Blokada kopiowania!

czwartek, 4 czerwca 2015

~10 Miscalculate +18

+18



– Stoi?
Patrzy na mnie z lekka rozbawionym ale i pewnym siebie wzrokiem. Wierzy, że wygra. Głupiec. Z Meg nikt nie wygrywa, a on wcale nie będzie pierwszym, już ja o to zadbam.
– Stoi.
Nasz zakład pieczętujemy uściskiem dłoni. Jego dłoń jest duża, silna i nieco szorstka. Uśmiecha się. Naprawdę myśli, że wygra. Niestety ja wiem, że przegra. Gdybym nie była pewna swoich racji, nie zgadzałabym się na tak chory układ. Jeśli wygram, on musi mi zapłacić sto tysięcy. Jeśli zaś jemu przypadnie wygrana, moje ciało jest do jego dyspozycji przez cały tydzień, począwszy od jutra.
Nie rozważam przegranej. Dlatego się zgodziłam. Uśmiech na jego twarzy jest niemalże diabelski.
– Dygasz się, Meg? – kpi ze mnie.
– Ja? Raczej ty powinieneś, Kendall.
– Powiedzieć ci, co zrobię jako pierwsze, gdy już będziesz moja? Złoję twój kształtny tyłeczek na kwaśne jabłuszko.
– Jesteś chory, ale na szczęście nie wygrasz – mówię.
– Jeszcze nie zdecydowałem, czy przełożę cię przez kolano, czy może złoję ci skórę pasem – kontynuuje niezrażony moimi słowami. – Twoje pośladki będą wspaniale różowe, rozgrzane do tego stopnia, że każdy dotyk będzie wywoływał ból. A z bólu wszystko przerodzi się w przyjemność, gdy wezmę cię od tyłu.
– Nie podniecaj się za bardzo, bo potem rozczarowanie będzie zbyt wielkie – mówię z kpiną, ostudzając jego wyobrażenia.
– Auta czekają, Meg. Wyścig czas zacząć.


Trzy sekundy – o tyle okazał się być lepszy. O trzy jebane sekundy, znaczące dla mnie tak wiele. Jest pierwszą osobą, która wygrała ze mną. Z Meg, postrachem tych nielegalnych wyścigów.
Wychodzę wściekła z auta, trzaskając drzwiami, czego nie robię nigdy. Już samo to sugeruje, że nie jestem w humorze. Uśmiech satysfakcji wymalowany na bladej twarzy Kendalla sprawia, że krew wrze w żyłach, a adrenalina – spowodowana wyścigiem – podnosi się jeszcze wyżej, niemalże rozsadzając mnie od środka.
– Przyszłaś mi pogratulować, Meg? Czy powiedzieć, jak bardzo cieszysz się tym, co rozpoczniemy jutro?
– Niczego nie rozpoczniemy! – krzyczę.
Gdy tylko znajduję się w idealnej odległości, rzucam się na niego, atakując pięściami jego klatkę piersiową. Gdzieś w podświadomości wyczuwam, jak jest twarda i umięśniona.
– Ależ kotku, zakład to zakład.
– Jesteś psychiczny, Schmidt!
Pozwala mi dać upust szargającym mną emocjom. Nie odsuwa się, nie osłania, nie próbuje powstrzymać. Po prostu przyjmuje każde uderzenie z godnym pogratulowania spokojem. To sprawia, że złoszczę się jeszcze bardziej niż myślałam, że to możliwe. Do moich oczu cisną się łzy, ale nie pozwalam im wypłynąć. W końcu odpadam z sił, a jego silne ramiona obejmują mnie w talii, chroniąc przed upadkiem.
Przegrałam. I przez tydzień należę do niego.



Ostatnie uderzenie pasa spada na moje pośladki. Są rozgrzane, piekące i tak cholernie bolą. Kendall odrzuca pas na bok. Sna podłogę z hukiem, który wywołuje spotkanie metalowej sprzączki z drewnianą podłogą. Jestem oparta o oparcie wysokiego, skórzanego fotela. Mój tyłek jest w górze, nogi wiszą w powietrzu, a głowa spoczywa na poduszce, położonej na siedzeniu fotela.
Jak obiecał, tak zrobił.
Czuję się zbita na kwaśne jabłko, zupełnie tak, jak uprzedzał. Pośladki pulsują bólem, ale nie to jest najgorsze. Druga rzecz, wypowiedziana przez niego wczorajszego wieczoru, również się sprawdziła. Z bólu płynie przyjemność, której jeszcze w pełni nie zaznałam. Jestem niemal pewna, że widzi, jak bardzo jestem mokra między nogami. Czuję się, jakbym miała tam wodospad. Moje własne soki spływają stróżką po lewym udzie, a ja słyszę za sobą jego chichot.
– Podnieciłaś się, Meg.
Niepotrzebnie mi to mówi, ja to wiem. Kładzie chłodne dłonie na moich czerwonych od pasa pośladkach, a z mojego gardła wyrywa się głośny krzyk pełen bólu.
– Krzycz – mówi. – Jesteśmy sami w domku w środku lasu. Krzycz, nikt cię nie usłyszy.
Słyszę w jego głosie radość, jaką sprawia mu to wszystko. Wygrana. To, że jestem jego przez siedem dni. To, że może robić ze mną wszystko, na co tylko ma ochotę, a ja nie mogę mu się sprzeciwić – takie są warunki zakładu. Jestem w pełni jego. Mam mu się oddać, powierzyć swoje ciało.
– Ty chory zboczeńcu - wykrztuszam z siebie z trudem.
– Więc dlaczego jesteś taka mokra, Meg? Dlaczego jesteś podniecona?
– Ty sadysto – szepczę, gdy nie mam już siły na krzyk, a on lekko uderza otwartą dłonią w mój prawy pośladek.
– Ty najwyraźniej jesteś masochistką, kochanie. Podnieciłaś się. Jesteś już na mnie gotowa.
Dalej wiszę przewieszona przez oparcie fotela, gdy on jednym szybkim ruchem wchodzi we mnie od tyłu. Palce zaciska na moich biodrach, wbijając się we mnie głęboko. Jęczę. Porusza się szybko, gwałtownie. Chwilami tracę oddech. I z każdą chwilą podoba mi się coraz bardziej. Jego biodra raz po raz zderzają się z moimi obolałymi pośladkami, dostarczając mi intensywnej rozkoszy, płynącej z bólu i pożądania.
Spełnienie przychodzi szybko. Zbyt szybko. Faluję biodrami i wychodzę naprzeciw jego pchnięciom, raz, drugi i trzeci, aby na koniec wykrzyczeć jego imię i opaść bezwiednie na fotel. Czuję jego ostatnie pchnięcia i opada na mnie.
– Jak mi powiesz, że nie było przyjemnie, to cię wychłoszczę dwa razy mocniej i dłużej. A mamy na to aż siedem dni.
Zamykam oczy. Jest mi dobrze, nawet w tej pozycji, zgięta w pół na fotelu. Nawet ze świadomością, że przegrałam i jestem jego do końca tego tygodnia.

3 komentarze:

  1. Hah XD Świetne!
    'Złojona na kwaśne jabłko' XD
    Czekam na więcej tego typu 'rzeczy' :D
    Xx !

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne! Na prawdę dobrze, to napisałaś. Gratulacje :). Czekam na następny! :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny. Dobrze to napisałaś.

    OdpowiedzUsuń

© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.