Imagin zawiera treści homoseksualne, czytasz na własną odpowiedzialność.
Imagin dedykowany dla wszystkich z aska którzy mnie dopytywali kiedy taki imagin tutaj dodam :)
______________________
W głowie mi szumiało i miałem wrażenie, że wszystko wokół się kręci. Spojrzałem przerażony na czyjąś dłoń, która nagle znalazła się na moim udzie. Przesunąłem spojrzenie wyżej, aby ujrzeć zielone tęczówki przyjaciela.
Kendall siedział na krześle obok i uśmiechał się tajemniczo. Zapytałem, o co chodzi, lecz on tylko zaśmiał się głośno. Jego śmiech był tak głośny i charakterystyczny, że nie miał problemu aby przebić się przez głośną muzykę, puszczaną w klubie. Lubiłem ten dźwięk. Był irytujący, ale także przyjemny.
- Boże, Dustin, jesteś pijany.
- No i co? – Wybełkotałem.
- Chodź, idziemy.
- Ale ja nie chcę, Kendall. – Cóż, może nie do końca tak to brzmiało. Zdecydowanie sepleniłem i byłem dumny z Schmidta, że potrafił mnie zrozumieć.
Był w tamtym momencie bezlitosny. Wstał ze swojego krzesła i zarzucił sobie moją rękę na kark, ciągnąc mnie w stronę wyjścia. Chciałem się postawić i jeszcze trochę wypić. Nie czułem się pijany, ani nic takiego. Chciałem pić, tańczyć i wyrywać panienki. No, może bez tego ostatniego.
Nim się obejrzałem, Kendall wpychał mnie do czarnej londyńskiej taksówki i sam zajmował miejsce obok. Oparłem głowę o okno i przymknąłem powieki, lecz znów poczułem dłoń przyjaciela na mojej nodze.
O co mu chodzi?!
- Dustin, nie zasypiaj… - Drugą ręką szarpał mnie lekko za ramię. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem śpiący.
- Godzina? – Nie miałem siły, aby sformułować całe pytanie.
- Zbliża się druga. – Mruknął. – Błagam, nie zasypiaj, bo to ja będę cię musiał stąd zabrać.
- Nie narzekaj. – Przymknąłem oczy delektując się ciszą, mimo iż w głowie wciąż mi szumiało od głośnej muzyki.
Kierowca jechał szybko, a przynajmniej takie miałem wrażenie, gdyż już po chwili parkował przed naszym hotelem. Gdy po skończonym koncercie poszliśmy do klubu, reszta zespołu była zbyt zmęczona, więc wrócili do hotelu i pewnie już dawno spali. Moja głowa była coraz cięższa i cieszyłem się, że Kendall pomaga mi iść.
Nim się obejrzałem, wyszliśmy z metalowej windy i stanęliśmy przed drzwiami do mojego pokoju hotelowego. Światło było zgaszone i w tej ciemności, widziałem jedynie zielonkawe oczy Kendalla tuż przed moją twarzą oraz czułem jego ręce na swoim ciele, gdy przeszukiwał moje kieszenie w poszukiwaniu klucza. Nie narzekałem, jego dotyk był przyjemny, chociaż momentami bardzo intymny i zdawało by się, że jego ciało było zbyt blisko mojego. Westchnąłem cicho i oparłem głowę na jego silnym ramieniu. Poczułem jak mnie obejmuje i rysuje palcami niewidoczne wzorki na moich plecach. Mruknąłem przeciągle, gdy odsunął się ode mnie, aby otworzyć drzwi, a potem zamknąć je za nami.
Chciałem się schylić, aby zdjąć czarne vansy z nóg, lecz nim zdążyłem chociażby się ruszyć, blondyn przyszpilił mnie do drzwi i zaatakował moje usta swoimi. Jęknąłem cicho, zatracając się w tym pełnym pasji i namiętności pocałunku, zupełnie zapominając, że to do cholery, mój kumpel z zespołu! To w tamtej chwili nie było ważne. A także nie ważny był fakt, że oboje zaczęliśmy kierować się w stronę wielkiego wodnego łóżka. Nie interesowało mnie wtedy nawet to, że już po chwili moja koszulka wylądowała gdzieś na podłodze, a ja leżałem na łóżku, przyciśnięty umięśnionym ciałem przyjaciela.
A wszystko co działo się potem, zlało się w jedną wielką kolorową plamę przed moimi oczyma.
*
Obudził mnie czyjś ruch. Nie gwałtowny, ale też nie zbyt spokojny. Otworzyłem najpierw jedną powiekę, lecz promienie słoneczne, wpadające do hotelowego pokoju przez wielkie okno z czerwonymi zasłonami, skutecznie ją zamknęły. Jęknąłem i przeciągnąłem się, tak jak to mam w zwyczaju i westchnąłem, naciągając na siebie mocniej kołdrę. Jednak ciche szuranie po mojej lewej stronie zmusiło mnie do ponownego otwarcia oczu.
- Kendall?! – Pisnąłem, widząc ubierającego się przyjaciela. Automatycznie złapałem się za skronie, czując paraliżujący ból w czaszce. – Au – zawyłem i mocniej wcisnąłem głowę w poduszkę.
- Śpij, Dustin… - Mruknął.
Wziąłem dwa głębokie wdechy i ponownie spojrzałem na blondyna, który właśnie zapinał pasek w swoich ciemnych jeansach i zakładał czarną koszulkę bez rękawów. Mimo potężnego kaca, którego czułem, że mam, ale nie wiedziałem skąd, przeczuwałem, że coś w tym było nie tak jak powinno.
Co Kendall robił w moim pokoju i dlaczego się ubierał?
Nagle do mojej głowy napłynęły wspomnienia wczorajszego wieczoru. Klub, muzyka, zabawa, alkohol… I nachalne kobiety, którymi nie bardzo się interesowałem. Potem Kendall i jego ręka na moim udzie, taksówka, winda w hotelu. Ciemny pokój i dotyk jego warg. Gorący i namiętny pocałunek. Jego dłonie błądzące po moim ciele. A potem… Potem nic. Pustka. Nicość. Ciemność. Chyba zasnąłem.
Nagle przerażony poderwałem kołdrę do góry i zobaczyłem, że leżę pod nią zupełnie nagi. Przełknąłem ślinę i podniosłem wzrok na Schmidta, który stał w nogach łóżka i bawił się palcami.
- Wytłumaczysz mi co…?
- Nic nie robiliśmy – przerwał mi szybko, chcąc się wytłumaczyć.
- Jak nic, skoro ja…
- Nie rozumiesz! – Znów mi przerwał.
- Masz rację, nie rozumiem. Ale bardzo chciałbym jednak zrozumieć. – Powiedziałem wolno i wyraźnie, poważnym głosem, na co Kendall skulił się bardziej. – Byłem pijany, tak? Wykorzystałeś to! – Krzyknąłem oburzony i zasłoniłem się kołdrą po samą szyję, siadając na łóżku, alby dobrze widzieć przyjaciela.
- Nie, Dustin, to nie tak jak myślisz, naprawdę… Ja tylko… Wiem, że lubisz tak spać – dłonią kręcił niespokojnie kółka w powietrzu, szukając odpowiednich słów. – Chciałem, żeby było ci wygodnie i…
- I dlatego mnie rozebrałeś? – Mimo iż bardzo chciałem, nie potrafiłem zrozumieć jego intencji. Owszem, często chodziłem przy chłopcach z zespołu nago, ale dlatego, że się zgrywałem i robiłem z siebie debila.
- Bo ja… ja… Chciałem sobie popatrzeć – wyznał, a cała jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. Oddychał głęboko i niespokojnie.
- Popatrzeć na co? – Spytałem, nie bardzo wiedząc, jak zrozumieć jego słowa. W myślach już rozmyślałem, czy znam jakiegoś dobrego psychologa, nie tylko dla Kendalla, ale także i dla siebie.
- Och, powinienem już iść – odwrócił się zażenowany.
- Stój! Wytłumacz mi… Albo nie, nic nie mów. Chyba wiem. Jesteś homo? Od jak dawna?
- Zdałem sobie sprawę jakiś rok temu – powiedział cicho, wciąż stojąc tyłem do mnie. Opuścił głowę i mogłem sobie wyobrazić, jak znów wykręca sobie palce ze zdenerwowania.
Rok. Przez rok żyłem obok niego, nie zauważając niczego niepokojącego. Byłem przerażony… Ale z drugiej strony, odczuwałem ulgę. Sam nie wiedziałem czemu, ani z jakiego powodu. Przed oczami mignęły mi wydarzenia sprzed dwóch miesięcy, kiedy graliśmy w czwórkę w siatkówkę wodną w basenie w jednym z hoteli. Cały basen był do naszej dyspozycji. Przypomniałem sobie, jak nagle chłopaki z zespołu zniknęli pod pretekstem, którego nie byłem w stanie sobie przypomnieć. Ale zostałem sam z Schmidtem.
Blondyn nagle wpadł na pomysł, aby się ścigać, skoro jesteśmy tylko we dwóch. Zgodziłem się, wydawało się to całkiem sensownym pomysłem. Jednak w trakcie mieliśmy pewien incydent, który dzień w dzień starałem się wyrzucić z głowy.
Jego mokre ciało. Błyszczące kropelki wody na jego torsie. Mokre kosmyki ciemnych blond włosów, opadające na jego czoło. Jego zielone oczy, które dosłownie błyszczały. Jego bliskość. Był naprawdę blisko. Zbyt blisko. Pamiętałem moment, kiedy poczułem jego wzwód na prawym udzie. Pamiętałem moje przerażenie. Strach. Oraz ucieczkę.
Uciekłem i zostawiłem go samego.
Samotnego ze swoimi myślami, które z pewnością były dla niego ciężkie do zniesienia.
Mimo wyrzutów sumienia, wyparłem to z umysłu.
- Kendall? – Nawet się nie zorientowałem, kiedy wstałem. Ale stałem za nim i trzymałem dłoń na jego ramieniu.
- Odsuń się, Dustin, powinienem wyjść.
- Nie, Kendall… Ja…
- Daj spokój, gardzisz takimi jak ja, prawda? Jako jedyny z zespołu. Nie zauważyłeś nawet tego, że reszta są w związku od ponad siedemnastu miesięcy. Zawsze widziałem, jak odwracasz wzrok od par homoseksualnych na ulicy. Widziałem coś w twoim wyrazie twarzy, lecz do dziś nie wiedziałem co to. Ale już wiem. To pogarda. – Odwrócił się, abym mógł zobaczyć złość wymalowaną na jego twarzy.
Nie, nie złość. Furia. To była dosłownie furia. Zmrużyłem oczy.
- Nie masz prawa mnie oceniać, Schmidt – powiedziałem chłodno. – Zwłaszcza, że nie wiesz niczego. Niczego. – Podkreśliłem.
- Więc mi powiedz. Powiedz, czego nie wiem. No dalej… - Podpuszczał mnie. – Tak myślałem – skomentował brak mojej odpowiedzi.
Ruszył do drzwi i przekręcił klucz w zamku. I właśnie wtedy dotarło do mnie to, co tracę. Jeśli teraz pozwolę mu wyjść, stracę zarówno jego jako przyjaciela, a także i resztę gdy blondyn im powie, że nimi gardzę. Stracę ich wszystkich, czyli to, co najważniejsze w moim życiu. Stracę rodzinę. A na to nie mogłem pozwolić.
- Nie rozumiesz tego, co czuję… - Zacząłem powoli, nie widząc jak dokładnie to wyjaśnić. Jednak zatrzymał się. Z ręką na klamce, ale wciąż obecny, wciąż w pokoju. – Sam tego nie wiem. Gdy widzę… gejów… homoseksualistów… jak zwał, tak zwał. – Prychnąłem. – Gdy ich widzę, coś mnie ściska. I sam nie do końca rozumiem, co takiego w nich jest, że tak bardzo mnie fascynują. Do tego stopnia, że boję się tego. Boję się tego zainteresowania tym. – Wyznałem, a gdy on nie zareagował w żaden sposób, opadłem bezsilnie na łóżko. Oparłem łokcie o kolana i schowałem twarz w dłoniach.
I czekałem. Czekałem, aż otworzy te cholerne drzwi i wyjdzie, zostawiając mnie samego z myślami, które były dużo bardziej niż sprzeczne. Jednak nie słyszałem niczego, oprócz jego spokojnego oddechu. A po chwili także i jego kroków.
Uklęknął przede mną i oderwał moje ręce od twarzy. Spojrzał na mnie zielonymi tęczówkami i zbliżył się niebezpiecznie.
- Zrób to – szepnął. – Jesteś jednym z nas, czujesz to, prawda? Nie masz się czego bać, Dustin.
I zrobiłem to. Pocałowałem go.
Lekko.
Delikatnie.
Ledwo muskając jego usta.
Ale w tym pocałunku było coś, co dało mi poczucie bezpieczeństwa, poczucie miłości, czułości. I właśnie w tym momencie, siedząc nago na łóżku, w pokoju hotelowym, z Kendallem klęczącym przede mną, zdałem sobie sprawę, jak długo walczyłem sam ze sobą, aby zrozumieć kim jestem.
I tym jednym wydarzeniem.
Tym jednym drinkiem więcej.
Odnalazłem siebie.
I odnalazłem miłość.
Więc teraz mogło być już tylko lepiej.
_______
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!
Genialny imagin ;)
OdpowiedzUsuńMiałam łzy w oczach i nawet nie wiem dlaczego :'D
Podobał mi się taki pomysł jak ty to napisałaś
Po prostu bomba
Nie rozpisuje się
Z niecierpliwością czekam na kolejny
Pozdrawiam i życzę dużo weny :l*