Wieczorem po pracy wracałam do domu. Było już coraz zimniej, a słońce wcześniej chowało się za horyzontem. Otuliłam się mocniej granatowym szalikiem Kendalla, który znalazłam w jego samochodzie. Przyjemny zapach męskich perfum umilał mi spacer, dopóki nie usłyszałam krzyku. Bez wahania pobiegłam w stronę dźwięku, a dochodził on z mrocznej, bocznej uliczki.
Oh, proszę, czy to zawsze musi być jakaś wąska uliczka, do której nie dociera żadne światło?
Zobaczyłam tam dwie ciemne sylwetki, kobietę i mężczyznę. Nie zastanawiałam się, po prostu wyrwałam w ich stronę. Poziom adrenaliny sięgnął zenitu. Dziewczyna próbowała się uwolnić z mocnego uścisku napastnika. Zaskoczyłam go od tyłu i wymierzyłam mu kopniaka w zgięciu kolana. Momentalnie upadł z hukiem, tym samym puszczając ramię swojej ofiary. Drobna blondynka posłała mi wystraszone spojrzenie, po czym uciekła jak najdalej. Poczułam się niczym bohaterka, lecz wtedy mężczyzna niepostrzeżenie złapał mnie w pasie, obalając na ziemię. Walnęłam głową w beton i przez chwilę zrobiło mi się biało przed oczami. Bandyta trzymał mocno moje ramiona, zatrzymując w nich krążenie krwi. Usiadł na mnie, przez co nie byłam w stanie także ruszać nogami. Resztkami sił zaczęłam na oślep grzebać w torebce, aż w końcu poczułam pod palcami chłodne opakowanie. W duchu dziękowałam, że facet woli piorunować mnie spojrzeniem, niż pilnować rąk. Gwałtownie wyciągnęłam puszkę i zaczęłam psikać przed sobą gazem pieprzowym, który zakupiłam dawno temu; wreszcie się na coś przydał. Usłyszałam jak zawył, żeby po chwili zejść ze mnie. Zaczerpnęłam powietrza, gdyż powoli zaczynało mi go brakować.
Z oddali dobiegał dźwięk syren. Wtedy napastnik przebiegł po moim brzuchu, zadając mi przy tym ogrom bólu. Tym razem ja zaczęłam skomleć, niczym zbity pies, a ostatni odgłos jaki usłyszałam to cichnący stukot ciężkich butów.
Obudził mnie mocny ból głowy. Gdy otworzyłam oczy, poraziło mnie białe światło, drażniące oczy. Znajdowałam się w jasnym pomieszczeniu, które bez wątpienia należało do budynku szpitala. Westchnęłam ciężko, czując przy tym ból w okolicy żeber. Powoli zaczęłam sobie przypominać, co się wydarzyło i już wiedziałam dlaczego leżałam na sterylnym łóżku. Próbowałam ruszyć nogami, planując wstać, ale kończyny odmawiały mi posłuszeństwa. Po chwili usłyszałam skrzypienie ciężkich drzwi i wtedy do pokoju wszedł mężczyzna w białym kitlu, a za nim znajomy chłopak. Kendall bez wahania usiadł na skraju łóżka, łapiąc moją dłoń.
- Maddie, zwariowałaś? - szepnął. - Nawet nie wiesz jak mnie nastraszyłaś.
- Nic mi nie jest - odparłam, wymuszając uśmiech, ale nawet mięśnie twarzy miałam obolałe.
Nagle lekarz odchrząknął znacząco, więc spojrzałam na niego, czekając na to co powie.
- Ma pani złamane jedno z lewych żeber i wiele siniaków, ale poza tym wszystko jest w normie - powiedział chłodnym głosem, pozbawionym wszelkich uczuć.
Po tych słowach, wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych. Kendall nachylił się, żeby delikatnie pocałować mnie w czoło, jakby nie chciał, żebym poczuła jakikolwiek ból. Chociaż przez krótką chwilę mogłam odetchnąć z ulgą.
- Jesteś bardzo dzielna - przerwał ciszę Kendall. - Ale proszę cię, nie rób więcej takich numerów.
- Chciałam tylko pomóc.
- Wiem, masz złote serce, Madeline - powiedział to bardzo poważnym tonem, jak nigdy.
Te słowa sprawiły, że uśmiechnęłam się szerzej, nie zważając na protestujące policzki. Czując błogość, nawet nie wiedziałam kiedy udało mi się zasnąć.
Po wyjściu ze szpitala czułam się nieco lepiej, lecz żebra wciąż mi dokuczały. Kendall nie odstępował mnie nawet na krok, wciąż czuwał jakbym była ze szkła i za chwilę miała się roztrzaskać na miliony kawałków. Niestety było to dość dokuczliwe, a jego ciągła obecność sprawiła, że zapomniałam co to prywatność i przestrzeń osobista. Czasem był tak blisko, że nie byłam zdolna oddychać. W końcu postanowiłam z nim o tym porozmawiać, mimo że nie lubiłam takich poważnych tematów.
- Ja na prawdę potrafię zająć się sama sobą - powiedziałam.
- Nie byłbym taki pewien - odparł, zniżając głos.
- Co masz na myśli?
- Ciągle wplątujesz się w kłopoty i muszę cię cały czas pilnować.
Prychnęłam z dezaprobatą; zupełnie nie wiedziałam o czym on mówił. Miałam wrażenie, że w jego oczach jestem magnesem na złe zdarzenia, a to była kompletna bzdura.
- Ale skoro nie chcesz - syknął po chwili. - To zostawię cię w spokoju.
Tym zdaniem zakończył rozmowę, po czym wreszcie wyszedł z mojego pokoju. Marszczyłam czoło w złości, a emocje wciąż nie opadały. Czasem niepotrzebnie traktował mnie dosłownie jak małe dziecko, co potrafiło dać się we znaki. Nie znałam żadnego sposobu, żeby pokazać mu, że jestem już dużą dziewczynką i na prawdę nie musi obchodzić się ze mną jak z jajkiem.
Pogrążona w tego typu myślach, nie mogłam zasnąć, wciąż gapiąc się w sufit. Wtem niespodziewanie wybuchnęłam płaczem, co nie zdarzało się często. Łzy samowolnie ściekały mi po policzkach; nie potrafiłam ich powstrzymać. Zachowałam się jak rozpieszczony dzieciak, któremu odebrano ulubioną zabawkę.
Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki, żeby umyć twarz. Spojrzałam prosto w zielone oczy swojego odbicia w lustrze.
- Maddie, co ty wyprawiasz? - powiedziałam sama do siebie.
Widziałam już kolejne łzy, pragnące dotknąć mojej skóry, ale tym razem nie pozwoliłam im na samowolkę. Spojrzałam na zegarek, stojący na półce - druga w nocy. Późna godzina nie była mi straszna. Wróciłam do pokoju, chcąc ubrać zwykłe dresy i bluzę, po czym wyjść z domu. Musiałam przeprosić Kendalla i nie mogłam zwlekać.
Przez całą drogę do domu chłopaka, zastanawiałam się jak mogłam być taka głupia, nie doceniając jego troski. Jakby on był na moim miejscu, też cholernie bym się martwiła. Szkoda tylko, że nie pomyślałam o tym przed naszą sprzeczką.
Przyspieszyłam kroku.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon, żeby wysłać SMS-a do Kendalla, lepiej żeby wiedział o mojej wizycie. Nie wiedzieć czemu, byłam pewna, że pozwoli mi przyjść i wysłucha wszystkiego, co mam do powiedzenia. Miał prawo być na mnie wściekły, ale wciąż miałam nadzieję, że zrozumie.
Na szczęście jego pokój znajdował się na parterze, więc spokojnie mogłam do niego wejść przez okno. Gdy dotarłam na miejsce, dostrzegłam, że owe okno jest uchylone, jakby przygotowanie specjalnie dla mnie. Niezdarnie wdrapałam się na parapet, po czym zeskoczyłam na mocne, dębowe panele. Tam, Kendall faktycznie czekał; siedział na łóżku, oparty plecami o ścianę. Bez zastanowienia, usiadłam tuż obok niego i zaczęłam odgarniać niesforne kosmyki z jego czoła.
- Coś się stało? - zapytał szorstko.
- Kendall... - zaczęłam. - Przepraszam. Nie rozumiałam.
- Już rozumiesz?
- Tak - przytaknęłam. - Przepraszam.
- Nie przepraszaj więcej - polecił. - Po prostu nie odtrącaj mnie następnym razem, dobrze?
Dopiero po tych słowach na mnie spojrzał. Jego twarz znowu była bardzo poważna, a na dodatek widziałam na niej cień smutku, co sprawiło, że zabolało mnie serce. Brakowało mi jego uśmiechu, jak nigdy wcześniej. Wlepiłam wzrok w swoje kolana, wciąż czując się podle.
- Nie smuć się - powiedział. - Już dobrze.
Popatrzyłam na niego i wreszcie otrzymałam, tak bardzo upragniony, uśmiech.
Zachęcił mnie ruchem ręki, żebym oparła się o ścianę. Wtedy objął mnie ramieniem, wolną dłonią głaszcząc po włosach.
- Czasem ja mam rację - dodał, po czym pocałował mnie w czoło.
Zaśmiałam się pod nosem; faktycznie miał rację.
Wtuliłam twarz w jego pierś, a wszystko inne puściłam w niepamięć.
_______
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego taki tytuł, to chyba po prostu przez mój kaprys. Mam nadzieję, że Imagin się podoba, chociaż nie wiem czy to jest o Kendallu, bo tak jakby go tu nie ma? o.O
Ale beznadzieja :) Ale wiedzcie, że i tak Was kocham. xx
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN
Genialny imagin ;). Mi się bardzo podoba. Taki słodki i to jest wspaniałe. Kendall taki kochany i troskliwy w tym opowiadaniu ;) po prostu boski
OdpowiedzUsuńNie rozlosujemy się
Muszę już kończyć gdyż jutro muszę wcześnie wstać. Wiedz że twoje wszelkie opowiadania są niesamowite i są dla mnie inspiracją. Nie mogę się doczekać kolejnego. Z niecierpliwością czekam na nexta.
Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
Ps. My Ciebie też kochamy
Świetny imagin ;) myślę że kazda dziewczyna nie chce być bezradną dziewczynką, ale czasem warto odpuścić :-*.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny ;)
Cudo! Czekam na NN! :* :) ;) ♡♥
OdpowiedzUsuńWłaśnie odkryłam twojego bloga :) Piszesz genialnie, jakbym czytała dzieło doświadczonego pisarza <3 Z niecierpliwością czekam na nowy imagine! Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńO boziuniuuu :) prześliczny imagin ^^ czekam na nn^^
OdpowiedzUsuńKochana przepraszam za spam ale jakbyś miała ochote to zapraszam do siebie --> http://opowiadania-btr-moja-wersja.blogspot.com
KOFFAMY CIĘ ♥♥
//Tami G.
wspaniałe♡
OdpowiedzUsuńOhh. Super imagin! W takich momentach chciałabym być na miejscu tej dziewczyny. Nie mam brata więc byłoby ciekawie xd Czekam na następny imagin
OdpowiedzUsuńhaha boski:* Ania bez przesady i tak zawsze świetnie piszesz wiec sie zamknij i rób to dalej:D
OdpowiedzUsuńLove U :***
Fajny ;*
OdpowiedzUsuńNo co moge powiedziec , cudowny ;3 <3
OdpowiedzUsuń