Odwiedziłam już niemal każdy sklep muzyczny w mieście i w żadnym nie mogłam znaleźć czegoś odpowiedniego. Sprzedawcy nie mieli zielonego pojęcia o muzyce, przez co, nikt nie potrafił mi doradzić. Zdenerwowana, przemierzałam kolejne ulice, aż nagle ujrzałam niewielki sklepik, który samym swoim wyglądem zachęcał do wejścia. Bez zastanowienia, ruszyłam w jego stronę, w nadziei, że to właśnie tam znajdę to coś. Gdy otwierałam drzwi, dzwonek zadzwonił wesoło, wyrywając chłopaka zza lady z zamyślenia. Zauważyłam, że ma na sobie dokładnie taki sam kapelusz jak ja. Mało dyskretnie obejrzał mnie od góry do dołu, jakbym była ciekawym eksponatem w muzeum. Postanowiłam to zignorować i zaczęłam przeszukiwać stare, winylowe płyty. Słyszałam za sobą kroki i stukanie; walczyłam z samą sobą, żeby tylko się nie obrócić. Niespodziewanie, obok mnie pojawił się chłopak, opierający się o regał.
- Pomóc w czymś? - zaproponował, po czym uśmiechnął się pogodnie.
Wtem, w jego zielonych oczach, ujrzałam radosne iskierki. Odgarnął zagubiony kosmyk włosów z czoła.
- Jasne - nie mogłam mu odmówić.
Zachęcił mnie ruchem ręki, żebym poszła za nim. Odszedł kilka półek dalej, przystając w końcu przy jednej z nich. Chwycił płytę ze zwykłą szarą okładką, na środku której widniało uśmiechnięte rozbite jajeczko.
- Czyje to? - zapytałam, zaintrygowana.
- Odsłuchaj, powinno ci się spodobać - odparł, nie udzielając odpowiedzi na moje pytanie.
Zmarszczyłam czoło.
Skąd on mógł wiedzieć jaką lubię muzykę?
Mimo to, wyciągnęłam pieniądze z portfela, gotowa zapłacić za płytę. Widząc to, chłopak pokręcił przecząco głową. Ten gest sprawił, że momentalnie zrobiło mi się cieplej na sercu. Posłałam zielonookiemu uśmiech na pożegnanie i powiedziałam nieme "dziękuję". Po chwili wyszłam ze sklepu, wciąż przyglądając się prostej, lecz efektywnej, okładce. Szczerze mówiąc, na prawdę wyglądała na taką w moim stylu. Od razu poszłam w stronę domu, żeby jak najszybciej odsłuchać piosenki z nowej płyty.
Otworzyłam frontowe drzwi, ściągnęłam ciężkie buty i bez wahania pobiegłam do pokoju. Rozdarłam folię, a następnie otworzyłam pudełko. Na płycie widniał napis "Heffron Drive", lecz ta nazwa nic mi nie mówiła. Włożyłam krążek do mojego starego odtwarzacza. Od pierwszych nut zaczęłam podrygiwać nogą do rytmu. Położyłam się na łóżku, ale nie mogłam wytrzymać w takiej pozycji. Miałam ochotę skakać i śpiewać.
*Kendall*
Pożegnałem blondynkę najweselszym uśmiechem, na jaki było mnie stać. Dałem jej naszą płytę w nadziei, że na prawdę przypadnie jej do gustu. Liczyłem na szczęście, które sprowadzi ją z powrotem do sklepu.
Następnego dnia, gdy przysypiałem za ladą, zadzwonił dzwonek, informujący o nowym kliencie. Od razu zerwałem się z miejsca, bo nie mieliśmy zbyt wielu gości, przez co każdy był traktowany jak król. Tym razem jednak była to królowa, a konkretnie ta sama dziewczyna, która przyszła wczoraj. Na wejściu wyszczerzyła zęby, po czym w podskokach do mnie podeszła.
- Ta płyta jest absolutnie świetna! - powiedziała entuzjastycznie.
- Cieszę się, że ci się podoba - odparłem, odwzajemniając uśmiech.
Oparła się łokciami o blat, na który opadł jej długi warkocz.
- Tak właściwie to jestem Kendall - przedstawiłem się, wyciągając dłoń w jej stronę.
Wyglądała na zaskoczoną, ale uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Lucy.
- Chciałabyś pójść na koncert tej grupy? - zaproponowałem, pokazując na płytę zespołu, którą wczoraj dałem dziewczynie. - Grają w ten piątek.
- Na prawdę?! Jasne, że chcę!
Nie łatwo było ukryć ogarniającą ją ekscytację. Zaśmiałem się cicho pod nosem. Biedna Lucy jeszcze nie wiedziała, że gram w Heffron Drive. W myślach prosiłem, żeby tylko lubiła niespodzianki.
*Lucy*
Grzebałam w szafie, w poszukiwaniu odpowiedniej koszulki na koncert. W tym czasie zastanawiałam się czy to przypadkiem nie była randka? Tak to wyglądało, a szczerze mówiąc, chłopaka wcale nie znałam. Jednak nie miałam ochoty zaprzątać sobie tym głowy, bo tak czy inaczej, zapowiadało się na świetny wieczór.
Po kilku minutach znalazłam zwykłego bordowego crop topa; założyłam go bez wahania. Spojrzałam na czarny kapelusz, ale tym razem go nie wzięłam. Związałam włosy w koński ogon i byłam gotowa. Z Kendallem miałam się spotkać na arenie, ale nie byłam pewna czy to dobry pomysł; trudno odnaleźć się w tłumie. Jednak postanowiłam nie martwić się na zapas i po prostu pójść.
Stojąc między ludźmi, szukałam znajomej twarzy, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Wszyscy zaczynali wchodzić na arenę, a ja wciąż byłam sama.
Wyglądało na to, że Kendall mnie wystawił...
Nieco zasmucona, podążyłam za tłumem. Sama też potrafiłam się świetnie bawić; nie mogłam przegapić takiej okazji. Chciałam być jak najbliżej sceny, więc popychałam ludzi, żeby tylko dopiąć swego. Przy barierkach stały podekscytowane fanki. Towarzyszyło mi dziwne uczucie - każdy znał zespół od dawna, a ja nawet nie wiedziałam kto wchodzi w jego skład.
Dopiero po chwili na sali zrobiło się ciemno, co wywołało salę krzyku. Gdy światła ponownie zabłysły, na scenie stało dwóch chłopaków. Z tyłu, z gitarą, zauważyłam tę znajomą twarz, której szukałam wcześniej. Na ten widok wytrzeszczyłam oczy w niedowierzaniu.
Po koncercie jeden z ochroniarzy zaprowadził mnie za scenę, zapewne Kendall go o to poprosił. Posłusznie podążałam za muskularnym mężczyzną, czując narastające zdenerwowanie. Dłonie zaczęły mi się pocić z bliżej nieznanego powodu.
Po chwili ujrzałam Kendalla, szczerzącego zęby. Przez moment miałam ochotę mu przywalić, ale nie trwało to długo. Wyciągnął ramiona w moją stronę, po czym mnie objął; był bardzo rozgrzany. Nie wiedziałam nawet, co powiedzieć.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem - zaczął. - Chciałem ci zrobić taką niespodziankę.
Wcale nie byłam na niego zła, wręcz przeciwnie.
Po paru kolejnych spotkaniach, Kendall zaprosił mnie na próbę zespołu, tuż przed koncertem. Nie mogłam odmówić, zwłaszcza że odnalazłam w nim swoją bratnią duszę.
Próba nie była niczym nadzwyczajnym; chłopcy zwyczajnie grali, świetnie się przy tym bawiąc. Towarzyszyło im dużo śmiechu, na co patrzyło się nadzwyczaj przyjemnie.
Po zagraniu kilku piosenek, gitarzysta odszedł od swojego instrumentu i zszedł ze sceny. Bez wahania ruszył w moją stronę, ze swoim nieodłącznym uśmiechem. Radość wręcz buchała od niego, co było także zaraźliwe.
- Chodź tu do mnie - powiedział, wyciągając ręce w moją stronę.
Objęłam go w pasie i spojrzałam w wesołe oczy.
- Ostatnio jesteś taki pobudzony - zauważyłam.
- Po prostu cieszę się, że tu jesteś.
Uniosłam brew, nie dowierzając; nie spodziewałam się tego. Moja obecność, na prawdę, budziła w kimś takie głębokie emocje? Zrobiło mi się bardzo miło, kąciki ust niekontrolowanie zmierzały ku górze.
- Dobra, masz mnie - wtrącił nagle. - Nie chodzi o samą obecność.
- Co masz na myśli? - byłam zdezorientowana.
Wtem, momentalnie osłupiałam, gdy zaczął zbliżać swoje usta do moich. Przez chwilę miałam wrażenie, że ma niezwykłą moc czytania w myślach. Bez opamiętania zatraciłam się w jego słodkich wargach, co dopiero po czasie wydało się krępujące. Odsunęliśmy się od siebie, a moje policzki mimowolnie pokrył szkarłat. Na ten widok Kendall wybuchnął śmiechem, po czym pocałował mnie w czoło. Zaśmiałam się pod nosem, wtulając twarz w jego pierś.
Nie przypuszczałabym, że w niepozornym sklepie muzycznym znajdę miłość, a także swojego największego idola.
__________
Zapraszam na prolog i pierwszy rozdział: http://lastdayswithyoupolska.blogspot.com
10KOMENTARZY=NOWY IMAGIN!!
Genialny rozdz. Taki sweet :)fajny pomysł na imagin. ;) nie mogę się doczekać kolejnego. Czekam i pozdrawiam ;D
OdpowiedzUsuńMiłość w sklepie, świetne to było. Naprawdę, fajna historia. Świetny imagin. Czekam na następny!
OdpowiedzUsuń<3.
świetny imagin!czekam na nn
OdpowiedzUsuńPiękna historia czekam nn
OdpowiedzUsuńŚwietny <3
OdpowiedzUsuńOooo jaki śliczny imagin. Pisz jak najszybciej. W prost nie mogę się doczekać 😀
OdpowiedzUsuńCudowny!! ♥
OdpowiedzUsuń