Blokada kopiowania!

środa, 30 listopada 2016

~80 Internetowa znajomość

Moje życie było zwyczajne. Szkoła, przyjaciele, ploteczki w kawiarenkach i czytanie magazynów modowych. Wspaniały kontakt z rodzicami i przyjaciel od dzieciństwa. Czego chcieć więcej?
Spojrzałam na zdjęcie oprawione w ramkę, stojące na biurku, tuż obok kubka z długopisami. Dwoje małych uczniów, w granatowych mundurkach, stało i przytulało się przed gmachem szkoły. Pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj. W jej szafie wciąż wisiała spódniczka w kratkę i mała marynarka, które od dobrych 7 lat, były na nią za małe.
Kendall miał blond włosy. Nie byłam dużo od niego niższa. Górował nade mną jedynie 5 cm.
Westchnęłam cicho i wróciłam do wpatrywania się w ekran laptopa. Miałam otwarty czat na rozmowie, z zupełnie nie znaną mi osobą. No, może nie do końca nieznaną. Pisaliśmy od dłuższego czasu. Może trzy miesiące, może cztery. Był to chłopak, który ponoć mieszka w Polsce, tak jak ja. Lecz nigdy jeszcze nie widziałam go na oczy. Mimo iż byłam go ciekawa.
BigMan: Więc... Co robisz?
Juliia: Mam ochotę na lody.
BigMan: Na lody? Wiesz, że jest środek zimy a za oknem dwumetrowe zaspy? I ty chcesz lody?
Juliia: No co? Najlepiej jakby były o smaku...
BigMan: O smaku...?
Juliia: Nie wiem. Może czekoladowe? ;)
BigMan: Jej, masz ochotę na lody ale nie wiesz jakie? Dziwna jesteś ;p
Juliia: Ale i tak mnie lubisz, prawda?
BigMan: Owszem, i tak cię kocham ;)
Moje serce zabiło mocniej. Mimo iż nie wiedziałam, kim on tak na prawdę jest, czułam coś do tej osoby, siedzącej za komputerem, gdzieś w jakimś domu, kilometry ode mnie. Gdy razem z Kendallem też tak mówiliśmy, moje serce także robiło fikołki, chociaż wiedziałam, że nie powinno. Byliśmy przyjaciółmi od małego. Mieszkaliśmy przy tej samej ulicy, jedynie siedem domów od siebie.
Nie mogłam go kochać. Nie chciałam psuć przyjaźni. Zwłaszcza, że on chyba nie czuł niczego do mnie. Długo musiałam przed nim ukrywać swoje emocje. Nie mogłam przecież od tak, wyznać mu, że kocham go od kilku lat. To raz na zawsze, przekreśliło by nasze relacje, które oboje tak długo pielęgnowaliśmy.
Westchnęłam cicho, znów spoglądając na ekran. Zdziwiłam się, gdyż zielonego kółeczka, które zawsze wyświetlało się przy nazwie BigMan, nie było. Oznaczało to, że wyszedł z czatu, nawet się ze mną nie żegnając.
Momentalnie zrobiło mi się smutno. Był pewną częścią mojego monotonnego dnia. Rano do szkoły, w szkole nauka, po szkole Kendall, a wieczorem on - BigMan. Nie wiem, skąd taka nazwa. Nigdy nie chciał odpowiadać na moje pytania o to. Nie znałam nawet jego imienia. Zawsze był BigMan i nic innego. Ciekawiła mnie jego prawdziwa tożsamość, zwłaszcza, że ponoć mieszkał niedaleko, lecz nigdy nie pytałam o to, ani nie próbowałam zaaranżować spotkania.
Westchnęłam cicho i wstałam od biurka. Na ścianie obok łóżka, wisiały cztery ramki. W każdej z nich były moje i Kendalla zdjęcia. Na jednej fotografii byliśmy na plaży. Ja w zielonym bikini, a on w czarnych spodenkach. Nasze uśmiechy były ogromne. Była to impreza z okazji zakończenia roku szkolnego, trzy lata temu.
Spojrzałam na kolejne zdjęcie. Kendall w garniturze, ja w turkusowej sukience. Jego krawat był pod kolor mojej sukienki. Bal Letni, organizowany w naszej szkole co 5 lat. Było to wydarzenie niezapomniane, zwłaszcza, że byłam na nim z przyjacielem. Uśmiechnęłam się, wspominając tamtą noc. Bawiliśmy się jak jeszcze nigdy.
W oczach miałam łzy. Nie chciałam płakać. Nie mogłam. Opadłam bezsilnie na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Z moich ust mimowolnie wydostał się głośny jęk. Cieszyłam się, że jestem sama w domu, bo rodzice z pewnością by zaraz pytali, co się stało. A ja nie potrafiłabym im tego wytłumaczyć.
Usłyszałam dziwny dźwięk, więc odsunęłam poduszkę od siebie i usiadłam, nasłuchując. Bum, bum, bum. Zupełnie jakby ktoś czymś stukał. Spojrzałam na okno. Na samym środku szyby znajdowały się trzy rozbite kulki ze śniegu. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie. Pode mną, w małej odległości stał Kendall. Jedną rękę trzymał w kieszeni puchowej kurtki, a drugą chował za sobą.
- Kendall? Co tu robisz?
- Hm.. Julia, ja...
Wyciągnął zza siebie dłoń, ukazując pudełko lodów Grycan'a i uśmiechając się nieśmiało.
- O Boże, Kendall, czy ty...?
- Tak, to ja jestem BigMan.. - Wymruczał, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
Nie do końca wiedziałam, czy przez to wyznanie, czy przez mróz, który powoli zaczął wdzierać się do mojego ciepłego pokoju.
- Poczekaj, już otwieram drzwi.
Zamknęłam okno i szybko zbiegłam po schodach na dół. Otworzyłam drzwi frontowe i wpuściłam chłopaka do środka. Stanął w korytarzu, nie bardzo wiedząc co zrobić. Dłonie, w których trzymał lody, trzęsły się lekko, a on sam, omijał mnie wzrokiem.
Zdejmiesz kurtkę i pójdziemy na górę? - Zaproponowałam, na co chłopak skinął ochoczo głową. - Zrobię czekoladę i daj te lody.
Wyjęłam pudełko z jego rąk i skierowałam się do kuchni, czując wzrok chłopaka na sobie. Schowałam lody do lodówki i zaczęłam przygotowywać gorącą czekoladę. W międzyczasie słyszałam kroki, gdy wchodził na górę. Był u mnie tysiące razy i nie krępował się. Czuł się jak u siebie.
Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić rozszalałe serce. Złapałam za dwa kubki i wbiegłam po schodach, wchodząc do pokoju, gdzie czekał już Kendall. Stał przy łóżku i patrzył na te same zdjęcia, na które ja kilkadziesiąt minut temu. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że BigMan to ty? - Spytałam z wyrzutem. - Tyle ci o nim opowiadałam, że miałeś mnóstwo okazji, aby chociaż o tym wspomnieć.
- Było zabawnie posłuchać jak opowiadałaś mojemu alter ego o mnie samym - wytknął mi język, śmiejąc się lekko, lecz po chwili spoważniał. - A tak na poważnie, to... Chciałbym ci o czymś powiedzieć. Tylko...
- Tylko?
- Nie znienawidź mnie za to. - Mruknął.
Odstawiłam kubki z ciepłym napojem na biurko i podeszłam do blondyna. Ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie potrafiłabym cię znienawidzić. Jesteś moim przyjacielem.
- No właśnie, w tym problem - żachnął się.
- Kendall, o czym ty mówisz?
- Zakochałem się, Julia. - Wysunął się z mojego uścisku i stanął w pewnej odległości ode mnie.
- Och... - Mruknęłam, a moje serce rozerwało się na kawałeczki. - To dobrze, chcę żebyś był szczęśliwy - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Ale... Ta dziewczyna... - Nie wiedział jak skleić zdanie.
- Nie odwzajemnia twoich uczuć? - Podsunęłam, domyślając się do czego zmierzał.
- Chyba tak. - Ukrył twarz w dłoniach i usiadł na moim łóżku, wzdychając ciężko.
- Powiedz mi. - Spojrzał na mnie zaskoczony, nie rozumiejąc, o co mi chodzi. - Powiedz mi, kim ona jest... - Dodałam ciszej.
- Julia, to ty. - Zakrył twarz tą samą poduszką, którą ja wcześniej, zanim przyszedł. Moje serce zabiło mocniej. Był zakochany we mnie.
- Kendall...
- Nie, Julia. Wiem, spieprzyłem... Teraz mnie znienawidzisz... Cholera, mogłem się nie odzywać... - Z frustracji szarpał za włosy, zaciskając zęby. Wstał i ruszył do drzwi, chcąc zbiec na dół.
- Stój! - Krzyknęłam i złapałam go za łokieć, zatrzymując.
Niewiele myśląc, przycisnęłam swoje usta do jego. Zaskoczyłam go, gdyż zamarł w miejscu. Jednak już po chwili oddał mój pocałunek.
- Ja też się w tobie zakochałam... - Wyszeptałam w jego usta i uśmiechnęłam się szeroko.
_______


środa, 23 listopada 2016

~79 Księżniczka

Mogłam śmiało powiedzieć, że nienawidzę swojego życia. W każdej chwili mogłabym nagle umrzeć. Każdego dnia, wstawałam z wielkim żalem do całego świata. Przez pewne osoby nie miałam ochoty na nic. Szczególnie przez moją macochę. Rządziła się jak tylko mogła i mną pomiatała. Moja mama zmarła od razu po moim porodzie. Nigdy jej nie poznałam i bardzo z tego powodu cierpiałam. Ojciec ożenił się dziesięć lat po jej śmierci. Był to najgorszy dzień w moim życiu. Razem z tym ślubem zyskałam nową siostrę. Nienawidziłam jej z całego serca i dalej nie zmieniłam zdania. Suka, która zawsze ma to, czego chce. Mieszkaliśmy w dość sporym domu. Oczywiście największy pokój należał do Chloe - kochanej siostrzyczki. Jednak ja nie miałam na co narzekać. W końcu miałam swoja łazienkę i nie musiałam się nią z nikim dzielić. Miałam tylko jeden wielki problem, ze strony Madison. Była ona największym leniem jakiego znam. Nie potrafiła ugotować zwykłego obiadu i cały czas szalała za pieniądze ojca. Cały majątek po jego śmierci przeszedł oczywiście na nią. Nie zasługiwała na to, ale nic nie mogłam zrobić.
- Lola! Cholera Lola!
- Już idę! - Przetarłam swoje zmęczone oczy i zbiegłam na dół. Zaspałam? Niee, nie mogłam. Budzik zawsze dzwonił na czas. Chyba, że...Chloe.
- Śniadanie miało być gotowe dwadzieścia minut temu! - Wrzasnęła. - Spóźnię się przez ciebie na spotkanie.
- Budzik nie zadzwonił. - Próbowałam się tłumaczyć, ale to i tak nie miało sensu.
- Przez ciebie wyjdę głodna. - Skrzywiła się. - Po szkole wracasz od razu do domu.
- Jasne. - Mruknęłam.
Nienawidziłam jej, była okropna. Zwłaszcza w stosunku do mnie. Wysługiwała się mną jak tylko mogła. Sama mogła wziąć się do roboty i chociaż zmyć po sobie talerz. Do tego nie trzeba było nie wiadomo jakich umiejętności. Jak tylko wyszła odetchnęłam z ulgą. Nie musiałam już na nią patrzeć, aż do wieczora. Uważała, że idzie na mega ważne spotkanie. Niech jej będzie, ale za pewne była to kolejna wizyta w jakimś spa. Moje przygotowania do szkoły nie trwały zbyt długo. Lekki makijaż, włosy związane w koka i „normalne ubranie". Większość dziewczyn ubierała się w tych samych sklepach przez co chodziły w tych samych ubraniach. Ale to nic, ważne aby były drogie i modne. Prawda? Na miejsce dotarłam w samą porę. Równo z dzwonkiem byłam w klasie. Gdybym nawet nie przyszła nauczyciel i tak by nie zauważył. Lekcja historii była jakąś katastrofą. Większość uczniów w ogóle na nią nie chodziła, a druga połowa zajmowała się sobą. Nauczyciel zaś udawał, że nic nie widzi ani nie słyszy.
- Wredna dama dała Ci wczoraj popalić? - Lily tak właśnie nazywała Madison. Nie obrażałam się z tego powodu w końcu miała powód. Była wredna i to bardzo. Przyjaciółka miała krótkie blond włosy. Jej niebieskie oczy błyszczały za każdym razem kiedy wyszła na dwór. Była bardzo mądra, ale czasami jej głupota mnie przerażała.
- Nie, ale znając życie da mi popalić dzisiaj. - Westchnęłam. - Zaspałam...nie zrobiłam śniadania.
- Powinnaś ją zostawić, nie zasługuje na to co dla niej robisz.
- Jeszcze nie cały miesiąc i w końcu spełnią się moje marzenia. - Zaśmiałam się.
Wyprowadzka, to było coś o czym marzyłam. Potrzebowałam tylko pieniędzy, a moja praca w barze mi to ułatwiała. Mogłam zarabiać, a Madison mi tego nie utrudniała. Uważała, że lepiej będzie jeśli nauczę się odpowiedzialności. Nie miała jednak pojęcia co zamierzam zrobić, kiedy uda mi się uzbierać pewną sumę pieniędzy. Udusiłaby mnie chyba na miejscu, gdybym jej o tym powiedziała. Nie dałaby sobie sama rady. Była praktycznie ode mnie zależna. Kolejne godziny leciały strasznie szybko. Co gorsze, odwołali nam dwie ostatnie lekcje. Nie miałam ochoty wracać ze szkoły. W domu musiałam zająć się wszystkim. Był piątek, co oznaczało cholernie dużo roboty. Nie miałam ochoty sprzątać i patrzeć się na głupie uśmieszki Chloe. Na całe szczęście, nigdy nie wracałam na piechotę. Chyba, że Lily była chora. Jednak to się nie zdarzało zbyt często. Pożegnałam się z przyjaciółką i wparowałam do domu. Coś mi jednak nie grało, było zbyt głośno. Czuć było dym papierosowy i woń alkoholu. Cholera! Co się działo? Rzuciłam torbę w korytarzu i weszłam dalej. W salonie panował istny chaos. Pełno butelek i wielka chmura dymu.
- O, wróciłaś! - Blondynka wstała z kanapy i podeszła bliżej. - To jest właśnie Lola!
- Ta od filmików? - Ktoś zaczął się śmiać, a ja stałam jak kołek.
- Tak! - Krzyknęła. - To również moja prywatna służąca. - Zaśmiała się.
Rozglądałam się dookoła i nie wiedziałam co mam zrobić. Jak tylko Madison wróci pierwsze co zrobi to rzuci się do mnie. Będzie miała pretensje, ale oczywiście swoją córeczkę zostawi w spokoju.
- Kto to jest? - Spojrzałam zdezorientowana.
- Moi nowi znajomi. - Uśmiechnęła się. - Jesteśmy głodni, więc bądź tak dobra, idź do kuchni i zrób nam coś do jedzenia.
- Nie. - Odmówiłam. - Wszyscy mają się rozejść.
- Matka wraca za dwa dni, nie informowała cię? - Zaprzeczyłam. - Nie będziesz się czepiać, a ja będę robić co mi się tylko podoba. Więc zamknij się w swoim pokoju i nie wychodź z niego.
Jej ton był okropny. Mówiła do mnie jak do jakiegoś śmiecia, którego trzeba się pozbyć. Właśnie takiego zachowania miałam dosyć.
- Masz to skończyć. Teraz! - Wrzasnęłam.
- Ohh...jaka buntowniczka. - Kolejne śmiechy, a ja miałam już tego po dziurki w nosie.
Zaczęłam zbierać puste butelki i je wyrzucać. Jednak to nic nie dało. Siedzieli i jeszcze bardziej się ze mnie nabijali. Nie mogłam pozwolić na jakąkolwiek imprezę. Po niej bym miała szlaban do końca swojego życia, nawet jeśli jej nie zorganizowałam. Jedna z butelek się rozbiła i kiedy podniosłam kawałki szkła moja ręka zaczęła krwawić. Cholernie piekło, ale nawet nikt tego nie zauważył. Może i dobrze? W końcu by mieli kolejny temat do drwin ze mnie. Szybko znalazłam apteczkę, ale na moje nieszczęście wszystko z niej wypadło. Rozsypało się po podłodze i znowu byłam w kropce. Krew się sączyła, a ja musiałam to najpierw posprzątać.
- Czekaj! - Usłyszałam czyjś głos. - Pomogę ci.
Wysoki blondyn kucnął obok mnie i pozbierał wszystko do czerwonego pudełeczka. Złapał moja dłoń i ostrożnie polał po niej wodą utlenioną.
- Auć. - Skrzywiłam się.
- Wybacz, zwykle jestem delikatniejszy. - Uśmiechnął się.
- Nie szkodzi. - Nie byłam najmilszą osobą na świecie, a w tamtym momencie mój humor był jeszcze gorszy. Po zabandażowaniu mojej dłoni, podziękowałam chłopakowi i zabrałam się za dalsze sprzątanie. Tylko, że tym razem nie zbliżałam się do grupki śmierdzących tytoniem ludzi.
- Dlaczego to robisz? Chloe powinna sama ogarnąć ten bajzel. W końcu to ona ich zaprosiła.
- Ona nawet nie umie zagotować wody na herbatę, więc tym bardziej nie jest w stanie tego posprzątać.
- Nie wiedziałem, że ma dwie lewe ręce. - Zaśmiał się. - Kendall jestem.
- Lola. - Podałam mu rękę.
- Jesteście siostrami, tak? - Zapytał.
- Można tak powiedzieć.
Blondyn usiadł obok mnie na krześle i bacznie obserwował każdy mój ruch. Wydawał się miły, ale pozory czasem mylą. Starałam się sprzątać tylko jedną ręką, ale to było cholernie trudne. Naczynia leciały na podłogę, ale na całe szczęście nic się nie pobiło.
- Dlaczego z nimi nie imprezujesz? - Spytałam chłopaka.
- Nawet ich nie znam. - Mruknął. - Przyszedłem do niej jak już byli.
- Ona już jest wstawiona, więc może ich przegonisz? - Miałam cichą nadzieje, że się zgodzi. Chciałam jak najszybciej ogarnąć ten bajzel, zanim Madison wróci.
- Z chęcią. Nienawidzę jak się upija.
Odetchnęłam z ulgą. Czekałam aż towarzystwo się rozejdzie. Chłopak wziął Chloe na osobność i coś jej nagadał. Ta zaśmiała się i kazała wszystkim opuścić dom. Jak on to zrobił? Zaczęli wychodzić, udało się! Weszłam do salonu w którym strasznie śmierdziało. Otworzyłam okna i zaczęłam sprzątać. To było najczęstsze zajęcie jakie miałam. Nie miałam pojęcia skąd byli ci ludzie, ani ile już tu siedzieli. Jednak kiedy spojrzałam na blondynkę, mogłam stwierdzić, że dość długo. Ledwo trzymała się na nogach i co chwile wpadała w niepohamowany śmiech. Blondyn zabrał ją na górę i miałam nadzieje, że uda jemu się ją uśpić. Pomimo tego, że ręka cholernie piekła musiałam zebrać wszystkie butelki, zetrzeć kurze i odkurzyć. Z minuty na minutę coraz bardziej się denerwowałam, aby macocha nie weszła. Jednak może jej córeczka mówiła prawdę? Może naprawdę wyjechała na te dwa dni. Nie wiedziałam, czy mam jej wierzyć. W końcu w takich sprawach by nie żartowała...chyba.
- Usnęła. - Usłyszałam zachrypnięty głos. - Skończyłaś już?
- Tak, ale to dopiero początek. - Westchnęłam.
- Jak to? - Blondyn był zdziwiony.
- Muszę zrobić jeszcze mnóstwo rzeczy. Zrobić obiad, posprzątać kuchnie i całą górę. I jeszcze na dworze, co zajmie mi cały jutrzejszy dzień.
- Więc to prawda co mówią. - Usiadł na kanapie. - Mieszkasz z nimi dwoma i jesteś na ich usługi.
- Nie! - Zaprzeczyłam. - Wcale tak nie jest.
- A jak? - Było dokładnie tak jak mówił, ale miałam się przyznać? To było idiotyczne, ale prawdziwe. Nic na to nie mogłam poradzić. - Dlaczego tego wszystkiego nie zostawiłaś? Przecież jakby musiała, to by to posprzątała.
- Nic nie rozumiesz.
- Rozumiem...wszystko. Moja dziewczyna leży na górze nawalona, a ty ją kryjesz.
Kiedy usłyszałam, że oni są razem trochę mnie zatkało. Byłam pewna, że to jej jakiś znajomy, kolega. Nie pasowali do siebie ani trochę.
- Nie wiedziałam, że...- Urwałam.
- Że jesteśmy razem? - Zaśmiał się. - Ona nie jest zbyt wygadana na temat tego związku. Zresztą to na razie dwa miesiące.
- Tak...tylko dwa miesiące.

**** Kilka dni później ****
Kendall przychodził do nas dzień w dzień. Madison go nie tolerowała. Nie miałam pojęcia dlaczego. Razem z Chloe siedzieli na kanapie i oglądali jakieś beznadziejne filmy. Zaś ja...musiałam coś upiec. Moim współlokatorom zachciało się placka wiśniowego z przepisu matki mojej macochy. Jakby sama nie mogła tego zrobić, ale przecież ona miała dwie lewe ręce.
- Chloe się chyba zakochała. - Usłyszałam zza pleców. - On jest niedojrzały.
- Może to jej się właśnie w nim podoba.
- Myślisz? - Ugryzła kawałek kabanosa i wpatrywała się w jeden punkt. Tak jakby to tam widziała swoją odpowiedź. - On nie jest dla niej. To dobra dziewczyna, ale on jest...
- Pochodzi z dobrej rodziny, Madison. - Jej chodziło głównie o pieniądze, zawsze i wszędzie.
- Milionów nie ma. - Skrzywiła się. - Moja córka powinna umawiać się z kimś na jej poziomie. Muszę jakoś wybić jej tego chłopaczynę z głowy.
- Powodzenia. - Uśmiechnęłam się.
Czasami nie była taka zła. Dało się z nią porozmawiać, ale tylko czasami. I tylko wtedy kiedy nie chodziło o mnie. Bo wtedy był jeden wielki krzyk i zawsze musiałam się podporządkować. Rok temu zrezygnowałam z tygodniowej wycieczki, która była właściwie za darmo. Dlaczego? Bo musiałam zostać i zająć się domem. Podczas gdy we dwie wyjechały do Chorwacji. Wstawiłam ciasto do piekarnika i w końcu mogłam wyjść z tego domu wariatów. Tłumaczyłam tym dwóm pokrakom przez dwie godziny jak wyłączyć piekarnik. Nie były zadowolone z faktu, że wychodzę. Jednak mało mnie to obchodziło. Zrobiłam wszystko co kazały więc dostałam za to „nagrodę". Narzuciłam na siebie kurtkę i zabrałam plecak. Na to wyjście szykowałam się przez całe trzy dni. Nie mogłam się doczekać, aby spędzić trochę czasu z Lily. Wsiadłam na rower i ruszyłam uliczkami do domu mojej przyjaciółki. Droga była dość kręta, ale znając skróty, mogłam dotrzeć tam o wiele szybciej niż normalną drogą.
- Nareszcie jesteś. - Usłyszałam głos przyjaciółki.
- Dokąd idziemy? - Moje pytanie trochę ją zaskoczyło. No, ale w końcu miałyśmy się zabawić. Więc to było oczywiste, że o to spytam.
- Niespodzianka. - Uśmiechnęła się.
Zanim się przebrałyśmy minęło trochę czasu. Dalej nie miałam pojęcia dokąd zabiera mnie przyjaciółka. Kazała założyć dziwne stroje.
- Wow. - Spojrzałam w lustro i nie wierzyłam w to co widzę. - Wyglądam jak nie ja.
- O to chodziło, kochana. - Zaśmiała się.
Na miejscu byliśmy po dziewiątej. Ubrane jak na bal, dosłownie. Miałam na sobie długą czerwoną suknię jak kopciuszek. Na twarzy widniała maska, która nieco mi przeszkadzała. Jednak dzięki niej, mogłam wczuć się w „klimat". Nie miałam pojęcia, z jakiej okazji jest to całe przyjęcie, jednak to było to. Mogłam się oderwać od mojej codzienności i się zabawić. Po wejściu do klubu złapałam za darmowego drinka i szukałam jakiegoś wolnego miejsca. Szczerze mówiąc było mi cholernie trudno poruszać się w tej całej sukience. Przepychałam się między ludźmi i co chwile ktoś na mnie krzywo spoglądał.
- Jezu, przepraszam. - W tamtym momencie mój udany wypad się skończył. Jakiś idiota wylał na mnie swój alkohol. Zaś mój wylądował na ziemi. Byłam wściekła.
- Teraz cała się lepie! - Starałam się zetrzeć tą wielka plamę, ale było coraz gorzej.
- Naprawdę nie chciałem. - Śmiał się. Nie mogłam uwierzyć w to jak bezczelnie się zachowuje.
- Bawi cię to? - Wrzasnęłam.
- Nie. - Pokręcił głową. - Bardziej śmieszy mnie to co dzieje się za twoimi plecami.
Automatycznie się odwróciłam, a na mojej twarzy pojawił się wielki banan. Nie mogłam w to uwierzyć...jakaś dziewczyna leżała na podłodze i była w jeszcze gorszym stanie. Upaćkana ciastem. Nie mogłam przestać się śmiać. Może było to trochę niegrzeczne, ale wyglądała idiotycznie.
- Biedna prawda? - Zaśmiał się.
- Tak, naprawdę. - Uśmiechnęłam się po raz ostatni i zeszłam na ziemię. Chłopak, który właśnie mnie oblał drinkiem, stał i zachowywał się normalnie. Tak jakby nigdy nic się nie stało.
- Tak w ogóle, to wisisz mi drinka, wiesz? - Zwróciłam się do niego.
- W takim razie zapraszam, kopciuszku.
Tajemniczy chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął przez tłum rozwrzeszczanych ludzi. W tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać, gdzie może być Lily. W końcu to z nią tu przyszłam. Usiedliśmy na wolnym miejscu i czekaliśmy aż podadzą nam coś do picia. Nie trwało to nie wiadomo ile. Chłopak zdjął maskę z twarzy i nieco mnie zaszokował. Kendall. Co on tu robił i dlaczego nie był ze swoją dziewczyną?! Nie wiedziałam czy mam dalej z nim siedzieć.
- Chyba muszę uciekać. - Rzuciłam od niechcenia.
- Nawet nie wypiłaś drinka. - Skrzywił się.
- Naprawdę muszę iść. - Wstałam i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Cholera, dlaczego akurat na niego musiałam wpaść? On nie mógł wiedzieć, że tutaj jestem. Co jeśli zaraz poleciałby do Chloe i jej wszystko wypaplał? Miałabym przerąbane. Zaczęłam iść w stronę schodów i przy okazji zgarnęłam Lily.
- Co jest? - Zmrużyła oczy, ale ja nawet nie chciałam jej tego teraz wyjaśniać. Po prostu wybiegłyśmy stamtąd jak oparzone.
- On tu jest. - Szepnęłam. - Mam przerąbane.
- Co takiego? - Jak zwykle nic nie rozumiała.

****
Siedziałam na kanapie i próbowałam coś napisać. Musiałam oddać referat, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Temat był nie do pojęcia. Nagle w całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Byłam nieco zdziwiona. Nikogo się nie spodziewałam. Madison była u swojej siostry, a jej córeczka na zakupach. Podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Stał za nimi Kendall.
- Chloe nie ma. - Rzuciłam i chciałam z powrotem zamknąć drzwi.
- Przyszedłem do ciebie. - Uśmiechnął się. Nie miałam pojęcia czego może ode mnie chcieć. Czyżby chciał nawiązać do wczorajszej sytuacji z klubu?
- Nie mam dużo czasu. - Mruknęłam.
- Chciałem ci tylko to oddać. - Podał mi srebrną bransoletkę.
- Skąd ją masz? - Byłam zdziwiona, w jaki sposób dotarła do niego.
- Kopciuszek zawsze coś gubi. - Puścił oczko i zaczął odchodzić.
- Kendall! - Wybiegłam za nim. - Skąd wiedziałeś...?
- Na początku nie miałem pojęcia. - Zaśmiał się. - Jednak ja się nigdy nie mylę.
- Proszę nie mów Chloe, będę miała przerąbane.
- Tej suce? - Zmrużył oczy. - Nie zamierzam.
- Suce? - Zdziwiłam się. - To wy już nie jesteście razem?
- Nie. Wczoraj ze mną zerwała i muszę przyznać, że jest mi z tym dobrze. - Zaśmiał się.
- Nie rozumiem...was facetów. - Uśmiechnęłam się.

**** Dwa Miesiące Później ****
- Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - Pisnęłam z radości.
- Cicho, bo nas usłyszy. - Lily była podjarana tym wszystkim, jeszcze bardziej niż ja. - Już nie mogę się doczekać, po prostu nie mogę.
- Pamiętaj, że to nie jest pewne. Nie wiadomo czy to prawda.
- Kendall ma najlepszego ojca, on na pewno ci pomoże.
Kilka dni temu, robiąc wielkie porządki na strychu znalazłam coś godnego uwagi. Mianowicie, były to dokumenty mojego ojca. Zaczęłam je wszystkie przeglądać, aby móc stwierdzić co się nadaje do zatrzymania. W tamtym momencie, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Znalazłam coś, co niedługo miało odmienić całe moje życie. Był to testament. Madison musiała go schować, bo dla niej był cholernie niekorzystny. Wszystko przepisał na mnie i tylko na mnie. Nie było w nim nic o Chloe, ani jej matce.
- Lola! - Jego głos wywołał na mojej twarzy wielki uśmiech. Zaczęłam biec w jego stronę i od razu rzuciłam mu się na szyje.
- Tęskniłam. - Szepnęłam, a Kendall bardziej mnie do siebie przytulił.
- Ja też, ale już wszystko będzie dobrze.
Od kiedy zerwał z Chloe nasza znajomość „rozkwitała". Spotykaliśmy się prawie codziennie i wspaniale się dogadywaliśmy. Kilka dni temu wyjechał do jakiejś ciotki, a ja zostałam sama. Niestety dalej tkwiłam razem z macochą. Wszystko poszło na marne, a ja nie mogłam się wyprowadzić. Nie mogłam uwierzyć, że moje kontakty z Kendallem były tak dobre. Był tylko jeden problem. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Cały czas siedział mi w głowie. Jego uśmiech wywoływał na moim ciele dreszcze. Zakochałam się w nim, ale to przecież niedorzeczne. Nie znaliśmy się długo, a poza tym był z moją siostrą. Dojechaliśmy do domu Schmidta, gdzie miałam spotkać się z jego ojcem. Miał mi wszystko wytłumaczyć. Niestety nie znałam się na tych wszystkich dokumentach.

**** Kilka tygodni później ****
- Wypijmy za to, że w końcu jesteś wolna! - Lily podniosła kieliszki z szampanem i uroczyście się nimi stuknęliśmy. Rozprawa, która trwała, poszła bardzo szybko. Myślałam, że będzie gorzej. Jednak się myliłam. Ojciec Kendalla był niesamowitym prawnikiem. To dzięki niemu odebrałam wszystko co do mnie należało.
- Lola możemy pogadać? - Blondyn był nieco zdenerwowany, jednak za nic się nie domyślałam o co może chodzić. Zostawiliśmy Lily samą na dole, a oboje weszliśmy na górę. Kiedy dotarliśmy do mojego pokoju nastała krępująca cisza.
- O co chodzi? - Spytałam zdenerwowana.
- Bo ja...- Urwał.
- Kendall? Proszę mów. - Podeszłam bliżej chłopaka, a ten się uśmiechnął.
- Nie wiem, jak mam to powiedzieć. - Zaczął nerwowo przeczesywać włosy.
- Tak po prostu.
- W porządku. - Zaśmiał się.
Przyciągnął mnie bliżej i spojrzał prosto w oczy. Jego usta zbliżyły się do moich i złożył na nich delikatny pocałunek. Nie wierzyłam w to co się dzieje. On naprawdę mnie pocałował?
- Zakochałem się. - Szepnął mi do ucha. - Tylko nie wiem czy ty...
- Tak. - Uśmiechnęłam się. - Zakochałam się w tobie, Kendall.
Wpiłam się w jego usta i nie chciałam przestać go całować. Miał miękkie wargi i cudownie całował. Ta chwila mogła trwać wiecznie, w końcu całował mnie sam Kendall Schmidt. Nikt by nie chciał tego przerywać.

______
Halo, halo??!! Co tu takie pustki? Jest tu ktoś jeszcze kto czyta moje wypociny?


© Kordelia| WioskaSzablonów | X | X | X |.