Blokada kopiowania!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

~9 Eternity

Zachód słońca w Los Angeles o tej porze roku wygląda zawsze pięknie. Nigdy nie nauczę się przestać nim zachwycać. Niebo nabiera przeróżnych kolorów, które tańczą ze sobą wspólny taniec, aż wreszcie znów zostaje tylko błękitny kolor, powoli przechodzący w czerń. To zjawisko uwielbiam najbardziej. Mogłabym siedzieć każdego wieczoru nad jeziorem i przyglądać się, jak całe otoczenie zmienia się w ciągu kilku godzin. Jestem pewna, że wcale bym się nie znudziła.
Oglądam się za siebie, tylko po to, by upewnić się, że Kendall siedzi kilka metrów dalej, po czym wyciągam butelkę piwa z małego plecaka leżącego obok mnie. Podważam kapsel kluczem do mieszkania i nie muszę długo czekać nim odleci gdzieś w bok, żebym mogła spokojnie nabrać w usta kilka pierwszych łyków. Czuję jak zimny płyn rozchodzi się po moim gardle, a następnie po żołądku. Od razu mi lepiej. Wiem już, że ten wieczór będzie udany, nawet jeśli Kendall siedzi za mną.
Krzyżuję nogi i stawiam między nimi butelkę. Ponownie patrzę na niebo. Teraz oprócz czerwieni i żółci pojawił się jeszcze pomarańcz, który idealnie poprzecinał niebo w niektórych miejscach. Odchylam lekko głowę, jednocześnie przymykam oczy, a w mojej głowie maluje się piękna wizja dzisiejszego wieczoru. Jednak nie mogę długo się nią cieszyć, bo już po chwili słyszę irytujący dzwonek mojego telefonu, więc sięgam po niego do kieszeni i jednym ruchem palca odbieram.
– Czego? – Pytam jeszcze bardziej zirytowana, kiedy uświadamiam sobie, że odbieram połączenie z numerem prywatnym. Czekając na odpowiedź sięgam po butelkę i kolejny raz biorę kilka łyków.
– Zapomniałaś o czymś – informuje mnie. Głos w słuchawce wydawał się znajomy, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie twarzy tej osoby.
– Nie – odpowiadam. – O niczym nie zapomniałam.
– Wisisz mi kasę – mówi, a moje serce automatycznie przyspiesza, przypominając o długu, jaki jestem winna Johanowi. Oglądam się za siebie i dostrzegam zmartwioną twarz Kendalla.
– A ty wisisz mi towar – szepczę ostatnie słowo. W słuchawce słyszę gardłowy śmiech Johana i wiem już, że jestem na przegranej pozycji.
Słyszę dźwięk zakończonego połączenia, więc tym razem chowam telefon do kieszeni i chwytam plecak oraz butelkę z piwem, po czym wstaję i idę w stronę chłopaka. Siadam obok niego, aby nie bać się ewentualnego ataku któregoś z podwładnych Johana. Wiem jak bardzo jest nieprzewidywalny, a napad na osobę, która winna jest mu kasę, jest czymś normalnym.
Patrzę na twarz Kendalla, która zwrócona jest w kierunku jeziora. Dostrzegam jego długie rzęsy i nawet to, jak zaciska szczękę. Denerwuje się.
– Kendall – zaczynam, ale jednym spojrzeniem skutecznie mnie ucisza.
– Jesteś popierdolona – mówi, po czym na chwilę przerywa. – Jak możesz dalej to ciągnąć? – Spoglądam na niego, czując jak braknie mi słów.
Przez dłuższy czas tylko patrzę, nie wiedząc co powinnam powiedzieć... lub, nie wiedząc co on chciałby usłyszeć. Czuję, że cokolwiek to nie będzie, on i tak wpadnie w furię, więc przenoszę wzrok przed siebie i sięgam po butelkę.
– Skończysz z tym, albo ja skończę z tobą. – Szarpie moją dłoń, chcąc zabrać butelkę, ale walczę na tyle, na ile potrafię.
– Jesteś dupkiem! – Wstaję, jednocześnie krzyczę i uderzam go rękami. Kendall wygląda jakby w ogóle się tym nie przejmował, co jeszcze bardziej wprawia mnie w złość.
– Skoro ja jestem dupkiem to kim ty jesteś, co?
– Kimś, kto nie potrzebuje twojej pomocy – mówię słowa, które wcale nie są prawdą.
Chłopak wstaje, a ja czuję, że spojrzenie, jakim mnie przed chwilą obdarował, jest już ostatnim w życiu jego spojrzeniem na mnie. Łzy napływają mi do oczu, kiedy widzę jak odchodzi w kierunku, z którego wspólnie przyszliśmy. Kopię w plecak, dając upust swoim emocjom, ale nie jest to na tyle skuteczne, by pomogło. Ponownie patrzę przed siebie i zauważam, że Kendalla już nie ma.
Odszedł.
Krzyczę tak głośno, jak tylko potrafię, po czym opadam na kolana i kulę się, aby móc spokojnie wylać kilka łez. Unoszę lekko głowę, chcąc odnaleźć wzrokiem otwartą butelkę piwa. Nigdzie jej nie widzę, przez co wpadam w większą furię. Zaczynam uderzać dłońmi w piasek, aż wreszcie przewracam się na bok i powoli staram się uspokoić. Wiem, że zajmie mi to trochę czasu, ale nie zamierzam rezygnować. Gdyby Kendall tu był, wiedziałby co zrobić.
Kilkadziesiąt minut później z plecakiem przewieszonym na jednym ramieniu zmierzam w stronę klubu, do którego zwykłam już chodzić. Idę tam pełna nadziei, że zobaczę kogoś znajomego, kto będzie miał jakiś narkotyk. Moja głowa zapełnia się samymi pozytywnymi myślami o tym, jak bardzo się dziś upiję i zrelaksuję.
Omijam ciągnącą się przede mną kolejkę ludzi w podobnym wieku do mojego, wiedząc, że jak zwykle wejdę szybciej od nich. Wyciągam z kieszeni banknot z odpowiednim nominałem, po czym stając naprzeciwko ochroniarza, podaję mu, dzięki czemu w ciągu minuty znajduję się już przy barze. Siadam na krzesełku i rozglądam się dookoła. W tłumie spoconych i śmierdzących ciał nie dostrzegam nikogo znajomego, więc przenoszę swój wzrok na loże. Drętwieją mi palce, kiedy spostrzegam w jednej z nich Johana z całą swoją świtą. Szybko odwracam głowę z nadzieją, że mnie nie zauważy.
Przede mną rozciąga się szeroka półka, na której poustawiane są różnorodne alkohole. Ręką przywołuję barmana i zamawiam to, co zwykle. Nie muszę długo czekać, żeby dostać szklankę czystej. Podnoszę przezroczyste naczynie i wlewam sobie do gardła. Czuję nieprzyjemne pieczenie, które w zasadzie nie ma dla mnie większego znaczenia. Zamawiam dolewkę, a potem kolejną i jeszcze kilka, dopóki nie czuję, że już mi wystarczy.
Patrzę na barmana i zaczynam się śmiać, choć wcale nie wiem czemu. Chłopak odwzajemnia moje spojrzenie, ale on się nie śmieje. Widzę w jego oczach to, co zawsze widziałam w oczach Kendalla – zmartwienie.
– Przypominasz mi mojego przyjaciela – mówię, a on lekko się uśmiecha.
– Zawsze to mówisz – odpowiada niskim głosem. Szeroko otwieram oczy, kiedy dochodzą do mnie wypowiedziane przez niego słowa.
– Jestem tu pierwszy raz.
– Nie, Erin, nie jesteś tu pierwszy raz.
– Tak barmanie, jestem tu pierwszy raz – powtarzam, cicho się przy tym śmiejąc. Chłopak kręci głową i podchodzi bliżej. Przez chwilę się rozgląda, a potem wyciąga telefon i czegoś szuka. Po chwili przed oczami widzę zdjęcie, na którym jestem.
– Chcesz coś dodać? – Patrzy na mnie, kiedy z powrotem chowa urządzenie.
– Podobam ci się – mówię śpiewnym tonem. – Powinieneś zmienić sobie tapetę.
– Sugerujesz, żebym ustawił sobie na tapetę najebaną dziewczynę, która ostatkiem sił zrobiła sobie zdjęcie kilka sekund przed tym jak zwymiotowała?
– Sugeruję, żebyś zapełnił mi szklankę. – Głupkowato się uśmiecham, kiedy on wykonuje moje polecenie.
Chwytam szklankę między palce i unoszę ją, ale nie mam w sobie wystarczająco dużo sił, więc upada na bar. Słyszę dźwięk tłuczonego szkła i wcale nie muszę patrzeć w dół, żeby wiedzieć, że cała zawartość rozpłynęła się po barze oraz na moje nogi. Barman podchodzi do mnie i zaczyna zbierać szkło, następnie wyciera mokre miejsca. Cały czas patrzę się na niego, czując jak powoli zasypiam. Chłopak ponownie chwyta telefon, ale tym razem wykonuje do kogoś połączenie. Nie słyszę, z kim ani o czym rozmawia. Kładę ręce na barze, a na nich głowę i pozwalam moim powiekom, aby się zamknęły.
Sen przychodzi szybciej niż sądziłam.
Obudziło mnie mocne szarpanie za rękę. Od razu unoszę głowę i przymrużonymi oczami spoglądam przed siebie, po czym czuję jak wszystkie wnętrzności podchodzą mi pod gardło. Widzę przed sobą zmartwioną minę barmana, i kilka osób siedzących dookoła. Cicho się śmieję, mimo że wcale nie jest mi do śmiechu.
– Czemu to zrobiłeś? – Pytam, przecierając prawą dłonią lewe oko. Jestem pewna, że rozmazałam sobie makijaż, ale nie przejmuję się tym.
– Czemu zrobiłem co? – Patrzy się na mnie z uniesioną brwią. Jego twarz wydaje się taka zagadkowa i tajemnicza... i właśnie w tym momencie przypominam sobie jego imię.
– Shane – mówię, a chłopak cicho się śmieje.
– Zazwyczaj zajmuje ci to więcej czasu – odpowiada i już po chwili oboje się śmiejemy. – Kendall cię niedługo odbierze – dodaje po jakimś czasie, kiedy ja uspokajam swój żołądek zwykłą wodą.
– Zawsze tak jest? – Patrzę na niego, a on tylko wzrusza ramionami, dając mi znać, że znam już odpowiedź. – Nie potrzebuję pomocy Kendalla, wrócę sama.
– Będzie tu za pięć minut...
– A mnie już tu nie będzie – przerywam mu w połowie zdania, zanim skończy mówić. Rozglądam się dookoła z nadzieją, że znajdę gdzieś Johana. Jeśli mam stąd wyjść, nie mogę doprowadzić do tego, by mnie zauważył. – Johan? – Pytam, a on delikatnie kiwa głową w kierunku, gdzie siedzi poszukiwana przeze mnie osoba.
Płacę należną kwotę, a potem wymykam się spod baru tak, aby za bardzo nie rzucać się w oczy. Nie jest to łatwe, w głowie ciągle mi się kręci, a mdłości wciąż nie ustąpiły. Mimo tego udaje mi się wyjść i już po chwili uderza we mnie mocny podmuch wiatru. Wciągam go głęboko do płuc, czując, że to minimalnie mi pomaga. Niepewnie stawiam duże kroki, żeby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca, ale z każdym kolejnym coraz bardziej się chwieję.
– Nie uciekniesz. – Słyszę znajomy głos, przez który automatycznie się wzdrygam. Zatrzymuję się i odwracam, czując jak łzy powoli napływają do moich oczu. – Masz problem – dodaje po chwili.
Nie kontroluję swojego ciała. Czuję trzęsące się za plecami ręce, czuję drgające ze strachu nogi i przede wszystkim czuję, że coś pójdzie nie tak. Coś się stanie, ale jeszcze nie jestem w stanie stwierdzić co.
– Bierz kasę i daj jej spokój. – Kendall znikąd pojawia się obok i daje Johanowi sporą sumę pieniędzy. Patrzę na niego z szeroko otworzonymi oczami, po czym skupiam swoją uwagę na odchodzącym facecie.
– Co... co ty robisz? – Ponownie przenoszę wzrok na Kendalla, a kiedy nie odpowiada, zbliżam się do niego, pamiętając o tym, by zostawić odpowiedni odstęp między naszymi ciałami.
– To co zawsze, Erin. Ile razy już tak było? Dwadzieścia? Przestałem liczyć po dwunastym. Wmawiasz mi, że nie potrzebujesz mojej pomocy, a kiedy odchodzę, rozdziera cię od środka, bo wiesz, że jest inaczej. Upijasz się i zasypiasz przy barze. Za każdym pieprzonym razem czekam na telefon od Shane, bo doskonale wiem, że zadzwoni, żeby powiedzieć, że znów to się stało. Znów zalałaś się w trupa i zasnęłaś. Czasem dodatkowo się zjarasz, ale nie stać cię już na żaden towar, a długi u tego frajera przestałaś spłacać kilka miesięcy temu, więc się ukrywasz. I kiedy budzisz się, Shane mówi ci, że już po mnie zadzwonił, że jestem w drodze... a ty próbujesz uciec, nie pamiętając, że Johan i tak cię zatrzyma, a ja i tak zapłacę twój dług, żebyś nie musiała dawać mu dupy. Wrócisz do domu i znów zaśniesz, a kiedy się rano obudzisz, nie będziesz nic pamiętać i zwyczajnie do mnie zadzwonisz, żebym poszedł z tobą nad jezioro, gdzie w spokoju będziesz obserwować niebo. I nie będziesz rozumiała, czemu siedzę kilka metrów za tobą, bacznie cię pilnując. Nie będziesz nic pamiętać, nigdy nie pamiętasz.
Patrzę na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Kendall nie odwzajemnia mojego spojrzenia. Jego wzrok skupiony jest na jakimś punkcie za moimi plecami, więc gwałtownie się odwracam i czuję mroczki pojawiające się w oczach, a potem mocne ramiona Kendalla, które oplatają moje ciało, chroniąc przed upadkiem. Dotykam jego zimną dłoń, delikatnie ją gładząc. Nawet w tej ciemności potrafię dostrzec dreszcze, które pojawiły się na jego skórze. Odwracam głowę i dopiero wtedy spostrzegam, jak blisko są nasze ciała. Spinam się, a mój wzrok automatycznie skupia się na ustach Schmidta.
– Myślisz, że nie pamiętam, ale ja zawsze wiem, że jesteś moim bohaterem – mówię, po czym pozwalam sobie przytulić się do niego. Kendall nie protestuje. Jego dłonie zaciskają się na moich biodrach, mocniej przyciągając mnie do siebie.
– Nigdy się nie zmienisz – szepcze, wprawiając zarówno mnie jak i moje ciało w poczucie winy.
– Potrzebuję pomocy.
– Jestem do twojej dyspozycji – odpowiada, a jego usta stykają się z moim czołem.


~~~

Cześć, cześć, cześć, powróciłam na tego bloga - jak widać :) a to wszystko dzięki wam ♥ Jak na razie są to moje stare dzieła ponieważ na nowe nie mam jak na razie czasu - jest czerwiec - kończy się rok szkolny więc wiecie :( Ale mam nadzieję, że was nie zawiodę :D

4 komentarze:

  1. Cieszę się ze wrocilaś. Nawet nie wiesz co czułam jak dzisiaj weszłam na tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej ! Fajnie, że wróciłaś! Świetny imagin !
    Czekam na nn !
    Xx !

    OdpowiedzUsuń
  3. Powrót <3. Świetny imagin. Dobra robota. Czekam na następny! :).

    OdpowiedzUsuń

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.