada tutaj?
– Abigail McKenzie. Zgadza się? – powiedział, oczekując potwierdzenia.
Skąd oni wszyscy wiedzą, jak się nazywam, skoro nawet nie miałam okazji się przedstawić?
– Zgadza – potwierdziłam i podeszłam do niego, ściskając wyciągniętą w moją stronę dłoń. Była ciepła i nieco szorstka, a jego uścisk mocny.
Wyglądał na niewiele starszego ode mnie – być może dwa, trzy lata. Zielonkawe tęczówki obserwowały mnie uważnie. Jego blond włosy były w lekkim nieładzie. Miał na sobie szary garnitur, długi czarny krawat był lekko rozluźniony, a pierwszy guzik białej koszuli rozpięty.
– Kendall Schmidt – zwrócił się do mnie, wciąż trzymając moją dłoń. – Prezes Schmidt Company i twój szef. – Jego łagodną dotąd twarz zeszpecił pełen satysfakcji uśmiech.
Czyżby był zadufanym w sobie dzieciakiem, wychowanym w bogatej rodzinie, który stanowisko zdobył dzięki ojcu?
– Zapraszam do mojego biura. Tam dowiesz się wszystkiego.
Nie czekając, ani nie sprawdzając, czy idę za nim, ruszył w tylko sobie znanym kierunku, wkładając dłonie do przednich spodni od garnituru. Zagwizdał wesoło pod nosem, a mi nie pozostało nic innego jak iść za nim.
Zapowiada się ciężki rok... o ile w ogóle dostanę się na ten staż.
•••
FIRST DEADLINE
Irytujący dźwięk budzika – byłam pewna, że to wynalazek szatana – wyrwał mnie z sennej rzeczywistości, gdzie do woli mogłam śnić o moim szefie, do szarej rzeczywistości, gdzie nawet uśmiech posłany w jego stronę narażał cię na mordercze spojrzenie. Dobra, może i przesadzałam, ale w ciągu tego miesiąca, który spędziłam w firmie, dziewczyny opowiedziały mi tyle plotek, że po dwóch godzinach słuchania głowa bolała mnie jak jeszcze nigdy.
A mówią, że kobiety uwielbiają plotkować.
Wysunęłam lewą stopę spod ciepłej kołdry i od razu ją cofnęłam. Zimno. W każdy piątek po pracy, większość dziewczyn z piętra siódmego chodziła na drinka lub dwa do klubu przecznicę dalej, a ja wybrałam się z nimi raz. I o jeden raz za dużo. Jak się okazało, Kendall Schmidt był głównym tematem wszystkich plotek w Schmidt Company.
Plotka pierwsza: Kendall Schmidt nie zdał szkoły podstawowej – aby ją obalić, wystarczyło przez chwilę z nim porozmawiać. Starannie dobierał słowa, mówił dobitnie i jasno. Wystarczyło też przez chwilę towarzyszyć mu przy pracy – wykonywał sumiennie nawet najmniejszą czynność, każdy detal musiał być dopracowany.
Plotka druga: w ostatnim kwartale rozbił siedem samochodów – tego nikt nie miał jak potwierdzić, jeśli nie liczyć tego, że gdy przyjeżdżał do firmy innym samochodem, nikt już nie widział poprzedniego.
Plotka trzecia – i za razem najlepsza: Kendall Schmidt jest gejem.
I właśnie prawdziwość tej ostatniej ciekawiła mnie najbardziej. Nie obchodziło mnie jego wykształcenie, nie obchodziły jego samochody.
Spojrzałam na budzik – było już wpół do ósmej. Musiałam się pośpieszyć. Przez chwilę leżałam, rozważając, czy lepiej będzie jak szybko wyskoczę z łóżka, czy jak po kolei wydostanę każdą kończynę spod kołdry. Nie lubiłam mojego zimnego mieszkania, jakie dostałam od rodziców na zakończenie studiów. Było zimne, zimne i... zimne. Niebieskie ściany mnie przytłaczały, tylko sprawiając wrażenie, że w pokoju jest jeszcze zimniej niż w rzeczywistości.
Czas uciekał nieubłaganie – nie tylko w sprawie pobudki do pracy. W głowie wciąż miałam zakodowaną informację, że do dzisiaj muszę oddać pierwszy projekt. Mijał ostateczny termin, a ja miałam do zrobienia jeszcze połowę.
– Wstawać, Abigail, trzeba wstawać – próbowałam się zmotywować.
Rusz swoje leniwe dupsko!
Odrzuciłam kołdrę na bok, a moje nagie – zasłonięte jedynie miękką, koronkową bielizną – ciało owinęły macki zimna, jakby zimno było ośmiornicą. Wzdrygnęłam się na to beznadziejne porównanie i powoli usiadłam. Szybkie spojrzenie na zegarek sprawiło, że poderwałam się gwałtownie do góry.
Wygląda na to, że dzisiaj się spóźnię.
Boso przebiegłam przez zimne panele podłogowe, kierując się do kuchni, gdzie panowały zimne kafelki.
Dlaczego w tym mieszkaniu wszystko musi być takie zimne!?
Szybko nastawiłam wodę na kawę, a sama biegiem udałam się do łazienki, aby pomalować rzęsy i lekko zaróżowić kości policzkowe. Nie lubiłam mojej alabastrowej cery, uważałam ją za zbyt jasną i robiłam wszystko, aby nie wyglądać jak żywy trup.
Kolejne błyskotliwe porównanie, Abigail, gratulacje!
Rozczesałam długie, czarne włosy i gdy już były idealnie – według mnie – gładkie, zebrałam je i zwinęłam w niezbyt ciasnego koczka. Gumka, kilka wsuwek i po sprawie. Wyglądałam nie najgorzej, chociaż bywały lepsze dni. Bieliznę wrzuciłam do kosza na pranie, a w sypialni nałożyłam świeżą. Rozważałam założenie rajstop albo chociażby pończoch, ale zrezygnowałam z tego pomysłu – to tylko kolejne stracone minuty, których w tamtym momencie nie miałam. Włożyłam białą koszulę z żorżety, do której czarna bielizna nijak nie pasowała – ale nie dbałam o to – oraz miękką, materiałową spódniczkę, jakie ostatnio nosiły licealistki. Wszystkie wąskie, ołówkowe spódnice jakie posiadałam, leżały brudne w koszu na pranie, na które ostatnio nie miałam czasu. Jako głupia stażystka pomyślałam, że skoro na wykonanie projektu mam miesiąc, zacznę w ostatnim tygodniu. I wyszło jak zawsze – czyli nie wyszło. W ciągu ostatnich trzech dni pracowałam nawet w domu po nocach, zaniedbując inne obowiązki, szczególnie te domowe.
Jakby matka zobaczyła, ile kurzu jest w mieszkaniu, jak nic dostałabym miotełką od kurzu po głowie i skończyłoby się na bólu głowy – pomyślałam cierpko.
Ekspresowo zalałam kawę wrzątkiem, a z lodówki wyjęłam mleko. Szybkie spojrzenie na zegarek – musiałam się pośpieszyć. Trzy łyżeczki cukru i chwilę mieszania później już piłam mój napój, bez którego nie potrafiłam przeżyć dnia; a dwa łyki później patrzyłam z przerażeniem na powiększającą się plamę na mojej białej bluzce.
– Kurwa mać! – huknęłam.
Dałam za tę bluzkę fortunę!
W biegu zdejmowałam ubranie, uderzając biodrem o futrynę drzwi kuchennych i popędziłam do łazienki, chcąc zaprać plamę po kawie.
– Kurwa, kurwa, kurwa... – mruczałam pod nosem.
To nie będzie dobry dzień...
•
Wskazówki zegara nieubłaganie przesuwały się dalej i dalej, podsycając moje zdenerwowanie i skracając czas, jaki mogłabym wykorzystać do robienia projektu. Chwilę później wskazówka godzinowa stanęła na lśniącej ósemce. Byłam jedyną osobą, która została po godzinach – nie licząc ochroniarzy w recepcji i Kendalla, który wciąż siedział zamknięty w swoim gabinecie, do którego powinnam się skierować. Odkładałam to jak najdłużej, ale o dziesiątej zamykali budynek i nie było szans, abym miała w dwie godziny skończyć projekt.
Dawaj, Abi, idź i się wytłumacz.
Wstałam i założyłam szpilki, które od kilku godzin leżały luzem pod moim biurkiem i wygładziłam błękitną koszulę bez rękawów, w którą przebrałam się, gdy zabrudziłam białą. Miałam nadzieję, że plama się odpierze – zostawiłam bluzkę w misce z zimną wodą.
Powoli ruszyłam na drugi koniec korytarza, mijając boksy odgrodzone szybami, z każdą chwilą – przybliżającą mnie do starcia z szefem – stresując się coraz bardziej. Kilka głębokich wdechów później pukałam do drzwi gabinetu Kendalla.
– Wejść! – Dobieg mnie jego przytłumiony głos.
Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi, wchodząc do środka i zamykając je za sobą. Schmidt wydawał się się nie być zaskoczony moją wizytą.
– Abigail – powiedział. – Przyniosłaś mi gotowy projekt? – zapytał takim tonem, jakby doskonale wiedział, że go nie zrobiłam.
– No właśnie, szefie, ja w tej sprawie... bo... ugh – sapnęłam mało atrakcyjnie, co sprawiło jedynie, że jego pełne usta wygięły się w lekkim, nieco cierpkim uśmiechu. – Bo ja tak jakby... – próbowałam dalej, po chwili jednak rezygnując i garbiąc się. – Nie zdążyłam – wyznałam w końcu ze skruchą w głosie.
Może jeśli pokarzę, że mi przykro to on...
– Nie zrobiłaś. – Nie zdążyłam nawet pomyśleć do końca, gdy powtórzył moje słowa, a w jego tonie wyczułam niebezpieczną nutę. Uniósł jedną brew do góry, i chociaż siedział na krześle za biurkiem, spojrzał na mnie z góry – tak, jak tylko szefowie potrafią.
– Nie zrobiłam – szepnęłam.
– Wiesz co dzisiaj jest?
– Deadline – odpowiedziałam. – Ja bardzo przepraszam, naprawdę. Nie zdążyłam i ja się naprawdę starałam i nawet pracowałam w domu i ja... nawet zostałam dzisiaj dłużej i ja naprawdę bardzo chciałam to skończyć, ale ja naprawdę nie zdążyłam. – Plątałam się we własnych słowach i moje policzki w tym momencie wcale nie potrzebowały różu, gdyż wypłynęły na nie wielkie i palące rumieńce.
– Owszem, dzisiaj mija deadline. Ostateczny termin. Projekt powinien dziś leżeć tutaj. – Puknął w dębowy blat biurka. – Nie dość, że się dziś spóźniłaś, to nie oddałaś pracy.
– Ja...
Gdy się denerwowałam, z moich ust wychodziła niezrozumiała wiązanka, w której wciąż powtarzałam „ja”, co często denerwowało zarówno mnie, jak i ludzi do których mówiłam.
– Więc jest tylko jeden sposób, aby nauczyć cię być terminową.
Co?
– Podejdź – powiedział i podniósł się z czarnego, skórzanego fotela. – Podświadomie się tak ubrałaś? – zapytał, a ja spojrzałam na niego zaskoczona, nie rozumiejąc, o czym on mówił.
Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, nie bardzo wiedząc, po co ani czemu tak rozkazał. Zanim jednak w mojej głowie zdążyły się pojawić przeróżne teorie, Kendall zaatakował moje usta swoimi. Były miękkie i słodkie – smakował białą czekoladą. Powiedzieć, że byłam zaskoczona, byłoby niedomówieniem roku. Ale w tym samym czasie łapiąc mnie za biodra, odsunął od siebie i przekręcił tak, że stałam między nim a jego biurkiem. Czułam na szyi jego ciepły oddech, gdy umieścił swoją dłoń między moimi łopatkami i popchnął mnie w przód, zmuszając do pochylenia się i oparcia łokci na blacie.
– Ale... – sama nie wiedziałam, co chcę powiedzieć.
Wziął mnie z zaskoczenia, cwaniak.
– Bądź cicho – prychnął. – Ta spódniczka jest idealna – mruknął pod nosem, ale i tak usłyszałam.
Złapał jej brzeg i pociągnął do góry, zarzucając czarny materiał aż na moje plecy i odsłaniając czarną, koronkową bieliznę. Ścisnęłam uda, czując niespodziewaną falę pożądania.
Cholera, czy on..?
Bez szpilek byłam osobą dość wysoką, ale mimo to nosiłam te kilkunastocentymetrowe obuwie – w tym momencie jednak trochę żałowałam. Mój tyłek był wypięty wysoko do góry. Oddychałam szybciej, obawiając się tego, co miało mieć miejsce za chwilę.
– Rozsuń nogi – powiedział, a ja mogłam usłyszeć dźwięk rozpinanego paska od spodni.
Kurwa mać, co on ma zamiar mi zrobić?!
Mimo przerażenia, rozsunęłam lekko nogi. Otworzył szufladę obok mnie i wyjął z niej pojedynczą prezerwatywę. Poniekąd odetchnęłam z ulgą, ale po chwili przerażenie wróciło – przecież był moim szefem!
Jego duże, szorstkie dłonie znalazły się na moich pośladkach, a ja drgnęłam niespokojnie. Włożył palce wskazujące pod materiał mojej bielizny i pociągnął ją w dół, aż do kolan, obrażając mnie. Mimowolnie zacisnęłam uda, nie chcąc, aby zobaczył, że moje dolne wargi już były nabrzmiałe od pożądania. Warknął coś pod nosem i brutalnie wpychając mi dłonie między nogi, rozszerzył je. Poczułam, jak pochyla się nade mną. Jego członek naparł między moje pośladki, a jego klatka piersiowa przywarła do moich pleców. Ciepły oddech owionął moje prawe ucho, gdy szepnął mi w nie:
– Teraz będę cię pieprzył. Nie dla twojej przyjemności, ale dla mojej.
A potem wszedł we mnie, zanim zdążyłam dobrze przemyśleć jego słowa. Jego wielka i silna erekcja wślizgnęła się we mnie bez problemu. Zaparło mi dech w piersi, gdy wcisnął się do samego końca, aż do nasady. Z mojego gardła wydobyło się mało atrakcyjne sapnięcie. Pochyliłam głowę w dół i mocno przylgnęłam przedramionami do mosiężnego biurka.
Błagam, niech nikt sobie o niczym nie przypomni i nagle tutaj nie wejdzie...
Przypomniałam sobie jednak, że byliśmy sami. Tylko we dwoje. Z moich ust wychodziły długie jęki, których nie potrafiłam powstrzymać, podczas gdy on wchodził we mnie za każdym razem coraz mocniej i szybciej.
To wszystko trwało zaledwie kilka minut. Jego stłumiony jęk doszedł do moich uszu w tym samym czasie, gdy wytrysnął we mnie. Sprawnie się wysunął, a moje kolana zmiękły do tego stopnia, że zwaliłam się na biurko, dociskając do niego całym ciałem.
Wredota, zadbał tylko o siebie!
Byłam upokorzona, wściekła i zirytowana. Pociągnął materiał mojej spódniczki, która delikatnie opadła, okrywając mnie.
– Każdy następny projekt wykonasz szybciej – odezwał się poważnym głosem. – Wtedy i ty zaznasz przyjemności. Jeśli zaś spóźnisz się, tyle dni ile spóźnień, tyle będę cię pieprzył dla własnej przyjemności, jak dzisiaj. A teraz możesz już iść.
Wstałam i chwiejąc się na wysokich szpilkach, podciągnęłam majtki, a następnie wyszłam, mówiąc ciche „dobranoc”.
•
Trzy dni – z takim opóźnieniem oddawałam mu projekt. Znów było po godzinach i znów tylko oboje zostaliśmy w biurze. Wiedziałam, co nastąpi i poniekąd przygotowałam się na to psychicznie. Dla jego wygody znów założyłam tę samą spódniczkę co wtedy. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że miałby podnieść do góry jedną z moich ołówkowych spódnic. Wtedy najpewniej kazałby mi ją całkiem ściągnąć, więc wolałam uprościć i mi i jemu sprawę.
Zapukałam, a moje serce waliło w piersi jak oszalałe. Przyciskałam do biustu białą, tekturową teczkę z gumką, w jaką włożyłam wszystkie dokumenty projektu.
– Wejść.
Niepewnie weszłam do środka. Siedział za biurkiem, na skórzanym fotelu, z lewą stopą opartą o prawe kolano. Rozwiązany krawat leżał na biurku, a marynarka zwisała z oparcia fotela. W powietrzu unosił się silny zapach jego perfum.
– Proszę, oto projekt – powiedziałam, podchodząc do biurka i wyciągając do niego dłoń z teczką.
Przyjął ją bez słowa, otworzył i przeleciał wzrokiem po kilku pierwszych stronach. Pokiwał ledwo zauważalnie głową i spojrzał na mnie z rozbawioną miną.
– Ile razy? – zapytał.
– Trzy.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że on wiedział, ile dni się spóźniłam i że specjalnie zmusił mnie do wypowiedzenia tego na głos. Uśmiechnął się z satysfakcją i wstał z fotela, odpychając go do tyłu. Okrążył biurko i stanął tuż za mną. Czarne włosy opadały mi luźno na plecy, nie zaplecione w żaden warkocz, ani nie spięte w kucyka czy koka. Drżałam – z upokorzenia, że znów zostanę poniekąd ukarana i nie dojdę, oraz z powodu już napływającej dawki pożądania, której de facto wcale nie chciałam odczuwać.
Dłońmi zebrał moje włosy i przerzucił je przez lewe ramię. Popchnął mnie w kierunku biurka, więc zrobiłam dwa kroki w przód, udami dociskając do drewnianego mebla. Tego dnia nie założyłam szpilek, byłam więc kilkanaście centymetrów niższa niż ostatnio, tym samym zwiększając naszą różnicę wzrostu. Górował nade mną.
Zarzucił materiał spódniczki na moje plecy, przy okazji chwaląc mnie za jej wybór – z kpiną w głosie. Następnie zsunął moją bieliznę – tak jak ostatnio, do kolan. Słyszałam, jak rozpina pasek i opuszcza spodnie, a chwilę później jego silne dłonie złapały za moje biodra. Mój tyłek nie był tak wysoko wypięty jak ostatnio, więc analogicznie nie był na wysokości jego członka, dlatego zacisnął palce mocniej na kościach biodrowych i jednym gwałtownym ruchem uniósł mnie do góry i wszedł we mnie. Całą siłę przeniosłam na przedramiona, ułożone na biurku, a moje stopy wisiały w powietrzu.
– Trzy razy – powiedział. – Chcę słyszeć, jak liczysz.
Oh, kurwa.
SECOND DEADLINE
Do drugiego projektu podeszłam znacznie poważniej – i przede wszystkim szybciej. Zabrałam się za niego już dwa tygodnie po tym, jak go otrzymałam. Byłam pewna, że tym razem zdążę przed deadlinem, chociaż zostały mi jeszcze dwa dni na dokończenie go.
Zarwę dzisiejszą nockę i będzie idealnie. Nie przelecisz mnie tym razem, zboczeńcu!
Jak się jednak okazało – to nie było takie proste. Na moje biurko padł czyjś cień. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam Kendalla Schmidta we własnej osobie. Nie uśmiechał się, jak zwykle zresztą.
– Do mojego gabinetu, już – powiedział i nie czekając na mnie, ruszył w jego kierunku i zniknął za drzwiami.
Powoli podniosłam się z miejsca i założyłam szpilki, które znowu spoczywały bezpiecznie pod biurkiem, aby moje stopy mogły odpocząć. Od ostatniego razu, gdy majtałam w powietrzu nogami, podczas gdy on mnie pieprzył, postanowiłam zawsze nosić obcasy – głównie dlatego, że majtanie w powietrzu było zbyt podniecające, a ja i tak byłam maksymalnie zażenowana tym, że mój szef wywołuje we mnie to czucie.
Mam nadzieję, że nie chce dostać projektu szybciej! Deadline mija za dwa dni!
– Słucham, szefie? – zapytałam, stojąc w progu jego gabinetu.
– Wejdź i zamknij drzwi.
Chyba nie chce mnie przelecieć, gdy cała reszta pracowników jest za ścianami?!
Mimo to zamknęłam za sobą drzwi i postąpiłam kilka kroków w stronę biurka. Wskazał mi gestem, abym zajęła miejsce na jednym z dwóch miękkich krzeseł, jakie przed nim stały. Usiadłam skonsternowana.
Skoro nie chce sobie we mnie ulżyć, to po co mnie wezwał?
– Abigail – powiedział, a ja zadrżałam na to, w jaki sposób moje imię brzmiało w jego ustach. – Jako stażystka musisz się uczyć, a Buena niestety nie może jutro jechać na spotkanie biznesowe, bo jej dziecko się rozchorowało, dlatego zastąpisz ją.
Oh.
Moje serce zabiło szybciej. Uczestniczyć w spotkaniu biznesowym to było coś, o czym marzył każdy stażysta, ale tak się składało, że taka okazja trafiała się zazwyczaj pod koniec. A ja dostałam takie polecenie już po dwóch miesiącach stażu!
– Jutro? – dopytałam.
– Owszem. Dlatego teraz wrócisz do domu i spakujesz tylko ubrania na zmianę i kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Pojedziesz z kierowcą, który zawiezie cię do hotelu. A tutaj masz wszystkie informacje, jakie powinnaś znać przed spotkaniem.
Podał mi dość grubą teczkę.
Ale chwila! Co z moim projektem!?
– Oczekuję również, że jak wrócisz pojutrze, projekt znajdzie się na moim biurku, a do tego przygotujesz wszystkie notatki z jutrzejszego spotkania.
Posłał mi tajemniczy uśmiech i wtedy zrozumiałam. Chciał mnie pieprzyć, więc utrudniał mi pracę nad projektem! Mimo tego, że poniekąd go rozgryzłam, nie mogłam odmówić szefowi i stracić takiej szansy.
– Oczywiście – powiedziałam spokojnie, chociaż w środku wrzałam. Byłam tak samo pewna jak on, że nie zdążę i – o zgrozo! – znów będę jego obiektem wyładowania seksualnego. Pytanie, ile tym razem dni spóźnienia będę miała.
•
Zmęczona i znudzona do granic możliwości, otworzyłam drzwi pokoju hotelowego kartą magnetyczną i weszłam do środka, odkładając notatki na stolik. Zrzuciłam szpilki z bolących stóp i nie patrząc na to, że byłam w eleganckich ubraniach, rzuciłam się na łóżko, marząc tylko o śnie. Spotkanie było najnudniejszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu. Prawy nadgarstek bolał mnie od notowania niemalże wszystkiego. Z jękiem przypomniałam sobie, że do tego muszę dopisać własne wnioski, a najlepiej przepisać całość, aby nie oddawać niechlujnych zapisków, opatrzonych nieprzyzwoitymi jak na takie rzeczy rysunkami.
Pracy w chuj.
Kierowca, który dzień wcześniej zawiózł mnie z pracy do domu, oznajmił, że mam piętnaście minut do odjazdu. Dlatego gdy w pośpiechu pakowałam spódnice i bluzki, a także szczoteczkę do zębów i inne niezbędne kosmetyki, zupełnie zapomniałam zabrać laptopa, aby móc skończyć projekt. Siedząc w aucie i jadąc nie wiadomo gdzie, przeklinałam samą siebie i Kendalla. Zajęłam się czytaniem dokumentów z teczki, jaką otrzymałam w jego gabinecie. Jak się okazało na miejscu, te zapiski nijak miały się do spotkania. Domyślałam się, że było to kolejne utrudnienie Kendalla, który chciał mnie czymś zająć, aby uniemożliwić mi skończenie projektu na czas.
– Jebać cię – powiedziałam w przestrzeń, przyciskając policzek do miękkiej, hotelowej pościeli. Jedyny plus był taki, że otrzymałam luksusowy, aczkolwiek mały, apartamencik – który paradoksalnie był bardziej przytulny niż moje własne, zimne mieszkanie.
Postanowiłam się przygotować do snu, więc niechętnie wstałam z łóżka i zdjęłam czarną, wąską spódnicę oraz zaczęłam rozpinać guziki białej koszuli. Rzuciłam ubrania na małą podróżną torbę, w jaką się spakowałam i już miałam kłaść się do łóżka, z postanowieniem, że prysznic wezmę rano przed odjazdem, gdy do moich uszu dobiegł irytujący dźwięk hotelowego telefonu. Westchnęłam i podniosłam słuchawkę.
– Abigail. – Głos Kendalla był poważy, ale wyczułam w nim kpiącą nutę.
– Dobry wieczór, szefie – powiedziałam grzecznie.
– Jutro także zostaniesz w hotelu – oznajmił. – Będziesz mi towarzyszyła w spotkaniu.
Chciałam protestować, że co z moim projektem, ale wiedziałam, że to na nic. Kendall Schmidt kpił sobie ze mnie, utrudniając mi pracę dla własnej przyjemności i wykorzystując swoją pozycję prezesa. Zacisnęłam pięści.
– Dobrze – powiedziałam zrezygnowana.
– Do zobaczenia rano.
•
Wyszłam z łazienki owinięta jedynie z krótki ręcznik, który gdy stałam prosto, ledwo zasłaniał moje pośladki. Mimo iż wiedziałam, że jestem sama, nie lubiłam chodzić całkowicie naga. Wolałam mieć na sobie cokolwiek. Podeszłam do torby i pochyliłam się nad nią, czując, jak ręcznik podnosi się do góry, odsłaniając mój nagi tyłek. Wyjmując białą bluzkę z kołnierzykiem, poczułam męskie – i jakże znajome – perfumy, unoszące się w powietrzu. Gwałtownie odwróciłam się, wolną ręką – drugą trzymałam ręcznik na wysokości piersi – obciągając biały materiał w dół.
Kendall stał przy drzwiach z rękami założonymi na piersi i lubieżnym uśmiechem.
Jebany zboczeniec.
– C-co szef tutaj robi? – zapytałam słabo, bo chociaż byłam zła za najście, nie czułam się bezpiecznie w samym ręczniku, który mężczyzna mógł zdjąć ze mnie w każdej chwili.
– Przyjechałem na spotkanie i przyszedłem po moją stażystkę, która dzisiaj robić będzie za asystentkę – odarł spokojnie, a jego wzrok wlepiony był w miejsce, gdzie trzymałam ręcznik.
Trzymał w dłoni identyczną kartę magnetyczną, jaką posiadałam ja. No tak, kto bogatemu zabroni. Powoli zrobił kilka kroków, ale nie w moim kierunku, lecz w stronę drzwi od łazienki. Zmarszczyłam brwi, ale zrozumiałam, co robił, gdy odezwał się:
– Ubieraj się i nie zwracaj na mnie uwagi.
W jego tonie przeważało rozbawienie. Śmieszyło go to, co mnie przerażało.
Nie ma mowy, zbereźniku, nie zdejmę przy tobie ręcznika!
Przez chwilę ignorując jego przytłaczającą osobę w pomieszczeniu, kucnęłam przy torbie, najpierw upewniając się, czy ręcznik zakrywa moje pośladki i wyjęłam czystą bieliznę i czarną spódnicę. Powoli się podniosłam i trzymając w wolnej dłoni ubrania, podeszłam do blondyna opierającego się o drzwi łazienki.
– Czy mógłby się szef przesunąć?
– Po co? – zapytał tonem dziesięcioletniego dziecka, co w innej sytuacji na pewno by mnie rozśmieszyło.
– Ponieważ chciałabym się ubrać?
– Możesz tutaj.
Brakowało tylko, aby powiedział: z chęcią popatrzę. Chociaż to wcale nie było potrzebne, doskonale o tym wiedziałam. Zacisnęłam więc szczękę i podeszłam do łóżka pod jego czujnym wzrokiem. Położyłam ubrania na kołdrze i upewniłam się, czy węzeł przy piersiach jest wystarczająco ciasny, abym mogła go puścić i żeby ręcznik ze mnie nie spadł. Ostrożnie włożyłam majtki i podciągnęłam je do góry, a gdy były już na wysokości ud, rzuciłam szybko wzrokiem na Kendalla. Obserwował mnie, a jakże. Uważając, aby ręcznik nie podszedł mi do góry, wciągnęłam bieliznę do końca. Poczułam się nieco lepiej. W końcu blondyn widział już nie tylko mój tyłek w majtkach, ale i bez nich. Mimo to wciąż pozostawał moim szefem, a ja nie miałam zamiaru paradować przed nim nago.
Następnie do rąk wzięłam czarny push up. Odwróciłam się i upewniłam, że mężczyzna wciąż stoi, opierając się o drzwi łazienki. Stanęłam tyłem do niego i rozwiązałam supeł, a puchaty ręcznik spadł na moje stopy. Szybko zapięłam stanik, czując na plecach jego palący wzrok.
Dlaczego on to robi!? Czego ode mnie chce?
Włożyłam bluzkę i spódnicę, na koniec wszystko wygładzając i dopiero wtedy ponownie odważyłam się okręcić i spojrzeć na szefa.
– Czy teraz już mogę wejść do łazienki? – zapytałam, a moje policzki zapiekły od rumieńców.
Co on ma z tego, że tak mnie upokorzy?
Nie odpowiedział, jedynie odsunął się od drzwi i usiadł na łóżku, zerkając na zegarek na jego lewym nadgarstku, dając mi do zrozumienia, że powinnam się pośpieszyć.
Oh, pierdol się.
•
Było już po godzinie jedenastej, gdy mała limuzyna podjechała pod mój blok. Kierowca siedział za ciemną szybą, odgrodzony ode mnie i Kendalla. Przez całą podróż czułam na sobie intensywny wzrok zielonkawych tęczówek. Limuzyna zatrzymała się, a ja sięgnęłam ręką do klamki.
– Dobranoc, szefie – powiedziałam z grzeczności i nacisnęłam klamkę, która ani drgnęła.
Co do chuja?!
– Te drzwi się zacinają – powiedział z dziwnym uśmiechem, więc od razu zorientowałam się, że to jego kolejna sztuczka. – Musisz wyjść tymi.
Wskazał drzwi po swojej lewej stronie, więc przesunęłam się w jego stronę i wstałam, aby przejść nad jego nogami – oczywiście nie miał zamiaru wstać i pozwolić mi normalnie wyjść. Myślałam, że wszystko będzie w porządku, bo gdy postawiłam lewą nogę na ziemi, nie stało się nic. Ale dopiero wtedy zrozumiałam swój błąd i to, że wychodząc najpierw lewą nogą, niemalże podstawiłam mu tyłek pod sam nos. Dlatego mocne klepnięcie nie zdziwiło mnie tak bardzo.
– Jeżeli potrzebujesz, możesz sobie zrobić jutro wolne, Abigail – powiedział i zamknął drzwi, a limuzyna odjechała niemal od razu, zostawiając mnie samą z małą podróżną torebką w dłoni.
Koniec końców skorzystałam z jego pozwolenia i następnego dnia nie pojawiłam się w pracy, przeznaczając cały wolny dzień na dokończenie projektu. Deadline minął, więc wiedziałam, że moja „kara” mnie nie ominie. A skoro i tak miało się stać to co ostatnio, robiłam pracę swoim własnym tempem, nie śpiesząc się, ale też nie ociągając. Dlatego znowu stanęłam przed drzwiami gabinetu Schmidta z trzydniowym opóźnieniem.
Co jest z tymi trójkami!?
Skończyło się jak poprzednio. Trzy dni – trzy razy. Do domu wróciłam ponownie upokorzona.
THIRD DEADLINE
Dwa miesiące – to był czas, w jakim miałam zmieścić się z przygotowaniem trzeciego projektu w moim życiu. Mając już niejakie pojęcie o sztuczkach szefa, postanowiłam zabrać się za pracę dzień po otrzymaniu tematów. Praca była o wiele obszerniejsza niż pozostałe dwie, ale też miałam więcej czasu na jej wykonanie.
Kendall trzymał się ode mnie z daleka w seksualnym sensie. Po tamtym wieczorze, tak samo jak i poprzednio, jedyne co ode mnie chciał, to czysto biznesowe sprawy. Zupełnie jakby pieprzenie mnie na biurku było jedynie moim snem. Nie rzucał mi spojrzeń, nie uśmiechał się. Wydawał się być obojętny.
Z uśmiechem wydrukowałam ostatnie strony projektu i złożyłam wszystko w uporządkowaną, równą kupkę, którą włożyłam do zielonej teczki. Spojrzałam na zegarek. Dobiegała godzina dziewiąta i całe siódme piętro było puste – jak zwykle o tej porze. Jedyne dźwięki jakie się roznosiły, to skrzypiąca kserokopiarka, która po chwili zamilkła. Mój wzrok powędrował w stronę gabinetu Kendalla, w którym wciąż świeciło się światło. Zostawałam po godzinach tylko wtedy, gdy na gwałt musiałam skończyć projekty, ale nigdy nie zastanawiałam się nad tym, czy on zostaje do tej pory codziennie. Czy szef nie powinien wracać do domu szybciej i zrzucać wszystko na pracowników?
Nieważne, oddaj mu projekt i wracaj do domu.
Ale wtedy przypomniałam sobie jego słowa tego pierwszego wieczoru:
Każdy następny projekt wykonasz szybciej. Wtedy i ty zaznasz przyjemności. Jeśli zaś spóźnisz się, tyle dni ile spóźnień, tyle będę cię pieprzył dla własnej przyjemności, jak dzisiaj.
Jęknęłam przeciągle. Cieszyłam się, że miałam oddać projekt trzy tygodnie przed deadlinem, ale wspomnienie jego słów zagnieździło się w mojej głowie, sprawiając, że mimowolnie zacisnęłam uda na napływające do mojego krocza pożądanie.
Dzisiaj pozwoli mi dojść.
Zadrżałam na samą myśl o tym.
Powoli podeszłam do drzwi jego gabinetu i zapukałam. Nie usłyszałam zwyczajowego „wejść”. Kendall sam otworzył drzwi. Blond włosy miał w nieładzie – widać było, że coś go męczyło i co rusz przeczesywał je palcami. Rozluźniony krawat zwisał na jego szyi, a marynarka tak jak ostatnio, wisiała na oparciu skórzanego fotela.
– Abigail – powiedział zaskoczony moim widokiem. – Wejdź.
Odsunął się, wpuszczając mnie do środka, ale na tyle, abym ledwo się przecisnęła, zmuszając do otarcia się o jego ciepłe ciało. Zmarszczył brwi na widok teczki, którą ściskałam w dłoniach. Stresowałam się jak zawsze w tym pomieszczeniu.
– Co cię do mnie sprowadza tego wieczoru? – zapytał.
– Przyniosłam p-projekt – zająknęłam się.
Zaskoczyłam go i nawet tego nie ukrywał. Wziął ode mnie teczkę i wstępnie przejrzał dokumenty. Potem spojrzał na mnie i zlustrował wzrokiem od góry do dołu i z powrotem. Na jego usta wpłynął uśmiech. Włożył teczkę do szuflady. Sięgnął po marynarkę, którą zarzucił sobie na lewe ramię, a do ręki wziął kluczyki od samochodu. Podszedł do mnie i objął prawym ramieniem, przyciągając do swojego ciała.
– Jedziemy do mnie – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu, a ja mimowolnie zacisnęłam uda.
•••
Z cichym mruknięciem przekręciłam się na drugi bok – a przynajmniej chciałam. Natrafiłam na przeszkodę w postaci czyjegoś ciała. Otworzyłam powieki i chwilę mrugałam, przyzwyczajając wzrok do ciemności pokoju. Ciężkie ramię przygniatało mnie do łóżka, a ciepło emanujące od męskiego ciała ogrzewało mnie.
Przekręciłam głowę i ujrzałam przystojną twarz. Blond włosy były roztrzepane, a kilka kosmyków opadło na jego czoło. Powieki miał zamknięte, ukrywając piękne, zielone tęczówki. Pełne usta były rozchylone. Oddychał lekko, spał spokojnie.
Moje serce zabiło podwójnie. Przez chwilę kręciłam się w miejscu, ocierając swoim nagim ciałem o ciało Kendalla. Mruknął coś przez sen i rozluźnił uścisk, dzięki czemu mogłam ułożyć się wygodniej, a gdy to zrobiłam, złożyłam delikatny pocałunek na jego ramieniu i wtuliłam w jego ciepły tors. Przymknęłam powieki, a on przez sen przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, zacieśniając uścisk.
Zasnęłam ponownie.
_______
Okay, przyznam szczerze, że jestem cholernie zadowolona z tej pracy. Wątek 18+ zaledwie liznęłam, jeśli chodzi o opisy. Chciałam delikatnie i tak wyszło. Powiem Wam, że uczenie się słówek z angielskiego jest przydatne. Wystarczył jeden rzut okiem na słówko "deadline", a w głowie od razu miałam całą fabułę imaginu, a napisanie go było tylko kwestią czasu. Końcówkę możecie rozumieć na wiele sposobów – właściwie nie narzuciłam niczego, macie zakończenie otwarte, sami możecie wymyślić, jak skończyła się historia Abigail i Kendalla – a ja z chęcią poczytam komentarze z Waszymi wersjami zakończenia. ;) Właściwie tego ostatniego, krótkiego fragmentu miało w ogóle nie być, ale jednak coś mnie zmusiło do napisania go – czy to dobrze czy nie, nie mam pojęcia.
Przepraszam, że przynudzam, mam skłonność do rozpisywania się. :) Do zobaczenia pod kolejną pracą.
Imagin powstawał przez dwa dni – łącznie siedem godzin, a do tego kolejnych kilkadziesiąt minut zajęło sprawdzenie go, ma nieco ponad 5100 słów. Napisanie komentarza nie zajmuje więcej niż dwie minuty. Uszanuj moją pracę i zostaw komentarz. ;)
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!